7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pod koniec tego jakże leniwego dnia, Jones zaproponował wyjście na drinka. Ten pomysł naprawdę mnie zszokował, bo nie byłem pewien czy mój szef wie ile mam lat. Zgodziłem się, bo w sumie nie miałem wyboru. Nawet gdybym powiedział "nie", on wyciągnąłby mnie, a raczej wyniósł, z domu prosto do baru. Wstałem z pozycji siedzącej i przeciągnąłem się, tym razem już ubrany w bokserki. Zastanawiałem się, dlaczego postanowił zdjąć mi majtki razem z resztą ubrań.
- Długo ci zajmie doprowadzenie się do ładu? - zapytał mnie nagle Clark, gdy już miałem wychodzić.
- Nie, muszę umyć twarz i się porządnie ubrać - odpowiedziałem mu spokojnie, odchodząc. - Będę gotowy za piętnaście minut. - Uśmiechnąłem się do niego przy wyjściu, po czym usłyszałem jak wstaje. Przeszedłem zgrabnie do swojego pokoju naprzeciw. Ponownie się przeciągnąłem i zajrzałem do szuflady z ubraniami. Wyjąłem jak zwykle czarne rurki i czarny T-shirt z tanim, lekko spranym nadrukiem rzymskiej bogini miłości - Venus. Zarzuciłem to wszystko na siebie szybko i poszedłem do łazienki. Nachyliłem się nad odkręconym kranem, i umyłem twarz żelem. Wytarłem się i wyszedłem, rzucając swój ręcznik na łóżko.
Gdy wyszedłem spotkałem, moim oczom ukazał się Jones, który wyglądał jak po dobrych dwudziestu godzinach snu i długiej kąpieli. Miał na sobie białą koszulę z podwiniętymi rękawami i zwężane dżinsy. Na jego twarzy dostrzegłem bardzo atrakcyjny, kilkudniowy zarost. Zacząłem się zastanawiać, jakim cudem doprowadził się do takiego stanu, w tak krótkim czasie.
- Gotów? - zapytał mnie, poprawiając lewy rękaw koszuli. Przebudziłem się z transu i szybko pokiwałem głową. - To dobrze. Podoba mi się twój T-shirt. - Obleciał mnie wzrokiem od góry do dołu i na odwrót. - Venus to moja ulubiona bogini - zaśmiał się lekko pod nosem.
Oboje zeszliśmy na dół. Jones zabrał portfel z blatu w kuchni, po czym wyszliśmy, a on zamknął drzwi. Było ciemno, lecz można było dostrzec gdzie się idzie. Nagle pod dom podjechała srebrna taksówka, co mnie lekko zdziwiło.
- Kiedy zamówiłeś taksówkę? - zapytałem zdezorientowany.
- Gdy się szykowałeś. Zajmuje ci to wieki, a że mam zamiar też wypić drinka, postanowiłem, że zamówię taksi i najwyżej jak będziemy wracać, to zamówię kolejną - zachichotał pod nosem, po czym lekko szturchnął mnie w ramię i podszedł szybko do samochodu. Wsiadł, a ja pobiegłem za nim i zrobiłem to samo.
Taksówkarz ruszył po tym, jak Jones powiedział mu gdzie jedziemy. Nazwa klubu "Night Time, Our Time" brzmiała bardzo tanecznie. Miałem tylko nadzieje, że nie będzie to zbyt głośny bar. Nie przepadałem za huczną muzyką i tonami ludzi. Robiło mi się przez to niedobrze i zawsze czułem się zgubiony.
Podróż do klubu zajęła nam około dziesięć minut. Gdy wyszedłem z taksówki, bardzo się zachwyciłem. Przez ten krótki czas zdążyło się zrobić całkowicie ciemno, jednakże światła klubów rozjaśniały wszystko wokół. Wszędzie pełno ludzi, różnorodna muzyka grała z każdej strony. Stragany z drinkami, jedzeniem i innymi bzdetami były rozłożone po całej długości tej jakże ruchliwej uliczki. To chyba ta znana "imprezowa ulica", która jest w każdym mieście prócz mojego.
Bar "Night Time, Our Time" znajdował się w trzecim budynku po lewej stronie. Jones złapał mnie za rękę i szybko zaczął przebijać się przez tłumy ludzi, a ja tylko czułem, jak coraz bardziej jest mi niedobrze. Gdy dotarliśmy, ujrzałem wielki neon z nazwą klubu i dobiegające z piwnicy Electro rodem z lat 90-tych. Kiedy zeszliśmy do piwnicy, ujrzałem tonę ludzi tańczących do piosenki Britney Spears. Wszędzie były kolorowe światła jak w klubach z amerykańskich filmów. Pijani ludzie, próbujący uprawiać seks dyskretnie, bardzo mnie obrzydzali a tutaj było ich całkiem sporo. Miałem tylko nadzieje, że uda mi się wejść do toalety, w której nikogo nie będzie. Spojrzałem na bar. Był zaskakująco pusty, więc razem z Clarkiem skierowaliśmy się w jego stronę. Usiadłem obok niego na wysokim obracanym krześle.
- Ale tutaj głośno! - wrzasnąłem do mojego szefa. - Pierwszy raz nie słyszę nawet własnych myśli!
- Tak, wiem, ale mam tutaj zniżkę! - Kiwnął głową w stronę baru. - Patrz na to! - wyciągnął z kieszeni jakiś kawałek papieru wyglądający jak wizytówka. Podał ją barmance, a gdy ona ją zobaczyła otworzyła szerzej oczy, a zaraz po tym zapytała co podać. Zdziwiła mnie ta akcja.
- Coś lekkiego proszę! - powiedziałem do barmanki. Po kilku minutach razem z Jonesem mieliśmy już swoje drinki. Dostałem Whisky z Colą, mimo że może się wydawać, że to mocne, to akurat ten egzemplarz był bardzo lekki, ku mojej uciesze.
Piłem powoli, by alkohol nie uderzył mnie za szybko w mózg. W tym czasie, Jones co jakieś piętnaście minut zamawiał coś nowego i za każdym razem coś innego. Patrzyłem tylko jak się upija. Po około godzinie przy jego łokciu stały trzy wysokie szklanki, cztery kieliszki, jeden kufel i dwie niskie szklanki. Ja właśnie kończyłem swojego trzeciego drinka. Czułem, jak lekko kręci mi się w głowie. Gdy spojrzałem w oczy mojego szefa, widziałem bardzo mocne zmęczenie. Szczery uśmiech nie schodził mu jednak z twarzy, co sprawiało mi radość. W pewnym momencie wstał, mocno się zachwiał, lecz złapał równowagę.
- Idę do kibla! - krzyknął do mnie, a ja szybko wstałem i złapałem go za ramię, bo widziałem, jak ledwo idzie. - C-co ty ro-o-obisz? - Rozciągnął pytanie.
- Pomagam ci dojść do kibla tak, żebyś bezpiecznie wrócił - zaśmiałem się lekko.
- Dziękuję. - Spojrzał na mnie z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
Toaleta nie była daleko, tylko kilka kroków od baru. Pomogłem Jonesowi podejść do czerwonych drzwi jednej z kabin lecz niefortunnie, gdy je otworzyłem, ujrzałem parę, która zabawiała się tak dobrze, że nawet nas nie zauważyli. Zatrzasnąłem szybko drzwi z wielkim hukiem, po czym usłyszałem, jak coś głośno spadło i razem z Jonesem wybuchliśmy głośnym śmiechem, bo to było oczywiste, że to laska, która świetnie się bawiła, spadła z kolesia, gdy trzasnąłem drzwiami.
- Użyj pisuaru - powiedziałem, wciąż się śmiejąc.
Puściłem ramię Jonesa, który od razu podszedł do pisuaru, oparł się o ścianę i zaczął sikać. Po chwili para wyszła z kabiny, więc postanowiłem się odwrócić i udawać, że mnie tam nie ma. Na szczęście nie zwrócili na nas uwagi.
- Skończyłem! - wydarł się mój szef, a ja szybko go uciszyłem głośnym "Csii!".
Po chwili, jak na pijanego przystało, Jones postanowił się odwrócić, nie chowając swojego ptaszka w spodnie. Szybko odwróciłem wzrok, rumieniąc się.
- Oh, Sorki korki... - zachichotał, chowając przyrodzenie w majtki. Jednakże jego spodnie wciąż były odpięte. Postanowiłem zrobić to za niego, podszedłem i chwyciłem za guzik, próbując go zapiąć.
- Och! Och! A co ty tam macasz? - zapytał głupkowatym głosem.
- Nico, zapinam ci spodnie - westchnąłem.
- No jasne, jasne - zaśmiał się głośno. - "Spodnie" - zaakcentował, robiąc charakterystyczny cudzysłów w powietrzu.
- Nie pochlebiaj sobie, kochasiu - rzuciłem, po czym puściłem jego spodnie i odwróciłem się, wychodząc. Gdy byłem już na korytarzu prowadzącym na główną salę, Jones dogonił mnie.
- Jedźmy do domu... - Oparł głowę o moje ramię, bardzo nisko się schylając.
- Potrzebujemy taksówki, a ja nie mam przy sobie telefonu, by zadzwonić - rzekłem, na co czarnowłosy wyjął telefon z kieszeni i mi go podał.
- Jaki masz kod? - zapytałem spokojnie.
- Nie wiem... - wymamrotał pod nosem.
- Jak to "nie wiem"? - Załamałem się.
- Może chodźmy do hotelu, jest niedaleko - wymamrotał ponownie prosto do mojego ucha, po czym podniósł się i zakręcił szybko głową, by się otrząsnąć.
- To prowadź - powiedziałem.
Jones przeszedł obok mnie, a ja popędziłem za nim. Przeszliśmy jakoś przez tłum ludzi. Wydostaliśmy się na zewnątrz. Jones musiał na chwilę przystopować, by odpocząć po wchodzeniu po schodach. Na dworze było chłodno lecz wciąż głośno i jasno od świateł. Gdy mój szef odzyskał oddech, ponownie otrząsł się i poszedł powolnym, chwiejącym się krokiem w stronę ciemnego wyjścia z klubowej ulicy.
Dotarłszy do cichszej części miasta, ujrzałem wysoki budynek, wyglądający bardzo staroświecko, niczym hotele z lat 50-tych. Był jednak bardzo odnowiony i wyglądał jak zbudowany wczoraj. Gdy weszliśmy do środka, recepcjonistka spojrzała na nas miłym, lecz dziwnym wzrokiem.
- Proszę pokój dla dwóch - odezwał się Jones.
- Jedno łóżko? - zapytała.
- Nie! - rzuciłem szybko.
- Ile będzie za dwa łóżka na jedną noc? - zapytał Jones bardzo zmęczonym głosem, opierając się łokciami o biurko recepcjonistki.
- Sto dwadzieścia funtów - odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy, a ja pomyślałem sobie "Ile?!".
Wyciągnąłem portfel Jonesa z jego tylnej kieszeni, otworzyłem i ujrzałem brak karty bankowej.
- Ech... Jones... - zacząłem przemawiać do niego, na co on się odwrócił w moją stronę. - Nie masz karty, musimy zabrać jedno łóżko...
- Za jedno będzie dokładnie sześćdziesiąt. - Na jej pomarszczonej twarzy ponownie pojawił się ten sztuczny uśmiech. Wyjąłem z portfela potrzebną sumę, a recepcjonistka automatycznie podała mi klucz z numerem pięćdziesiąt sześć. - A teraz zabierz mi stąd tego pijaka. - Zignorowałem to i chwyciłem Jonesa za dłoń, prowadząc do pokoju.
Na mapie było napisane, że nasz pokój jest piętro wyżej, więc trzeba było użyć windy, by się tam dostać. Stojąc naprzeciw windy, przycisnąłem guzik, a winda automatycznie się otworzyła. Można było wywnioskować, że jest tutaj mało ludzi bo jest drogo. Gdy drzwi windy się zamknęły, Jones puścił moją dłoń.
- Czekałem na to już trochę za długo... - wymamrotał.
Chwycił mnie za szczękę i przyciągnął do siebie. Po chwili w swoich ustach mogłem czuć tylko posmak alkoholu, lecz nie przeszkadzało mi to, bo jego usta były tak miękkie i przyjemne, że nie mogłem zatrzymać tego co się działo. "Ping" i otwieranie się drzwi windy nie przeszkodziły nam. Jones dosłownie podniósł mnie i zawiesił na jego biodrach. Nie przerywając pocałunku, szedł powoli korytarzem, wciąż się chwiejąc przez alkohol. Gdy doszliśmy do pokoju, Clark otworzył szybko drzwi, po czym je zatrzasnął, kiedy oboje znaleźliśmy się w środku. Rzucił mną od razu na łóżko i wszedł na mnie. Jedną ręką podpierał się o materac, a drugą trzymał pod moją koszulką.
Między pocałunkami mieliśmy krótkie przerwy na złapanie oddechu. Podwinął moją koszulkę, przejeżdżając dłońmi po moim ciele. Moje ręce znajdowały się pod moją głową. Czułem, jak powoli jego dłoń zniża się coraz bardziej w dół. Wjechał nią pode mnie, wsuwając ją w moje spodnie. Czułem jego duże męskie dłonie na swoich pośladkach. Jedno z najlepszych uczuć na świecie. Oderwał się od moich ust i przeniósł je na mój brzuch. Zostawiając pocałunki w takiej kolejności, w jakiej schodził w dół. Był już przy moich bokserkach, gdy nagle przypomniała mi się pewna rzecz. Mój wiek.
- Przestań - powiedziałem, łapiąc go za głowę, która była dosłownie nad moim kroczem.
- Ty tak na poważnie? Nie robiłem tego chyba od dwóch miesięcy. - Ponownie się podparł łokciami zaraz obok mojej głowy, dając mi całusa.
- T-tu nie o to chodzi... - Puściłem jego głowę i odwróciłem wzrok, cały czerwony. - Jest pewna rzecz, którą musisz wiedzieć...
- Co takiego, masz chłopaka? O, a może dziewczynę? - Zaśmiał się. Spojrzałem ponownie na niego.
- Nie, akurat tego nie mam, ale... - Przełknąłem głośno ślinę. - Mam dopiero piętnaście lat...
- Masz...ile? - Uniósł wysoko brwi, kiwając głową, po czym chyba dotarło do niego to, co mówię, bo zmarszczył brwi.
- Piętnaście, technicznie to wciąż czternaście... - Ponownie przełknąłem głośno ślinę. - Po tej niedzieli mam urodziny w środę.
Przez chwilę Jones wisiał nade mną nieruchomo, prawdopodobnie przetwarzając informacje.
- J-ja m-m-myślałem, że masz przynajmniej szesnaście! - Podniósł się i ze mnie zszedł. - J-ja nie mogę uwierzyć, że ledwo co nie rozdziewiczyłem czternastolatka! - Podniósł głos, a ja podniosłem się z łóżka, poprawiając swoje ubrania. - Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?! - Spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem. - To kłamstwo chyba mnie najbardziej boli!
- Bałem się, że mnie wyrzucisz... - Spuściłem głowę w dół i spojrzałem w inną stronę.
- Nie wyrzuciłbym cię! - Podszedł do mnie łapiąc mnie za ramiona - Przecież to ja zaproponowałem ci tę pracę i praktycznie wszystko! Nie zrezygnowałbym tak o! - pstryknął palcami. - Wiedziałem, że nie masz pieniędzy!
- J-ja... Jest mi bardzo przykro...
- Och, no mam nadzieje, że jest! - Odszedł ode mnie, krocząc szybko w stronę okna i z powrotem. W tym momencie poczułem, jak z moich oczu spływają pojedyncze łzy. Przetarłem oczy dekoltem koszulki i skierowałem się do wyjścia. Gdy Jones spojrzał w moją stronę, na jego twarzy pojawił się wyraz poczucia winy i smutku, lecz wciąż czułem, że jest zły. Chwyciłem za klamkę drzwi, a po tym usłyszałem tylko:
- A gdzie ty się wybierasz? - zapytał mnie.
- Wiem, że nie chcesz mnie widzieć teraz... - rzekłem, nie odwracając się.
- Masz racje, niezbyt mam na to ochotę, ale gdzie masz zamiar iść? - zapytał mnie. Nic nie odpowiedziałem. Usłyszałem kroki w moją stronę. - Nie idziesz nigdzie... - Położył dłoń na moim ramieniu. - Idź się połóż do łóżka, oboje jesteśmy zmęczeni, a ja zaczynam odczuwać już kaca. - Syknął, masując swoją lewą skroń.
- D-dziękuję... - odparłem i nie spoglądając na niego, skierowałem się do łóżka. Zdjąłem swoje czarne rurki i wsunąłem się pod kołdrę. Jones wciąż stał w tym samym miejscu. Mimo zamkniętych oczu, czułem jego wzrok na sobie. Po chwili Clark zgasił światło i położył się obok mnie, odwrócony plecami. Po chwili głuchej ciszy usłyszałem tylko krótkie:
- Nie ma za co, młody.
~*~
Witam moich kochanych czytelników! Jak Wam się podobała akcja na końcu? Myślicie, że Tonny dobrze zrobił mówiąc Jonesowi ile ma lat? Czy raczej powinien dać się przelecieć? Hahaha. Tak czy siak, mam nadzieje, że Wam się podobało i że zostawicie po sobie coś miłego, co da mi siły na pisanie następnego rozdziału. ❤️

(Dopisuje to na szybko, zeby Wi-Fi z busa stojacego obok mi nie zniknelo. wiec prosze nie czepiać sie o bledy w gramatyce i interpunkcji)
Wiec tak, mozliwe, ze na nastepny rodzial, będziecie musieli troche poczekac, bo jestem w trakcie pisania ale niestety, gdy przyjdzie czas na nastepny, nie bede mial jak go dodac, przez brak internetu. Mam nadzieje, ze wytrzymacie. ❤️❤️❤️
Widzimy sie niebawem 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro