🥀9🥀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

《Byler》

- agagaghahahah - krzyknęła rudowłosa.
- nie rycz i powiedz co takiego się stało - powiedział zrezygnowany Mike.
- No bo, no bo będziesz miał chłopaka! - krzyknęła uradowana.
- brałaś coś - zapytał, a bardziej stwierdził.
- nie, no bo jak byłam na obiedzie u Jane to Will się o ciebie pytał, no może potem jego ojciec o to zrobił problem i powiedział, że cię nie lubi. I wlasnie o to Will się wkurwił, bronił swoją księżniczkę - zaczęła fantazyjnie opowiadać, wydając z siebie śmiechy radości.
- serio?! - zapytał.
- No! - odpowiedziała i złapała za ręce przyjaciela radośnie skacząc po pokoju, z czego nie był zbyt zadowolony.
- dawaj telefon - powiedziała.
- co? Nie - odpowiedział.
- dobra, sama se wezmę - powiedziała wyrywając urządzenie z rąk chłopaka.
- ej oddawaj to złodziejko - powiedział po czym rzucił się na dziewczynę próbują wyrwać smartphone'a z jej rąk.
- nie ruszaj mną, bo pisać nie umiem - powiedziała, biegając po całym pokoju.
- a tak w ogóle skąd masz jego numer? - zapytała w trakcie pisania wiadomości
- na tyle karteczki którą napisał do herbaty był napisany - odpowiedział lekko rumieniąc się.
- wysłana, i ooo widzę, że pisaliście sobie  - powiedziała przewijając chat do góry.
- babo jest takie coś jak prywatność, a ty ją właśnie zakłucasz - powiedział wyrywając z rak dziewczyny telefon.
- kurwa jabana mać, odczytał - powiedzial zestresowany.
- boże ja go tylko zapytałam, czy chce przyjść do ciebie o 15 - powiedziała przewracając oczami.
- piszę, boże na zawał jebne - odpowiedział rzucając telefonem o podłogę.
Rozległ się dzwięk powiadomienia.
Oboje patrzyli na urządzenie, ale żadne z nich nie mialo zamiaru go podnieść.
- no dawaj - powiedziała znudzona rudowłosa.
- w imię ojca i syna, i ducha świetego - zaczął się modlić podnosząc komórkę.
- aaaaaaa!!! - zaczął krzyczeć znów rzucając telefonem.
Rudowlosa wziela telefon, żeby przeczytać wiadomość.

"Jasne, tylko gdzie mieszkasz? Bo ja nie znam jeszcze dobrze Hawkins:),,

- boże idziesz na randkę! - krzyknęła rudowłosa.
- aaaaa!! - nadal krzyczał.

" przyjdę po ciebie <3,,

Napisała rudowłosa.
- co ty zrobiłaś?? Czemu wyslałaś serduszko? - zapytał wyrywając telefon z jej rąk.
- Oj tam, oj tam - odpowiedziała
- lepiej się sprężaj masz godzinę, a masz na sobie jakieś szmaty i wyglądasz jak żul - dodała.
- po pierwsze o shit, a po drugie to twoja koszulka - zaśmiał się i wybiegł z pokoju.
- skąd ją masz szczurze? - zapytała biegnąc za nim.
- z twojej szafy - odpowiedział zakładając buty.
- muszę lecieć się przygotować, nara - powiedział i wybiegl z domu Max, zostawiając ją samą w drzwiach.

Mike stał już gotowy pod drzwiami Byers'ów, ostatni raz sobie wszystko powtórzył w głowie, i zastanowił się czy dobrze się ubrał, no bo randka to to nie jest, w sensie może dla czarnowłosego, ale dla Will'a nie. Ubrał czarne spodnie i za duży czerwony sweter. ,,Dobra jest są trzy minuty po piętnastej, dzwonię,, pomyślał.
Uniósł dłoń na wysokość dzwonka do drzwi i zadzwonił. Po minucie w drzwiach stanął, wysoki mężczyzna , czyli Jim Hopper, świetnie.
- dzień dobry, ja po Will'a - powiedział cicho czarnowłosy.
- kim ty w ogóle jesteś? - zapytał mając gdzieś to co powiedział chłopak przewrócił  chwilą.
- Mike, Michael Wheeler - powiedział wystawiając rękę do starszego, nie wiedział, że to jedna z sytuacji gdzie powinien użyć pierwszego lepszego wymyślonego imienia.
- Mike, Mike, Mike wiedz, że cię nie lubię i - nie dane było mu dokończyć bo w drzwiach pojawił się jego młodszy syn.
- hej, my idziemy - powiedział przepychając się w drzwiach.
- czekaj!, nie skończyłem - odpowiedział starszy.
- Ale ja tak - powiedział szatyn, łapiąc brązowookiej za rękę i ciągnąc w stronę drogi, żeby jak najszybciej wydostać się z domu.

- to prowadź - powiedział szatyn, gdzy byli już dalej od domu.
- eee tak tak, chodź - odpowiedział patrząc na ich ciągle złączone dłonie, co spowodowało, że niższy zabrał swoją.
- wiesz, zetwarz fituje Ci do swetra? - zapytał śmiejąc się.
- co? - odpowiedział spoglądając się na chłopaka obok.
- No wiesz masz sweter czerwony I twarz też, dobrze się czujesz? - zapytał tym razem zmartwiony.
- Nie, nie wszystko dobrze ja po prostu zestresowałem się rozmową z twoim ojcem, jak się stresuje to tak mam, i w ogóle dlaczego on mnie już nie lubi? Przecież pierwszy raz na oczy mnie widział - odpowiedział.
- Nie wracajcie na niego uwagi jest, przepraszam, że tak powiem, ale chujowy - powiedział bardziej przybity.
- Ale tylko dla mnie Jane i Jonathan'a traktuje normalnie tylko do mnie się przyczepia, chociaż to Jane powinien najbardziej pilnować - dodał.
- czemu uważasz, że twoją siostrę, powinien tak traktować? - zapytał.
- Bo nie jest moim prawdziwym ojcem, zresztą Jane też nie, ale bardziej są zżyci. W sumie może jest trochę lepszy od mojego prawdziwego ojca, bo on przynajmniej się o mnie trochę martwi - opowiedział że szklistymi oczami.
- Ja nie wiedziałem, przepraszam - odpowiedział trochę zmieszany taką informacją.
- skąd miałeś o tym wiedzieć?  - zaśmiał się.
- Boże nie o to mi chodziło, po prostu było mi głupio, w sumie nadal jest, że zapytałem i nic sensownego nie wymyśliłem - powiedział szybko.
- Nie musi być - odpowiedział posyłając mu uroczy uśmiech.
- a twój tata? Jaki jest? - zapytał.

Mike nigdy nie był skłonny rozmawiać o swoich uczuciach, swojej rodzinie, a najlepiej to w ogóle nie nie mówić o sobie. O jego ojcu wiedziała tylko Max I to nie wszystko, a znał się z nią od przedszkola, prawdy dowiedziała się dwa lata temu. To dlaczego chciał pewnemu chłopakowi, opowiedzieć o sobie wszystko, co do wspomnienia? Nie wiedział. Znał go właściwie nawet nie miesiąc, a już był gotowy powiedzieć mu wszystko.

- On jest najgorszym ojcem numero uno - odpowiedział, widząc już z daleka swój dom i mając nadzieję, że jak do niego dojdą to nie będzie stał cały zapłakany.
- Bo całe, życie marnuje przed telewizorem i żre pop corn. Ma w dupie swoje dziecie, żonę i w zasadzie wszystko co go otacza. Drze pizde na każdego jeśli zrobi coś inaczej niż on chciał i jak jest w pracy to nawet do niego zadzwonić się nie da bo taki zajęty, kiedyś jak miałem osiem lat moja starsza jedenaście, a młodsza roczek, byłyśmy sami w domu, bo mama pojechała do babci, bo strasznie chorowała, Holly moja młodsza siostra zaczęła strasznie płakać i nie wiedzieliśmy dlaczego, jak się potem okazało miało trzydzieści dziewięć stopni gorączki, ale co?, ale gówno do mamy nie mogliśmy zadzwonić bo droga do domu zajęła bu jej dwa dni, więc zadzwoniliśmy do taty, kurwa dwadzieścia trzy razy dzwoniliśmy, a ten pacan nie obierał. U wierz mi odchodziliśmy od zmysłów z Nancy, bo Holly nie przestawała ryczeć, a my nic zrobić nie mogliśmy, aż nagle przestała płakać, ale to nie było dobrze bo straciła przytomność - opowiadał, coraz bardziej łamiącym się głosem.
- byliśmy dziećmi nie wiedzieliśmy co robić, Nancy zadzwoniła na pogotowie, które na szczęście, przyjechało na czas. Nie mogliśmy pojechać do szpitala, bo nie było z nami osoby dorosłej dlatego zostaliśmy w domu, że szpitala mieli zadzwonić po naszych rodziców, i co by pomyśleć? No oczywiście ie od nich odebrał, pierwszy raz widziałem go takiego spanikanego jak wbił do domy, ale nie myśl, że dlatego,  bo jego córka mogła umrzeć, ale dlatego, że kurwa bał się reakcji mojej mamy. Nadal o tym nie wiem, bo obiecaliśmy jej tego nie mówić - dokończył, a w kącikach jego oczu pojawiły się łzy.

Szatyn zatrzymał się i najmocniej jak tylko umiał przytulił do siebie Mike'a.
Ten tylko przyległ do jego ciała i nie miał zamiaru puścić. Dłonie niższego przyjemnie jeździły po plecach czarnowłosego. Chłopakowi nigdy nie było tak dobrze jak teraz.
Z nim.

- dobra chodź, już jesteśmy - odpowiedział płaczliwym głosem, faktycznie stali może dziesięć metrów od domu.
- na pewno jest już dobrze? - zapytał z troską i łzami w oczach.
- Nie płacz przeze mnie - powiedział wyższy ruszając w stronę domu.
- Jestem za wrażliwy na takie historie - odpowiedział lekko się uśmiechając.
Stali już pod drzwiami, które Mike otwierał.
- nikogo oprócz Holly i może Nancy nie ma jak coś - powiedział przepuszczając chłopaka w drzwiach.
- ładny dom - powiedział szatyn ściągając buty.
- No nie wiem, mama go urządzała - odpowiedział rozglądając się po domu.
- idziemy do piwnicy czy mojego pokoju ? - zapytał.
- piwnicy? Ty chcesz mnie tam zamordować? - zapytał zdezorientowany.
- może, kto wie? - odpowiedział promiennie się do niego uśmiechając.
- w takim razie do pokoju - odpowiedział.
- okej w takim razie, chodź - powiedział I pociągnął przyjaciela za rękę.

- to mój pokój, zapraszam - otworzył drzwi i ukłoniła się, na co szatyn się zaśmiał i wszedł do pokoju.
Oczy szatyna ujrzały granatowy pokój z podwójnym łóżkiem, meblami z brązowego drewna i licznymi plakatami i pierdółkami.






🥀
HEJOOO, rozwinę ten rozdział na dwa bo ten ma już 1353, słów, a chce mieć jakby mniej więcej równej długości rozdziały, więc no.

Za błędy przepraszam, ale ich nie chce mi się sprawdzać

MIŁEGO dnia/wieczora/ranka lub MIŁEJ nocy ❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro