Rozdział 20 ➰

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I cały ten obraz obserwowała jedna osoba, która teraz w szoku cofała się, by wrócić do pokoju. To Jace poszedł za Magnusem, chcąc się upewnić, że z Clary wszystko w porządku. Jednak zamarł w miejscu, gdy usłyszał jej słowa i po prostu nie mógł odejść ani się ujawnić. Po prostu stał i słuchał, a z każdym słowem jego serce biło coraz szybciej, a potem po prostu spadło z klifu prosto w otchłań. Teraz wszystko jest dla niego jasne, wszystko stało się niezwykle jasne.

Wayland wrócił do pokoju i najpierw spojrzał na Aleca, który wciąż leżał na kanapie i spał spokojnie, tyle że teraz z bandażem na ramieniu. Blondyn przeczesał dłonią własne włosy i przymknął na chwilę oczy, biorąc głęboki oddech. Wszystko jest zbyt skomplikowane i zbyt bolesne. Tak bardzo próbował wmówić sobie, że Clary nic nie czuje do Lightwooda, że ​​uczucia łowców są nieodwzajemnione. Samolubne? Tak. Ale Jace nadal żywił złudną nadzieję na wspólną przyszłość z Clary, a teraz ta nadzieja całkowicie upadła. I to dziwne, ale w pewnym stopniu poczuł ulgę. Tak, odczuwał ból, ale fakt, że nie musiał już ciągle przebywać w nieznanym, ułatwił życie łowcy.

Jace otworzył oczy i ponownie spojrzał na swojego parabatai.

Jakie masz szczęście, ale też jakim jesteś idiotą. Ona Cię kocha, ale boisz się jej to wyznać. Ranisz siebie, ukrywając swoje uczucia jak idiota. Mówią, że miłość czyni człowieka silnym i odważnym, ale w Twoim przypadku jest odwrotnie. Co jeszcze musi się wydarzyć, żebyście w końcu przyznali się do wszystkiego?

Rozmyślania Jace'a przerwały słowa Isabelle, która przez cały ten czas siedziała obok brata.

— Jace! Otworzył oczy! — wykrzyknęła brunetka, po czym Wayland natychmiast rzucił się do parabatai.

— Izzy, możesz przestać tak krzyczeć? Głowa mi zaraz pęknie — mruknął niezadowolony Alec, próbując usiąść na sofie.

Jace pomógł swojemu parabatai, a Izzy uśmiechnęła się radośnie i przytuliła brata, jednak szybko się odsunęła, bo przypomniała sobie jego ranę.

— Mój wielki, smutny brat wrócił, — powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, patrząc na Aleca, który rozglądał się po pomieszczeniu z pewnym zmieszaniem w oczach.

— Co się w ogóle stało? Jesteśmy u Magnusa, czy co?

— Tak, kochany, jesteś teraz z samym Magnusem Bane'em. Coś ostatnio często mnie odwiedzasz. Czy chcesz mnie jednak zaprosić na randkę? — te słowa należały do ​​czarodzieja, który właśnie wszedł do pokoju, kierując się do łowców.

A za nim pojawiła się Clary, która oddała już koc magowi i teraz szła tylko w kurtce. Nie podeszła, bo nie chciała zepsuć nastroju Lightwooda i przeszkodzić mu w komunikacji z siostrą i parabatai.

Sam Alec odwrócił się w stronę głosu maga, jednak jego wzrok zatrzymał się na dziewczynie stojącej pod ścianą, która nie patrzyła w jego stronę, kierując wzrok na podłogę. Zauważył lekko drżące dłonie dziewczyny, które przycisnęła do siebie tak, aby nie było to zauważalne. Jej usta były mocno zaciśnięte, jakby bała się powiedzieć coś, czego będzie później żałować. Po prostu patrzył i nie mógł odwrócić wzroku, chciał spojrzeć jej w oczy. Clary zdawała się czuć na sobie jego wzrok i podniosła oczy, napotykając jego niebieskie baseny. Dusza dziewczyny stała się lżejsza, a ona delikatnie wypuściła powietrze, zręcznie maskując wszystkie uczucia, które wcześniej pojawiały się w jej spojrzeniu.

Jednak Alexandrowi udało się dostrzec huragan emocji, który zamarł w jej oczach tylko na sekundę, a ból, który w nich widział, sprawił, że trudno mu było oddychać. Nagle zdał sobie sprawę, że jest gotowy wypowiedzieć wojnę całemu światu, wysłać Valentine'a Morgensterna do piekła, zabić tysiące demonów, stać się zupełnie innym człowiekiem, a wszystko po to, aby nie musieć już widzieć bólu w tych pięknych zielonych oczach, aby zawsze świeciły szczęściem.

Alec był też pierwszym, który nie mógł znieść tej rywalizacji na spojrzenia, więc odwrócił wzrok, zwracając się do Magnusa, który patrzył na niego teraz z pewnym zamyśleniem.

— Co się właściwie stało? Jak tu trafiłem? I dlaczego ja... żyję? Ostatnie co pamiętam to jak upadłem na ziemię kompletnie wyczerpany. Byłem pewien, że umieram — głos mężczyzny brzmiał na napięty, ale te słowa sprawiły, że wszyscy obecni w pomieszczeniu zadrżeli.

— To prawda, dzieciaczku. Naprawdę umarłeś, ale komuś udało się oszukać nikczemną śmierć. Nic Ci to nie przypomina? — zapytał Bane, unosząc chytrze brwi, po czym szeroko się wyszczerzył, gdy zobaczył, jak Alec gwałtownie odwraca wzrok w stronę Clary.

Znów stając twarzą w twarz z jej spojrzeniem, wypuścił powietrze z szoku i szepnął z niedowierzaniem, potrząsając głową na boki.

— To nie może być...

— Może, kochanie. Historia się powtarza, tylko że bohaterowie zamieniają się miejscami. Cóż, wynik jest trochę inny, ale wszystko się powtarza.

I tu przyszła kolej Clary, żeby nic nie zrozumieć. Spojrzała na Magnusa zdezorientowana i zapytała.

— Mogę prosić tutaj bardziej szczegółowo. Co oznacza „historia się powtarza"? Czy ktoś mi to wyjaśni?

Magnus zaśmiał się i powiedział.

— Oczywiście, że wyjaśni. Alexander. Prawda, kochany?

Lightwood zacisnął zęby, ale odpowiedział.

— Powiem Ci, nie teraz, później.

Clary i Bane postanowili nie kłócić się i po prostu skinęli głowami. Ale Aleca wciąż niepokoiło jedno pytanie...

— Czekaj, więc tym razem też wszystko było spontaniczne? Clary nie miała pojęcia o tym obszarze.

— Nie wiedziała ale zachowywała się pewnie. Jakby wiedziała, co i jak zrobić — odpowiedziała w zamyśleniu Isabelle i skierowała wzrok na Clary.

— Naprawdę zachowywałaś się pewnie. Czy wiedziałaś, co robić? — to pytanie było skierowane do rudowłosej łowczyni, która westchnęła i powiedziała, patrząc gdzieś w pustkę.

— Tak, wiedziałam, co robić.

— Jak? Skąd wiedziałaś? — Alec wypuścił powietrze, napinając się jeszcze bardziej.

A Clary odwróciła wzrok i spojrzała prosto w oczy Lightwooda. Celowo dodała swojemu głosowi pewnej powagi i uśmiechnęła się szeroko.

— No cóż, Alec, najwyraźniej nie dogoniłeś jeszcze wszystkich na tym świecie, a sam Ithuriel zdecydował, że na Twoją dupę jest jeszcze za wcześnie — i dodała poważniej: — Miałam wizję.

— Wizję? Gdy? Kiedy? — Lightwood zadał kolejne pytanie, podczas gdy Bane i Jace byli zaskoczeni, jak umiejętnie Clary kontrolowała teraz swoje emocje.

— Kilka minut po rozpoczęciu bitwy. Prawie natychmiast.

— Czekaj, czy to dlatego po prostu tam stałaś i nie poruszyłaś się, kiedy Cię odepchnąłem, zabijając demona, który był prawie tuż obok Ciebie? — zapytał Alec, czując jak napięte są wszystkie mięśnie jego ciała.

— Tak, moja wizja właśnie się skończyła. I tak, w takim razie dziękuję, że mnie ponownie uratowałeś. Weszło Ci to w nawyk — odpowiedziała szczerze Clary, nie odrywając wzroku od ciemnowłosego mężczyzny.

— Co było w tej wizji? Co widziałaś? — zapytała już Izzy, a Clary tylko westchnęła i zamknęła na sekundę oczy, nie pozwalając, by wspomnienia ją przytłoczyły.

— Wszystko było dokładnie takie samo, jak się okazało w rzeczywistości. Klęczałam, a Alec... nie żył. Jego głowa leżała na moich kolanach, jedna z moich rąk leżała na jego ranie, a druga ściskała jego dłoń. Zrozumiałam, co muszę zrobić i o czym myśleć. I wtedy pojawił się jakiś blask, podobny do tego, który pojawiał się, gdy chcieliśmy zniszczyć demony. A potem Alec wciągnął powietrze i wizja samoczynnie zniknęła.

Clary powiedziała to wszystko z zamkniętymi oczami, bo gdyby je otworzyła, po prostu nie byłaby w stanie ukryć bólu i rozpaczy, które teraz odbijały się w jej spojrzeniu.

— Kiedy wszystko wydarzyło się w rzeczywistości, byłam po prostu zdezorientowana. Byłam zbyt poddenerwowana i przestraszona, więc zapomniałam o tym śnie na jawie. A później się ocknęłam i przypomniałam sobie... I zaczęłam robić to, co widziałam w wizji. Miałam nadzieję, że to zadziała, naprawdę miałam nadzieję, że tak się stanie... — głos dziewczyny zadrżał na chwilę, po czym zamilkła, by zapanować nad drżeniem głosu.

Alec Lightwood powoli umierał, bo czuł wszystko, czego doświadczała teraz Clary. Był to smutek, ból, rozpacz zmieszana z odrobiną ulgi i czymś jeszcze. Alec chciał po prostu podejść i ją przytulić, przytulić i uspokoić, powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Jednak nie odważył się tego zrobić, dlatego dalej słuchał i patrzył na nią, zaciskając dłonie w pięści, żeby powstrzymać ich drżenie.

Tymczasem dziewczyna mówiła dalej.

— Nie wiedziałam, co dokładnie robię i czy to zadziała, ale nadal myślałam i wierzyłam, — wtedy Clary otworzyła oczy, w których wciąż był widoczny lekki odcień bólu. — A wtedy Ty wyciągnąłeś powietrze i zacząłeś spokojnie oddychać. Więc najwyraźniej Lightwood, sam Ithuriel miał w tym swój mały udział, ponieważ przesłał mi tę wizję. To pewnie ta bzdura o bratnich duszach, o których wspomniał Magnus  — powiedziała Clary z uśmiechem, a Bane się roześmiał.

I tak po prostu śmiał się otwarcie, głośno i zaraźliwie. Po prostu nie mógł się powstrzymać, ponieważ ostatnie zdanie dziewczyny było strzałem w dziesiątkę. Cała ta sytuacja byłaby trochę komiczna, gdyby nie była taka smutna, a oni tak uparci. A Magnus nie lubi takich smutnych i przygnębiających scen; całe jego życie to mieszanka blasku, lekkości i zabawy. Więc nie mógł tego znieść.

— Przepraszam, nie zrobiłem tego celowo. Wiem, że nie ma tu nic śmiesznego. Ja po prostu... przepraszam — powiedział Bane przez śmiech i uniósł ręce w przepraszającym geście. Jace też się uśmiechnął, bo myślał o tym samym. Clary uśmiechnęła się gorzko, a Izzy i Alec zmarszczyli brwi, bo nie rozumieli powodu takiej wesołości.

— Mam nadzieję, że chwila humoru się skończyła? — Alec mruknął niezadowolony:

— Poniekąd — mruknął Magnus. — Najpierw musisz wypić mój popisowy eliksir, pomoże Ci wrócić do pełni sił. — Następnie mag wyjął z kieszeni małą buteleczkę płynu w kolorze bagiennym.

— Wygląda obrzydliwie — Lightwood skrzywił się.

— Smakuje jeszcze gorzej, niż myślisz — Bane uśmiechnął się szeroko.

Brunet wziął butelkę i otworzył nakrętkę. Do jego nosa uderzył silny zapach i Alec zakaszlał.

— Z czego to w ogóle jest zrobione? Lokalne odpady z wysypiska śmieci? — mruknął nocny łowca.

— Podstawą są odchody chrząszczy sycylijskich, jest niesamowicie skuteczny na... — zaczął Magnus, ale Alec mu przerwał:

— Lepiej nie kończ, już jestem chory, — mężczyzna wypuścił powietrze i jednym haustem wypił całą zawartość butelki. — Co za paskudztwo — szepnął Lightwood.

— To tylko eliksir wzmacniający po nagłym zmartwychstaniu — zachichotał Magnus, spokojnie popijając ze swojego kieliszka.

— Czy możemy wrócić do Instytutu? — Alec próbował nie zwymiotować po tym specyfiku czarodzieja.

— Cóż, przynajmniej musisz założyć koszulę, bo inaczej będziesz tu siedzieć i pokazywać swój nagi tors — powiedziała Clary z uśmiechem.

— Czy podoba Ci się widok mojej nagiej klatki piersiowej, Fray? — zapytał Alec z uśmiechem i po chwili na jego twarzy zakwitł uśmiech, nie mniejszy niż u kota z Cheshire.

Clarissa zachichotała i odpowiedziała z równie ironicznym uśmiechem.

— Nie pochlebiaj sobie, Lightwood. W ogóle nie obchodzi mnie Twój nagi tors, Izzy nigdy czegoś takiego nie widziała.

Jace zaczął cicho rżeć, za co otrzymał kopniaka od Isabelle, a Clary mówiła dalej, uśmiechając się jeszcze szerzej:

— Jednak Magnus może dać się uwieść Twojemu wyglądowi. Myślę, że nie jest tajemnicą, że nasz magik jest znanym koneserem piękna, zarówno kobiecego, jak i męskiego. Nie miał jeszcze Nefilim, więc teraz naprawdę go kusisz, Lightwood. Czyż nie tak, Magnusie? — zapytała Clary, nie odrywając wzroku od Aleca.

Jej własne oczy uśmiechały się teraz, ale oczy bruneta błyszczały gniewem.

Magnus stłumił chęć śmiechu, podobnie jak Jace, który ledwo mógł powstrzymać się od głośnego rechotu. Bane uśmiechnął się chytrze i celowo powoli przesunął wzrokiem po ciele Aleca, po czym upił łyk whisky, której szklanka minutę wcześniej pojawiła się w jego dłoni, i zaczął mówić ochrypłym głosem.

— Jak miło, Marchewko, że martwisz się o moje życie osobiste. Ale masz rację, nawet ja nie mogę sobie odmówić tak smacznego i seksownego kąska. Nie masz nic przeciwko, kochany? — zapytał Magnus z jeszcze bardziej chytrym uśmiechem i ociekającym pożądaniem głosem, stawiając powolne kroki w stronę Aleca siedzącego na sofie.

Lightwoodowi zrobiło się ponownie niedobrze i powiedział to znacznie ostrzej, niż powinien.

— Zostań tam, gdzie jesteś, Bane! I oddaj mi moją koszulę! — w jego głosie było niezadowolenie i wściekłość, ale jego słowa w końcu wykończyły Jace'a, który po prostu zgiął się wpół ze śmiechu.

Magnus wzruszył ramionami i powiedział.

— Cóż, jak chcesz, kochany. Ale dużo tracisz. Myślę, że spodobałoby Ci się to — mrugnął do Lightwooda i pstryknął palcami, przez co koszula faceta znalazła się obok niego.

Lightwood zaczął ją zakładać, przeklinając cicho i starając się nie zwracać uwagi na to, jak wszyscy obecni się śmiali.

Wszyscy oprócz Clary, która obserwowała Aleca z chytrym uśmiechem i odrobiną zamyślenia. A Lightwood miał niesamowite szczęście, że nie mógł wiedzieć, o czym dokładnie teraz myśli ta dziewczyna, ponieważ jej myśli poszły w bardzo konkretnym kierunku. No cóż, jak nie pójść w tym samym kierunku, gdy przed Tobą facet o anielskim wyglądzie i pięknym ciele zakłada koszulę, stopniowo zasłaniając swoją klatkę piersiową przed ciekawskimi spojrzeniami? Clary przydałaby się teraz zimna kąpiel.

Jace, uspokoiwszy się trochę i roześmiany, powiedział:

— Magnusie, czy otworzysz nam portal do instytutu? W przeciwnym razie będziesz musiał zadowolić się moim towarzystwem, jestem cholernie zmęczony. Czuję się, jakbym nie spał od tygodnia.

— Oczywiście, że otworzę, mój Złotowłosy biszkopciku. Wszystko dla Ciebie — Magnus uśmiechnął się i sekundę później rozświetliła się fioletowa rama portalu prowadzącego do Instytutu.

— Powóz właśnie podjechał — oznajmił Bane z udawanym ukłonem.

Wszyscy się uśmiechnęli i wstali ze swoich miejsc. Isabelle poszła pierwsza, po czym podziękowała Magnusowi za wszystko. Potem Alec i Jace wyszli, drugi z nich na wszelki wypadek trzymał swojego parabatai. Clary wyszła ostatnia, ale zanim wyszła, Bane szepnął do niej.

— Może mimo to powinnaś mu powiedzieć o swoich uczuciach, Marchewko?

— Nie, to nie doprowadzi do niczego dobrego — odpowiedziała Clary i zrobiła krok w portal, zanim Magnus zdążył cokolwiek odpowiedzieć.


➰➰➰


Po znalezieniu się w bibliotece Instytutu wszyscy postanowili udać się do swoich pokoi, aby trochę odpocząć. Nikt nie poruszał tematu tego, co wydarzyło się tamtej nocy, bo nikt nie miał już siły rozmawiać. Każdy chciał po prostu odpocząć. Dzień minął spokojnie, bo przyjaciele praktycznie nie wychodzili ze swoich pokojów. Wszyscy mieli o czym myśleć, a czyjeś towarzystwo mogło zakłócić te myśli. Wszyscy pragnęli odrobiny samotności i ciszy, dlatego tego dnia ani razu nie przecięli sobie drogi.

Jednak Clary martwiło jedno pytanie, na które zamierzała znaleźć odpowiedź już teraz. Wieczór zaczął zapadać w mieście, a młoda Clary Fray stała niezdecydowana przy drzwiach do pokoju Lightwooda. Postanowiła dowiedzieć się, co to był za blask, jak zniknęły wszystkie demony i co oznaczają słowa Magnusa, że ​​historia lubi się powtarzać. Poza tym ta bzdura o bratnich duszach ciągle kołatała jej się w głowie  Tym razem otrzyma od niego normalną odpowiedź, bez względu na cenę, jaką będzie musiała za to zapłacić. Dlatego zdecydowanie opuściła pokój i podeszła do drzwi prowadzących do pokoju Aleca. Ale potem cała jej determinacja wyparowała, a pojawiła się niepewność i pewnego rodzaju niezręczność. Po kilku minutach stania pod drzwiami w końcu się zdecydowała i cicho zapukała, po czym otworzyła drzwi nie czekając na odpowiedź.

— Alec, przepraszam, że Ci przeszkadzam, ale chcę...

Dziewczyna nie zdążyła dokończyć zdania, bo to, co zobaczyła w pokoju, sprawiło, że zamarła w miejscu, szeroko otworzyła oczy i zakryła usta dłonią, żeby nie krzyczeć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro