Rozdział 11 ➰

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy miałeś kiedyś wrażenie, że od nadmiaru informacji i myśli pęknie Ci głowa? Jeśli tak, to rozumiesz stan Aleca, który był teraz w swoim pokoju i próbował zrozumieć wszystko, co się do tej pory wydarzyło.

➰➰

Po powrocie od maga postanowił wziąć prysznic, a potem trochę odpocząć i zebrać myśli. Pod prysznicem celowo spędził dłużej czasu niż zwykle, żeby to pomogło mu opamiętać się, pozbyć się bałaganu, który nieustannie wybuchał w jego głowie.

Facet oparł czoło o ścianę, pozwalając zimnym kroplom wody spłynąć po jego nagim ciele, wywołując gęsią skórkę na jego skórze z powodu zimna. Alec przymknął na chwilę oczy, a przed jego oczami ponownie pojawiła się martwa Clary leżąca na sofie. Otworzył oczy i zacisnął zęby, uderzając pięścią w ścianę.

Och, Aniele, co to jest? Ile możesz? Dlaczego mnie tak każesz? Za co? – Alec modlił się w myślach i zakręcił wodę, która nadal spływała po jego zimnym już ciele.

Facet wytarł się, owinął ręcznik wokół bioder i wyszedł spod prysznica. Nie wysuszył włosów, więc krople wody spłynęły z jego mokrych czarnych włosów na jego nagą klatkę piersiową, chowając się w fałdach ręcznika – jedynego przedmiotu, który zakrywał dolną część ciała nocnego łowcy. Nie był to widok dla osób o słabych nerwach. Wróćmy jednak do samego Aleca Lightwooda.

Wyszedł spod prysznica do swojego pokoju, zamierzając się przebrać i trochę odpocząć, pogrążony w myślach.

Jednak w pokoju łowcy czekała na niego niespodzianka w postaci Isabelle siedzącej na jego łóżku. Brunetka skrzyżowała nogi i kołysała nimi, czekając na brata. Widząc go w takim stanie, uśmiechnęła się szeroko i powiedziała z czarującym uśmiechem.

— Alec, w ogóle nie myślisz o innych. W naszym Instytucie mieszkają dwie takie wrażliwe i bezbronne dziewczyny, a Ty chodzisz i wyglądasz tak gorąco. W ogóle nie dbasz o naszą psychikę, bracie.

Izzy uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ale Alec westchnął i podniósł głowę, jakby pytając, za co został ukarany.

—  Cóż, uprzedzając trochę Twoje pytania. Po pierwsze zapukałam przed wejściem. To nie moja wina, że ​​tak długo pluskałeś się pod prysznicem. Moglibyśmy w tym czasie sprowadzić tu stado dzikich kotów – powiedziała Izzy, chichocząc, po czym chytrze zmrużyła oczy i dodała. — A co z drugą? Negocjuj, bracie.

Alec ponownie zacisnął zęby i błagał o cierpliwość.

Jesteś dzisiaj zbyt rozmowny, Alec! Nie możesz tego zrobić! Po prostu Cię nie poznaję!, – skomentował wewnętrzny głos faceta sarkastycznie i trochę z niezadowoleniem, na co ten odpowiedział.

Nawet ja siebie nie poznaję, więc nie wcieraj soli w ranę!

Głos zachichotał, a Alec odpowiedział Izzy.

— A drugiej nie możesz wpuścić do mojego pokoju, nawet trzymając ją na muszce. – I wtedy Lightwood zdał sobie sprawę, że powiedział bardzo głupią rzecz, sądząc po tym, jak oczy Isabelle się rozjaśniły i jak się uśmiechnęła.

Łowca nawet wyobraził sobie pytanie, które zada mu jego siostra, więc postanowił ją wyprzedzić i sam na nie odpowiedział.

— Nie, Izzy, nie próbowałem zaciągać jej ani razu na siłę do mojego pokoju. I nie patrz tak na mnie, Twoje pytanie nie było trudne do odgadnięcia – Alec zaśmiał się słabo, patrząc, jak jego siostra udaje, że się dąsa.

— Tak, nawet nie muszę próbować. Widzę, jak się Ciebie boi, nie mówiąc już o Twoim pokoju. Wygląda na to, że jesteś jakimś smokiem, a Twój pokój to jaskinia, z której nie da się wyjść żywym – powiedziała to wszystko młodsza Lightwood i sama zauważyła, że jej głos nie był spokojny i beztroski, ale trochę doprawiony jakąś nutą smutnych emocji i to wcale nie było dobre.

Dlatego facet uśmiechnął się, patrząc na siostrę, i powiedział zdecydowanie spokojnym i pogodnym głosem.

— Chwalcie więc Anioła, nie grozi mi wizyta drugiej „bezbronnej” dziewczyny. I przeżyjesz mój nagi tors. Nigdy nie widziałaś czegoś tak doskonałego – powiedział Alec z uśmiechem, na co Izzy odpowiedziała.

— Mój drogi bracie, czy nie próbowałeś zrobić czegoś, żeby ona nie uciekała przed Tobą jak przed ogniem? Na przykład, czy powinieneś mniej wtrącać się w jej życie i zacząć normalnie się z nią komunikować?

Alec udał zaskoczenie i ironicznie unosząc jedną brwi, powiedział.

— Nie, nie próbowałem. Po co? Wszystko u mnie w porządku – facet wzruszył ramionami, uśmiechnął się i podszedł do komody z ubraniami, skąd wyjął bieliznę, zwykłe czarne spodnie i taki sam czarny T-shirt.

— Czego dokładnie potrzebujesz, że lądujesz w moim pokoju, siostro? A może już za mną zatęskniłaś? – zapytał Alec, kierując się do łazienki, aby się przebrać. Nie trzasnął drzwiami, a po prostu je zamknął, żeby usłyszeć słowa siostry.

I nie kazał jej długo czekać, bo Izzy uśmiechnęła się szeroko i powiedziała trochę głośniej, żeby brat mógł usłyszeć, ale w jej głosie brzmiał uraz.

— Więc to tyle, prawda? Nie możesz nawet przyjść do brata, na pewno potrzebujesz powodu. Mogłabym się obrazić, Alec. Albo wiesz, co? Już się obraziłam! – Isabelle tak bardzo wcieliła się w rolę obrażonej młodszej siostry, że mogłaby tak grać bardzo długo, gdyby nie przerwał jej głos Aleca dochodzący z łazienki.

— Izzy, jestem teraz tak zmęczony, jakbym spędził ostatnie kilka dni na polu bitwy bez snu. Mam taki mętlik w głowie, że jeszcze trochę i zapomnę jak się nazywam. Dlatego proszę, pomińmy te sceny, przejdźmy do rzeczy. Czego chcesz?

Głos mężczyzny był naprawdę zmęczony, młoda łowczyni więc ustąpiła i powiedziała spokojnym i zadowolonym głosem.

— OK. Właściwie przyszłam porozmawiać o Twoich uczuciach do Clary.

Powinniście widzieć wyraz twarzy Aleca w tym momencie. Jego oczy groziły, że wyjdą z orbit, a usta lekko się rozchyliły. I wszystko byłoby dobrze, tylko, że w tym momencie zakładał spodnie i z zaskoczenia i niespodziewania zaplątał się trochę w nogawkę spodni, tak że prawie wyrżnął twarzą w podłogę. Przed tym dość haniebnym upadkiem uratowała go umywalka, której Alec chwycił się, przewracając stojące tam butelki na podłogę.

Isabelle, siedząca na łóżku, usłyszała cały ten hałas i uśmiechnęła się, zadowolona z reakcji brata. Dodała niepokój do swojego głosu i zapytała.

— Drogi bracie, żyjesz tam? Czy zeżarł Cię smok?

Och, nie żył. Był cholernie zły na swoją siostrę i na cały świat! Nie odpowiedział, dopóki nie był całkowicie ubrany. Kiedy Alec wyszedł z łazienki, w jego oczach było widać niezadowolenie i odrobinę złości. Izzy spuściła wzrok, gdy łowca przemówił.

— Przede wszystkim, siostro, mów ciszej. To wciąż jest za mało, żeby ktoś usłyszał te bzdury, o których teraz mówisz. A po drugie, o czym, w imię Anioła, w ogóle mówisz? Jesteś przemęczona lub uderzyłaś się gdzieś w głowę, że takie bzdury wkradły się do Twoich myśli?

Izzy uśmiechnęła się i spojrzała na brata, przechylając lekko głowę na bok.

— Alec, cóż, nie jestem głupia. Magnus wyraźnie powiedział, że ta kula pojawia się tylko wtedy, gdy w sercach dwojga ludzi ją wzywających jest wielka miłość. Po za tym to anioły tak chciały. Pamiętasz: przeznaczenie sobie przez anioły... A sfera spontaniczna...

— Pamiętam, co powiedział Magnus. – Alec jej przerwał. — Pamiętam też moje słowa, że ​​tym razem zaszła pomyłka, bo nie żywię do niej żadnych uczuć poza wrogością i nienawiścią. O czym jeszcze możemy porozmawiać?

Twarz łowcy nie wyrażała żadnych emocji. To była wciąż ta sama znajoma maska ​​obojętności, a głos brzmiał zimno i surowo. Oznaczało to, że chłopak ponownie się zamknął i nie zamierzał dzielić się tym, co kryło się w jego duszy. Isabelle westchnęła i powiedziała spokojnie.

— Alec, dlaczego nie potrafisz wyznać swoich uczuć? Czy naprawdę tak trudno przyznać, że udało jej się stopić Twoje lodowate serce?

— Nie ma się do czego przyznać, Izzy. Nie mam do niej żadnych uczuć, nie będzie z tego wielkiej miłości, koniec tematu. Tu nawet nie ma o czym dyskutować. Jeśli to wszystko, chcę odpocząć.

Ach, ten surowy ton i lodowate spojrzenie, przed którym w tej chwili chcesz się ukryć. Ale Izzy była zdeterminowana. Wstała z łóżka i podeszła do brata, który stał plecami do ściany i skrzyżowała ręce na piersi.

— Nie, nie wszystkie. Dlaczego zabroniłeś nam powiedzieć Clary, co się stało? Ma prawo o tym wiedzieć!

— Nie, nie ma. Tak powiedziałem i nie podlega to dyskusji, Izzy.

— Nie bądź dupkiem, Alec! Zapytałam Cię normalnie i czekam na pełną odpowiedź! – w dziewczynie zaczęło się gotować, więc tym razem jej głos zabrzmiał nieco głośniej i ostrzej.

— Co chcesz usłyszeć, Izzy? Myślisz, że będzie jej łatwiej, jeśli usłyszy te wszystkie bzdury na temat kuli i proroctwie? Wszystkie te bzdury o uczuciach, nieziemskiej miłości i tym podobnych? Czy ona tego potrzebuje? A może chcesz, żeby dowiedziała się, że nie żyła przez około 10 minut, aż do wskrzeszenia jej przez niezrozumiałą kulę, która według Magnusa powstała z uczuć, których NIE mamy do siebie? Lub o tym, że anioły naznaczyły nas przeznaczeniem dusz? CZY TO właśnie chcesz jej powiedzieć? To nie ułatwi jej sprawy. Zaufaj mi. – Alec powiedział to wszystko, podnosząc nieco głos, ale ostatnie zdanie zostało wypowiedziane bardzo cicho, ledwo słyszalnie.

Izzie sapnęła ze zdziwienia i nagłej świadomości, która przyszła jej do głowy. Spojrzała na brata, próbując spojrzeć mu w oczy, i powiedziała.

— A więc o to chodzi. Nie chcesz, żeby wiedziała, co czujesz. Boisz się, że ona naprawdę żywi te same uczucia, które powiedział o Tobie Magnus, i wtedy trudniej będzie Ci ukryć własne. Dlatego nie chcesz, żeby wiedziała o tym obszarze, ponieważ wtedy będzie szukać duszy, tak jak Ty to robisz teraz. Mam rację, Alec?

Izzy spojrzała mu w oczy i przez ułamek sekundy dostrzegła w nich zgubę i zgodę, które ponownie zniknęły za lodową barierą. Spojrzał na nią chłodno i powiedział.

— Myśl jak chcesz. Ale ta prawda nie uczyni nikogo lepszym. Jeśli martwisz się o Clary, nic nie powiesz, tak jak Ci mówiłem. Wybór należy do Ciebie. A teraz wybacz, ale jestem zmęczony i chcę odpocząć. Porozmawiamy kiedy indziej. – Ton, w jakim to wszystko zostało powiedziane, nie sugerował żadnych sprzeciwów, a sam Alec podszedł do okna i odwracając się plecami do siostry, zaczął patrzeć na poranny Nowy Jork.

Izzy wzięła głęboki oddech i powiedziała, patrząc na plecy brata.

— Nic jej nie powiem, ale na razie to wszystko. Mam nadzieję, że zrozumiesz siebie i zaakceptujesz swoje uczucia. A potem sam jej wszystko powiesz. Jeśli nie, to prędzej czy później powiem jej to ja. I to też nie podlega dalszej dyskusji. Ona ma prawo wiedzieć, bo ta sprawa dotyczy ją bezpośrednio. Nie zapominaj o tym. Jesteście sobie przeznaczeni, czas dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za to co się dzieje, Alec.

Powiedziawszy to, dziewczyna odwróciła się i cicho opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi.

Na dźwięk zamykanych drzwi Alec westchnął i opuścił głowę. To wszystko było dla niego zbyt trudne. Jest przyzwyczajony do tego, że wszystko w jego życiu jest jasne i zrozumiałe. Zawsze był surowym nocnym łowcą, kierującym się jedynie obowiązkami, zasadami i prawem, którego każdy musi przestrzegać. Nie był przyzwyczajony do okazywania uczuć komukolwiek, nawet rodzinie. Mógł jedynie uśmiechać się szczerze, ciepło i z miłością do swojej siostry, rodziców i brata, bo to była jego rodzina, część jego samego. Tylko dla nich zawsze żywił czułość i miłość, i zawsze uważał to za normalne.

Od dzieciństwa Alec sam decydował, że każdy przejaw miłości czy przywiązania czyni łowcę słabszym, bardziej bezbronnym. Boi się stracić ukochaną osobę, dlatego można nim manipulować. Zakochany nie może śmiało przystąpić do walki, nie myśląc o konsekwencjach. Prawdziwy nocny łowca nigdy nie powinien bać się śmierci, ponieważ śmierć w bitwie jest dla wojownika najwyższym zaszczytem. A zakochany łowca zaczyna bać się śmierci, boi się rozłąki z ukochaną osobą. Staje się bezbronny i łatwiej go pokonać, łatwiej zniszczyć. Alec nigdy nie chciał być bezbronny, bał się tego. Nie pozwolił nawet rodzinie zbytnio się do siebie zbliżyć, żeby później nie bolało tak bardzo. Dlatego otoczył siebie i swoje serce ścianą lodu, której nikt nie zdołał przebić, ale tylko, jak się zdaje, do czasu pojawienia się jednej małej rudowłosej dziewczynki...

Lightwood wziął kolejny głęboki oddech i przeczesał dłonią włosy. Jakie to było dla niego teraz trudne. Zawsze dokładnie wiedział, czego chce i co czuje. A teraz nie miał już żadnej kontroli nad sobą i swoimi uczuciami. I nie rozumiał dokładnie, jakie uczucia w nim teraz szalały. Odwrócił się od okna i podszedł do łóżka, na które natychmiast opadł, zakładając ręce za głowę i zamykając oczy. Alec próbował wszystko uporządkować.

Po pierwsze, nie mógł zrozumieć, dlaczego zareagował w taki sposób na śmierć Clary. Zadawał sobie to pytanie już kilka razy, ale nigdy nie potrafił znaleźć właściwej odpowiedzi. Zaledwie kilka godzin wcześniej powiedział jej, że będzie szczęśliwy i odetchnie z ulgą, jeśli ona umrze. I w tym momencie wydawało mu się, że wierzy swoim słowom, że mówi prawdę. Ale kiedy zobaczył martwe ciało dziewczyny, coś w nim pękło. To było tak, jakby pękła jakaś dźwignia, która trzymała Aleca na wodzy. W tym momencie życie wydawało mu się nieprzyjemne, a świat wydawał się pusty i bezbarwny. Miał wrażenie, że odebrano mu chęć do życia, umiejętność radowania się, śmiechu... Odebrano mu życie, pozostał jednak dziki ból i wszechogarniająca pustka, której nic nie było w stanie wypełnić.

Możesz w to nie wierzyć, ale Alec nawet nie pamiętał szczegółowo wszystkich swoich działań w tamtym momencie. Zrozumiał, że nie powinien okazywać swojej słabości, swojej reakcji, swojego bólu. Nie powinien klękać przed jej ciałem, nie powinien szeptać tych słów, nie powinien trzymać jej za ręce... Nie powinien był tego wszystkiego robić, ale zrobił, bo wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Sens. Bez niej całe życie nie miało sensu, bez jej zielonych oczu, ognistych włosów, bez jej promiennego uśmiechu, uroczych piegów i dźwięcznego śmiechu... Teraz mężczyzna analizował te działania i uczucia i miał wrażenie, że coś lub ktoś go prowadzi, po w sumie nigdy wcześniej nie stracił nad sobą kontroli. Nigdy przez te wszystkie lata nie dał upustu swoim uczuciom i emocjom, bez względu na to, jakie by one nie były. A potem... Alec w ogóle się nie poznawał...

A ta kula Nexusa... To kolejna rzecz, której w ogóle nie rozumiał. Ze wszystkich opowieści Magnusa, Alec zrozumiał, że nie doszłoby do tego bez wzajemnych uczuć pomiędzy nim i Clary. Mag powiedział, że w ich sercach musi być szczera i wielka miłość... I, że anioły przeznaczyły ich sobie nawzajem w chwili narodzin. Jednak Alec tego nie czuł. Nie mógł znaleźć w swoim sercu tej wielkiej i czystej miłości do tej dziewczyny. Jeszcze wczoraj nienawidził jej całą duszą i był pewny, że woli facetów, ale dzisiaj ta sfera zadziałała, i to nawet z takim podtekstem. A może po prostu wydawało mu się, że nienawidzi tej małej rudowłosej dziewczynki?

Wprowadziła chaos do jego wyważonego i spokojnego życia. Każdy dzień Lightwooda przebiegał według niepisanego harmonogramu, jeden po drugim. Nigdy nie łamał zasad, nie sprzeciwiał się woli rodziców i Clave, nigdy nie zgadzał się na pochopne działania... nigdy się nie bawił... A wraz z pojawieniem się Clary wszystko się zmieniło. Zasady łamano jedną po drugiej, nikt nie brał pod uwagę opinii starszych Lightwoodów i Clave. Ta niespokojna dziewczyna każdego dnia robiła coś dziwnego, przez co Alec wpadał w szał. Jej dźwięczny śmiech, który przed jej pojawieniem się nie rozbrzmiewał w cichym Instytucie, doprowadzał łowcę do wściekłości i wydawał się najstraszniejszym dźwiękiem na świecie.

A jego złość spotęgował fakt, że Izzy i Jace od pierwszego dnia ulegli jej urokowi. Izzy widziała w niej przyjaciółkę, o której zawsze skrycie marzyła, a Jace widział w niej kolejną pasję, kolejną „miłość do życia”, niczym te, które poznawał w Klubie Książki. Pozwalali jej na wszystko, nie przejmując się opinią Aleca, ale przed jej pojawieniem się to nie zdarzało. Słowo Alexandra Lightwooda zawsze było najważniejsze i tylko rodzice mogli je kwestionować. A wraz z pojawieniem się Clary wszystko się zmieniło, co niesamowicie rozwścieczyło Nefilim. Przestał kontrolować sytuację, ale pozostał odpowiedzialny za wszystko, łącznie z jej narnym życiem.

I dlatego przy każdym spotkaniu z nią zaczął być sarkastyczny, rzucając jej w twarz zjadliwe i obraźliwe frazy, których być może nie chciał powiedzieć, ale nie mógł zrobić inaczej. Normalne słowa uwięzły mu w gardle, kiedy ją zobaczył, a zamiast nich wydobył się kolejny potok obelg.

I teraz Alec zaczął rozumieć, dlaczego tak się zachowywał. Po prostu bał się zmian. Jego zwykłe życie, w którym czuł się komfortowo i bezpiecznie, uległo zmianie i nie był gotowy na te zmiany. Poczuł się komfortowo w „kokonie”, który wokół siebie stworzył, a Clary swoją obecnością, swoim śmiechem, oczami naruszyła jego integralność... Dotknęła grubej ściany lodu, zostawiając na niej pęknięcie. I w pewnym momencie to poczuł i postanowił jeszcze bardziej się przed nią chronić, aby ochronić resztki tamtego muru. Alec po prostu bał się otworzyć swoją duszę, żeby nie stać się słabym, nie stać się bezbronnym. A śmierć Clary spowodowała, że ​​ten lód rozpadł się na dwie części, podobnie jak serce nocnego łowcy, które rozpadło się na kawałki, gdy usłyszał te straszne słowa, które wypowiedział Magnus. Decydujące okazały się słowa maga, które złamały dźwignię trzymającą w sobie wszystkie emocje i uczucia mężczyzny.

Zrozumienie tego sprawiło, że Lightwood zgrzytnął zębami, bo stało się to, czego tak się bał: zaczął się zakochiwać. I choć nie chciał się do tego przyznać, tak, zakochiwał się w Clary Fray, tej małej rudowłosej drzazdze, z którą nigdy nie odbył normalnej rozmowy, która nienawidziła go za jego głupie frazesy i zachowanie wobec niej. Zaczął zakochiwać się w tej, którą sam obrócił przeciwko sobie i odepchnął tak daleko, że być może nie było już odwrotu.

Miłość czyni nas wojownikami, czyni nas silnymi, kiedy najmniej się tego spodziewamy. To sprawia, że ​​jesteśmy uparci i chętni do życia. Ale czasami... czasami nie wiesz, co jest lepsze... poddać się czy iść dalej, rozsypując swoje serce w pył.

Jakie to uczucie ją nienawidzić, zapytasz!? A Alec odpowie z lekko skrzywionym uśmiechem na ustach, wcale nie odwracając wzroku: to najłatwiejsza rzecz na świecie. Irytująca aż do dreszczy na skórze, do nerwowego drżenia palców, liczonego w litrach drogiego alkoholu i w snach, które dręczą bardziej niż cokolwiek innego – ta nieusuwalna nienawiść płynie w żyłach, zmuszając go, żeby przestał być bardziej sobą. A stał się kimś innym. Nienawidzić tych spojrzeń zielonych oczu, które nie puszczają nawet na ułamek sekundy, gdy są blisko, bo te niezręczne dotknięcia nie zawsze są przypadkowe, ale nie dla nich dwojga, ale dla większości. Nienawidził jej za usta zagryzane w szaleńczym ataku, gdy świat kurczy się do nich dwojga w ciągu milisekundy, muszą tylko złapać oddech. I uczą się oddychać na nowo, ale zawsze zgodnie, czując własne pulsowanie serca, grając tę ​​samą prostą melodię. Nienawidzić za to, że po prostu jest. Za to, że mogłaby z łatwością być dziewczyną jego najlepszego przyjaciela, parabatai, brata. Nienawidzi tych wspomnień, których nie mógł wyrzucić ze swojej podświadomości, bez względu na to, jak bardzo się starał.

Tak, zdecydowanie Clarissa Fray-Fairchild-Morgenstern – oto jego najgorszy koszmar. Jego dziewięć kręgów piekła Dantego. Jego potępienie. Alec Lightwood nie odważyłby się nazwać tego błogosławieństwem, bo musi być ze sobą szczery. Bez niej jego życie byłoby lepsze: bardziej wyważone, prostsze, jaśniejsze... Byłby, do cholery, o wiele szczęśliwszy, aż do tego dnia i tej nieszczęsnej nocy, kiedy wszystko się zaczęło i powinno zakończyć się przenikliwym szlochem i momentem jej śmierci... Powinno być... ale się nie skończyło i jest to tak samo nieznośnie trudne do przyznania, jak fakt, że jego nienawiść nie była tym samym uczuciem już od dłuższego czasu...

Na chwilę wrócił do tej nieszczęsnej nocy, kiedy jego orbita, opuszczając zamierzoną trajektorię, zderzyła się ze światem Clarissy Fray-Fairchild-Morgenstern. Czy czuł się winny wobec Jace'a? Naturalnie! On mu wierzy. Jest jego najlepszym przyjacielem... Alec kocha go jak brata. Kimkolwiek ona by nie była, ale Jace z pewnością nie zasługiwał na to od Aleca. Jedynym problemem jest to, że Fray stała się najgorsza. A Lightwood wie jak to jest kochać ją. Kochać tę kruchą, absurdalną, bezczelną małą dziewczynkę. Najgorsza, świadomość, która zastępuje wszystko inne: tęskni za nią, potrzebuję jej. Potrzebne jak tlen. Potrzebuje z definicji. Potrzebuję tego choćby dlatego, że niewątpliwie wie, że pewnego dnia jego życie zamieni się w piekło, ale będzie to jego osobiste piekło i będzie mu w nim dobrze, on wie to.

A teraz wydawało się, że cała jego przyszłość jest związana z tą Przyziemną... Takie zwodnicze uczucie: cierpienie i pokora, ale jednocześnie ulga. Śmiech przez łzy. Przytul i płacz. W tym momencie przeklął Niebo i Piekło, wszystkie Anioły i Demony.

Alec otworzył oczy i spojrzał na sufit, próbując zrozumieć, kiedy przegapił ten moment. Moment, w którym nienawiść przerodziła się w coś innego, ale nadal ukrywała się. Nagle zrobiło mu się tak jasno, jakby jednocześnie zapalono tysiące magicznych świateł. Wszystko ułożyło się na swoim miejscu, a zagadka w jego duszy się poskładała. Mówią, że od nienawiści do miłości jest tylko jeden krok, a wydaje się on wielkości całej otchłani. A on przegapił ten krok, bo za bardzo był skupiony na ciągłej walce. A gdy opuścił gardę, było już za późno...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro