🥀24🥀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwudziesty dziewiąty lipca

~Max

- No dawaj czerwony gejuszku, opowiadaj, coś odwaliła. Chyba aż tak źle być nie może - powiedział Mike siadając naprzeciwko mnie na moim łóżku.
- słuchaj zjebałam po całości, wczoraj El ze mną zerwała, ale ja nie dlaam jej tego wytłumaczyć i zamknęłam jej drzwi prze nosem, potem poszłam ryczeć do parku, w parku była Angela, ja ja pocałowałam i zaprosiłam do siebie na noc, ona pewnie myśli, że coś do niej czuję, ale te całe wczorajsze spotkanie z nią to był jakiś nie śmieszny żart i jest mi teraz w cholere głupio, bo zraniłam trzy osoby na raz - opowiedziałam załamana, a po twarzy chłopaka mogę stwierdzić, że jego stan jest podobny, do mojego.
- Boże, jednak może być, aż tak źle, cholera jasna, dlaczego? - zapytał dając sobie facepalm'a.
-nie wiem, kurna tak wyszło - odpowiedziałam będąc blisko rzucenia s z okna.
- w na początku powinnaś, zadzwonić do Angeli, cholera czemu ona, największą suka tego miasta. A potem iść do Jane, bo to na pewno zajmie dłużej, i masz ja kurwa na kolanach błagać o wybaczenie, rozumiesz? Dobrze, że chociaż nie wiem co odwaliłaś z Angelą - powiedział wzdychając na końcu.
- No wiesz co do Angeli - zaczęłam, ale mi przerwał.
- zajebiście. - stwierdził z ironią w głosie.
- nie miała tego widzieć! - krzyknęłam, podnosząc ręce do góry.
- a ty nie miałaś się lizać z tą suką! - odkrzyknął, a mnie odebrało mowę. Pierwszy raz na mnie nakrzyczal tak na poważnie.

- słuchaj jesteś moją najlepszą przyjaciółką I w zasadzie jedyną, ale to co odwaliłaś jest okropne, czemu nie dałaś jej wtedy dojść do słowa? Przepraszam, że to powiem, ale czasami mam wrażenie, że nie myślisz - powiedział już na spokojnie.
- myślę - powiedziałam cicho.
- Ale dopiero po tym jak wpakujesz się w największe gówno - powiedział.
- słuchaj ja idę po Will'a i do siebie, nie mogę nic kazać Ci zrobić, ale proszę napraw to - powiedział na odchodne I wyszedł z mojego pokoju.
Kiedy słyszałam, że już schodzi po schodach, położyłam się na łóżko i rozpłakałam jak małe, dziecko, tylko tym razem cicho, tak by nikt nie usłyszał. Nie mogę teraz ryczeć. Muszę to naprawić. Tym razem pomyślę, Neil wpakuje się w takie gówno, jak kiedyś.
Wstałam z łóżka I podeszłam do biurka, na którym leżał mój telefon, szybko weszłam wwiadomości i wysłałam SMS o treści.

Hej, przepraszam cię za wczoraj, ale ja  ie nie lubie w tej sposób co ty mnie. Nie chciałam cie krzywdzić, bardzo głupio wyszło, jest mi przez to cholernie źle. Mam nadzieję, że zrozumiesz mnie i jeśli będziesz chciała to możemy zostać przyjaciółkami:)

PS: znajdziesz sobie kogoś lepszego odemnie, a to nie trudne, więc POWODZENIA!!!

Łatwiejsza, część planu zrobiona teraz tylko Jane I wszystko cacy. Nic nie jest kurwa cacy. Boże Max nie możesz się poddać, idź tam, przeproś i nie wiem co, po prostu coś zrób. Odłożyłam telefon na biurko, jeszcze zerkając na godzinę, o cholibka już minęło pół godziny odkąd Mike wyszedł odemnie. Czas za szybko leci. Wyszłam z pokoju I poszłam zakładać buty wyszłam spokojnym krokiem w stronę domu Jane. Kiedy stałam pod drzwiami jej domu zapukałam do nich. Nikt nie otwiera. Tym razem zadzwoniłam dzwonkiem. Nikt nie otwiera. Spróbowałam jeszcze raz. Nadal nic. Jestem pewna, że ona jest w domu. No trudno wchodzę, wiem, że to nielegalne, ale teraz to mnie nie obchodziło. Drzwi były otwarte. Czyli jest w domu.
- Jane? - zapytałam, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
- Jane? -  zapytałam odważniej i głośniej wchodząc do góry po schodach.
- Jane! - krzyknęłam, Kolejny raz kiedy nie znalazłam jej w jej pokoju.
Wyszłam z pokoju brunetki i podeszłam do lekko otwartych drzwi łazienki, uchyliłam je trochę bardziej.
- JANE!! CHOLERA JASNA !! - krzyknęłam I upadłam kolanami na kafelki w łazience.

~Jane

Will poszedł do Mike'a. Wreszcie jestem sama. Mam tego wszystkiego dosyć. Straciłam wszystko. Wszystko. I to ja samą to zepsułam. Nie chce mi się dłużej żyć. To ta chwila. Dzijestem pewna, że to koniec. Chwila załamania. Wystarczyło tylko jedne spojrzenie na splecione palce Max z inną dziewczyną. Pomyśleć jestem tutaj lekko ponad miesiąc, a zdążyłam się masturbować do swojej przyjaciółki, co było obrzydliwe,  wykorzystać Max I przy okazji się w niej zakochać, odkryć tajemnice mamy, przeżyć najmocniejsza kłótnię z ojcem, poróżnić się z ojcem, zerwać przez niego z miłością mojego życia, potem zobaczyć ją z jakąś blondynką i zaraz zakończyć swój żywot. W tym miesiącu wydarzyło się więcej niż w reszcie mojego życia, a przeżyłam dużo dziwnych rzeczy. Wzięłam moją najostrzejszą żyletkę i udałam się z nią do łazienki. Usiadłam na podłodze i zaczęłam liczyć.

Pierwsze pociągnięcie, było słabe, ale poleciało dość dużo krwi.

Drugie pociągnięcie, było zdecydowanie mocniejsze, ale wciąż słabe.

Trzecie pociągnięcie, było mocne, zabolało, od dawna tak bardzo nie zabolało.

Czwarte pociągnięcie, było słabsze od poprzedniego, wystraszyłam się.

- mam to wszystko w dupie - moje ostatnie słowa.

Piąte pociągnięcie, podcięłam sobie żyły, raz na dobre, ból był niewyobrażalny. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, poczułam odruch wymiotny, jednak nie zwymiotowałam. Upadłam na ziemię wyszeptując jeszcze ciche
Przepraszam. Odpłynęłam nic więcej nie pamiętam.

- Jane, Jane obudź się! - krzyczałam szturchając jej ciałem po podłodze, moje całe ręce były w krwi.
- cholera jasna, czemu ja nie wzięłam telefonu, KURWA !! - zaczęłam krzyczeć szukając jakiego kolwiek telefonu, by zadzwonić po pomoc.
Szybko pobieglam do pokoju brunetki i zaczęłam szukać jej smartfona.
Zobaczyłam go na biurku, szybko go wzięłam i wybrałam numer alarmowy.
Telefon został odebrany natychmiastowo.
- dzień dobry, dodzwoniła się pani do 112, w czym mogę pomóc? - zapytał damski głos w słuchawce.
- moja dziewczyna, pocięła sobie, żyły leży na podłodze w łazience i jest nieprzytomna - powiedziałam łamiącym się głosem i pobieglam z telefonem do pomieszczenia w którym jest dziewczyna.
- proszę podać adres - powiedziała pani operator.
- Hawkins ulica Blackbourn 12 - powiedziałam.
- ambulans przyjedzie za maksymalnie 10 minut do tego czasu proszę, się nie rozłączać - powiedziała spokojnym głosem, jak ona daje radę zachować spokój w takich chwilach.
- oddycha? - zapytała, a ja przyłożyłam ucho do jej ust i
- kurwa! Jane nie! - krzyknęłam nie wracając uwagi na to, że wciąż prowadzę z kimś rozmowę i to nie wypada.
- wiesz kiedy mniej więcej to się stało? - zapytała.
- kolo czterdzieści minut temu - powiedziałam już nie powstrzymując łez. Usłyszałam sygnał ambulans, od razu podziękowałam Bogu i obiecałam, że jak Jane przeżyję to będę chodzić do kościoła.

Do domu weszło nagle dwóch ratowników, kazali my wyjść z łazienki. W między czasie rozłączyłam się z panią operator. Stałam przerażona przed drzwiami łazienki dusząc się łzami jeszcze bardziej niż wczoraj. Krzyczałam, krzyczałam strasznie głośno.  Ratownicy zabierali dziewczynę już na noszach w dół, chciałam z nią pojechać. Musiałam z nią pojechać. Zaczęłam się kłócić po drodze z jednym z nich, żeby mnie zabrał, tłumacząc się, że jestem jej dziewczyną, chociaż już nią nie jestem, czego bardzo żałuję. Ostatecznie się zgodził. Wsiadłam z nimi do karetki i ruszyliśmy do szpitala, po drodze Pani Byers I Pan Hopper zostali już powiadomieni tak samo jak jej bracia.  Siedziałam patrząc na jej nieprzytomne ciało i chciało mi się jeszcze bardziej płakać bo wiem, że to moja wina. Dojechaliśmy do szpitala. Jane została zabrana na odział hirurgiczny, a mnie wysłano do poczekalni. Siedziałam na krześle płacząc głośniej niż wszystkie dzieci na porodówce, przez to wszyscy Siena mnie jak na wariatkę patrzeli, ale miałam to w dupie. Siedziałam tak z dziesięć minut sama aż w szpitalu zjawił Will z Mike'iem.







🥀
HEJO, w ogóle nie wiem jak wygląda rozmowa z operatorem więc,chuj. Ta nazwę ulicy też z dupy wzięłam, wiec również, chuj. Zabijecie mnie więc, bo kto by się spodziewał, chuj. Jeśli umiem dobrze liczyć, nie umiem, do końca zostało 2 -3 rozdziały, więc nice🤠

Za błędy przepraszam.

Pozdrawiam💞
(Naprawdę nie zabijajcie mnie)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro