5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tego dnia Julie obudziła się wcześniej niż zwykle. Po paru minutach wpatrywania się w sufit, wstała z łóżka, żeby się przygotować. Ubrała swoją najlepszą sukienkę, którą miała na sobie wcześniej tylko raz. Umyła twarz oraz się uczesała, po czym podeszła do lustra żeby się przejrzeć.

W szklanej tafli zobaczyła niską, za niedługo szesnastoletnią, blondynkę. Jej zielone oczy mocno kontrastowały z białą suknią w roślinne wzory, i dopasowanym do tego kapeluszem. Tak samo, jak te złośliwe ogniki w spojrzeniu z poważną miną, którą miała.

- Julie! - Usłyszała krzyk z dołu, na który przewróciła oczami. Mimo to zeszła do kuchni, z której dobiegał głośny dźwięk rozmów. Kiedy domownicy zobaczyli w drzwiach dziewczynę, natychmiast zamilkli. Bali się jej dzisiejszego nastroju, o ile tak można nazwać stan, w którym dziewczyna była jak tykającą bomba. Wystarczyło słowo, żeby wybuchła, niszcząc wszystko w promieniu kilometra.

Blondynka jednak nie przejęła się tym, że każdy patrzył na nią przerażony. Po prostu jakby nigdy nic nalała sobie herbaty, którą wypiła na parę łyków, i odstawiła kubek do zlewu. Chciała wyjść, ale kiedy tylko przekroczyła próg, jej matka się odezwała.

- Nic nie zjesz?

Dziewczyna odwróciła się napięcie, i odparła z jadem w głosie:
- Nie, dziękuję. Liczę, że zemdleje z głodu na tym pikniku, i nie będę musiała się zgodzić na propozycję ekonomiczną, zwaną przez was małżeństwem.

Na usta dziewczyny wstąpił sztuczny uśmiech. Każdy czekał, aż powie coś jeszcze, ale ona wróciła do swojego pokoju, zostawiając za sobą niekomfortową ciszę.

Tymczasem Gilbert słuchał kazania swojego ojca na temat sposobu w jaki ma się oświadczyć. Jakby nie wystarczyło to, że zapyta ją "wyjdziesz za mnie?". Musi dać jej kwiaty na przywitanie, później wymieniać się z nią uprzejmościami i komplementami, żeby na koniec dać jej ten głupi pierścionek, i promieniować sztucznym szczęściem, że się zgodziła. Nadal nie rozumiał, po co ten cały teatrzyk, ale postanowił odegrać swoją rolę, skoro to ma uszczęśliwić jego ojca.

Dlatego dwie godziny później stał jak ten idiota przy rozłożonym kocu, z bukietem róż, czekając aż jego "wybranka" się łaskawie zjawi. Po kolejnych trzech minutach, zauważył ją. Szła koło swojej matki, rozglądając się po ludziach. W pewnym momencie jej wzrok wylądował na nim, i Gilbert nie obejrzał się, kiedy stanęła przed nim.

- Dobrze cię widzieć, Julie - przywitał się, całując jej dłoń i podając kwiaty. Dziewczyna uniosła zaskoczona brwi.

Żyje w symulacji.

- Dziękuje, Gilbercie. Jak się dzisiaj czujesz?
- Lepiej, od kiedy zobaczyłem ciebie.
- Zwolnij Romeo, bo Juliet nie nadąża. - Zaśmiał się Louis, a jego matka spojrzała na niego karcąco. Dzisiaj nawet jemu się obrywało. Wszystko miało wyglądać idealnie, nawet, jeśli takie nie było.

Po godzinie tych sztucznych uprzejmości, Julie stwierdziła, że dłużej już nie wytrzyma. Musiała się urwać z tamtad chociaż na chwilę, bo inaczej zwariuje i zamiast do ołtarza pójdzie do psychiatryka.

Kiedy przeprosiła wszystkich i odeszła w stronę lasu, nie spodziewała się, że ktokolwiek za nią pójdzie. A już tym bardziej, że będzie to Gilbert.

- Czego chcesz? - Zapytała, zauważając chłopaka.
- Może trochę milej?
- Daj mi spokój. Nie jestem w nastroju na kłótnie.

Blythe uniósł brwi, zaskoczony. Ona nie jest w nastroju na kłótnie? To przecież nonsens, ta dziewczyna zawsze jest w nastroju na kłótnie. Po chwili jednak westchnął, i oparł się o drzewo. Wiedział, że ma rację. Bez sensu jest się kłócić, kiedy w tej sytuacji są po tej samej stronie barykady.

- Nie chcę tego małżeństwa. - Wyznał, ciekawy, co dziewczyna odpowie.
- To jest chyba pierwsza rzecz, w której jesteśmy zgodni. Oboje go nie chcemy.
- Co możemy zrobić? Jest już za późno. Podpisali tą umowę, a według prawa mogą coś takiego zrobić póki jesteśmy niepełnoletni. I nie mamy żadnego wyjścia, jak wykonać to co nam każą.
- Jest wiele rzeczy, które możemy zrobić - dziewczyna zaśmiała się szaleńczo - na przykład ich zamordować, co unieważni umowę. Albo popełnić samobójstwo. Ewentualnie zadźgać siebie nawzajem, żeby było bardziej romantycznie.

Blythe parsknął na to ostatnie.

- Wybacz, ale jakoś nie śpieszno mi do grobu.
- A mi do zamążpójścia.

Chłopak zamilkł na chwilę, patrząc na dziewczynę z delikatnym uśmiechem. Nie mógł nic poradzić na to, że po raz kolejny nawiedziła go myśl, że może jednak nie będzie tak najgorzej.

- Skoro i tak musimy to zrobić, to może postarajmy się, no nie wiem, chociaż nie pozabijać?
- Będzie ciężko, bo zdążyłam wymyślić już sto sposób, żeby uprzykrzyć ci życie. - Odparła, złośliwe.
- Tylko sto? Ja dwieście, żeby zniszczyć je tobie.
- Możesz spróbować, panie Blythe, ale chcę zauważyć, że jestem niezwykle wytrwała. Zostałam zmuszona do małżeństwa z tobą, i jeszcze nie uciekłam ani nie popełniłam samobójstwa. Nie każda dziewczyna wytrzymałaby na moim miejscu.
- Za to na moim nie wytrzymałby żaden mężczyzna.

Odpowiedział, pozwalając, żeby dziewczyna złapała go pod ramię i ruszyła z powrotem w stronę ich rodziny.

- W takim razie dobrze, że nie jesteś mężczyzną.
- A kim? Złotą rybką? - Wyśmiał dziewczynę, nie rozumiejąc aluzji.
- Miałam na myśli chłopcem, ale jak chcesz, to możesz być i złotą rybką. Właściwie dobrze się składa, bo wtedy mógłbyś spełnić moje jedyne życzenie.
- Jakie? - Zapytał, chociaż wiedział, że będzie tego żałował.
- Żebyś w końcu się zamknął. To chyba potrafisz zrobić, co?
- Nie do końca, więc możesz mi pokazać jak.

- Wszystko w porządku? - Zapytała Gabrielle, kiedy stanęli przy niej, ale byli tak zajęci swoją wymianą zdań, że nawet jej nie zauważyli. Dziewczyna westchnęła, dochodząc do wniosku, że związek tej dwójki nie skończy się dobrze. Najlepiej już zacząć się pakować do Francji, jeśli chce się mieć jakieś szanse na przeżycie.

- Julie, Gilbert! - krzyknął John, który przyjechał tutaj na wózku. Coraz gorzej się czuł, i chodzenie bardzo go męczyło. Dwójka wywołanych od razu zrozumiała o co chodzi. Nadszedł czas.

Gilbert westchnął i uśmiechnął się sztucznie, po czym zastanowił się co ma powiedzieć. Nie chciał żeby to było tak bardzo sztuczne, jak sztuczna będzie ta relacja. Dlatego, kiedy ułożył sobie wszystko w głowie, uklękł na jedno kolano, wyciągając z marynarki małe pudełeczko.

Ludzie od razu zauważyli małe zamieszanie. Wszyscy w pobliżu zamilkli, i czekali na dalszy bieg wydarzeń.

- Julie... jesteś przepiękną, mądrą i utalentowaną kobietą. - Nie do końca kłamstwo, ale napewno nie szczery komplement. - Pokochałem cię całym swoim sercem, od pierwszego dnia, gdy cię zobaczyłem. - To już stuprocentowe kłamstwo. - Dlatego pozwól, że zapytam. - Nie chcę tego robić. - Czy zgodzisz się ze mną chociaż ten jeden raz, i wyjdziesz za mnie?

Blondynka przez chwilę milczała. Udała zaskoczoną tym całym wydarzeniem, tak jak aktorzy udają w teatrze. W rzeczywistości śmiała się w duszy z chłopaka, bo wydał jej się on niezwykle komiczny w tym momencie. Kłamał jak z nut, i widziała, że ciężko przechodzi mu to przez gardło. Mimo to się nie poddawał, i kontynuował swoją rolę.

- Tak! - odpowiedziała, zasłaniając dłonią usta. Blythe wstał z klęczek i założył pierścionek na jej palec, dając jej buziaka w policzek.

- Tylko tyle? - Wykrzyknął ktoś z tłumu, co reszta podłapała. Po paru sekundach wszyscy krzyczeli "całus, całus!", Co zmroziło dwójkę narzeczonych do tego stopnia, że tylko stali i patrzyli na siebie. Gabrielle delikatnie i niewidocznie uderzyła siostrę w nogę, a ta się natychmiast ogarnęła. Jakby nigdy nic z uśmiechem przybliżyła się do chłopaka, i wypiła się mocno w jego usta, co ten natychmiast oddał.

Ten pocałunek był agresywny i namiętny, ale zarazem krótki. Po zaledwie pięciu sekundach oderwali się od siebie, a wszyscy dookoła klaskali i wiwatowali, włącznie z ich rodzicami. Mimo to nadal się nie odsunęli, tylko wpatrywali się sobie w oczy, starając się przetworzyć to, co stało się przed chwilą. Dziwne uczucie, którego jeszcze nigdy nie czuli wstąpiło im w serce, i nie pozwalało o sobie zapomnieć. Julie czując to mocno się zarumieniła, i natychmiast się odsunęła, siadając przy swoim zszokowanym rodzeństwu.

Czy ja właśnie całowałam się z walonym Gilbertem Blythe'm?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro