°one°

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Co czuje sportowiec po upadku?
Ból.
Upokorzenie.
Bezsilność.
Strach.

Tak Ana mogła opisać swoje uczucia po upadku na halfpapie. Pięknie uderzyła w stok, łamiąc rękę i zrywając więzadło. Bała się pożegnania ze swoją pasją-snowboardem.

Wolno jak ślimak weszła do centrum rehabilitacji. Rozpoczynała właśnie trzeci tydzień ćwiczeń. Znajdowała się w jednej z najlepszych placówek w Kanadzie.

- Cześć John - przywitała swojego fizjoterapeutę.

- Em... Hej- nawet na nią nie spojrzał.

Zmarszczyła brwi. Był dziwnie zdenerwowany.

- Hej, co się stało? - spytała.

- Tak jakby źle zapisałem kogoś na zajęcia i mam jednocześnie dwie osoby. Ciebie i nowego- mruknął i zawstydzony spuścił wzrok.

- Nie ma problemu - zaśmiała się. - Mogę trochę poćwiczyć sama, a zajmiesz się tym chłopakiem.

Mężczyzna się uśmiechnął.

- Myślę, że możesz się z nim dogadać.

- A to czemu?

- Snowboardzista. Mark McMorris.

Wytrzeszczyła oczy. Słyszała o jego strasznym wypadku, w którym prawie zginął. W takim porównaniu, jej był jak złamanie paznokcia.

Ostatnio widziała Marka na żywo pięć lat temu na ostatnich zawodach slope stylu w jakich uczestniczyła. Potem zrozumiała, że to nie dla niej i skupiła się na Halfpapie. Czasami startowała też w Big Air i Crossie.

- Hej, żyjesz?

- Jasne- odpowiedziała. - Nie wiem czy będzie chciał rozmawiać. Zawsze był nieśmiały. Przynajmniej w czasach kiedy widywałam go na zawodach.

- John! - krzyknęła Kate, ortopeda. - Mark już jest. Cześć Ana!

- Hej!

Oboje ruszyli w kierunku sali do ćwiczeń. Oczywiście dziewczyna nie mogła dotrzymać Johnowi kroku, ze względu na poruszanie się o kulach.

Mark siedział na wózku i przejeżdżał wzrokiem po każdym zakamarku sali. Wyglądał jak cień człowieka. Podkrążone oczy, były też smutne i bez uczucia. Bez tej zazwyczaj widocznej iskierki szczęścia.

- Witaj jestem John i będę twoim fizjoterapeutą- uścisnęli sobie ręce. - To Ana, także snowboardzistka. Przez przypadek umówiłem was na jedną godzinę, ale dziś Ana poćwiczy sama.

Kiwnęła głową. On także. Gdy już odchodziła, usłyszała jego głos.

- Mam wrażenie, jakbym skądś cię znał.

- Brałam kiedyś udział w Pucharze Świata w slope stylu razem z tobą . Później zrozumiałam, że to nie dla mnie i skupiłam się na Halfpapie- wytłumaczyła i podeszła do jednego ze stanowisk.

- Chyba nie tylko dlatego - odezwał się znowu. - Robisz furorę w historii Halfpapie.

- A ty w historii Slope Stylu- odkrzyknęła.

- A ja nie wiem o czym mówicie! - zawołał John, doprowadzając ich do śmiechu.

Zaczęła od próby utrzymania nogi w górze. Następnie powoli zaczęła poruszać nogą na lewo i prawo. Pod górkę zrobiło się gdy próbowała zgiąć nogę w kolanie. Zrobiła to tylko w niewielkim stopniu.

Spojrzała w kierunku McMorrisa. Widziała ból w jego oczach, kiedy patrzył na swoje prawe kolano. Słyszała jak syczy, wykonując ćwiczenia razem z Johnem.

Tak samo wyglądały jej początki. Ale miała wolę walki, która nie pozwoliła jej zrezygnować i się poddać. Walczyła o pełną sprawność.

O powrót na stok.

Zajęcia skończyli po około godzinie. John razem z Aną pomogli Markowi przesiąść się na wózek.

- Dzięki za cierpliwość - powiedział terapeuta. - Następnym się tak nie walnę w godzinach.

- To nie był żaden problem - powiedział McMorris, a do jego oczu na chwilę wróciły te zabawne iskierki. - Było miło.

- Dokładnie- odezwała się Soller.- Powtórzymy to kiedyś.

- Jeśli chcecie - zaśmiał się instruktor. - A teraz won mi stąd. Zaraz mam kolejnych pacjentów.

Ana i Mark ruszyli w kierunku wyjścia.

- Miło było cię poznać - powiedziała, widząc czekającą na nią przyjaciółkę. - Muszę już iść.

- Jasne. A, czekaj - podaj jej małą karteczkę. - Mój numer.

- Dzięki. Pa!

Podeszła do Natalie. Była ona rudowłosą, wysoką dziewczyną pochodzącą z Norwegii. Lubiła snowboard, ale nie tak jak Ana. Nat była łyżwiarką figurową i to kochała nad życie.

- Czy to przypadkiem nie był Mark McMorris?

- A był.

- I dał ci swój numer?

- Tak- potwierdziła Kanadyjka.

Nat zamyśliła się na chwilę.

- Markana! - zawołała.

- Co? - spytała zdezorientowana szatynka.

- Nazwa waszego shipu.

- Nie wpadłaś przypadkiem pod samochód? Bo chyba masz coś nie tak z głową- powiedziała Soller i uniosła wysoko brwi.

Natalie tylko się zaśmiała, wzięła blondynkę pod rękę i razem ruszyły w kierunku samochodu.

Po dziesięciu minutach mordęgi, udało mi się wsiąść.

- Jedziemy do Starbucksa? - spytała łyżwiarka.

- Jeszcze się pytasz? Jasne, że tak.

Usiadły razem przy stoliku.
Nie widziały się tydzień, bo Nat poleciała do Norwegii na imprezę charytatywną, gdzie razem z innymi sportowcami zbierali pieniądze na dzieci potrzebujące opieki psychologicznej.

- To przerażające jak wiele osób teraz ma depresję lub inne choroby psychiczne - skończyła swój monolog.

Rudowłosa sama miała kiedyś depresję i anoreksję.

- Wiem- szepnęła, kiedy nagle coś jej się przypomniało. - A cóż to, czyżby media przyłapały cię na randce? Z moim kolegą, Marcusem Kleveland'em?

- Och, przymknij się! - schowała twarz za włosami.

- Ha! To ja powinnam wymyślić nazwę shipu!

Norweżka pokręciła tylko głową i dopiła swoją kawę.

- Kiedy masz następne zawody?- spytała Ana.

- Mistrzostwa Norwegii za tydzień- odpowiedziała łyżwiarka.- Znów muszę cię zostawić.

Zrobiła smutną minę.

- A kiedy są następne zawody w snowboardzie?

- Co mnie pytasz? Nie wiem, odpoczywam- odparła blondynka.

- Przecież wiem, że doskonale się orientujesz- rudowłosa wywróciła oczami.

- Dopiero za pięć miesiące w Nowej Zelandii. Mam zamiar wystartować w slope stylu, żeby się trochę rozruszać- wyjaśniła Kanadyjka.

Nat kiwnęła głową.

- Wiesz, nie chcę tu czegoś sugerować, ale może ta przerwa dobrze ci zrobi? Przed upadkiem miałaś już dość sezonu i tych oczekiwań. Pamiętam jak bardzo byłaś zmęczona.

- Masz rację. Do upadku nie doprowadził błąd techniczny czy sprzętowy. To była moja głowa. Miałam już dość. Tuż przed samym zjazdem zrobiłam największy błąd jaki mogłam. Włączyłam telefon i zasypały mnie te komentarze pełne nadziei na moją wygraną i hejtu za ostatni nie wygrany konkurs. Bo kogo obchodzi, że byłam piąta? Pod stokiem nie zagrano kanadyjskiego hymnu i dodatkowo nie było mnie nawet na podium. Kiedy wygrywasz, wszyscy wychwalają cię pod niebiosa. Pójdzie ci choć troszeczkę gorzej, już nie masz formy. Już straciłaś w oczach kibiców. Już się do tego nie nadajesz, mówią. A na naprawdę chciałam sprawiać kibicom radość. Ale przed tym finałowym przejazdem po prostu miałam już tego po dziurki w nosie- dziewczyna wyrzuciła z siebie wszystko, z czym od dawna się mierzyła.

Musiała się po prostu wygadać. A Natalie była osobą, której mogła zaufać bardziej niż samej sobie.

Dziewczyna spojrzała na nią ze zrozumieniem.

- Wiele razy oglądałam skoki narciarskie- zaczęła Natalie.- Jest tam zawodnik, Kamil Stoch. Legenda, najlepszy ze wszystkich. Wygrał wielkiego szlema, Turniej Czterech Skoczni. Później też wygrywał wszystko. Ale za każdym razem ciążą na nim wielkie oczekiwania. Jak to się mówi... Sukces ma wielu ojcu, a porażka to sierota. Kiedy wygrywał, wszyscy nazywali go kimś niesamowitym. Ale gdy szło mu gorzej, od razu pojawiali się tak zwani "sezonowcy". Mówili, że od razu wiedzieli, że on jest słaby i się nie nadaję. Ale on się nie poddaje. Ty też tak możesz. Jesteś świetna i nie możesz pozwolić, aby ktoś to kwestionował.

Rudowłosa wstała z krzesła i mocno ją przytuliła.

- Upadłaś? Powstań, załóż koronę i kopnij w dupę każdego kto spróbuje cię stłamsić.

- Dziękuję Nat- szepnęła Soller i mocno wtuliła się w łyżwiarkę.

Cieszyła się, że miała taką przyjaciółkę. Czuła, że już niedługo porzuci kulę i pokaże niedowiarkom jak się wygrywa. Chciała wrócić z przytupem.

***

Dwa tygodnie później, chcąc zrobić niespodziankę swojemu terapeucie przyszła do centrum godzinę wcześniej.

Idąc normalnie- bez kul.

Weszła do recepcji i poczuła na sobie zaskoczone spojrzenia pracowników.

Podbiegła do niej Kate.

- Brawo!- zakrzyknęła ortopeda.- John pozwolił ci je odstawić?

- Coś tam gadał, ale chyba bardziej w żarcie. To zrobiłam mu niespodziankę- zaśmiała się dziewczyna.- Gdzie on jest?

- Ma zajęcia- odparła lekarka.- Z Markiem, więc chyba możesz wejść.

Soller klasnęła radośnie w dłonie i najszybciej jak potrafiła, ruszyła w kierunku sali.

Przez oszklone drzwi zobaczyła swoich przyjaciół.

- Witam państwa!- wrzasnęła, wpadając przez drzwi.

John i McMorris popatrzyli na nią w szoku.

- Ja tylko żartowałem z tymi kulami!

- Wow- zawołał Mark.- Jestem pod wrażeniem. Jak ci się chodzi?

- Nawet dobrze, tylko trochę sztywno. Ale to może przez tą atmosferę, bo jest lekko sztywno w tej poczekalni- odpowiedziała, a szatyn się zaśmiał.

Wyglądał lepiej niż przed tygodniami. Był uśmiechnięty, wesoły i bardziej wyspany. Poruszał się także bez wózka, co nie uszło uwadze Any.

- Tobie też nieźle idzie.

- Prawda? Jestem na maksa szczęśliwy- uśmiechnął się.- John twierdzi, że za półtora miesiąca będę mógł zacząć trenować.

- A ty?- spytał fizjoterapeuta.- Kiedy wracasz do treningów?

- Jak tylko będę mogła się już lekko i bezproblemowo poruszać. Może za dwa tygodnie- odpowiedziała. -Jestem strasznie szczęśliwa i zadowolona z siebie.

John wyszedł z pomieszczenia mówiąc, że chyba Kate go wołała.

Ana wywróciła oczami.

- No, to chyba koniec moich zajęć- mruknął Mark.- Chcesz gdzieś iść?

- Niedaleko jest fajna kawiarnia. Mają przepyszną gorącą czekoladę- uśmiechnęła się pod nosem.

- Spróbuję dotrzymać ci kroku- zaśmiał się sportowiec.

Lecz sytuacja okazała się odwrotna.

- Jakim cudem potrafisz tak szybko poruszać się na tych kulach?! Cholera, Mark! Czekaj ty potworze!- krzyczała.

Chłopak wybuchł śmiechem i stanął.

Blondynka uderzyła go w ramię.

- Jesteś okropny!- zawołała ze śmiechem.- Dobra, chodź na tą czekoladę. Zimno mi.

Oboje weszli do małej kawiarenki.

Było w niej ciepło i przytulnie. Mnóstwo kolorowych poduszek, ściany w ciepłych kolorach i wspaniałe ozdoby, które idealnie dopełniały wygląd wnętrza.

Usiedli na kanapie w rogu.

- Kiedy planujesz wrócić do Pucharu Świata?- spytał.

- Myślę, że na zawody w Cardronie będę już gotowa. A ty?

- Chciałbym wystartować tam gdzie ty. W końcu to slope style. Ale nie wiem czy mi się uda- odparł niepewnie.

Ana chwyciła jego dłoń i powiedziała:

- Na pewno ci się uda. Wierzę w to.

Chłopak uśmiechnął się do niej.

Oboje dopili swoją czekoladę i wyszli z kafeterii.

- Masz jak dojechać do domu?- spytała.- Mogę cię podwieźć?

- Dziękuję za propozycję, ale już napisałem do brata. Czeka na mnie- odparł.

Soller przytuliła go na pożegnanie i ruszyła w kierunku swojego Opla.

W tym czasie Mark podszedł do swojego brata.

A Craig siedział na masce samochodu i szczerzył się jak głupi do sera.

- Podoba ci się!- zawył jak wilk.

- Zamknij się i pomóż mi wsiąść- warknął lekko wkurzony.

Przecież Ana Soller mu się nie podobała.

Prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro