Rozdział 5 ➰

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy widzieliście kiedyś, jak Wielki Mag z Brooklynu syczy ze złości i nerwów, rzucając mając pod ręką jedynie poduszkę w prawie dwumetrowego nocnego łowcę, który właściwie nie cofa się przed tą poduszką? NIE? Cóż, w takim razie nie było Was na strychu mieszkania Magnusa, kiedy skarcił łowców za to, że nie pilnowali Clary. Ale to nastąpi trochę później. Wróćmy teraz do pokoju rudowłosej drzazgi, gdzie te wydarzenia zaczęły się rozgrywać...

➰➰➰


Alec klęczał i przyciskał nasączony jej krwią ręcznik do rany dziewczyny. Fray leżała nieprzytomna, zupełnie niereagująca na świat zewnętrzny. Jej skóra była śmiertelnie biała, jakby w ciele dziewczyny nie było już ani jednej strużki krwi. Nawet ogniste włosy dziewczyny zdawały się wyblaknąć i utracić swój jasny blask.

Lightwood nie puścił dziewczyny, której głowa spoczywała na jego kolanach i modlił się do Raziela jedynie, aby przeżyła. To wszystko było przez niego. Przez niego uciekła w nocy z instytutu, przez niego była zdenerwowana i nie mówiła o ranie, przez niego walczyła samotnie z tymi demonami. Przez niego mogła teraz umrzeć... To wszystko to jego wina. Myślał o karmie. Bumerang, który rzucił tej nocy, musi wrócić. Alec wyrzucał sobie, że powiedział jej te wszystkie paskudne słowa, tam na dole. W ogóle nie rozumiał, dlaczego wypowiada się tak ostro, w pewnym stopniu nawet okrutnie. Cóż, nawet nie chciał teraz myśleć o jej odpowiedzi. Teraz myślał tylko o tym, jak ona przetrwa. A wtedy będą kontynuować swój wieczny spór, wieczne sprzeczki.

Isabelle stała wtedy jak zamrożona w drzwiach pokoju, a łzy spływały jej po policzkach. Teraz brunetka była miękka i przestraszona, za bardzo bała się stracić najlepszą i jedyną przyjaciółkę, bo właśnie niedawno ją znalazła. Isabelle Lightwood nie powiedziała przez ten czas ani słowa, po prostu patrzyła na zamknięte oczy rudowłosej nocnej łowczyni. Obok niej stał równie przestraszony Jace, którego cera zmieszała się z kolorem blond włosów w wyniku szoku. Mężczyzna był teraz tak przestraszony, że nie sposób było sobie nawet wyobrazić rozmiarów jego zmartwień. Lubił Clary od dawna, więc oglądanie jej w tym stanie było dla niego jak tortura.

W pokoju panowało takie napięcie, że można było je kroić nożem. I dlatego szczególnie nieoczekiwanie w tej ciszy rozległ się wesoły, ale napięty dźwięk:

— Jestem, kochanie. Dlaczego mnie potrzebowałaś?

W pokoju pojawił się Magnus Bane, któremu Jace właśnie miał wysłać ognistą wiadomość. Przed łowcami stanął wysoki, wysportowany mężczyzna, którego można określić jednym słowem – błyszczy! Był to Azjata, z wyglądu całkiem atrakcyjny, gdyby nie jego bardzo dziwny wygląd. Ubrany był w jakąś luźną, kolorową koszulę i takie same spodnie. Wyglądało to bardziej jak piżama niż ubranie na wyjście. Można by pomyśleć, że wyrwano go z łóżka, biorąc pod uwagę fakt, że była prawie czwarta rano. Ale mówimy o Magnusie Bane, który całe dnie i noce spędza w klubie o ciekawej nazwie jakim jest Pandemonium, tylko sporadycznie pojawiając się na strychu w swoim mieszkaniu. A ten rodzaj ubioru jest Magnusowi bardzo znajomy, podobnie jak ogromna ilość brokatu, którą się wiecznie obsypywał. Oczy podkreślone kredką jeszcze bardziej przypominały kocie oczy, zwłaszcza gdy uśmiechał się przebiegle. Jednak teraz nie czas i miejsce na uśmiech. Oczy maga wyrażały troskę, a jego głos stał się twardy i wzburzony.

— Co tu się dzieje, na litość anioła?

To, co zobaczył, zszokowało go, więc od razu dodał.

— Co się stało z Clary? Czy ktoś może mi to wyjaśnić?

Głos Jace'a zabrzmiał jako pierwszy.

— Magnusie, jak tu trafiłeś? Nie wysłałem Ci jeszcze ognistej wiadomości.

Te słowa nieco rozwścieczyły maga.

— Nie o to Cię pytałem, biszkopciku! CO TU SIĘ STAŁO?!

Niewiele osób widziało Magnusa w stanie, w którym traci kontrolę i daje upust emocjom i złości. Ale jeśli chodzi o Clary, Bane był bardzo wrażliwy i niepohamowany. Ta ekscentryczna dziewczyna stała się mu bardzo bliska, stała się jak córka. Był obok jej matki od chwili narodzin dziecka. Dorastała na jego oczach, dlatego przywiązał się do niej całą duszą. I tak teraz mężczyzna był tak zdezorientowany, że nie mógł się powstrzymać i krzyknął na Nocnego Łowcę. Właściwie Jace wzdrygnął się, słysząc ten krzyk. Na pytanie maga odpowiedział Alec, który nie puścił rąk Clary, a teraz jedynie podniósł wzrok na Magnusa.

— Clary uciekła z instytutu. Najprawdopodobniej biegła do swojego wampira – dosłownie wypluł te słowa, a w jego głosie błysnęły nuty nie zdenerwowania i niepokoju, ale czegoś innego. Magnus zauważył ten dziwny ton i zmrużył oczy, uśmiechając się kącikiem ust.

— Łowca, który miał ją pilnować, stracił ją z oczu. Dopiero jakieś pół godziny temu dowiedzieliśmy się, że nie było jej w instytucie. Zaczęliśmy sprawdzać wszystkie czujniki i w pobliżu budynku panowała ogromna aktywność demoniczna. Następnie wszystkie demony zniknęły i po kilku minutach przybyła Clary. Nie wiedzieliśmy, że była ranna. Nie powiedziała nam. Ja... byłem dla niej niegrzeczny i poszła do swojego pokoju. I Isabelle zauważyła krew w miejscu, gdzie stała Clary. Przybiegliśmy tutaj i zobaczyliśmy ją w tym stanie. Iratze nie działa i krwawienie nie ustaje. Magnusie, tylko Ty możesz pomóc! Uratuj ją, nie wiemy co robić! A jednak zapytam ponownie, jak tu trafiłeś?!

Magnus natychmiast podszedł do Clary. Chciał ją wyrwać z rąk Aleca, ale ten rzucił magowi takie spojrzenie, że postanowił zbadać dziewczynę, nie odsuwając łowcy. Brwi mężczyzny coraz bardziej przesuwały się w stronę grzbietu nosa. Magowi naprawdę nie podobał się stan dziewczyny. Po chwili Magnus odezwał się, badając Clary.

— Clary wysłała mi wiadomość. Nie było to coś konkretnego, ale po prostu: „Magnus, pilnie Cię potrzebuje! Pospiesz się!" I oto jestem.

Magnus przerwał, po czym dodał, uśmiechając się.

— A tak przy okazji, to wszystko Twoja wina, Alexandrze. Zawsze jesteś niegrzeczny i nie przejmujesz się uczuciami i stanem innych. Dochodzę do wniosku, że Nocni Łowcy wcale nie są rycerzami w lśniącej zbroi.  – zauważył Magnus od niechcenia.

Alec zazgrzytał zębami.

— Nie teraz. Później!

Magnus uśmiechnął się i powiedział.

— Cokolwiek powiesz, mój mały strączku. Będzie tak jak mówisz...

Czarodziej przesunął dłonią po brzuchu Clary i nad raną pojawiła się mała fioletowa poświata. Magnus skierował wzrok na łowców i powiedział.

— Musi szybko trafić do mojego mieszkania. Nie mogę jej tu pomóc.

— Otwórz portal! – zadecydował Alec.

Jace podszedł do Clary, żeby ją podnieść i przenieść przez portal, ale Alec prawie warknął. Jace zatrzymał się, gdy napotkał wzrok swojego parabatai. Lightwood ostrożnie wziął dziewczynę na ręce i ruszył w stronę portalu.

Będąc w mieszkaniu czarodzieja, łowcy położyli Clary na sofie i odsunęli się nieco, pozwalając Magnusowi zrobić wszystko, co konieczne. Isabelle i Jace byli już w pokoju i stali przy sofie, obserwując wszystko, co się działo.

Jedynym fatalnym błędem Aleca było to, że nie stał cicho, ale mówił, podnosząc głos.

— Jesteś w ogóle coś wart? Zrób coś! Jeśli ona umrze, uduszę Cię, Magnusie! I nie obchodzi mnie, że jesteś nieśmiertelnym magiem!

To było bardzo lekkomyślne posunięcie ze strony Aleca. Jeśli wcześniej Magnus po prostu krzyczał, teraz zaczął syczeć ze złości, jak wąż, błyskając swoimi kocimi oczami pełnymi gniewu. Przed tym zdaniem mag kierował się w stronę stołu, jednak zatrzymał się w połowie drogi i zwrócił się do Aleca, paląc go złym spojrzeniem. Izzy i Jace zadrżeli i na wszelki wypadek odsunęli się trochę na bok. Lightwood stał prosto, nie okazując żadnych emocji.

Magnus zaczął powoli zbliżać się do łowcy, rozpoczynając po drodze swoją przemowę.

— Mówisz mi to, Alexandrze? Udusisz mnie? Czy to ja tracę kontakt z Clary, kiedy polują na nią wszystkie demony w tym Wszechświecie? Czy to ja nie śledziłem, gdzie ona była w nocy? Czy to ja mówiłem jej różne paskudne rzeczy i nawet nie zwracałem uwagi na to, że krwawi? Do cholery, czy to ja pozwoliłem Clary chodzić samotnie nocą po ulicy, bez żadnej ochrony przed demonami? To ja? Odpowiedz mi, Alexandrze!

Krzyknął Magnus, przez co Jace i Izzy wzdrygnęli się, ale Alec stał w milczeniu i tylko odwrócił wzrok, wpatrując się w ścianę.

— Więc dlaczego, do cholery, teraz wysuwasz przeciwko mnie roszczenia? To ja powinienem Cię teraz rozerwać na kawałki, bo to wszystko jej się przydarzyło! Więc w imię Anioła, zamknij gębę i milcz! Nie przeszkadzaj mi robić rzeczy na których się znam. Inaczej nie będę w stanie jej pomóc! A jej śmierć będzie na Twoim sumieniu!

Magnus odwrócił się, aby wrócić do stołu, ponieważ podczas tej tyrady podszedł do tego samego krzesła, przy którym stał Alec, ale łowca ponownie otworzył usta.

— Magnusie,...

Jednak uniemożliwiła mu dokończenie zdania poduszka, która leciała w jego stronę od Magnusa, który chwycił pierwszą rzecz, która wpadła mu w ręce. Podziękujmy Aniołowi, że to była poduszka z krzesła, a nie nóż, który leżał na szafce nocnej o krok od krzesła, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że poduszka trafiła łowcę prosto w twarz. Magnus odwracając się, rzucił nią w łowcę i syknął ze złością:

— Nie wkurzaj mnie, kochany. Jesteś o wiele seksowniejszy, gdy milczysz.

To był koniec rozmowy. Magnus podszedł do stołu, Alec pozostał w tym samym miejscu, a Jace i Izzy zaczęli zdrapywać szczęki z podłogi, które spadły im po tym, co przed chwilą usłyszeli i zobaczyli.

Bane zaczął grzechotać wokół licznych butelek z podejrzanymi płynami, po czym podszedł do Clary. Położył jedną rękę na jej ranie, a drugą przesunął po całym ciele dziewczyny, zamykając oczy. Dłonie mężczyzny emitowały lekki blask, od którego całe ciało dziewczyny zostało pokryte tym samym kolorem. Wszystko to trwało kilka chwil, podczas których Alec, Izzy i Jace zapomnieli, jak się oddycha. Blask zgasł, jedynie rana nadal emitowała to światło i mag zachwiał się lekko. Alec chwycił go za łokieć, uniemożliwiając mu upadek. Magnus ze zmęczeniem przetarł oczy i wziął szklankę whisky, która leżała na stole.

Alec z niedowierzaniem patrzył na szklankę i nie mógł milczeć, więc zapytał.

— Czy jesteś pewien, że teraz jest czas na drinka?

— To pomaga mi myśleć, kochanie. Nie zwracaj na to uwagi.

Alec próbował zignorować ponownie wypowiedziane do niego słowo „kochanie". Zawsze irytował go fakt, że mag lubił zniekształcać imiona i nadawać takie przezwiska. Ale teraz tylko on może uratować Clary, więc być może po raz pierwszy Alec zdecydował się zachować milczenie.

Tymczasem Magnus zmarszczył brwi i mówił dalej.

— Źle się dzieje, kochani. Clary straciła za dużo krwi. Moje moce tu nie pomogą, potrzebuję krwi dawcy. Mogę wyleczyć ranę, gdy uzupełnimy ilość krwi potrzebną jej organizmowi. Clary ma grupę 3*, Rh dodatni. Potrzebuję dużo krwi, ale nie wiem, skąd ją wziąć. A ona nie ma już w ogóle siły. Ma na dłoni jakąś dziwną runę, najwyraźniej włożyła w nią całą swoją siłę. Dlatego trzeba działać szybko. Nie będę w stanie zapewnić jej dostaw energii przez długi czas. Moja moc też nie jest nieskończona. Jakieś pomysły, biszkopciki?

Jace i Izzy myśleli przez chwilę, po czym Alec powiedział, marszcząc brwi.

— Raphael Santiago. Ma ogromny zapas krwi.

— Więc niby da Ci krew? A może zapomniałeś, jaką „miłością" darzą nas Raphael i cały jego klan – zauważył sceptycznie Jace.

Alec skrzywił się jeszcze bardziej i powiedział.

— Raphael może jej nie dać. Ale jej przyjaciel z kłami na pewno ją da.

— Simon! Dokładnie! Muszę do niego zadzwonić! – Izzy opamiętała się i sięgnęła po telefon, ale Alec jej przerwał.

— NIE! Pójdę i sam z nim porozmawiam – warknął Alec.

Powinniście byli go widzieć w tej chwili. Ramiona skrzyżowane na klatce piersiowej i zaciśnięte w pięści, zęby zaciśnięte, a usta już białe. Oczy płoną gniewem i niepokojem. Momenty, w których Alec okazuje emocje, są jeszcze rzadsze niż te, w których Magnus wpada w histerię.

A dzisiaj to tylko kombinacja: Clary płakała, Magnus krzyczał, Alec jest wściekły i zmartwiony. Prawdziwe cuda, nie ma co. Gwiazdka w tym roku przyszła szybciej niż zwykle. Czekajmy tylko na śnieżne sanie świętego Mikołaja!

Wróćmy jednak do tego, co zostawiliśmy. Isabelle zesztywniała, słysząc sposób, w jaki jej starszy brat to powiedział. No i jak tu się nie denerwować, kiedy takim głosem mówi, że porozmawia z Twoim chłopakiem? Wciąż próbowała protestować, ale Alec nawet nie zwrócił na to uwagi, tylko odwrócił się do Magnusa.

— Na kiedy potrzebna jest krew?

— Tak szybko, jak to możliwe. Jest za słaba. Wspieram ją teraz magią, ale długo nie będę mógł tego robić. Więc lepiej się pospiesz.

— Cholera. Zaraz wracam.

Alec natychmiast wyszedł i udał się do hotelu Dumort, gdzie przebywały wszystkie wampiry z klanu Raphaela Santiago. Dość szybko tam pobiegł, przeklinając po drodze wszystko na świecie i wyobrażając sobie z jaką przyjemnością skręciłby kark przyjacielowi Clary, gdyby nie był wampirem. Łowca wiedział, że Clary uciekła z Instytutu, aby spędzić czas z tym z krwiopijcą. I to niesamowicie rozwścieczyło Aleca.

Ogólnie rzecz biorąc, od pierwszego spotkania był wkurzony tym Przyziemnym, a teraz tym Podziemnym. Jak często Lightwood łapał się na myśleniu, że tak cholernie chce udusić tego gościa w okularach! A kiedy Clary zaczęła go bronić i mówić, jaki jest dobry, miły i cudowny, naprawdę miał ochotę posiekać tego Simona na kawałki. A teraz Alec był tak wściekły, że po prostu wyobraził sobie, jak dusi tego wampira. Nic mu z tego nie będzie, ale przynajmniej Łowca zabierze mu duszę.

I w końcu Lightwood dotarł do hotelu. Od razu zapukał, czekając, aż mu otworzą. Nie chciał się wtrącać, bo stosunki nocnych łowców z wampirami, delikatnie mówiąc, nie były zbyt dobre. I tak Alec zamierzał otworzyć te drzwi, jeśli wampiry po drugiej stronie nie zrobią tego dobrowolnie. Na jego nieszczęście drzwi hotelu otworzył nie kto inny jak sam znienawidzony Simon Lewis! Oczywiście oczy mu niemal wyskoczyły z orbit, gdy w progu hotelu zobaczył złego Aleca Lightwooda. Facetowi udało się jedynie wydusić z siebie zdziwienie.

— Jasna cholera. Co Ty tu robisz?

I wtedy zaczęło się to, co najciekawsze...

_____________

* 3 grupa krwi to AB

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro