17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Gilbert, musimy porozmawiać. - Oznajmiła Julie, wchodząc do domu. Chłopak siedział zestresowany, czekając na nią. Podczas jej nieobecności przemyślał wszystkie opcje tego, co mogło jej dolegać, i doszedł do niepokojącego wniosku. Był nim tak zestresowany, że bez owijania w bawełnę zaczął od tego.

- Jesteś w ciąży?

Blondynka stanęła jak wryta, nie spodziewając się, że chłopak może się chociażby domyślać. A ten jakby nigdy nic wyjechał jej z takim pytaniem. Mary słysząc to ostatnie zdanie dyskretnie się ulotniła, robiąc wielkie oczy. Ona sama była zaskoczona tym co chłopak powiedział, a co dopiero biedna Julie, która teraz miała łzy w oczach.

- Gilbert, ja... - Dziewczyna przerwała, pozwalając by gorące łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Zdała sobie wtedy sprawę, że tak naprawdę nie wie co powiedzieć. Żadne słowa nie wyrażą dobrze tego, co czuję. - Przepraszam. Nie chciałam tego. Tak bardzo przepraszam...

Panika w jej głosie sprawiła, że Blyth'owi wróciło trzeźwe myślenie. Najpierw chciał zostać lekarzem, później ojcem. Ale skoro jest jak jest, przecież nie może za to winić nikogo oprócz siebie. Dlatego zamiast na nią nakrzyczeć, tak jak się spodziewała, że zrobi, podszedł do niej, mocno ją obejmując. Dziewczyna schowała swoją twarz w jego szyję, mocząc kołnierz jego koszuli.

- Nie przepraszaj. To nie twoja wina, kochanie.

Blondynka zachlipiała, słysząc ten pieszczotliwy zwrot, który usłyszała z jego ust pierwszy raz w życiu. I sprawił on, że jeszcze mocniej go przytuliła, mając nadzieję, że to go przy niej zatrzyma.

- Proszę, nie zostawiaj mnie...
- Hej, spójrz na mnie. Nie zostawię cię. - Zapewnił, łapiąc z nią kontakt wzrokowy. Kiedy dziewczyna nie wyglądała jakby mu uwierzyła, mocno ją pocałował, przekazując w ten sposób swoje uczucia. - Wiem, że się boisz. Ja też. Ja też. Ale poradzimy sobie. Po za tym nie jesteśmy sami. Mamy Basha i Mary. I Delphi. I twoją rodzinę.
- A co z twoimi i moimi studiami? - Zapytała płaczliwie.
- Poradzimy sobie. Zdamy egzaminy jeszcze przed porodem, a później zaczekamy aż to dziecko trochę podrośnie. Rodzina nie wyklucza studiów. A ja i tak chciałem zostać tatą, a to, że stanie się to trochę wcześniej niż planowałem, to tylko szczegół. Będzie dobrze, Julie. Obiecuję.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Następnego dnia Julie i Gilbert poszli razem do szkoły, jakby nigdy nic. Blondynka usilnie starała się nie myśleć o tym, że nosi pod sercem dziecko mężczyzny, którego jeszcze do niedawna uważała za wroga.

Tymczasem Blythe wręcz przeciwnie. Ciągle wyobrażał sobie jak będzie wyglądało jego życie za dziewięć miesięcy, i ze zdziwieniem zauważył, że jest podekscytowany. Ale jak można mu się dziwić... w końcu zostanie tatą. Czy kiedyś nie uznawał tego jako jeden z jego celi życiowych?

Narzie jednak wiedział, że musi się skupić na teraźniejszości. A dokładnie na Julie, która nadal była załamana, chociaż umiejętnie to ukrywała. A on nie miał zamiaru pozwolić jej chociaż raz pomyśleć, że żałuję tego co się stało. Dlatego, kiedy po lekcjach wracali z powrotem do domu, zaczął wcielać w życie swój plan.

- Masz może ochotę gdzieś dzisiaj pójść?
- To znaczy? - Zapytała, unosząc brwi. To pytanie ewidentnie wydało jej się być podejrzane.
- Chciałem cię zaprosić na randkę.

Blondynka stanęła jak wryta, patrząc na swojego męża jak na kosmitę.

- Gilbert jesteśmy małżeństwem od dwóch, walonych lat. I ani razu nie zaprosiłeś mnie przez ten czas na randkę. Więc co ci, do diabła, nagle dolega?
- Chciałem poprawić ci humor. No weź, nie daj się prosić...

Mówiąc to zrobił tą swoją firmową minę, która miała ją sprowokować. I zadziała. Mimowolnie się zgodziła, zaraz po tym dodając:

- i tak cię nienawidzę.
- Wcale nie - zaprzeczył, w wyśmienitym humorze, że mu się udało.
- Wcale nie. - potwierdziła po chwili. Nie mogła się na niego złościć, kiedy był tak bardzo szczęśliwy.

Trochę bała się co dla niej wymyślił, ale chyba niepotrzebnie. Przekonała się o tym, kiedy chłopak zaprowadził ją dwie godziny później na plażę, gdzie razem rozłożyli koc na którym postawili jedzenie zabrane z domu. O tej porze, mimo, że był początek kwietnia, było dosyć chłodno. Szczególnie tutaj, gdzie wiatr wiał mocniej niż na klifie lub w dolinie. Mimo to dziewczyna wydawała się być szczęśliwa , siedząc na kocu i jedząc czekoladę.

- Jak myślisz, będzie chłopiec czy dziewczynka? - Zapytał ją po chwili, na co spojrzała na niego zdziwiona. Ona jeszcze ledwo przyswoiła, że jest w ciąży, a ten jej tu wyjeżdża z takimi pytaniami. Mimo to mu odpowiedziała.
- Chciałabym najpierw syna.
- Najpierw?

Blondynka zawachała się przed odpowiedzią. Bała się reakcji chłopaka. W końcu jednak stwierdziła, że przecież mimo wszystko jest on jej mężem, a między nimi już dawno nie ma tej samej nienawiści jaką czuli do siebie wieku siedmiu lat. I być może ich relacja jest chora i dziwna, ale była prawdziwa. A to znaczy, że trzeba mimo wszystko być w niej prawdziwym.

- Zawsze marzyłam o założeniu dużej rodziny. W swoich planach uwzględniałam co najmniej trójkę dzieci. I wiem, że to co jest pomiędzy nami jest skomplikowane a wszystko dzieje się za szybko, ale mam nadzieję, że w przyszłości ten plan uda nam się zrealizować...
- Powiedz tylko kiedy, a będę gotowy - odpowiedział, przerywając jej.
- Naprawdę?
- Oczywiście, że tak. Jeśli za każdym razem staranie o kolejne ma wyglądać tak, jak nasze ostatnie, to mogę to robić do końca życia.
- Idiota.

Tymczasem Mary rozmawiała w domu z Bashem, karmiąc przy tym Delphi.
- Już robi się ciemno, a ich nadal nie ma.
- Spokojnie Mary, znajdą się. To duże dzieci.
- A jak zrobią coś głupiego?
- Przecież ich znasz.
- No właśnie.

Sebastian westchnął, rozdrażniony.

- Może i chcą się pozabijać, ale wszyscy wiemy, że nigdy tego nie zrobią. Przeznaczenie wiedziało, co robi, łącząc tą dwójkę. Ona denerwuję jego, on denerwuję ją ale i tak się kochają. Nawet jeśli nigdy nie powiedzieli tego na głos.
- Obyś miał rację, bo chyba nie jestem ubezpieczona na morderstwo dwóch nastolatków.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Mam wrażenie, że ten rozdział jest jednym z najsłabszych w tej książce. Co o nim myślicie? Obiecuję, że kolejny będzie dużo lepszy ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro