Byłam kiedyś...
Lili była przybita.
Ewidentnie Ją coś trapiło, co nie umknęło uwadze Roberta.
— Stało się coś? Nie widzę już tego pięknego uśmiechu.
— Nie można się całe życie cieszyć... — odparła ze znaną Mu już filozofią.
— A więc opowiedz mi czemu tak jest.
— Byłam kiedyś zakochana. To była wielka miłość, myślałam, że to właśnie ten jedyny.... Na myśleniu się skończyło... Był czarujący, zadbany wręcz idealny. Jego uśmiech zwalał z nóg, ale był niewierny. Zdradził mnie z moją przyjaciółką, mają dziecko... są rok po ślubie. A ja zostałam całkiem sama... Boli mnie to, że ludzi tacy jak oni wredni, zadufani w sobie znaleźli miłość, a tacy jak my Robert tułamy się po tym świecie sami...
— Może to tylko pozory szczęścia. Skoro są tacy jak opisałaś to prędzej czy później jedno drugiemu zada cierpienie swoim zachowaniem, stylem bycia.
— Mimo, że może zabrzmieć to podle to właśnie na to liczę.
— Coś dalej Cię do niego ciągnie? — chciał być pewny, że to dla niej totalna przeszłość.
— Nie — odparła pewnym tonem. — Znienawidziłam go tamtej nocy gdy ich nakryłam.
— To czemu zdjęło to uśmiech z twej twarzy?
— Bo brakuje mi miłości... — w jej oczach zaświeciły się łzy.
— Znajdziesz ją... zaufaj mi. Może jest bliżej niż myślisz.
----------------------------------------------------
Witam na 11 przystanku!
Mam nadzieję, że jedziecie na kolejne :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro