🥀2🥀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwudziesty czwarty

Jane odkąd zobaczyła Max w drzwiach swojego domu, wiedziała, że jej nie polubi. Wydawała się dziwna i patrzyła się na biust dziewczyny, co ona od razu zauważyła. A mówiąc o domie to, można powiedzieć, że brunetce podoba się nawet bardziej niż ten w Californii, tylko ma jeden minus, nie ma tutaj Melody. Sama dziewczyna jeszcze nie napisała do przyjaciółki, co bardzo zabolało młodą Hopper, rozumie, że nie mieszka tam dopiero drugi dzień, ale mogła chociaż zapytać jak podróż. Na same wspomnienia blondynki, robiło jej się strasznie przykro, pewnie dlatego, że to jej miłość. Pierwsza nie hetero miłość. Z dalszych rozmyśleń wyrwał ją głos jej brata.
- jane, pomożesz mi w układaniu szklanek, bo nie dosięgam? - zapytał Will, jej brat był od niej troszkę niższy dlatego, zazwyczaj prosił właśnie ją o pomoc na wysokościach.
- of course, niziołku - odpowiedziała uśmiechając się do szatyna, wiedziała, że nie obrazi się o to jak go nazwała, bo ksywki to ich ulubiona zabawa.
- dzięki, wielko ludzie - odpowiedział odsuwając się od półki, żeby zrobić miejsce siostrze.
- oj tam pięć centymetrów - odpowiedziała zadziornie.
- tylko pięć centymetrów? Masz metr sześćdziesiąt osiem, a ja sześćdziesiąt trzy. Przy tobie wyglądam na dziesięciolatka - powiedział z pretensjami, fakt w porównaniu do brunetki był niski, no ale co poradzić.
- patrz na pozytywy możesz się do mnie przytulić jak do wielkiego misia - odpowiedziała wesoło
- no nie wiem, nie wiem boję się, że mnie ugryziesz niedźwiedziu grizzly - zaśmiał się.
- aha? Ja nie gryzę ja połykam w całości. A poza tym nie lubie grzybów - zaśmiała się.
- obrażam się. - odpowiedział, ale było wiadomo, że wcale się nie obraził
- oj chodź tu mój grzybku - powiedziała przeciągle i rozłożyła ręce do przytulasa
- okej, grizzly - odpowiedział i przytulił siostre.
Stali tak przytulenie do siebie chwilę, nawet całkiem długą, kochali się przytulać, to było ich ulubione zajęcie. Potrafili cały wieczór przesiedzieć pod ich ulubionym kocem w delfiny, przytulając się do siebie i oglądając filmy. Robili to, bo oboje mieli w cholerę trudne dzieciństwo, i tym sobie pomagali, odkąd są rodzeństwem, codziennie muszą się poprzytulać, poprawia im to humor.
Przyjemną chwilę przerwał jednak głos ich ojca.
- tak, tak wiem kochacie się, ale trzeba się rozpakowywać - powiedział mężczyzna.
- o a co to za ciasto? - zapytał spoglądając na czekoladowe ciasto pani Mayfield.
- nie dawno przyszła sąsiadki i przyniosła nam ciasto - odpowiedziałam z grymasem malowanym na twarzy na wspomnienie nie przyjemnego spojrzenia rudowłosej dziewczyny.

- to ja sobie wezmę kawałek - zachichotał spoglądając na wypiek z miłością w oczach, to, że Hopper kochał wszystko związane z jedzeniem to każdy wiedział, to, że Joyce musiała go pilnować, żeby nie zjadł pierników na święta Bożego Narodzenia albo makowca na Wielkanoc, też każdy wie.
- zostaw - powiedziała kobieta, lekko uderzając w rękę mężczyzny. Brunetka jak na zawołanie zjawiła się w kuchni.
- Joyce, nie jadłem nic od sześciu godzin!! Pozwól mi zejść jeden pieprzony kawałek ciasta - powiedział błagalnym głosem najstarszy.
- to zjedz cos zdrowego, a ciasto zjemy jak Jonathan przyjdzie - odpowiedziała kobieta, po czym jej usta zostały upaćkane czekoladą z ciasta. Will i Jane nadal do siebie przytuleni przyglądali się sytuacji.
- ojej kochanie masz coś na ustach, chyba nie mam wyboru - odpowiedział radośnie mężczyzna, całując usta swojej żony.
- nie przy ludziach! - krzyknął szatyn odwracając się tyłem do pary
- muszę kupić sobie nowe oczy! - krzyknęła zaraz po nim brunetka.
Ich rodzice oderwali swoje wargi od siebie.
- sami będziecie tak robic jak sobie znajdziecie, ty dziewczynę - pokazał na szatyna - a ty chłopaka - pokazał na brunetkę.
Rodzeństwo popatrzyło na siebie wymownie, a ich twarze zbladły. Tylko między sobą wiedzieli, że nie są nawet w jednym procencie hetero. Wiedzieli też, że ich rodzice nie zareagowali by na to jakoś źle, ale woleli na razie nie mówić.
- powiedziałem coś nie tak? - zapytał ich ojciec
- bo, my... - zaczął chłopak
- bo, my nie chcemy mieć chłopaka, dziewczyna, ani psa. Chcemy być singlami do końca życia - dokończyła dziewczyna przybierając sztuczny uśmiech razem z bratem
- pierdolenie - odpowiedział starszy
- Jim! Nie przy dzieciach! - krzyknęła kobieta dając mu kuksańca w bok.
Rodzeństwo odetchnęło z ulgą, że nie wydał się ich największy sekret.

Było juz późno, Jane stała w pokoju w samej bieliźnie i patrzyła na swoje ciało z obrzydzeniem. Uważała, że jej piersi są za duże, za płaski tyłek, za szerokie uda, tłusty brzuch. Westchnęła i ubrała na siebie oversize czarna koszulkę i zdjęła z rąk szerokie bransolety, ukazując przy tym liczne rany, i przy okazji kolejny kompleks który sama stworzyła. Podeszła do okna, wydawało jej się, że ktoś na nią patrzy i nie myliła to była ta sama dziewczyna, która wcześniej ją odwiedziła. ,,Ile ona widziała?,, Pomyślała, miała nadzieję, że nie dużo. Niestety myliła się. Max pomachała jej przez okno, a ta zasunęła roletę i ruszyła w stronę swojego łóżka. Położyła się na nie i znów zaczęła myśleć o Melody, tylko tym razem nie tak, żeby było jest przykro tylko po to by sprawić sobie radość. Wspominała, każdy wspólny spacer na plaży, każde wspólnie spędzone popołudnie, każde nocowanie, każde złapanie za jej rękę, każde zobaczenie jej ciała bardziej niż w ubraniach. Każdy ich przyjacielski pocałunek, który dla Jane wcale nie byl tylko przyjacielski. Przypomniała sobie ją w bieliźnie, stroju kąpielowym, w bluzce bez stanika - tak właśnie zawsze spała. Każdy jej dotyk na ciele brunetki, próbując go odtworzyć wsunęła rękę pod koszulkę, wyobrażając sobie, że robi to blondynka. W ciszy i ciemności własnej sypialni słyszała, dyskretnę, lecz konsekwentne bicie swojego serca - czuła też jak przyśpiesza. Wyobraziła sobie, że nad nia jest jej sympatia, która zsuwa z jej ramion biały biustonosz, który przeznaczyła do spania. I zsunęła go, ukazując, jej wzgórki piersi. Całe jej ciało stało się gorące. Musiała skrzyżować nogi, by stłumić ból w centrum siebie. Wyobrażała sobie, że jej malinowe usta i truskawkowe usta Melody, gorąco się stykają w serii mokrych pocałunków. Jane zsunęła z siebie, bieliznę i dotykała palcami miejsca między udami, żyła teraz oczami wyobraźni, mogła by powiedzieć, że naprawdę to palce, blondyny. Wydała z siebie ciche westchnienia, gdy jeden z jej palców znalazł się w niej, po chwili lekko się ruszając. Chciałaby jęknąć, lecz wiedziała, że nie jest sama w domu dlatego się powstrzymywała. Dołożyła drugiego palca i zaczęła poruszać nimi szybciej, i szybciej, aż...
Usłyszała skrzypnięcie podłogi w przedpokoju, dlatego szybko, wsunęła na siebie bieliznę i przykryła się kołdrą. Po chwili drzwi jej pokoju lekko się uchyliły, a w nich stanął jej ojciec. Kontrolował czy jego dzieci śpią, no nie do końca wszystkie śpią, jedno chciało doznać przyjemności, która została zakłócona.
Gdy mężczyzna wyszedł, dziewczyna odetchnęła z ulgą i odkryła się z kołdry, bo zrobiło jej się gorąco ze stresu.

- pierwsza noc w domu, a ja się już masturbowałam - wyszeptała do siebie z niedowierzaniem szatynka.














🩸🥀
Hejo, pewnie jesteście źli, że Jane nie lubi Max, co? I za to, że jest zakochana w Melody, ale przysięgam za nie długo, będzie dochodziła do kogoś innego😉

Za błędy przepraszam.

MIŁEGO dnia wieczora ranka lub Miłej nocy 💜💜💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro