|| ᴏ || ← ᴛ ᴀ ᴇ ʜ ʏ ᴜ ɴ ɢ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; jeszcze dwa rozdziały do końca

***

Odetchnął z ulgą. Dzwonek był muzyką dla jego uszu. Po kolejnych ciężkich godzinach w szkole ten dźwięk był najwspanialszą rzeczą, jaką mógł usłyszeć. Był piątek, niewątpliwie jego ulubiony dzień tygodnia. W dodatku zajęcia dodatkowe zostały odwołane, więc już zupełnie miał ochotę skakać ze szczęścia.

    Nic nie mogło zepsuć mu humoru, nawet świadomość, że weekend będzie miał zawalony, bo nauczyciele znowu nie szczędzili im pracy domowej. Po prostu cieszył się chwilą. W końcu czekały go dwa dni bez uszczypliwych komentarzy na temat jego osoby. Kto by się nie cieszył?

    Już miał wybiec ze szkoły w podskokach i z uśmiechem na ustach, ale poczuł ucisk na ramieniu. Pierwszą rzeczą, o której pomyślał było to, że ktoś z jego klasy chce powiedzieć do niego coś wrednego, na przykład zapytać, co wariaci robią w weekendy. Dlatego był gotowy złapać rękę, która go trzymała i ją wykręcić. Już podnosił swoją dłoń, gdy nagle...

    — Nie używaj przemocy przeciwko swojemu hyungowi, TaeTae — zganił go dobrze znany Kimowi chłopak.

    Młodszy odwrócił się i posłał kuzynowi swój kwadratowy uśmiech. Gdzieś obok usłyszał, że ktoś nazywa go dziwakiem, ale niespecjalnie się tym przejął. W przeciwieństwie do Minyeona, który spojrzał na uśmiechającego się szyderczo nieznanego mu dzieciaka morderczym wzrokiem i przybrał tak surową minę, że Taehyung mimowolnie skulił się w sobie.

    Chwilę potem Kang zaprowadził chłopaka do swojego samochodu.

    — Młody, nie powinieneś się tak dawać, wiesz? — powiedział starszy, przekręcając kluczyk w stacyjce.

    — Wiem… — mruknął pod nosem Tae, obejmując mocniej plecak, który położył sobie na kolanach. — Ale nie chce mi się z nimi dyskutować, bo to i tak nic nie da. To tylko banda idiotów, przecież można ich zignorować.

    Minyeon przytaknął, ale już się nie odezwał. Włączył tylko płytę swojego ulubionego zespołu, SHINee, żeby w samochodzie nie panowała niezręczna cisza. Humor młodszego poprawił się trochę, gdy zaczęli śpiewać refren Ready or Not. I choć tego nie powiedział, był bardzo wdzięczny kuzynowi, że po niego przyjechał. Wpatrywał się w profil dwudziestodwulatka i ze zdziwieniem stwierdził, że czarne włosy kuzyna na końcówkach mają niebieskawy kolor. Przez to nawet nie zorientował się, że przyjechali do domu Kanga.

    — No co? Obiecałem ci przecież, że zagramy w nową grę — zaśmiał się Minyeon i potargał jasnobrązową czuprynę młodszego. — Wchodź, ciotka kazała mi podrzucić cię do domu przed dwudziestą drugą.

    Taehyung posłusznie wszedł do przedpokoju i ściągnął buty. Udał się do salonu i opadł na starą, ale wygodną kanapę. Przymknął powieki, ale nie na długo — poczuł, że coś ląduje na jego twarzy i gdy otworzył oczy, zobaczył ciuchy kuzyna. Spojrzał na chłopaka ze zdziwieniem.

    — Leć się przebierz, przecież nie będziesz cały czas w mundurku siedział, co nie?

    Wszedł do niedużej łazienki z ubraniami przewieszonymi przez ramię. Szkolny strój zniknął z jego ciała niemalże natychmiast. Sięgnął po czarną koszulkę z jakimś nadrukiem po angielsku i już miał ją wkładać przez głowę, ale jego wzrok przyciągnęły niebieskie i fioletowe ślady na ciele.

    Niech to szlag.

    Poczuł, że do oczu napływają mu łzy. Myślał, że ci idioci nie uderzyli mocno. Był pewien, że nie będzie miał siniaków.

    — Młody, chcesz ramyeon? — usłyszał z kuchni wołanie Minyeona.

Zamarł.

Cholera.

Przez kilka sekund zaciął się i nie potrafił odrzyknąć. Jego myśli zostały przy niedawnej bójce, czuł się jak sparaliżowany.

— Taehyung? Wszystko dobrze? — Kang zapukał delikatnie w drzwi łazienki i brunet był pewien, że oparł się o drewnianą powłokę ze zmartwieniem.

— Tak, tak — zapewnił szybko, chrząkając i zakładając bluzkę. — Nie usłyszałem, wołałeś?

Zbył kuzyna w koncertowy sposób. Gdyby mógł, przybiłby sobie piątkę.

    Chwilę potem siedzieli obok siebie na sofie, jedząc gorące danie i spoglądając co jakiś czas na telewizor, na którym leciał odcinek jakiejś dramy. Kim kręcił się, omal nie wylewając na siebie zawartości miski. Nie mógł usiedzieć w miejscu, jak zresztą zawsze — wolał być w ciągłym ruchu, dlatego wprost uwielbiał zajęcia z wychowania fizycznego.

Otulił się szczelniej ciemną, rozsuwaną bluzą Minyeona i czekał, aż ten włączy grę. Czuł, że znowu wpadł w dołek emocjonalny i najchętniej schowałby się gdzieś w kącie i popłakał. Ale musiał się uśmiechać, bo ostatnim razem spotkał się z kuzynem ponad miesiąc temu i cholernie za nim tęsknił. Był dla niego nie tylko rodziną, ale też przyjacielem. Może i nie mówił mu wiele, bo nie lubił powtarzać tego, co usłyszał od osób z klasy. Nie i koniec. Przecież to były tylko słowa, prawda? Mógł ich po prostu zignorować, szkoda nerwów.

Poza tym, był zdania, że skoro jest dla nich miły i części z nich nawet pomaga, to kiedyś życie mu się odpłaci. Nie zważał na to, że często obrywał przez dobre serce. Przyzwyczaił się. Wierzył, że będzie lepiej.

Zaczęli grać. Nie wiedział, ile czasu minęło od rozpoczęcia, był zbyt zajęty, żeby chociażby zerknąć na zegarek. Pomieszczenie wypełniały okrzyki szczęścia i złości.

— Idę się napić — powiedział nagle Kim, zatrzymując grę, czym wywołał u swojego kuzyna jęk niezadowolenia. — Zaraz wracam.

Leniwie i niechętnie poczłapał w stronę kuchni. Czuł się tutaj jak w domu, w końcu większość swojego dzieciństwa spędził właśnie tutaj, w domu ciotki, która teraz wyjechała, ale brunet nie miał pojęcia, gdzie.

Nalał wody do szklanki i oparł się o blat. Nie wiedział, co stało się potem. Znaczy… wiedział. Po prostu w żaden sposób nie umiał tego zrozumieć.

Kątem oka zobaczył nóż. Nie pamiętał, gdzie leżał dokładnie. Przypominał sobie tylko, że złapał go i zacisnął dłoń na rączce. W ostrzu widział swoje niewyraźne odbicie; nie mógł oderwać od niego wzroku.

— Taehyungie, co tak długo?

Podniósł wzrok na kuzyna. Nie wiedział, dlaczego nagle poczuł przypływ gniewu. Nie zarejestrował wiele. Pamiętał krzyk Minyeona.

W ułamek sekundy znalazł się przed chłopakiem. Nie panował nad sobą. Nóż latał wokół nich, usilnie próbując trafić w Kanga. Dłoń starszego zacisnęła się na nadgarstku Kima, ale ten się nie poddawał. Rzucał się. Chyba krzyczał, sam nie był pewien. Gniew przejął nad nim władzę.

— Taehyung, na Boga, opanuj się! — wrzasnął ciemnowłosy, starając się wytrącić mu nóż z ręki. — Taehyung, do cholery jasnej, co się z tobą dzieje?!

Nie odczuwał za wiele bodźców zewnętrznych. Zarejestrował tylko, że coś przekręciło jego głowę w bok. Siła uderzenia sprawiła, że upadł na podłogę, a nóż znalazł się gdzieś dalej. Zrozumiał, że Minyeon go uderzył dopiero, gdy poczuł metaliczny smak krwi w ustach.

— Taehyung, przepraszam… Taehyung? — Chłopak pomógł mu oprzeć się o szafkę, ale nie pozwalał mu wstać. Przyciskał go do mebla tak mocno, że młodszy nie był w stanie się wyrwać. Nawet nie próbował. — Taehyung, słyszysz mnie?

Przytaknął lekko. Był zmęczony.

— Cholera, uderzyłem za mocno, przepraszam… — Poczuł, że kuzyn opiera czoło o bok jego głowy. Szybko jednak się odsunął, bojąc się, że nastolatek znowu wybuchnie. Musiał coś zrobić. Musiał coś wymyślić, rzucanie się na kogoś z nożem nie było normalne. — Ja… Poczekaj, zadzwonię na pogotowie, dobrze? Poczekaj chwilę.

Niepewnie wstał i zostawił go samego. Taehyung nie próbował wstać. Półleżał, wpatrując się tępo w przestrzeń. Nie myślał o niczym. Nie zastanawiał się, co przed chwilą się stało. Wyglądał, jakby się wyłączył.

Jakiś czas później — Kim nie miał pojęcia, ile minut minęło — do kuchni weszli ratownicy. Mówili coś do niego, ale on wciąż znajdował się w swoim świecie. Dopiero, gdy poczuł lód, który ktoś przyłożył mu do nosa, krzyknął. Bolało. Cholernie bolało.

— Jak masz na imię? — zapytał ratownik, nie zabierając ręki od jego twarzy.

— T-taehyung — wyszeptał, łapiąc szybko powietrze. Czuł się niekomfortowo. Nie chciał, żeby go dotykał. — Puść mnie.

Jego głos, który już normalnie był niski, zabrzmiał, jak głos z jakiegoś horroru.

— Puszczaj! — wrzasnął i zaczął się rzucać.

Znowu nie rozumiał, co się wokół niego działo. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego opanował go gniew, dlaczego tak nagle miał więcej siły.

Poczuł, że igła przebija jego skórę. Nie był w stanie powiedzieć, w którym miejscu — po prostu wiedział, że gdzieś w jego ciele znalazła się igła, która wprowadza coś do jego organizmu.

— Teraz powinien być spokojny — zapewnił ratownik. Głos mężczyzny dobiegł do uszu Taehyunga przytłumiony, jakby znajdował się pod wodą.

Nagle ktoś dźwignął go do góry i wyprowadził z pomieszczenia.

Jedyne, co chłopak był w stanie w tamtym momencie pomyśleć to…

Co się ze mną stało?

Nie wiem.

Dlaczego prawie nic nie pamiętam?

Niech ktoś mi powie, proszę.

Błagam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro