Rozdział 25 ➰

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czasami nawet nie zauważamy, jak szybko mija nasze życie, jak zmienia się w tym czasie otaczający nas świat.

Czasami możesz przeżyć lata, nie widząc danej osoby ani nawet nie wiedząc o jej istnieniu, a jednocześnie prowadzić spokojne życie. Możesz założyć, że żyjesz pełnią życia i oddychasz głęboko każdego dnia. Ale kiedy widzimy tę samą osobę, cały nasz świat wywraca się do góry nogami. Nagle zdajemy sobie sprawę, jak puste i bezsensowne było nasze życie przed tym spotkaniem. A jednocześnie myślimy o tym, jak moglibyśmy żyć, nie widząc na co dzień tych pięknych oczu. Jak mogliśmy oddychać, nie wdychając szczególnego i szaleńczego aromatu tej osoby. Jak mogliśmy się uśmiechać, nie otrzymując w zamian tego delikatnego i tak znajomego uśmiechu? Nagle zdajemy sobie sprawę, że do tej chwili nie żyliśmy, ale istnieliśmy. Po prostu biegliśmy przez życie jako „przypadkowy pasażer”, a teraz znaleźliśmy nasz przystanek.

➰➰➰


Tego dnia Alec i Clary zasnęli w swoich ramionach, pozwalając sobie po raz pierwszy zapaść w beztroski sen, nie martwiąc się o siebie. Byli tak zmęczeni przez ostatnie kilka dni, że spali prawie do rana, nawet się nie budząc ani nie słysząc, jak Isabelle ponownie do nich podchodzi. 

Izzy nie mogła usiedzieć w miejscu. Po opuszczeniu zakochańców od razu pospieszyła, by powiadomić Jace'a, że ​​jego plan zadziałał. Ale facet już o tym wiedział, bo poprzez połączenie parabatai wyczuł ogromne i wszechogarniające szczęście Aleca. Kiedy Izzy opowiedziała mu, jak szczęśliwi Alec i Clary wyglądali, kiedy wpadła do jej pokoju, facet uśmiechnął się szczerze.

— A zatem postąpiłem słusznie. I kto tu teraz jest mądrym żuczkiem? Mam nadzieję, że zostanie mi to docenione – uśmiechnął się, szczerze szczęśliwy ze względu na swoich przyjaciół.

Rankiem, kiedy nasze gołąbki obudziły się i zeszły do ​​kuchni, panna Lightwood i Jace Wayland czekali na nich.

— Clary — ton Izzy był przebiegły, a w jej oczach widać było iskierki radości. — Przyszłam do Ciebie przed snem, ale nie było Cię w pokoju.

— Czy to jest pytanie? – Dziewczyna zdmuchnęła kosmyk rudych włosów z czoła i popatrzyła przyjaciółce w oczy.

— Pytanie jest inne – kontynuowała Isabelle, nie zwracając uwagi na groźne spojrzenie brata, obiecujące okrutną zemstę, jeśli się zaraz nie zamknie. — Jak mój brat całuje? Powiedz mi, że jest całkiem znośnie, bo inaczej się tym tylko rozczaruję! To będzie plama na rodzie Lightwood! Wyobrażasz to sobie?

Jace krztusi się kawą, rozlewając zawartość kubka na obrus.

Alec odpowiada za zawstydzoną Clary:

— Świetnie całuję i nie Twoja sprawa, gdzie Clarissa spędziła noc! — Potem niezależnym spojrzeniem kończy swój sok i uznając rozmowę za zakończoną, wstaje od stołu.

Przerywając na chwilę, patrzy poważnie na Clary:

— Szkolenie za dwie godziny! — Jednak i on nie może być poważny przez długi czas, więc Alec uśmiecha się chytrze. — To, że jesteś moją dziewczyną, nie zwalnia Cię od treningu! – Pochylając się, całuje Clary w policzek i mówi z małym uśmiechem — Clary, naprawdę czuję, że moja siostra zaraz zostanie rozdarta przez chęć poznania wszystkich szczegółów, więc nie będę wam przeszkadzać.

Gdy tylko facet odchodzi, Clary zauważa dwie zaciekawione pary oczu i głośno wzdycha:

— Od początku wiedzieliście, że tak to się skończy, prawda?

Izzy kiwa głową, a Jace mówi:

— Tylko ślepiec nie zauważyłby tego między wami – macha rękami, nie będąc w stanie powiedzieć, co dokładnie to „to” jest. — Po prostu nie sądziliśmy, że dotrze to do was tak szybko. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie potyczki prawie-małżeńskie, braterstwo dusz i tą całą kulę Nexusa i wasze niedawne zmartwychwstanie.

— Tak – Isabelle uśmiecha się, patrząc na przyjaciółkę z zainteresowaniem, jakby widziała ją po raz pierwszy od dawien dawna. — Myślałam, że zajmie wam dwadzieścia lat, zanim uświadomicie sobie swoje wzajemne uczucia, a potem jeszcze pięć zanim zaczniecie się umawiać. A jednak – szepcze przebiegle — jak on całuje?

— Niesamowicie – mówi radośnie Clary i zdaje sobie sprawę, że całowanie Aleca Lightwooda to jedno z najlepszych uczuć, jakich kiedykolwiek doświadczyła.

Chwilę później Jace opuścił kuchnie i pospieszył do sali treningowej, by porozmawiać na spokojnie z Lightwoodem. Pomiędzy Alecem i Jace'em odbyła się krótka rozmowa. Dziewczyny zostały w kuchni, aby sobie poplotkować i dać chłopakom możliwość rozmowy na osobności.

Alec szczerze podziękował parabai za to, co dla nich zrobił.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczny. Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego to zrobiłeś? – powiedział wtedy Alec.

— Widzę, jak bardzo ją kochasz, czuję to. I tej nocy w końcu zrozumiałem, jak bardzo ona Cię kocha. Wcześniej po prostu żyłem własnymi złudzeniami, a teraz rozumiem, że nigdy nawet nie podała powodu wyimaginowanego poczucia wzajemności. Zawsze byłem dla niej dobrym przyjacielem, nawet bratem, ale nie facetem, w którym można się zakochać. Teraz rozumiem, dlaczego wszystko tak wyglądało – zachichotał otwarcie Jace.

— Jesteś moim parabatai, jesteś mi znacznie bliższy i droższy niż mój brat czy ktokolwiek inny. A Twoje szczęście nie jest dla mnie pustym frazesem. Ostatnio zachowywałem się jak czarna owca, powodując różne sceny i czas naprawić swoje błędy. Bardzo się cieszę, że w końcu porozmawialiście i jestem pewien, że teraz wszystko będzie dobrze. Może przestaniesz chodzić cały czas czarniejszy niż chmura burzowa – Wayland znów się uśmiechnął, a Alec odwzajemnił ten uśmiech.

— Dziękuję, Jace. To wiele dla mnie znaczy – odpowiedział szczerze Alec i nie potrzebowali więcej słów. Zrozumieli już wszystko, nie bez powodu są parabatai przez tyle lat.

Kiedy chłopaki rozmawiali na sali treningowej, Isabelle torturowała Clary w kuchni. Młodsza Lightwood zmusiła Clary do opowiedzenia wszystkiego bardzo szczegółowo opisując każde słowo.

Młoda Fray musiała usłuchać brunetki i przez następną godzinę rozmawiały o „swoich sprawach, o facetach”, jak to ujęła Izzy, gdy Jace przyszedł poinformować Clary o treningu, a Izzy o misji, na którą mieli wyruszyć. Po dziesięciu minutach dziewczyny się rozstały, Izzy poszła się przygotować, a Clary udała się na trening z Alecem..

➰➰➰

Alec zawsze był trochę powściągliwy. Nie lubił mówić dużo i pompatycznie, robiąc przedstawienia ze swoich przemówień. Nie lubił hałaśliwych miejsc i hałaśliwych ludzi, którzy swoim wyglądem wprowadzali chaos. Dużo czasu zajęło mu przyzwyczajenie się do Jace'a, który ciągle się śmiał i rozmawiał, ale to on w końcu stał się jego parabatai. Jednak Alec nie chciał nikomu powierzać swoich myśli. Jego głównym rozmówcą był jego łuk. Jedyna broń, którą potrafił doskonale się posługiwać. Ten łuk został stworzony specjalnie dla niego. Ciemny materiał ostro kontrastował ze skórą Aleca, ale jemu to nie przeszkadzało. Lubił czuć ciężar tego przedmiotu, lubił pokonywać opór cięciwy, pociągając ją, by wypuścić strzałę.

Kiedy był zdenerwowany lub chciał w spokoju zebrać myśli szedł na salę treningową, brał łuk i zaczynał strzelać. Żadna inna broń nie dawała mu poczucia ochrony. Lubił czuć na ramieniu ciężar kołczanu ze strzałami, chociaż nikt w rodzinie nie rozumiał jego hobby. Alec zawsze był inny. Mimo że był najstarszym dzieckiem, ukochanym synem, wsparciem rodziców, mężczyzna czuł się jak w klatce. Uczyniwszy Jace'a swoim parabatai, zawiesił żelazny zamek na tej klatce. Nie, nie uważał, że Jace jest złym parabatai. Po prostu wolność zawsze była ważna dla Aleca. Marzył o byciu strzałą pędzącą w przestrzeni, pokonującą ogromne odległości w imię celu. Strzała mogła mieć tor lotu, ale była wolna od wiecznej kontroli.

Pojawienie się Clary Fray podzieliło jego życie na przed i po. Ta dziewczyna wdarła się w jego życie jak huragan, niszcząc wszystko na swojej drodze. Wraz z nią w jego życiu zapanował chaos. Alec był zbyt przyzwyczajony, żeby rozkazywać i to akceptować. Jednak jak wiemy, każdy system dąży do chaosu. Alexander Lightwood był systemem. Zamkniętym, nieskazitelnym, ograniczonym. Ograniczonym nie pod względem światopoglądowym, ale pod względem wolności osobistej, wolności działania i myślenia. Jedyną niezachwianą zasadą jego życia było: „Prawo jest surowe, ale jest prawem”. Młody mężczyzna tracił tożsamość, próbując udawać żołnierza Clave. Clary wkroczyła w jego życie jak bomba. Eksplozje otoczyły go ze wszystkich stron, przebijając się przez rudy kolor jej włosów. Alec nie mógł jej znieść. Była zbyt energiczna jak na jego życie, zawsze gdzieś pędziła i czegoś żądała. Jej energia wypływała z jej małego ciała falami, zmuszając wszystkich do zajęcia się. W pewnym sensie Alec jej zazdrościł. Była wolna, nie ograniczały jej żadne zasady, nie oczekiwano od niej niczego, co miałoby wpływ na jej przyszłość. Jednak wszystko zależało od Aleca. Jest synem dyrektorów instytutu. Musi zostać członkiem Clave. To on jest odpowiedzialny za reputację swojej rodziny. Nieważne, kim była jego siostra, od Aleca zawsze oczekiwano, że będzie miał więcej rozumu i pokładano w nim wielkie nadzieje. Więcej od niego wymagano, na mniej pozwalano. Włożono w niego więcej samokontroli i wiedzy, ale mniej uczuć i emocji.

Kto powiedział, że było mu łatwo? Dążył do wolności, a w zamian był tylko bardziej spętany kajdanami. Coraz więcej łańcuchów owinęło się wokół jego umysłu. Coraz więcej kamieni przyklejało się do jego stóp, uniemożliwiając mu normalne chodzenie. Jednak nadal żył swoim marzeniem, nadal wierzył w swoją siłę i determinację. Gdyby nie kula Nexusa i bratnia dusza w osobie Clary Fray pewnie by go pogrzebali za życia. Nie. Zdecydowanie sam by się pogrzebał.

Ostrożnie stąpał po zimnej podłodze. W instytucie dopiero zapadał dzień, inni łowcy od jakiegoś czasu gromadzili się w kuchni. Fray pewnie zdawała teraz relację z ich wczorajszego wieczoru. Nikt nie mógł uciec przed gradem pytań samej Isabelle Lightwood. Alecowi się udało, zostawił swoją dziewczynę w paszczy lwa i ruszył na salę treningową. Na korytarzu było gorąco, a nawet duszno.

Sala treningowa przywitała go jednak chłodem. Ostrza świeciły delikatnie w półmroku, słabo oświetlając pomieszczenie. Alec włączył jedną z żarówek. Łuk znajdował się na swoim zwykłym miejscu, a łowca przesunął po nim opuszkami palców. Przedmiot idealnie pasował do jego dłoni. Znajomy ciężar broni przywrócił mężczyźnie pewność siebie. Lotki strzały delikatnie łaskotały jego palce. Alec lekko uniósł kąciki ust. Trzymana w palcach cięciwa zabrzęczała. Jeszcze chwila i strzała leci do przodu. Czerwone upierzenie rozbłysło w przyćmionym świetle pojedynczej lampy, a czubek przebił środek celu. Lightwood opuścił łuk i spojrzał na strzałę. Dokładnie w dziesiątkę. Następna strzała była w jego dłoni. Alec wycelował i usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Odwrócił się na pięcie i wypuścił strzałę. Utknęła w kącie przy drzwiach. Zaraz na końcu. Słychać było stłumiony pisk. Fray stała na progu. Falowane włosy zebrała w kucyk, odsłaniając delikatne kości policzkowe i smukłą szyję. Miała na sobie niebieski t-shirt, ciemne leginsy i białe tenisówki. Źrenice miała rozszerzone. Spojrzała to na Aleca, to na strzałę wbitą w framugę drzwi. Po chwili wzięła głęboki oddech i wyciągnęła strzałę, obracając ją w palcach:

— Zaczynamy trening?

— Daj mi jeszcze chwilę. Muszę oczyścić myśli.  – Alec wzruszył ramionami.  — Zwróć strzałkę.

Dziewczyna podała mu cienki kij, piórkiem do przodu. Łowca wziął strzałę z dłoni dziewczyny i ponownie naładował łuk.

— Co Ty tutaj już robisz? Mamy trening dopiero za pół godziny.

— Jace po mnie przyszedł, powiedział, że już czekasz, więc jeetem. Poza tym chciałam zobaczyć co z Tobą. Tak szybko wyszedłeś. — Clary opadła na podłogę, siedząc w pozycji lotosu i uważnie spojrzała na Aleca.  — Nie będę Ci przeszkadzać, prawda?

— Nie będziesz.

Alec wypuścił strzałę, która utkwiła obok poprzedniej. Strzały jedna po drugiej trafiały w cel. Nie było już w ogóle miejsca. Alec odetchnął. Opuszki palców miał suche, a dłonie wilgotne. Odłożył łuk i poszedł wyjąć strzały. Clary nagle pojawiła się obok niego i wyciągnęła jedną strzałę. Stała tam, obracając ją w dłoniach, a Alec milczał, próbując skoncentrować się na swojej pracy. W pokoju nagle zrobiło się nieznośnie gorąco. Wydawało się, że powietrze się ociepliło.

Mężczyzna poczuł, jak kropelki potu pojawiają mu się na czole i spływają do skroni. Zanim zdążył podnieść ręce, poczuł dotyk zimnych palców na swojej skórze. Clary wytarła kroplę i na chwilę przycisnęła dłoń do policzka łowcy. Alec wziął głęboki oddech. Dziewczyna szybko odsunęła rękę od jego policzka i przez kilka sekund patrzyła na swoje palce. Lightwood wciąż czuł jej dotyk, jakby to było najważniejsze wydarzenie w jego całym dotychczasowym życiu.

— Naucz mnie strzelać.

Lightwood nie mógł uwierzyć własnym uszom:

— Przepraszam, co?

Dziewczyna zmarszczyła brwi i powtórzyła:

— Naucz mnie strzelać z łuku.

Nerwy Aleca napięły się jak cięciwa. Nikomu nie dał swojej broni. Nikt nie dotknął jego łuku.  Łowca nagle pomyślał, że ​​jeśli ona weźmie łuk w swoje ręce, pozna wszystkie jego tajemnice. Ale inna jego część biła jak uwięziony ptak.

Ona lubi łuk. Naucz ją, naucz ją. Przecież ją kochasz. Przyznałeś się do tego.

Cofnął się o krok:

— Chcesz strzelać, mała dziewczynko? Jesteś pewna, że sobie z tym poradzisz?

Dziewczyna stanowczo wytrzymała jego spojrzenie i zacisnęła gumkę na włosach:

— Myślisz, że jestem słaba, Lightwood?

— Nie słaba, ale nie stworzona do strzelania z łuku.

— Jestem nocnym łowcą, Alec! Mam prawo tu być! A Ty jako mój chłopak masz zasrany obowiązek nauczyć mnie strzelać. Czemu znowu to robisz?

— Clary, nie chce się kłócić. Wróć za trzydzieści minut jak będziemy mieli trening. Daj mi pomyśleć.

— Głupio, byłoby mieć nadzieję, że się zmienisz.

Odwróciła się na pięcie i już miała wyjść, ale coś ją powstrzymało.

Alec patrzył na nią, odtwarzając w myślach jej słowa. Czy naprawdę znowu to robi? Znowu zamyka się przed nią, choć ona jest wszystkim czego potrzebuje na tym świecie. Tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi.

— Zróbmy to, jeśli pod koniec naszej lekcji będziesz mogła strzelać dokładnie do celu bez mojej pomocy, to wsadzimy to do harmonogramu naszego normalnego treningu. Jeśli nie, zapomnij o strzałach.

— Tylko jeśli mnie o to poprosisz.

Alec nie rozumiał znaczenia tych słów, albo udawał, że w ogóle ich nie słyszał. Wziął łuk i podał go dziewczynie. Jej smukłe palce owinęły się wokół korpusu łuku. Przez głowę przemknęło mu „palce artysty”, ale facet natychmiast odsunął tę myśl.

Dziewczyna stanęła przed celem i wysunęła jedną nogę do przodu, plecy miała napięte, ręce się trzęsły. Alec nie mógł powstrzymać się od wykorzystania tej chwili:

— W tym tempie, kochanie, nigdy nie będziesz w stanie strzelać.

Dziewczyna prychnęła i wzięła strzałę. Końcówka wciąż nie trafiła we właściwe miejsce i Clary zmarszczyła brwi, lekko zaciskając wargi. Alec poczuł się dziwnie. Łuk nie jest bronią dla początkujących, ale łowczyni uparcie podniosła łuk i wycelowała. Lightwood po prostu nie mógł na to patrzeć: za daleko trzymała lotkę strzały, zbyt nisko opuściła łokcie, a nawet zmrużyła oczy. To kpina z jego łuku! 

Clary wystrzeliła swoją pierwszą strzałę, która trafiła w sam dół celu. Alec nie mógł nie zauważyć:

— Cóż, jest tu nad czym pracować.

Dziewczyna ze zdziwienia uniosła brwi i przyjęła następną strzałę. Alec podszedł do niej bliżej. Pachniała cytrusami, nim i czymś jeszcze, czymś, czego Alec nie potrafił umiejscowić. Ostrożnie położył jej dłoń na plecach:

— Zrelaksuj się. Łuk nie toleruje napięcia.  – Przesunął rękę na jej łokieć. — Trzymaj łokcie wysoko, równolegle do ziemi, inaczej nigdy nie trafisz w cel.

Clary poczuła jego oddech na karku, dotyk jej skóry na jego skórze. I z trudem powstrzymała się od chęci odskoczenia lub szybkiego przylgnięcia do niego.

Co się ze mną znowu dzieje? Czy będę mogła kiedyś normalnie na niego reagować? — pomyślała.

Nie słyszała już ostatnich słów Aleca. Mówił coś o oczach. Dziewczyna pociągnęła za cięciwę, a Lightwood odszedł kilka kroków. Skóra nadal go mrowiła, a nos pachniał cytrusami. Mężczyzna skrzyżował ramiona, uważnie obserwując uczennicę. Wyraźnie się rozluźniła, trzymając prawidłowo łokcie, ale nadal mrużyła oczy. Strzała gwizdnęła w powietrzu i wylądowała nieco poza środkiem.

— Wygląda na to, że będę musiał pomyśleć o innym harmonogramie szkoleń  – Lightwood uśmiechnął się i podszedł do niej.  — Weź następną strzałkę.

Dziewczyna wzięła strzałę i naładowała łuk. Łucznik podszedł do niej bliżej i również chwycił łuk, tuż nad jej dłonią. Było jej zimno i palce lekko drżały. Alec odsunął palce Clary od piór, pokazując jej, jak lepiej je trzymać:

— Zanim strzelisz, weź głęboki oddech. — Poczuł, jak łopatki dziewczyny wbijają się w jego klatkę piersiową. — To wszystko, dobra robota.  — Jego palce zdawały się przepuszczać prąd, dotykając dziewczyny. — Tylko nie mruż oczu, bo inaczej nie zobaczysz celu.

Dziewczyna wstrzymała oddech. Spalił ją sobą, mocno owinął wokół niej palce. Oddech poruszał włosami z tyłu głowy, chłodząc dziewczynę. Jej łopatki opierały się o jego klatkę piersiową, a dziewczyna dosłownie czuła jego siłę. Chciała tak stać już zawsze. Bez myślenia o niczym. Po prostu trzymając łuk w dłoniach, poczuć go obok siebie, poczuć jego dotyk...

— Zakochałam się beznadziejnie – przypomniała sobie. — Alec, co Ty ze mną robisz?

To było tak, jakby to była słomka tonąca w aromacie perfum Lightwooda. Noszono ją coraz głębiej w dół, odbierając jej ostatnią nadzieję na zbawienie.

— Uczę Cię moja niepokorna dziewczyno.  Rozciągnij łuk.  — rozkazał Alec, a dziewczyna wykonała zadanie.

Owinął palce wokół jej dłoni, nie pozwalając, aby strzała zeszła z kursu:

— Trzymaj mocno, ale bądź gotowa puścić w każdej chwili. Wyobraź sobie, że czas się zatrzymał. Wyobraź sobie, że nie ma nic poza Tobą, łukiem i tarczą, nic nie stoi na przeszkodzie, aby oddać celny strzał, nikt Ci nie przeszkadza. — Niechętnie ją puścił, cofając się o krok. — Strzelaj.

Dziewczyna wzięła głęboki oddech, tak jak uczył ją jej chłopak, i wypuściła strzałę. Końcówka wbiła się w środek, na samym brzegu okręgu. Dziewczyna skoczyła:

— Udało się!  — Bezwiednie podbiegła do Aleca i go przytuliła. — Dałam radę!

Lightwood, przyciągnął ją do siebie. Włosy łaskotały go w nos i Alec nagle kichnął, odsuwając się nieco. Dziewczyna uśmiechnęła się. Ten uśmiech był słodszy niż wszystko, co widział w swoim życiu. Ta mała wściekłość zmusiła go do nauczenia jej, jak strzelać z łuku. Chociaż Jace próbował to zrobić więcej niż raz, ale nie udało mu się. Niemal dotknął palcami jej policzka. Ale zebrał się w sobie, to nie był czas i miejsce aby robić przedstawienie, zwłaszcza, że inni łowcy już przechodzili obok. Wyjął łuk z jej ręki i wrócił do celu:

— Dobrze, ale mogłoby być lepiej.  — Naładował łuk i strzelił, trafiając w sam środek.

Clary nagle podskoczyła do niego i chwyciła jego łuk:

— Spójrz na mnie Alec i powiedz, że nie chcesz abym się uczyła strzelać! Powiedz mi to!

Włosy na karku Aleca zjeżyły się. Czy ona żartuje?

— Ja… — Głos mu się załamał. — Chcę abyś… — miał sucho w ustach. Jego język nie był mu posłuszny, nie pozwalając mu dokończyć. Mężczyzna zacisnął pięści. Ssące uczucie samotności rozprzestrzeniło się po jego duszy niczym infekcja.

Uparcie podniósł głowę:

— Chcę abyś…

Clary wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie w usta. Puścił łuk i położył rękę na talii dziewczyny, przyciskając ją do siebie. Stracił poczucie czasu, zatracił się w tym pocałunku, po czym odsunął się:

— Chcę, abyś nauczyła się strzelać. Jesteś Nocnym Łowcą, kocham Cię i nie waż się w to wątpić.

— Wiedziałam, że się zgodzisz... Przynajmniej taką miałam nadzieję...

Clary znów się uśmiechnęła. Alec nagle zapragnął znów ją pocałować. Sam nie rozumiejąc tego pragnienia, patrzył w oczy dziewczyny szukając zrozumienia. I było tam. Świeciło jak latarnia wskazująca drogę statkom. A Alec Lightwood był statkiem. Zbliżał się do swojego marzenia, które przez długi czas wydawało się nieosiągalne. Jednak anioły miały rację, że zesłały im tą kulę Nexusa. A teraz ucieleśnienie tego snu stoi tuż przed nim i uśmiecha się tak bardzo, że pozazdroszczą mu nawet wróżki.

Zdjęła mu kajdany, zrzuciła mu wszystkie kamienie z nóg i wypuściła go z klatki. Każdy system ma tendencję do chaosu. To jest jego chaos. Mały i rudowłosy, ze świecącymi zielonymi oczami. Ten chaos poprowadzi go do przodu, prosto do marzenia.

— Świetnie, teraz zaczniemy nasz zwykły trening. Pięć okrążeń wokół sali, a potem kijki.

Po długim, wyczerpującym treningu z Alecem całe ciało jest obolałe. Próby opanowania kijów skończyły się niepowodzeniem. Clary próbowała narysować na skórze Iratze, ale ręce trzęsły się jej tak bardzo, że nie pozwoliły dziewczynie powtórzyć wzoru.

— Może zrobię to lepiej – odezwał się głos dochodzący z rogu sali. Alec podszedł do niej i wyjął stelę z jej rąk. — Obojczyk. Iratze jest najskuteczniejszy, gdy zostanie zastosowany w pobliżu serca.

Nawet po szkoleniu Lightwood pozostał w roli nauczyciela i trenera. Obniżył kołnierzyk jej koszulki i napisał runę tak szybko i łatwo, jak Clary podpisywała się na rysunkach.

— Muszę być okropną Nocną Łowczynią – stwierdziła Clary, gdy Alec poprawiał jej koszulkę. — Po prostu beznadziejną – mężczyzna skinął głową. Clary spuściła wzrok.

— Kochanie, robisz niesamowite postępy. — Dziewczyna ze zdziwieniem spojrzała w niebieskie oczy Lightwooda. — A teraz muszę Cię przeprosić, bo czekają na mnie raporty z Clave. —Uśmiechnął się ciepło, pocałował ją w czoło i wyszedł z sali.


➰➰➰


Minął miesiąc od dnia, w którym dwójka nieśmiałych nocnych łowców wyznała sobie nawzajem swoje uczucia, pozwalając sobie na szczęście. W ciągu tych trzydziestu dni wydarzyło się wiele wydarzeń, które zmieniły ich podejście do życia, które zmieniły ich życie.

Od tego dnia w unstytucie zapanowało poczucie ulgi, szczęścia i pewności siebie. Coraz rzadziej słychać było narzekanie Aleca, a coraz częściej słychać było jego dźwięczny śmiech. Zarówno Clary, jak i sam Lightwood cały czas błyszczeli, naładowując otaczających ich nocnych łowców pozytywnym nastawieniem.

Alec nie przestawał jednak narzekać całkowicie, mówiąc, że jeśli będzie ich cały czas traktować normalnie, to wejdą mu na głowę. Dlatego od czasu do czasu musiał na nich narzekać i być stanowczym, aby zapobiec samowolce.

Sami Alec i Clary nie przestają się sprzeczać i nieustannie się ze sobą kłócą. Tylko teraz  w ich sporach nie ma już obelg i obraźliwych słów, teraz są tylko żarty i życzliwa ironia, doprawiona ich wrodzonym uporem.

Ponadto w ciągu tych czterech tygodni ich połączenie, które powstało po pojawieniu się kuli, zrobiło ogromny krok do przodu. Nauczyli się łatwo kontrolować właściwości kuli, którą już znali, a także odkryli jej nowe przejawy.

Po pierwsze, teraz mogą bez problemu rozmawiać ze sobą mentalnie, nawet będąc na odległość kilku kilometrów. Po prostu nauczyli się włączać i wyłączać tę umiejętność, kiedy jej potrzebowali.

Po drugie, teraz niezwykle dokładnie wyczuwają wzajemne emocje, kondycję fizyczną i ból, jakiego doświadcza jedno z nich. Nowością w tym względzie jest to, że mogli wzajemnie łagodzić ból lub w jakiś sposób wpływać na stan emocjonalny drugiej osoby.

Alec po raz pierwszy odniósł sukces tej nocy, gdy został ranny. Następnie po prostu przekazał Clary emocje, które chciał przekazać, a ona trochę się uspokoiła. Jeśli chodzi o zmniejszenie bólu, to był to pierwszy raz, kiedy Clary udało się złagodzić część bólu Aleca, spowodowanego jego raną. Lightwood jest po prostu zbyt uparty i nie lubi chorować, więc kontynuował treningi, pomimo nie zagojonej wówczas rany oraz ciągłych sprzeciwów i zakazów Clary, Izzy i Jace’a. Podczas jednego z treningów stracił równowagę i poleciał prosto na podłogę lądując na plecach.  Ból był niesamowity i Clary, która również go odczuwała, chciała go złagodzić w każdy możliwy sposób. I udało jej się, bo ból Lightwooda prawie minął. W ten sposób odkryli kolejną zdolność swojego połączenia.

Po trzecie, oprócz wymienionych powyżej, odkryli jeszcze jedną właściwość kuli Nexusa. Teraz mogą dokładnie określić swoją lokalizację. Alec jako pierwszy odkrył tę umiejętność, kiedy zaczął wpadać w złość, próbując przez trzy godziny bez przerwy odnaleźć Izzy i Clary, które poszły na zakupy do galerii handlowej, zapomniały telefonów, które zostawiły w Instytucie i nie powiedziały chłopakom o swojej spontanicznej wycieczce. Wtedy kula pokazała Alecowi, gdzie jest jego ukochana. Myślę, że lepiej nie mówić, jaki rodzaju czyszczenia mózgów on i Jace przeprowadzili wobec dziewcząt. Powiem tylko, że teraz Izzy i Clary chodzą nawet do toalety ze swoimi telefonami, więc wykład na pewno odniósł pożądany skutek.

Być może ostatnią właściwością, którą odkryli w ciągu tych czterech tygodni, było to, że potrafią przekazywać sobie nawzajem różne obrazy, dźwięki, a nawet zapachy. Coś podobnego wydarzyło się, gdy Alec przeglądał wspomnienia Clary, ale teraz wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym. Mogą przekazywać sobie nawzajem krajobrazy, które widzieli, zdjęcia, piosenki, które usłyszeli i tak dalej.

Pierwszą, która to zrobiła, była Clary, która spędziła godzinę próbując udowodnić Alecowi, że ona i Izzy naprawdę widziały tort w kształcie Kielicha Anioła. Lightwood argumentował, że był to raczej jakiś kielich, a Clary nie ustępowała, udowadniając mu, że istniały nawet widoczne napisy po łacinie, a każdy wzór był dokładnie taki sam jak na oryginale. Alec uparcie w to nie wierzył, a wtedy Fray po prostu przesłała mu to, co zobaczyła, czyli zdjęcie, na którym wydawało się, że jest sfotografowany ten tort.

— Myślałem, że będzie większy.

Clary spojrzała w myślach na kielich, który widziała w jednej z cukierni, którą mijała z Iz. Tort był wielkości większej butelki do wina, tylko dużo cięższy, bo pewnie wielowarstwowy.

— Jest w sam raz – stwierdziła z urazą.

— Tak, ale spodziewałem się czegoś, no wiesz... – rzucił protekcjonalnie i nakreślił rękami kształt mniej więcej wielkości psa.

— To był tort w kształcie Kielich Anioła, a nie Muszla Klozetowa Anioła – odezwała się Isabelle.

Przyjaciele wymienili na tę uwagę panny Lightwood śmiechy, a potem byli równie mocno zaskoczeni, że nawet zapomnieli o torcie, od razu zainteresowali się nową umiejętnością.

Warto zaznaczyć, że nasi łowcy posunęli się daleko do przodu nie tylko w dziedzinie badania swoich zdolności wywoływanych przez kulę Nexusa. Pamiętacie bardzo dobrze, że łowcy przekonali już Raphaela i Magnusa, aby oni i ich gatunek walczyli u boku nocnych łowców w walce z Valentinem. Dzięki słowom Santiago, że ​​jego klan wampirów będzie walczył i stanowczej obietnicy Magnusa, że ​​jego przyjaciele magowie również przyjdą z pomocą w tej bitwie, Clary, Alec, Izzy i Jace byli dokładnie w połowie drogi do upragnionego celu. Przekonali dwa z czterech walczących klanów, nie licząc samego Świata Cieni. Teraz muszą tylko spotkać wilkołaki i wróżki. Dokładnie to samo robili łowcy przez ostatnie cztery tygodnie.

Najpierw dali sobie kilka dni odpoczynku, żeby jakoś zregenerować siły i zwyczajnie odpocząć. Przez ostatnie pół miesiąca wydarzyło się zbyt wiele wydarzeń, zbyt wiele stresu i zamieszania, przez co wszyscy wojownicy desperacko potrzebowali odpoczynku, który bez wahania sobie zapewnili.

Po kilku dniach bezczynności łowcy zaczęli układać plan dalszych działań i zdecydowali, że jako pierwsi odwiedzą Luke'a, wieloletniego przyjaciela Jocelyn, który przez te 18 lat nigdzie nie zniknął, ale był obok niej i Clary, pomagając im i wspierając ich prawie jak Magnus. To prawda, że ​​Clary nie wiedziała, że ​​Luke był częścią stada wilkołaków ani że jej matka i ona same były Nocnymi Łowcami. Ale to nie o to teraz chodzi. Luke od jakiegoś czasu nie jest już tylko członkiem watahy, ale jej przywódcą (alfą), więc jego słowo jest prawem, co oznacza, że ​​to z nim trzeba porozmawiać o zbliżającej się bitwie i udziale w niej wilkołaków. Dlatego Nefilim ruszyli w jego stronę.

Spotkanie odbyło się w spokojnej, wręcz ciepłej atmosferze. Luke był zadowolony, że znów widzi Clary i zauważył, że dziewczyna po prostu promieniała, co jej powiedział. Od razu też odgadł powód jej blasku. I trudno było tego nie zgadnąć, bo Alec stał tuż za nią, nie dotykając jej, ale całym swoim wyglądem pokazywał, że jest gotowy, bez wahania, chwycić za gardło każdego, kto ośmieli się obrazić rudowłosą dziewczynę.

Jeśli chodzi o historię samej bitwy i prośbę, z jaką łowcy zwrócili się do mężczyzny, Luke wysłuchał wszystkiego bardzo uważnie. Rozważył wszystkie możliwe wyniki tej bitwy, nie tracąc z pola widzenia prawdopodobieństwa śmierci wielu wilkołaków, ale mimo to się zgodził. Przywódca stada wilkołaków zgodził się, że jego wataha będzie uczestniczyć w walce z Valentinem, walcząc po jednej stronie z wampirami, nocnymi łowcami, magami i wróżkami.

Zostały tylko wróżki. Najtrudniej było z tym klanem, gdyż Nefilim nie wiedzieli, jak się do nich zbliżyć. Postanowili, że będą działać poprzez Meliorna – starego, powiedzmy przyjaciela Isabelle. To brunetka umówiła się z nim na spotkanie, na które przyszli Alec, Clary, Izzy i Jace. Clary, opowiedziawszy o bitwie i swojej wizji, wstrzymując oddech, zaczęła czekać na dobrą decyzję. A on nie spieszył się z odpowiedzią, pomimo wszystkich namów i argumentów łowców. Po prawdopodobnie godzinie ciągłych prób przekonania go o walce, Meliorn poddał się. Nie zgodził się jednak na współpracę, ale stwierdził, że nie ma prawa podejmować takich decyzji. Obiecuje im jedynie, że porozmawia o tym z Królową Jasnego Dworu, do której należy ostateczna decyzja, a następnie poinformuje Lightwooda o ich ostatnim słowie w tej sprawie. Młodzi ludzie nie byli z tego szczególnie zadowoleni, ale i tak było to lepsze niż nic. W tym miejscu ich drogi się rozeszły.

Meliorn skontaktował się siedem dni po ich pierwszym spotkaniu. Oczekiwania nie poszły na marne, bo wiadomość była dobra – wróżki będą walczyć razem z resztą klanów. I w tym momencie, kiedy Alec wrócił ze spotkania i opowiedział wszystkim o słowach Meliorna, wszyscy nasi łowcy w pełni poczuli, jaka była ulga. Dokonali rzeczy pozornie niemożliwej. Nikomu nigdy nie udało się zjednoczyć pięciu tak różnych i od dawna walczących ze sobą klanów w jedną całość. Ale im się udało, a to nie mogło nie cieszyć. Teraz mają szansę wygrać nadchodzącą bitwę i tym samym ocalić nie tylko swój gatunek, ale cały świat.

Czas biegł bardzo szybko, nie oszczędzając nikogo ani niczego na swojej drodze. A przez te cztery tygodnie wiele się zmieniło. Pośród wszystkiego, co już zostało powiedziane, zmieniły się przede wszystkim relacje Aleca i Clary.

Przez pierwsze tygodnie nadal czuli się trochę nieswojo. Ich związek stał się romantyczny, ale ani Alec, ani Clary nie mogli się do tego przyzwyczaić. Dlatego przez pierwszy tydzień w ich komunikacji panowała subtelna niezręczność, która dość szybko zniknęła. Z każdym dniem coraz bardziej się do siebie przyzwyczajali, a teraz, miesiąc później, już trudno sobie wyobrazić, że ta dwójka była kiedyś wrogami numer jeden, a nawet tylko niezbyt lubiącymi się znajomymi. Relacja między nimi jest tak delikatna i pełna szacunku, że nawet Jace bardzo często jest nimi poruszony i ukrywa uśmiech lub uśmiecha się otwarcie, patrząc na nich. O Isabelle w ogóle nie ma co mówić, bo przez cały ten czas jest po prostu w siódmym niebie, podobnie jak Simon.

Swoją drogą, skupmy się chwilę na tym wampirze. Myślę, że warto podzielić się tym, jak Simon, Raphael i Magnus zareagowali na wiadomość, że Alec i Clary oficjalnie są parą. Ich reakcja była prawie taka sama, różnił się jedynie stopień i rodzaj jej manifestacji. Raphael jest zawsze poważny i powściągliwy, dlatego nie mógł skakać z radości. Niemniej jednak był szczerze szczęśliwy z tej wiadomości i po spotkaniu osobiście pogratulował parze. Zauważył również, że uśmiechy i przytulania pasują im lepiej niż gniewne spojrzenia i kłótnie.

Dowiedziawszy się o tym Magnus zaprosił wszystkich na świętowanie i picie - typowe dla Bane'a. Uściskał Clary po ojcowsku, mówiąc, że jej mama będzie bardzo szczęśliwa, gdy zobaczy, jak szczęśliwe błyszczą oczy jej córki. Jednocześnie ból i smutek błysnęły na chwilę w oczach Magnusa, gdy mówił o Jocelyn, ale mag szybko się pozbierał. Clary zauważyła to, ale zdecydowała się o nic nie pytać. Przyjęła za oczywistość, że Magnus tęsknił za jej matką i martwił się o nią, ponieważ znali się tyle lat.

Magnus nie przytulił ciemnowłosego łowcy (właściwie chciał, ale Alec był temu przeciwny). Zamiast tego odbyli prawdziwie męską rozmowę między ojcem a chłopakiem jego jedynej córki. W rolę ojca wcielił się oczywiście magik, który ostrzegł Aleca, że ​​go wykastruje, jeśli skrzywdzi Clary. Facet odpowiedział absolutnie szczerze, że nigdy więcej nie pozwoli jej cierpieć, ale mimo to wziął pod uwagę realne zagrożenie.

Jednak to Lewis zareagował najbardziej gwałtownie. Dowiedział się o tej wiadomości w tym samym czasie co Raph, gdyż łowcy przyjechali do hotelu z przyjacielską wizytą. Nawiasem mówiąc, w ciągu tych czterech tygodni relacje między nocnymi łowcami a Raphaelem zauważalnie się poprawiły i takie wizyty nie są teraz rzadkością. Zatem jeśli Santiago po prostu uśmiechnął się szeroko, przeżywając w swojej duszy huragan emocji, to Simon wyładował cały ten huragan na Alecu i Clary. Trzeba było zobaczyć jego reakcję, usłyszeć jego krzyki i pochwały wszystkich istniejących sił, że w końcu otworzyły te końskie klapki na oczach i dały im magiczne kopniaki w tyłki. Natychmiast ścisnął swoją przyjaciółkę w ramionach, niemal ją miażdżąc, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Swoją drogą, nawet Alec nie mógł uciec z uścisku wampira. Lightwood próbował narzekać, ale nie wyszło mu to najlepiej i skończyło się na tym, że się tylko uśmiechnął.

Podsumowując, przez te cztery tygodnie wiele się wydarzyło i jeszcze wiele się wydarzy. Jednym z fajnych akcentów tego miesiąca jest niespodzianka, którą szykuje dla swojej dziewczyny Alec Lightwood. Czy wszystko przebiegnie zgodnie z planem dowiemy się wkrótce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro