4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wczorajszy dzień nie był najlepszy. Po tym, jak ta jędza wpadła do domu i zabrala rzeczy dla Victorii i wyszła, Jones zdenerwował się tak mocno jej bezczelnością, że wyrzucił kubek przez okno. Po tej akcji zaczęliśmy się z tego śmiać, a po posprzątaniu wydarzyło się coś bardzo dziwnego. Moj szef niespodziewanie poprosił mnie o... "przytulasa". Oczywiście się zgodziłem. Oboje po tym powędrowaliśmy do naszych sypialni. Położyłem się i zacząłem rozmyślać, jak dziwnie się będę czuł z faktem, że będę tutaj tylko z Jonesem, ponieważ ta żmija nie odda mu Victorii przez następny tydzień. No trudno, przynajmnij będę mógł na niego popatrzeć. To znaczy, nie żeby coś, ale moje oczy wyjątkowo lubiły widok jego twarzy i ciała, a zwłaszcza spoconego zaraz po siłowni. Rozmyślając tak o tym, jak świetnie byłoby mieszkać w takim domu na zawsze, szybko zasnąłem.
Obudziłem się około godziny dziesiątej. Clark powiedział mi, że nie muszę wstawać wcześnie, bo nie ma z nami Victorii. Jak codziennie po wstaniu z lóżka, poszedłem się umyć. Po prysznicu ubrałem się wygodnie. Nie wysuszyłem włosów, więc wyglądały tak, jakbym miał je obcięte od garnka. Zszedłem na dół z wciaz mokrymi włosami. W kuchni spotkałem już czystego i ubranego Jonesa.
- Dzień dobry - przywitałem się, miło uśmiechając. Podszedłem do blatu, przy którym stał i spojrzałem co robi.
- Dobry... - odparł, przełykając trochę jajecznicy, którą zwinął z patelni zaraz przed moim przyjściem.
- Jak się panu spało? - zapytałem z grzeczności. Nigdy nie wiedziałem co powiedzieć, gdy druga osoba nie odezwała się pierwsza.
- Nie mogłem zasnąć do około dwunastej, ale szczerze mówiąc, to się wyspałem. A ty? - Przemieszał potrawę na patelni, po czym wyłączył gas.
- Zasnąłem zaraz po ułożeniu się pod kołdrą - oczywiście skłamałem, bo do dwunastej rozmyślałem, jak piękne jest ciało Jonesa.
- Zjesz trochę? - zapytał, wskazując na jajecznicę z kiełbasą.
- Z chęcią - odrzekłem i wyciągnąłem talerze z szafki, po czym postawiłem je na blacie, a sam udałem się, by usiąść przy stole. Po krótkiej chwili Jones podał mi jedzenie, a sam poranek spędziliśmy miło. Rozmawialiśmy o tym, jaka okropna jest matka jego córki. Po zjedzeniu, Jones zwrócił się do mnie.
- Wiesz o mnie całkiem dużo, a ja o tobie prawie nic... - Uniósł brew, po czym podparł ramiona o stół. - Opowiedz mi coś o sobie.
Trochę mnie zamurowało, bo nie wiedziałem od czego mam zacząć i co mu naściemniać, żeby nie dowiedział się o moich okropnych problemach finansowych, mimo że i tak już ta sytuacja z pociągiem była podejrzana.
- No więc... Mieszkam jakies sześć godzin stąd. Pierwszy raz jestem w miejscowości nad morzem. - Przeczesałem dłonią włosy, kontunuując. - Mimo że Anglia to wyspa, to nigdy nie byłem nad wodą. - Wzruszyłem ramionami. Cmoknąłem ustami, rozglądając się dookoła i myśląc, co jeszcze mam powiedzieć.
- Naprawdę? Nigdy nad morzem? - Zaciekawiony Jones zmarszczył brwi.
- Nigdy. - Cieszę się, że zapytał. Nie będę musiał mówić dalej.
- No to wybierzemy się kiedyś, jak już Victoria wróci... - Zauważyłem po jego wyrazie twarzy, że "ugryzł się w język". Wiedział, że mnie już tutaj nie będzie, gdy mała wróci. - Wybacz... Zapomniałem, że musisz wracać w niedzielę.
- Nic się nie stało. Sam mogę się wybrać, skoro i tak praktycznie nie będę miał co robić przez brak Vicky. - Westchnąłem, opadając na krzesło plecami i wiążąc ramiona na klatce piersiowej.
- O nie, nie - powiedział, kiwając palcem. - Nie pójdziesz sam. Jeszcze mi się zgubisz i co wtedy? - zapytał, robiąc duże oczy. - Wybierzemy się razem na plaże na kilka godzin.
Pokiwałem glową przecząco.
- Co my będziemy tam robić we dwójkę? - starałem się wybić mu ten plan z głowy. W ogóle, od kiedy on taki miły?
- Posiedzimy, wypijemy piwo, możemy popływać... Wciąż jest sezon, więc nie beęie problemu - rzekł, po czym ziewnął i się przeciągnął, napinając mieśnie ramion. - Mam sesje do załatwienia dzisiaj, więc lecę i wrócę za parę godzin. - Wstał, zabrał talerze, wrzucił do zlewu i wyszedł, machając mi na pożegnanie. No i jak zwykle zostałem sam, nie wiedząc co mogę robić, a co nie. Zawsze się wstydziłem pytać ludzi w twarz, więc wpadłem na pomysł napisania wiadomości.
"Hej, mogę skorzystać z basenu?"
Po krótkim czasie dostałem twierdzącą odpowiedź, więc postanowiłem pójść na górę, przebrać się w strój i popływać. Gdy wróciłem ubrany w koszulkę i spodenki, pod którymi miałem moje czarne kąpielówki, wyszedłem tylnymi drzwiami, kierując się w stronę basenu. Przeszedłem kilka metrów i stanąłem bosymi stopami na krawędzi. Rozłożyłem ręcznik i zrzuciłem z siebie ubrania, zostając w samych kąpielówkach. Nie wstydziłem się swojego ciała. Nie byłem mocno zbudowany lub umięśniony ani zbyt chudy. Miałem ciało typowego nastolatka. Zawsze lubiłem pływać, więc nie miałem problemu z dostosowaniem się do temperatury wody. Przeszedłem na głębszy koniec basenu, podniosłem oba ramiona i wskoczyłem, robiąc średni hałas. Przez chwilę poczułem gęsią skórkę na całym ciele oraz bąbelki otaczające mnie. Wynurzyłem się i przetarłem oczy, ciężko oddychając. Rozejrzałem się wokół, po czym przepłynąłem wzdłuż basenu i w pewnym momencie postanowiłem położyć się na wodzie głową do dołu. Nie było dzisiaj mocnego słońca lecz można było odczuć duszną i gorącą atmosferę. Modliłem się tylko, by nie było burzy, ponieważ panicznie się jej boję. Od dziecka zawsze chowałem się pod stół podczas burzy. Mama wtedy czytała mi bajki, a gdy trochę podrosłem, zacząłem słuchać muzyki pod kołdrą, bo pod stół się już nie mieściłem. Gdy przestałem rozmyślać pod wodą, do moich uszu dotarły wibrację wody i bardzo niewyraźne krzyki. Podniosłem się spanikowany i ujrzałem Jonesa z przerażonym wyrazem twarzy.
- Co się stało?! - zapytałem zdezorientowany całą sytuacją.
- Myślałem, że utonąłeś, debilu! - wrzasnął na mnie karcąco. - Do mnie, teraz! - Wskazał palcem na miejsce obok niego z wściekłością w oczach. Podpłynąłem do niego i wyszedłem z wody. - Nie pozwalam ci na dłuższe pływanie tutaj!
- J-ja przepraszam! - Odwróciłem od niego wzrok, łapiąc swoje dłonie za plecami. Czułem ten narastający stres w mojej głowie, która zaczynała mnie już boleć od niego. - Zawsze tak robię... Nie wiedziałem, że się tak tym przejmiesz... P-przepraszam. - Z zimna zacząłem się lekko trząść, a do moich oczu napływały łzy. Powstrzymałem jednak płacz, odchodząc ze smutną miną.
- Czekaj... - powiedział, przełykając głośno ślinę. - Podejdź tu.
Zrobiłem tak, jak powiedział. Niezbyt chciałem, ale stanąłem przed nim, patrząc mu w oczy. Nagle poczułem, że oboje się do siebie zbliżamy. W momencie, gdy nasze usta były bardzo blisko siebie, Jones rzekł: "przepraszam" i złożył na moich ustach lekki pocałunek. Po tym zbudziłem się z transu i niemal co nie zemdlałem.
- CO TO MIAŁO BYĆ?! - zapytałem przestraszony, zdezorientowany i spanikowany w tym samym momencie, dotykając swoje usta.
- Nie słyszałeś nigdy o "całusie na przepraszam"? - zapytał, przechylając głowę w lewo jak szczeniaczek, ze zmarszczonymi brwiami i znakiem zapytania na twarzy.
- N-nie? - odparłem ironicznie. Odkąd pozwolił mi mówić do siebie po imieniu, nabrałem trochę odwagi, jeśli chodzi o rozmowy z nim.
- No wiesz, moja matka była francuską, mieszkałem tam do jedenastego roku życia, więc znam trochę kultury francuskiej - rzekł, lekko prychając pod nosem tak, jakby się chwalił. Z resztą, przeważnie tak brzmiał.
- Ale skąd ja mam je znać? - zapytałem retorycznie. - Jestem rodowitym Anglikiem, przepraszam, że nie znam kultur świata.
- Nie ma sprawy, dajmy sobie już z tym spokój - westchnął, przewracając oczami. - We Francji ludzie całują się niemal co kilka minut. Na przywitanie, na pożegnanie i w tym również na przeproszenie. - Mówił to wszystko podczas podawania mi ręcznika i powrotu do domu.
Gdy dotarliśmy do budynku, poszedłem do łazienki przebrać się w coś, co jest odpowiednie dla służącej, czyli dresy i biała koszulka. Po przebraniu się wrociłem do salonu, w którym siedział Jones i oglądał telewizję. Niespodziewanie klepnął ręką miejsce obok niego.
- Klapnij sobie. Victorii nie ma, a dom jest czysty, więc masz wolne do prawdopodobnie dnia, w którym wrócisz do domu. - Zaśmiał się cicho.
Przez chwilę myślałem nad odmową i usadzeniem się na fotelu, oraz o tym, dlaczego on jest dla mnie taki miły. Możliwe, że to przez to, że nie ma Victorii i nie ma dla kogo innego być miłym. Usiadłem zaraz obok mojego szefa, kuląc nogi i podstawiając je pod brodę. 
- A ty co tak sztywno? - zapytał. - Możesz sobie usiąść jak chcesz. To, że pracujesz u mnie nie znaczy dokładnie, że jesteś moją pokojówką, którą będę traktować jak zwierzę - westchnął, patrzac się na mnie ze zmarszczonymi brwiami i leciutkim uśmiechem w kąciku ust. Trochę się zakłopotałem, bo zawsze byłem grzeczny i nie lubiłem zwracać na siebie uwagi, ale wbrew temu rozsiadłem się na kanapie i spojrzałem w telewizor. Akurat w tym momencie leciała druga część ulubionego filmu mojej mamy o pewnym bokserze o imieniu Rocky Balboa, pewnie wszyscy wiedzą o czym mówię. Niezbyt lubiłem ten film, ponieważ przez brak DVD, moja mama musiala ogladać go na laptopie, którego zawsze potrzebowałem,  gdy robiła sobie maraton.W momencie gdy poczułem uderzenie zmęczenia, zdałem sobie sprawę, że z kolejnymi częściami filmu dochodziło coraz więcej piwa w dłoniach mojego szefa, co mialem nadzieje nie zwiastowało niczego złego, gdyż nie lubię pijanych ludzi. Niestety w pewnym momencie zacząłem czuć ten nieprzyjemny smród alkoholu od mojego szefa. Stwierdziłem, że wolałbym go tutaj zostawić i iść spać, ponieważ minęły około trzy godziny odkąd tutaj z nim usiadłem. On w tym czasie zdążył się wygodnie rozsiąść z rozkraczonymi nogami. Już miałem wstawać lecz, niefortunnie dla mnie, Jones położył rękę na moim kolanie. Speszyłem się lekko i spojrzałem na jego dłoń, a potem na niego.
- I co tam u ciebie młody? - zapytał, mrugając szybko oczami, by odgonić zmęczenie. Po chwili podsunął się do mnie bliżej.
- D-dobrze, chyba. - Zakłopotałem się lekko, nie wiedząc co zrobić. Ten bez slowa przysunął się do mnie jeszcze bliżej. Tak blisko, że swoim kolanem dotykał mojego i przy okazji wciąż trzymał na nim swoją dłoń.
- Jak ci się żyje w moim domu? - zapytał ponownie, cicho śmiejąc się pod nosem.
- Bardzo mi się... podoba... - wymamrotałem, obserwując wciąż co robi.
- Wiesz... - zaczął, powoli przysuwając się do mnie. - Życie bez żony jest czasami męczące... - Podniósł dłoń z mojego kolana i umieścił ją na moim poliku. - Nie ma kogo kochać... - Pogłaskał mnie. - Ale odkąd jesteś tutaj... a ja ci płacę... - Przysunął moją twarz do swojej. - ... Mogę robić co chcę.
W tym momencie całkowicie straciłem kontrolę nad sytuacją, ponieważ Jones zaczął mnie całować lecz nie był to pocałunek jak ten nad basenem. Było to bardziej romantyczne, namiętne. Chyba pierwszy raz w życiu czułem coś takiego jak w tym momencie. W krótkiej chwili wylądowałem na plecach z moim szefem na sobie. Czułem jak jego dłonie dotykają mojego ciała.
I właśnie w tym momencie się obudziłem.
Otworzyłem szeroko oczy i podniosłem się z oparcia, rozejrzałem się dookoła i zdałem sobie sprawę, że wciąż jesteśmy w połowie drugiej części filmu, a Jones nadal pije pierwsze piwo. Musiałem zasnąć zaraz po tym, jak usiadłem na kanapie. Nie zauważyłem, że zasnąłęm. Przetarłem oczy i poczułem nieprzyjemne gniecenie w kroczu. Świetnie. Teraz musiałem tutaj czekać, aż nie opadnie. A co do snów, to miałem ich coraz bardziej dość. Już drugi taki, a jeszcze nie minęła połowa tygodnia. W chwili jak tylko poczułem, że erekcja opada, wstałem.
- A ty gdzie? - zapytał zdezorientowany Clark. - Film się jeszcze nie rozkręcił.
- Lecę spać. Jak widziałeś, przysnąłem na chwileczkę, a teraz to już totalnie odpadam - rzekłem, ziewnąłem i zwróciłem się na górę, by położyć się spać. W pokoju przebrałem się i położyłem. Zasnąłem szybko bez żadnej głupiej potrzeby, przez ten głupi sen. W pewnym momencie uslyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. Spojrzałem się szybko w stronę dzwięku i ujrzałem Jonesa bez koszulki w szarych dresach.
- Nie mogę zasnąć, chodź do mnie...

-*-
Wybaczcie mi za taką długą przerwę, ale miałem "mały" brak weny. Na szczęście udało mi się to ogarnąć i mamy nowy rozdział akurat na dzień dziecka! c:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro