|| ᴍ || ← ʜ ᴏ s ᴇ ᴏ ᴋ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; jutro MAMA, coś czuję, że nie przeżyję występu Bangtanów...

no i zobaczę dopiero po szkole, super

a co u Was?

***

Nabrał haust powietrza i zaczął się nim dusić. Oddychał tak szybko, że zakręciło mu się w głowie. Starał się uspokoić, ale nie było to takie łatwe.

Drżącą dłonią odgarnął lekko przydługie, ciemnoczerwone kosmyki. Poprzyklejały mu się do mokrego od potu czoła, znowu to samo.

Wstał chwiejnym krokiem. Potknął się o leżącą na podłodze butelkę z wodą, klnąc soczyście. Znowu musiała się przewrócić, gdy rzucał się na łóżku podczas koszmaru.

Wzdrygnął się mimowolnie. Samo wspomnienie o nieprzyjemnym śnie, który przyczepił się do niego niczym cień, sprawiało, że chciał schować się w kącie pokoju.

Ledwo doczłapał się do szafy. Nie potrafił znaleźć uchwytu od drzwiczek, bo jego oczy wciąż nie przyzwyczaiły się do lekkiej poświaty lamp ulicznych, jaka wpadała do pomieszczenia przez przerwę między grubymi zasłonami. Po omacku znalazł poszukiwaną część mebla i chwilę potem ściągnął z siebie kolejną przepoconą koszulkę. Rzucił ją gdzieś na podłogę. Niespecjalnie obchodziło go, że kilka kolejnych walało się na panelach. Kiedyś je posprząta.

Wciągnął szary T-shirt przez głowę, prawie się przy tym przewracając. Przeklął ponownie, starając się opanować kołyszący obraz. Praktycznie usypiał na stojąco.

Ziewnął, udając się w stronę łóżka. Jego mózg wprost krzyczał o sen, ale Hoseok wiedział, że nic z tego. Wiedział, że prędzej czy później i tak obudzi się z krzykiem z kolejnego koszmaru

Westchnął, siadając na łóżku. Wziął małą buteleczkę z lekami nasennymi z szafki stojącej obok i odkręcił wieczko. Potrząsnął nim, ale nie wydobyło żadnego dźwięku świadczącego o tym, że w środku znajdują się jeszcze tabletki. Burknął coś pod nosem i cisnął opakowanie przed siebie. Upadło z cichym brzękiem na podłogę, turlając się pod szafkę.

Miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę. Chciał po prostu zasnąć w świętym spokoju, czy to naprawdę było tak wiele? Jedna przespana noc?

Oparł dłonie o umywalkę i spojrzał w oczy swojemu odbiciu. Wyglądał jak trup. Powinien pójść do fryzjera, bo odrosty stały się jeszcze bardziej widoczne, a przecież nie mógł dopuścić do tego, żeby jego znajomi coś zauważyli. Uśmiechnął się sam do siebie.

Naprawdę wierzyli, że ten uśmiech jest prawdziwy? Jak bardzo głupi byli? To miało być prawdziwe? Prychnął. W życiu nie widział nic bardziej sztucznego.

Jeszcze rok temu wszyscy rozumieli, dlaczego jest przygnębiony i nie widzieli nic dziwnego w tym, że się nie cieszy. Ale teraz, gdy od odejścia matki Hoseoka minęły dwa lata, chłopak musiał zacząć udawać. Nie chciał pomocy. Czuł, że kobieta wróci. Wierzył w to całym swoim sercem.

Kiedyś byli szczęśliwą rodziną. Co tydzień wychodzili razem do parku, on i mała Jiwoo bawili się w berka, wszystko było tak, jak powinno być. I choć teraz miał dwadzieścia lat, to nic nie zmieniało faktu, że chciał wrócić do tamtych dni. Chciał po prostu cofnąć czas.

Nienawidził dnia, w którym po powrocie ze szkoły zobaczył na stole w salonie list pożegnalny. Popłakał się wtedy jak nigdy. Kobieta napisała, że ich kocha. Dlaczego więc odeszła? Dlaczego się z nimi nie pożegnała? Może wtedy udałoby mu się przekonać ją, by została. By chociaż spróbowała.

Nie wiedział, że matka miała kochanka. Nie wiedział też, jak mógł nie zauważyć zmian w jej zachowaniu. Wtedy coraz rzadziej wychodzili w czwórkę, ale tłumaczył to sobie faktem, że zbliżały się egzaminy i rodzice nie chcieli zabierać im czasu, który mogliby poświęcić na naukę.

— Jesteś idiotą, Jung — powiedział sam do siebie tonem pełnym złości. — Jak mogłeś tego nie zauważyć?

Wielokrotnie zastanawiał się, jak bardzo wyrodnym synem był, że nic nie podejrzewał. Był taki głupi, taki naiwny...

Spieprzyłeś, Jung.

Żałował tego. Przecież gdyby tylko... uh, gdyby tylko wiedział. Byłby tak blisko uratowania rodziny... ale nie. Czuł, że gdyby nie poszedł tamtego dnia z kolegą do sklepu, zastałby matkę w domu, może nawet piszącą list? Mógłby wtedy z nią porozmawiać. Chociaż tyle.

Zacisnął powieki, chcąc odgonić napływające mu do oczu łzy. Kobieta naprawdę się z nim nie pożegnała. Nie widział jej więcej. Po prostu zniknęła. Nie wzięła nawet rozwodu z ojcem. Nie odezwała się ani razu — nie wysłała głupiej kartki z życzeniami na Święta, nie zadzwoniła, gdy kończył dziewiętnaście lat. Nic. Jakby nigdy nie istniała.

Wiele osób mówiło mu, żeby przestał jej szukać. Jednak Hoseok wierzył, że wróci. Musiała wrócić, tak? Obiecała mu. Obiecała mu, że nigdy go nie zostawi. Nie obchodził go fakt, że kobieta mogła dawno zapomnieć o tej obietnicy. Ale skoro on pamiętał, to ona też powinna, prawda?

Miał wtedy, sam nie pamiętał, może z siedem czy sześć lat? Coś koło tego. Poszedł z matką do wesołego miasteczka, tym razem tylko we dwójkę, bo Jiwoo miała dentystę i ojciec z nią pojechał. Hoseok cieszył się, że mógł spędzić trochę czasu sam na sam z kobietą. Miał siostrę, uwaga rodzicielki nie była skierowana tylko na niego.

Pamiętał, jak długa była kolejka do jednej z karuzel. Chciał się na niej przejechać, wyglądała tak fajnie. Jednak gdy po kilkunastu minutach oczekiwania wsiadł na figurkę konia i wszystko ruszyło, od razu pożałował swojej decyzji. Było mu słabo, bolał go brzuch i w pewnym momencie po policzkach chłopca zaczęły płynąć łzy.

W końcu karuzela się zatrzymała, ale nogi miał jak z waty i nie potrafił zsiąść. Chwilę potem poczuł ciepłe dłonie matki, oplatające się wokół jego drobnego ciała. Dotknął stopami chodnika i nieśmiało spojrzał na kobietę. Czuł wstyd. Zachował się tak okropnie...

Pewnie mama już nigdy nie zabierze mnie do wesołego miasteczka, pomyślał wtedy, starając się powstrzymać płacz.

Kobieta kucnęła przed nim i spojrzała w ciemnoszare oczy synka. Uśmiechnęła się do niego lekko i otarła łzy dłonią. Była taka delikatna...

Chciał coś powiedzieć, przeprosić, ale zanim otworzył usta, rodzicielka przytuliła go mocno. I to właśnie wtedy wypowiedziała tę obietnicę, w której wypełnienie wierzył teraz dorosły Hoseok.

Nigdy cię nie zostawię, synku.

Słyszał w głowie jej słodki głos, czuł przyjemny zapach i ciepło...

Ale wspomnienie zniknęło, kiedy tylko otworzył oczy i ponownie spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wpatrywał się w nie kilka dobrych minut, jakby chciał znaleźć potwierdzenie swoich myśli.

Wróci. Na pewno wróci. Musi.

Otworzył szafkę i omiótł wzrokiem znajdujące się na półeczce rzeczy. Poprzestawiał kilka butelek, zanim znalazł leki nasenne. Kończyły się, musiał kupić nowe... Cholera. Część niego czuła, że powinien po prostu pójść do lekarza, bo wtedy dostałby odpowiednie środki. Druga część natomiast nie potrafiła przyjąć tego do wiadomości. Przecież on jedynie nie mógł zasnąć, to nie było nic takiego...

Wrócił do pokoju i położył się. Łóżko wydawało się być takie wygodne, ale wiedział, że to nic nie da. Tabletki też. I tak się obudzi, może tym razem z płaczem? Albo w ogóle nie zaśnie przed świtem.

Połknął garść tabletek i zamknął oczy. Pozostawała mu jedynie nadzieja, że tej nocy prześpi spokojnie choć dwie godziny, chociaż nawet jedna byłaby zbawienna.

***

Rankiem, niewyspany przez kolejny koszmar, zwlókł się z łóżka. Musiał iść na uczelnię. Jasne. Nie lubił literatury. Głównie przez to, że jego ojciec jej uczył, ale matka ją kochała. A Hoseok robił wszystko tak, jak ona by chciała — dlatego teraz szykował się na zajęcia, choć temat studiów ani trochę go nie pociągał.

Kiedyś interesował się tańcem, nawet namówił rodziców na zajęcia w weekendy. Może tańczyłby do dzisiaj, ale podczas jednej z lekcji niefortunnie stanął i skręcił sobie kostkę. Matka nigdy więcej nie chciała chociażby słyszeć słowa taniec.

Żałował każdej chwili spędzonej na uczelni, ale wmawiał sobie, że robi to dla rodzicielki. Tak, to był jedyny powód, dla którego jeszcze nie zrezygnował z chodzenia na zajęcia. Jedyny.

Odgarnął włosy z oczu. Naprawdę powinien pójść do fryzjera. Specjalnie przefarbował włosy na ten odcień czerwieni, bo był to ulubiony kolor jego matki.

Jest, Jung. Nie używaj czasu przeszłego, gdy o niej mówisz.

Może i zachowywał się trochę... dziwnie? Nie wiedział, czy to dobre słowo. Zresztą, i tak zmiana koloru włosów i uczęszczanie na kierunek, którego co najmniej nie lubił, nie były jedynymi, co był w stanie zrobić dla swojej rodzicielki. Raz zaproponował ojcu i siostrze wynajęcie detektywa, żeby znaleźć kobietę.

— Hoseokie, przestań, proszę — szepnęła Jiwoo ze łzami w oczach. — Mama nas zostawiła, już nie wróci.

Nie słuchał. Nigdy ich nie słuchał. Znaczy, nie wynajął detektywa, bo miał za mało pieniędzy i zapytał ich o zdanie tylko dlatego... Cóż, teraz oszczędzał, miał już trochę odłożone.

Słońce świeciło mu w oczy, powodując, że musiał je przymrużyć. Cienki kardigan, który pospiesznie zarzucił przed wyjściem, powiewał lekko na wietrze. Szedł chodnikiem wśród innych osób, które nawet nie zwracały uwagi na fakt, że chłopak wygląda, jakby miał się zaraz przewrócić. A temperatura była wprost idealna do snu...

Przestań, musisz iść na zajęcia!

Zamrugał kilka razy; obraz zaczął mu się powoli zamazywać. Powłóczył nogami, nie miał już siły, żeby iść...

Dobran...

Zemdlał na środku chodnika.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro