5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ana

-czemu mówisz, że to nie twój brat i jesteś zazdrosna to akurat widać gołym okiem-mowi pewnie

-tak gołym jak ty dzisiaj w kuchni?-mowie rozbawiona po czym zaczynamy się śmiać

-taa... Dobra nie zmieniaj tematu i mów o ci biega

-o ten tramwaj co...

-Ana!- krzyczy rozbawiony Shawn

-tak?- pytam z oczami Shreka

- możesz mi zaufać. Oco chodzi?

-moja matka od zawsze się nad nami jakoś tam znęcała psychicznie. Przy ludziach przykładną rodzinka, a w domu horror. Harry pewnego dnia po prostu zniknął zostawiając tylko kartkę do nich, że ich nienawidzi i ma ich dość. No, a mi, że jeszcze po mnie wróci. Byłam dzieckiem, więc uwierzyłam. On miał wtedy prawie 18 lat, więc w dzień jego urodzin czekałam. Cierpliwie czekałam z plecakiem z najważniejszymi rzeczami pod domem. Marzłam w chuj, ale czekałam na braciszka, który miał przyjechać po swoją siostrzyczkę. Tamtego dnia dostałam 6 razy grubym skórzanym pasem za; nieposłuszeństwo, naiwność, próba ucieczki,  płacz, krzyk, ból. Cały tyłek miałam siny. Pamiętam, że nie mogłam na nim usiąść przez długi czas. Miałam tylko 14 lat. Teraz po 4 latach sama zaczęłam żyć. Rodzice na początku mnie o to wszystko obwiniali, ale gdy skończyłam 16 lat zaczęłam walczyć o swoje. W wakacje pracowałam, żeby zebrać oszczędności i w razie potrzeby uciec od nich. No i ostatnio tak dużo się nazbierało, że uciekłam, a ty mi pomogłeś. Dzwoniłam wszedzie gdzie by mnie mogli przyjść, ale nie ma szans z psem... A tymbardziej takiej rasy jak Pegaz no i nieznajoma... Właśnie może zostać?

-czekaj co? Masz jeszcze jednego psa, czyli tamto w kuchni to...- nie dokańcza, bo mu przerywam

-wracałam z Pegaz z spaceru i szłyśmy po moście i coś się ruszało w worku i zatapiało, więc wskoczyłam do wody i wyciągnęłam ją. Nie ma mowy, że ją oddam, ale jeśli ci to przeszkadza to się wyprowadzę...gdzieś... indziej? - mówię, a raczej pytam

-Nie!- krzyknął, a potem podrapał się po karku i spojrzał niepewnie na mnie- mm...przepraszam. nie musisz się wyprowadzać...Tak...miło z tobą tu jest...

-o...yy...okej

Patrzelismy sobie chwilę w oczy, a potem shawn się podniósł i wybiegł z pokoju. Patrzyłam chwilę na drzwi zastanawiając się co się stało.

-pff...zawsze tak jest- szepnelam do siebie i się położyłam na łóżku przytulając Pegaz i Bezimienną... Nagle usłyszałam szelest przez co odrazu usiadłam

Nie zgadnięcie kto to był... Tak to shawn z gitarą. Hahah...śmieszne co nie? Ale realne! Usiadł na łóżku po turecku i patrzył na mnie, a potem zaczął grać. (Media) Zaczął śpiewać piosenkę od Adele, a potem a stwierdziłam, że zaśpiewam inny kawałek piosenki do tego i tak jakoś się stało, że przegrywaliśmy sobie w pewnych momentach śpiewając inny kawałek piosenki, a czasem śpiewaliśmy to samo... Patrzyłam mu cały czas w oczy, które teraz się tak pięknie jarzyły. Było w nich nieopisane szczęście i mogę się założyć, że w moich też, bo czułam się jak w niebie. Uczucie nie do opisania... Było cudownie... W końcu shawn skończył grać i dalej patrząc sobie w oczy przybliżyliśmy się do siebie jak za pomocą magicznej różdżki. Lekko musnełam jego usta, a on zrobił to samo... I jak za pomocą tej samej magicznej różdżki się gwałtownie od siebie
Oderwaliśmy z powodu bicia brawa i gwizdów. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam swojego brata z kamerą w ręku, który uśmiechając się gwizdał. Był taki sam jak wtedy, gdy byliśmy mali... Taki sam, a jednak inny... Dosyć Ana ogarnij się... Obok niego stała dziewczyna ta co wcześniej i z wielkim uśmiechem patrzyła na nas i biła brawo.
Mój braciszek w trakcie, gdy ja byłam sama z rodzicami szukał sobie dziewczyny, a w sumie narzeczonej i żył szczęśliwie, gdy mną pomiatano... Był szczęśliwy, a o siostrze nie pomyślał, a teraz szczęśliwy bił mi i shawnowi brawo. Pochylilam się na łóżku i szepnelam Shawnowi do ucha;

-Shawnie... Wrócę, ale muszę iść...

Po tym wstałam z łóżka biorąc szczeniaczka na ręce i zawołałam Peg, biorąc  torebkę. Zarzucilam sobie bluzę na ramiona i wyszłam z domu. Szybko weszłam do windy i z torebki wyciągnęłam obroże dla Pegaz, żeby przypadkiem ktoś nie pomyślał, że bezdomna czy coś. Zapielam jej i wtedy otwarły się drzwi windy.  Wyszłam z szczeniaczkiem na rękach i Peg i poszłam do samochodu. Wpuściłam Peg do tyłu, a szczeniaczka dałam obok niej.

Zapaliłam samochód i wyjechałam na ulicę. Na początku zastanawiałam się gdzie jechać, a na koniec tych "rozmyślań" stwierdziłam, że pojadę do zoologicznego. Tak też zrobiłam. Gdy byłam w zoologicznym kupiłam dla małej obróżkę i smycz, legowisko, kocyk, te różne maty do kompania, ręczniki, smaczki, karmy, zabawki, bo Pegaz już swoje zepsuła, więc jest okazja kupić nowe. Smaczków wracając do nich kupiłam dużo z powodu, że będę musiała dobrze wytrenować bezimienną... Właśnie muszę pomyśleć nad imieniem dla niej... Kupiłam rzeczy i spakowałam wszystko do samochodu. Pojechałam odrazu do weterynarza, gdzie dowiedziałam się wiek suczki i inne tam badania no i dostałam papiery, że jest moja tylko będę musiała uzupełnić imię no i swoje dane itp. Po tym podjechałam do najbliższej szkoły no i zapisałam się tam no i w poniedziałek, czyli 4 dni. Tak dziś jest    Czwartek. Wstąpiłam też do sklepu do którego mogę wejść ze zwierzętami no i zrobiłam zakupy na dziś wieczór no i śniadanie. 

Wróciłam do apartamentu byla godzina 18;57. Gdy otworzyłam drzwi i wpuściłam zwierzęta odrazu zaatakował mnie Shawn, a raczej jego ciało, które było owinięte wokół mojego.  Przeszedł mnie dreszcz, którego niekontrolowałam. Chłopak dalej mnie do siebie przyciskał więc puściłam zakupy i przytuliłam sie do niego. Chłopaka tak jak mnie przeszedł dreszcz i to silny. Uśmiechnęłam się i z osiągnięciem oderwalam się od niego. Chłopak jęknął z zawiedzeniem, a ja zachichotałam i wzięłam wszystkie torby, a było ich dużo i szłam do swojego pokoju. Po chwilę poczułam, że jest mi lżej i się obrocilam. Z połową moich torb zobaczyłam Shawna, który szczerzyl swoje białe zęby.

  Rozłożyłam swoje rzeczy w pokoju, a następnie poszłam z zakupami żywnościowymi do kuchni, gdzie zastałam swojego brata...grrr... Rozładowałam wszystkie zakupy i poszłam do pokoju, gdzie zastałam rozwalonego shawna na moim łóżku. Oparłam się o framugę drzwi i z uśmiechem zapytałam

- a co pan tu robi panie Mendes...

-chciałbym pani o coś zapytać pani Costers

-tak, więc słucham pana panie Mendes

-czy ten pocałunek coś dla pani znaczył pani Costers?

Eee....tak? Albo iiiii nie? Kurwa nie wiem! Myśl Ana!!

|π|

Zapraszam do następnego!

(No chyba, że jeszcze nie ma haha)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro