🥀20🥀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwudziesty siódmy lipca

~Max

Ty

Nasza przyjaźń się jebie:/

Bestie☆

No trochę:/

Ty

Co chcesz z tym zrobić?

Bestie☆

Chcesz się spotkać? Teraz, u mnie.

Ty

Okej już zapieprzam;)

Bestie☆

I wait <3

------------------------------------‐

Tymi słowami zakończyła się jakże interesująca rozmowa z Mike'iem, znaleźliśmy swoje drugie połówki i nie spędzamy prawie czasu ze sobą, brakuje mi go. Jako jedyny chcial się przyjaźnić z ruda szmatą. No dobra na początku mieliśmy sprzeczki, ale teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i kocham go, nie mogę go stracić tak łatwo. Włożyłam telefon do kieszeni jasno niebieskich jeansowych dzwonów i zbiegłam po schodach na dół mało z nich nie spadając. Po drodze do lauby spotkałam się z mamą mało w nią nie wlatując i nie wylewając kawy, którą właśnie niosła.
- przepraszam! - krzyknęłam, i zaczęłam zakładać moje ciemno zielone conversy.
- gdzie tak się śpieszysz? - zapytała odkładając kawę na komodę.
- do Mike'a - odpowiedziałam zawiązując sznurówkę drugiego buta.
- a okej - odpowiedziała uśmiechając się dwuznacznie, zabierając kawę i ruszając do salonu.
No tak, moja mam jest pewna, że Mike to mój chłopak. Ale jakby na to spojrzeć tak, że Will to brat mojej dziewczyny,  chłopak Mike czyli isa spokrewnieni, czyli tak jakby można by, rzec, że jesteśmy razem. Czy to ma sens? Absolutnie nie, ale kiedy ostatnio powiedziałam coś co miało sens? Właśnie ja też nie pamiętam.

Wybiegłam z domu zamykając za sobą drzwi i pobieglam w stronę domu mojego przyjaciela, niestety mam do niego trzy kilometry, a nie pomyślałam o deskorolce. No nic przynajmniej może schudnę, przydało by się. Trochę zaniedbałam siebie, moje ulubione jeansy są na mnie za małe w pasie, a jeszcze dwa miesiące temu leżały idealnie. Muszę odstawić słodycze, nie mogę wyglądać jak pączek, bo Jane nie będzie mnie już chcieć. Ona jest idealna, nawet jej blizny na rękach, których powód bardzo bym chciała poznać, ale wiem, że na siłę nic z niej nie wyciągnę. Ma idealne ciało, idealną twarz, idealne włosy, idealny głos, jest po prostu w całości idealna i nie zrozumiem jakby ktoś powiedział, że taka nie jest. Pewnie ma teraz niezły harmider w domu przez te listy, ale mam nadzieję, że nie jest aż tam źle, bo z czego wiem pani Byers jest bardzo miła i wyrozumiałą osobą, może gorzej z jej ojcem, ale z czego zobaczyłam na obiedzie problem ma tylko do Will'a, więc pewnie sytuacja w jej domu jest do zniesienia.

Zrozmyśleń wyrwał mnie głos, dochodzący z ganka przed domem Wheeler'ów. Zaskakująco szybkim otu dobiegłam.
- hej, ruda łasico! - krzyknął czarnowłosy, po czym chciał mnie przytulić na powitani, ale za nim
wyciągnął ręce, zdyszana ja już siedziała na schodach werandy.
- hejo, czarny skurwysynu - odezwałam się ledwo umiejąc złapać powietrze.
- biegłaś tu czy co? - zapytał siadając obok mnie.
- a nie widać? - zapytałam i spojrzałam na niego jak na debila.
- Nie musiałaś. Dobra choć do środka - powiedział wstał wystawiając mi rękę, żeby pomóc mi wstać.
- nom, nom już idę - powiedziałam wstając za pomocą jego ręki.
Weszliśmy do jego domu i zdjęliśmy buty, a właściwie to ja zdjęłam buty, bo on był już na boso. W kuchni zauważyłam mamę Mike'a więc oczywiście się przywitałam, bo miałam z nią bardzo dobry kontakt.
- dzień dobry Pani Karen - powiedziałam podchodząc, żeby ją uścisnąć.
- Max, dawno cię tu nie było. Witaj słonko - odpowiedziałam i mocno mnie przytuliła, co od razu odwzajemniła.
- Ja wiem wiem, kochasz wszystkich moich przyjaciół bardziej niż własnego syna, ale no weź nie zabieraj mi ich - powiedział czarnowłosy patrząc na nas zniecierpliwionym wzrokiem i opierając się o ścianę.
- nie przypominam sobie, żebyś przyprowadzał tutaj kogoś oprócz Max I tego uroczego bruneta. A właśnie jeszcze m igo nie przedstawiłeś - powiedziała Karen nadal mnie przytulając, a twarz Mike'a od razu przybrała różowego koloru.
- wcale nie jest uroczy, następnym razem sobie go wyściskasz, a teraz idziemy do mnie - odpowiedział I zaciągnął mnie za rękę na górę do swojego pokoju.

- jesteś pewny, że nie jest uroczy? - zapytałam kiedy weszliśmy do jego pokoju.
- zamknij się - odpowiedział.
- oj wiemy, że dla ciebie jest bardzo, bardzo uroczy - powiedziałam przesłodzonym głosem, siadając na krzeslo od biurka.
- przestań, bo znowu oberwiesz lampą, tylko tym razem robię się na twojej głowie - odpowiedział poważnie, ale z rumieńcem na twarzy nikt nie mógł go brać na poważnie.
- jeśli znów to zrobisz powieszę cię na wieszaku, znowu i tym razem zostawię na pastwę losu - odpowiedziałam, próbując się nie śmiać.
- to brzmi gorzej od lampy. A więc co chcesz robić? - zapytał siadając na łóżko.
- ciebie - powiedziałam poruszając dwuznacznie brwiami i przysuwając się do niego na krześle.
- fuj, jesteś jakaś inna - powiedział próbując odepchnąć mnie nogą.
- No chodź tu Mike'y wiem, że mnie chcesz - powiedziałam wstając z krzesła.
- Boże, debilko zostaw mnie - powiedział próbując odepchnąć mnie od siebie.
- El primo! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego z łokcia, ale ten się odsunęła dlatego walnęłam w łóżko.
- duś się szatanie, duś się! - krzyknął przyciskając mi głowę poduszką do materaca.
-  mam głowę bokiem odwrócona, więc powodzenia ci życzę w duszeniu mnie - zaśmiałam się, a on zdjął z mojej głowy poduszkę.
- zawsze musisz psuć zabawę - powiedział odwracając sie do mnie plecami i udając obrażonego.
- stary obrażalski dziadzie, odwrócił się do mnie bo cię kopne w dupę - powiedziałam, lecz ten się nie ruszył.
- ostrzegałam - dodałam i skopałam go z łóżka.
- ała,  mam Ci przypomnic od kogo to łóżko, pokój I dom? - zapytał wstając z podłogi.
- twoich rodziców, Micheal'u - odpowiedział promiennie się do niego uśmiechając.
- Już żałuję, że cię zaprosiłem - powiedział.
- dopiero teraz? - zapytałam I zaczęłam razem z nim się śmiać jak szalona.

****

Do domu wróciłam po kolejnych 5 godzinach, wojen, przepychanek, podrywania się nawzajem i może trochę molestowania się. To może i podchodzi trochę pod zdradę, ale chyba nie będą mieć nic przeciwko, bo my jesteśmy ytylko przyjaciółmi poza tym jesteśmy dwoma największymi gejami tego świata.

Weszłam do domu, a w salonie na kamieniem zastałam mamę i jakiegoś mężczyznę. Miał czarne włosy, ulizane do tyłu, brodę, dużo ciemniejsza karnację ode mnie, ciemno brązowe oczy, był ubrany w granatowy garnitur i właśnie na mnie patrzy. Ignorując jego i mojej matki wzrok zaczęłam ściągać buty, a gdy chciałam się już udac do pokoju na drodze stanął mi ten facet, z czego Neil byłam zbytnio zadowolona, bo śmierdział tania woda kolońską i pewnie nie dawno uprawiał seks z moją mamą więc nie będę go dotykać.
- witaj jestem Marcus, a ty pewnie Maxine - powiedział lekko się do mnie uśmiechając i wystawił rękę w moją stronę.
- Max I do widzenia - odpowiedziałam, zręcznie go wyminęłam i ruszyłam do pokoju ignorując moją mamę wołająca mnie.
To będzie świetna noc.

🥀
Hejoo, jest rozdział😍
Ogólnie lepiej, żebyście nie polubili Marcus'a bo jest chujem, i spierdoli dużo w tej książce🤠
(Proszę nie zabijajcie mnie)
(spoconestopyJezusa szykuj mi tą trumne z monster high...)

Za błędy przepraszam.

Podrawiam💞💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro