19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiosna tego roku była piękniejsza niż zwykle. Drzewa zrobiły się zielone wyjątkowo wcześnie, a kwiaty rosły duże i zdrowe. Tak samo jak uprawy w ogródkach. I napewno oprócz warunków pogodowych przyczynili się do tego też mężczyźni, pracujący na roli, w tym Gilbert i Bash.

I podczas kiedy oni zajmowali się tym, Julie opiekowała się Delphi w wolnych chwilach powtarzając do egzaminów. Mary wtedy najczęściej sprzątała lub gotowała, co jakiś czas obserwując z radością swoją przyjaciółkę. Dziewczyna już teraz zachowywała się jak idealna matka, więc Mary kompletnie nie rozumiała jej obaw o to, czy nią będzie.

Ten dzień jednak był inny. Julie i Gilbert zamiast zajmować się obowiązkami, właśnie maszerowali do szkoły na próbę tańca, która miała ich przygotować do festynu. Wchodząc do pomieszczenia, w którym ławki zostały odsunięte do ściany razem z krzesłami, ustawili się obok siebie w jednym kącie.

Na nieszczęście lub i szczęście Julie, Ania, Diana i Ruby od razu ich wypatrzyły, i ruszyły praktycznie biegiem w ich stronę.

- Jak się czujesz Julie? - Zadała swoje ostatnio standardowe pytanie Ania. Odkąd ta trójka dowiedziała się, że ich przyjaciółka jest w ciąży stali się zdecydowanie nadopiekuńczy.
- Musisz uważać na siebie podczas tańca. - Dodała Diana, wystawiając rękę do brzuszka Julie. Blondynka westchnęła ciężko, kiedy Gilbert się ulotnił.

Dziesięć minut później panna Stacy ustawiła się na środku sali razem z małżeństwem Linde, co Julie uznała za istnie zbawienie.

- Dziś obiecana próba przed festynem - oznajmiła z uśmiechem na twarzy nauczycielka, a dziewczyny natychmiast ustawiły się po drugiej stronie sali. Gilbert magiczne pojawił się za plecami swojej żony, łapiąc ją w talii. I chociaż wszyscy starali się ignorować to, że się dotykają i nie próbują się przy tym zabić, to jednak zerkali co jakiś czas w ich stronę. - Państwo Lind zgodzili się pomóc.

W tym momencie do szkoły weszła trójka osób, zaskakując tym wszystkich. Dopiero pani Linde wytłumaczyła, że to jej najstarsze dzieci które również pomogą, bo taniec jest dla sześciu osób a nie trzech. Panna Stacy nie miała innej możliwości, jak się zgodzić.

Chwilę później ta szóstka starała się zaprezentować im taniec, który dla Julie wydał się być niemożliwy do zrobienia. Mimo tego, kiedy po chwili zaczęli ćwiczyć, nie wychodziło jej to tak najgorzej. No, nie licząc tego, że chwilę później wszyscy się pogubili i pozmieniali parami. Pani Linde spojrzała na to załamana, nim zarządziła przerwę. Widocznie to już nie na jej nerwy.

I Julie chciała zostać ze swoim mężem, ale zamiast tego mimowolnie ruszyła do reszty dziewczyn które zebrały się w kącie sali, dookoła Ruby. Kiedy dziewczyna podeszła bliżej, usłyszała jak jej rówieśniczki wypytują o stan zdrowia jej przyjaciółki.

- Znów ci słabo?
- Ma dreszcze...
- Co się stało?
- Powiedz nam!

Ruby westchnęła, nim odpowiedziała na jednym wydechu.

- A jeśli jestem w ciąży?! Mama mówiła, że do tego wystarczy stanąć obok chłopca. A jeśli mnie dotknie, to ciąża murowana. Więc pewnie jestem w ciąży. Jak wy wszystkie.

Dziewczyny zaczęły panikować, podczas gdy Julie stała tam jak wmurowana. Mimowolnie położyła dłoń na brzuchu, zerkając na Gilberta. Jej uwagę odwróciła jednak panna Stacy, która jak się okazało słyszała całą tę rozmowę, stojąc za nimi.

- Dziewczęta, spokojnie! Od tańca nie można zajść w ciążę!
- Ale było dotykanie!
- Ale to nie wystarczy...- Panna Stacy zacięła się, nie chcąc dalej kontynuować tego niewygodnego tematu. I wtedy, jak na złość, wszystkie dziewczyny spojrzały na Julie i rozbawionego Blythe'a, który przypomniał sobie, że jego żona jest teraz w ciąży ponieważ musiał coś zrobić, żeby nie dosypała mu trutki do obiadu.

A to drań, jeszcze się śmieje! - Pomyślała blondynka, obiecując sobie, że później go za to zamorduje.

Najpierw jednak musiała zmierzyć się z hordą dziewczyn, które chciały znać odpowiedź.

- Jak zaszłaś w ciążę, Julie?! - Zapytała Josie, nie przyjmując odmowy.
- Ja... Gilbert... - chłopak w tym momencie nie mógł się dłużej powstrzymać, i musiał odejść kawałek dalej, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- To długa historia. Napewno wam nie grozi. - Dodała szybko, nim ruszyła za nim. Dziewczyny stały tam w szoku, po chwili od nowa atakując nauczycielkę. Tymczasem blondynka najpierw schowała swoją twarz w zagłębienie szyji chłopaka, a kiedy ten już chciał ją objąć, mocno walnęła go w ramię odsuwając się.

- Jesteś idiotą, Blythe.
- Dlatego mnie kochasz, Blythe. - odpowiedział, uśmiechając się zadziornie i z powrotem przyciągając ją bliżej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro