🥀4🥀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzydziesty czerwca

- dobra to jeszcze raz. Idziesz pod jej dom, pukasz, ktoś otwiera jeśli to będzie ona zajebiście, jeśli nie to nie zajebiście, ale dobrze, pytasz czy ma czas, jeśli ma zapraszasz ją do siebie, jak bedzie u ciebie to prosisz ją o numer telefonu, którego ty nadal nie masz - powtórzył kolejny raz Mike. Dzisiaj mija mniej więcej tydzień od tego jak Jane się tu wprowadziła, i może tak jakby rudowłosej się podoba... Ale nie jest jeszcze w stu procentach tego pewna, ich relację się poprawiły i nawet się już dwa razy w czwórkę spotkali. Teraz razem ze swoim najlepszym przyjacielem planują jak zdobyć numer brunetki i przy okazji spędzić z nią czas.
- a pójdziesz ty? - zapytała błagalnie.
- żartujesz sobie? - westchnął.
- no proszę, obiecuję, że się odwdzięczę - złożyła ręce jak do modlitwy i zaczęła go błagać o pomoc.
Patrzył chwilę na dziewczynę i rezygnująco wypuścił powietrze, czyli jej się udało. Pójdzie za nią.
- dobra - powiedział.
- YAY! jesteś najlepszy! - krzyknęła i go przytuliła.
- wiem. Ciesz się śmiertelniku, że masz takiego zajebistego psiapsi, jak ja - odpowiedział i się do mnie uśmiechnął.
- chyba za dużo, Eddie'go i Robin na raz - zaśmiała się.
- dlaczego niby? - zapytał podnosząc jedną brew do góry.
- śmiertelniku? Psiapsi? Jestes połączeniem tej dwójki - stwierdziła.
- chcesz, żebym tam poszedł, czy nie? - szantaż? To jest broń rudowłosej broń.
- dobra, dobra to zmykaj - powiedziała i pokazała dłonią na drzwi, na co chłopak przewrócił oczami i ruszył w stronę ciemno-drewnianych drzwi.

Stał pod juz pod drzwiami i ostatni raz skarcił siebie w głowie, że zgodził się tutaj pójść. Zapukał szybko trzy razy i czekał aż ktoś je otworzy, nie musiał czekać długo, bo po chwili otworzyły się, a nich stał brat dziewczyny, Will.
- hej. - powiedział krótko szatyn, lekko się uśmiechając.
- em hej. Jessst możeee Ja-nee? - wyjąkał czarnowłosy.
- tak, jest. Wszystko w porządku? Chyba masz gorączkę, jestes cały czerwony - powiedział troskliwie
- nie, nie wszystko w porządku czasami tak mam - odpowiedział szybko.
- na pewno? Jesteś ciepły - powiedział i dotknął po kolei czoła, jednego policzka i drugiego policzka.
- tak, tak. Możesz przekazać siostrze, że Max zaprasza ją do siebie o osiemnastej? - zapytał krzywo się uśmiechając.
- tak, jeśli... - szatyn chciał już coś powiedzieć, ale czarnowłosy szybko odszedł w stronę domu rudowłosej.

Wszedł do domu z prędkością światła, trzsnął drzwiami i szjechał po nich w dół. Schował twarz w dłoniach i siedział tak aż przyszła jego przyjaciółka.
- co trzaskasz? - zapytała go rudowłosa.
- boboonmniedotknąłwtwarz - zaczął gadać bardzo nie wyraźnie
- co ty pieprzysz? - zapytała, bo nie zrozumiała żadnego jego słowa.
- Will. Mnie. Dotknął. W. Twarz! - krzynął powoli (chyba nie ma sensu, ale w dupie wiecie o co chodzi)
- po co? - ponownie go zapytała.
- ale co? - zapytał.
- no po co ci twarz macał? - zapytała siadając koło niego.
- no, bo to, było tak. Zapukałem i nie otworzyła Jane tylko on i się zaczerwieniłem tak tylko lekko, a on zapytał czy w szystko ok, bo jestem cały czerwony i chyba mam gorączkę, a ja ze jest ok, a on żeby sprawdzić mi temperaturę najpierw dotknął mnie w czoło, potem w jedno lico, a potem w drugie, a potem powiedziałem, żeby powiedział, że zapraszam Jane na osiemnastą do siebie - opowiedział szybko.
- no to nieźle, czekaj na osiemnastą? - zapytała, a bardziej wykrzyczała.
- no - odpowiedział krótko.
-KURWA, jest siedemnasta czterdzieści dwa - krzyknęła wstając z podłogi.
- weź posprzątaj salon, ja zajmę się moim pokojem, a potem kuchnią. - dodała, po czym oboję zajęli się sprzątaniem.

Osiemnasta osiem, a szatyki nadal nie ma Max już powoli traci nadzieję, że przyjdzie, gdy nagle w domu rozlega się dzwonek do drzwi. Dziewczyna szybko wstała i pobiegła otworzyć drzwi, za którymi stała nie kto inny jak Jane Hopper.
- hej, przyszłaś- odpowiedziała rudowłosej uśmiechając się od ucha do ucha.
- hej, przepraszam za spóźnienie, ale mój brat, Jonathan musiał się upewnić, że nie idę do żadnego chłopaka - zaśmiała się, na co dziewczyna odpowiedziała jej tym samym.
- zapraszam - powiedziała niebieskooka i przepuściła przez drzwi brunetkę.
- słuchajcie ja muszę iść już do domu, bo mama stwierdziła, że za dużo przebywam u ciebie, pa pa - powiedziała czarnowłosy zaczynając ubierać buty.
- o właśnie bym zapomniała, to dla ciebie Will mówił, że chyba masz gorączkę i kazał ci przekazać jego ulubioną malinową herbatę, która zawsze piję jak żle się czuje, bo kakaa ci nie odda - powiedziała brunetka i wyjęła z plecaka pudełko malinowej herbaty, podając ją chłopakowi.
- nie trzeba, nie mam gorączki - mówiąc to jego policzki lekko zróżowiały
- po prostu weź - powiedziała i wcisnęła mu ją do rąk.
Chłopak spojrzał na pudełko napoju, na którym była karteczka o treści:

,,Napij się od razu poczujesz się lepiej,,

Will♡

Uśmiechnął się po nosem widząc małe serduszko przy jego imieniu.
- podziękuj mu ode mnie - powiedział do Jane uśmiechając, Jakby co najmniej, wygrał w loterii miliony.
- ja już lecę, do zobaczenia - dodał i wyszedł.
Dziewczyny stały same w przedpokoju, patrząc na siebie nie bardzo wiedząc co robić, aż nagle brunetki się odezwała.
- podoba mu się mój brat, co nie? - zapytała.
- nie będę kłamać, tylko nie mów twojemu bratu - powiedziała błagalnie.
- spoko, on już wie - odpowiedziała bez emocji.
- jak to? - zapytała.
- nie jest głupi, a poza tym on umie w mowę ciała i mogę się założyć,że wie, że Mike wcale nie ma ,,gorączki,, - zrobiła cudzysłów palcami - po prostu się chciał być miły i troskliwy, naprawdę jest kochany - odpowiedziała uśmiechając się lekko na wspomnienie szatyna.
- no to Wheeler jest w dupie - zaśmiała się rudowlosa do siebie, wyobrażając sobie minę swojego przyjaciela jak się o tym dowie.
- może nie, przez ostatni tydzień, chyba go polubił. Chociaż nie rozmawiali za dużo, to wydaje mi się, że go polubił - zastanowiła się - w zasadzie nie trudno jest, żeby Will kogoś polubił, on jest znacznie bardziej otwarty na ludzi niż ja - dodała.
- czy ja sobie zasłużyłam, że mnie chyba polubiłaś? - zapytała rudowłosa.
- szczerze nie wiem, chyba po prostu to, że jesteś moją sąsiadką - odpowiedziała.
- to może pójdziemy do mojego pokoju? - zapytała niebieskooka.
- jasne - odpowiedziała uśmiechając się do niej i ruszyły do pokoju.

Dwudziesta trzydzieści siedem, Jane i Max świetnie się bawią, rozmawiają o głupotach i się z nich śmieją, malują paznokcie, czytają komiksy, które należały do babci Max, i wiele innych.
- powinnam wracać do domu - powiedziała smutno brunetka.
- nie możesz zostać na noc? Moja mama wraca dopiero jutro o piętnastej - zapytała rudowłosa.
- mogę się zapytać mamy, chwila - powiedziała I wyciągnęła telefon z plecaka i wybrała numer do mamy.

- hej, gdzie jesteś? - zapytał głos w urządzeniu.
- hej mamo, jestem u Max, a jeśli o tym mowa to mogła bym zostać u niej na noc? Proszę - zapytała z nadzieją w głosie
- jasne! Cieszę się, że masz przyjaciółkę. Tylko jutro wróć na obiad - odpowiedziała jej rodzicielka.
- dziękuję, kocham cię, papa - powiedziała
- też cię kocham, miłej zabawy - odpowiedziała i się rozłączyła, żeby nie przeszkadzać dziewczyną w zabawie. Dziewczyna czasem się zastanawiała czym sobie zasłużyła na taką wspaniałą matkę jak Joyce?

- mogę!! - krzyknęła uradowana brunetka.
- to zabawę czas zacząć! - odkrzyknęła jej rudowłosa.

*wtedy jeszcze nie wiedziały, jakiej zabawy.




🥀
HEJA, witam w kolejnym rozdziale<333

Za błędy przepraszam, jeśli są jakieś to proszę pisać.

Miłego dnia wieczora ranka lub Miłej nocy🩷🩵💙🧡



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro