// i'm a hurricane //

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzi na belce startowej. Nerwowo zaciska na niej swoje odziane w rękawiczki dłonie. On, Gregor Schlierenzauer musi skoczyć idealnie, by dać Austrii upragniony medal olimpijski. Pomimo, iż przewaga Niemców wydaje się mała, tak naprawdę kilka metrów mniej oznacza utratę złota o przysłowiowy mały włos. Oczekuje na dwa ważne sygnały, być może te najważniejsze, które zaważą na kolorze medalu dla ojczyzny: zielone światełko od Mirana Tepeša i machnięcie flagą przez Alexandra Pointnera. Światło zmienia się z żółtego na zielone, trener stanowczo macha flagą w dół. Jedzie w dół rozbiegu. Faza lotu trwa ok. 5 sekund. Ląduje niemal idealnym telemarkiem. 132 metry! Najdalej w swojej grupie! Cała drużyna dołącza do lidera.

Michael Hayböck.

Thomas Morgenstern.

Thomas Diethart.

Gregor Schlierenzauer.

Oni wszyscy i tak są wielkimi bohaterami. Największe być albo nie być: noty oraz rekompensata punktowa za wiatr i belkę. Prowadzą! Teraz zostaje czekanie. Czekanie, które ostatecznie rozstrzygnie kolejność na podium. Na górze dużej skoczni kompleksu Russkije Gorki został już tylko jeden zawodnik. On miał dać Niemcom złoto, postawić kropkę nad I, niczym Martin Schmitt w 2002, kiedy jedna dziesiąta punktu zaważyła na złocie dla niemieckiej drużyny.

Severin Freund.

Werner Schuster macha flagą. Rudzielec odpycha się od belki i rusza. Kończy lot po złoto idealnym telemarkiem. Cisza otula cały kompleks skoczni. Sędziowie oceniają próbę.
Euforia eksploduje, kiedy przy nazwie kraju pojawia się magiczna liczba 1.
Powtórka z 2002 roku staje się faktem.

Hannawald. Hocke. Uhrmann. Schmitt.

12 lat temu to oni pokazali wszystkim, jak wygrywać.

A teraz?

Wank.Kraus. Wellinger. Freund.

Teraz to oni napisali historię skoków. Cztery lata wcześniej, choć w innym składzie musieli uznać wyższość aktualnych srebrnych medalistów. Teraz miejsca się zmieniły. Tylko Japonia wydaje się miłym dodatkiem na podium. Nie było, czego gonić, te dwa niemieckojęzyczne narody były poza konkurencją. Zostaje tylko pogratulowanie rywalom za uczciwą walkę. Mniej lub bardziej ciche "gratulacje" w różnych językach huczą w okolicach zeskoku. Za chwilę ceremonia kwiatowa i kolejne momenty do uchwycenia dla fotoreporterów. To Austria, pomimo drugiego miejsca, powinna czuć się jak prawdziwy zwycięzca tych igrzysk. Historia Morgiego przyciąga media bardziej niż aktualni złoci medaliści - Niemcy. Trudy powrotu na skocznie po koszmarnym upadku na Kulm wydają się idealnym materiałem na artykuł o wielkich powrotach. Trzy najlepsze drużyny tej wielkiej imprezy już udają się na podium.

"Third place and bronze medal, Japan!"

Oczy skierowane są na drużynę z Kraju Kwitnącej Wiśni. Łamanie konwenansów przez Noriakiego wzbudza wielki szacunek wśród zawodników. Tylko Gregor nie może się skupić. Przez cały okres przedolimpijski uświadomił sobie, jak piękny jest Michi i jak bardzo go pragnie. Zakochał się bez pamięci w tym dwudziestodwulatku z Hinzenbach. To przyszło tak nagle i niespodziewanie. Niby od czternastego roku życia wiedział o swojej biseksualności, ale mniej lub bardziej udane związki z kobietami próbowały zaciemnić jego rzeczywiste pragnienia. Od ponad pół roku jego jedynym pragnieniem był Michael Hayböck. Wyobrażał sobie, jak po igrzyskach ułoży się ich wspólne życie. Planował, w jaki sposób wyzna mu wszystko. Na ziemię sprowadza go dopiero głos spikera ogłaszającego:

"Second place and silver medal, Austria!"

Cała drużyna wspólnie wbiega na podium. Jak przed chwilą Japończycy, tak i oni dostają swoje nagrody za ciężką pracę: kwiatki, a wieczorem medale olimpijskie. Każdy z drużyny przyczynił się do tego pięknego sukcesu. O ile Diethart i Michael debiutowali na olimpijskim podium, tak dla drugiego Thomasa oraz Schlierenzauera stanie tutaj nie było niczym nadzwyczajnym. Dwudziestoczterolatek po raz kolejny spogląda niby w stronę reszty kolegów z drużyny, podczas gdy szuka pośród nich tych niebieskich oczu. Po raz kolejny pozwala sobie w nich zatonąć. To go boli. Chciałby już teraz przyciągnąć Hayböcka do siebie i go pocałować. Najwyżej zostanie odrzucony, choć raz przypadkiem podsłuchał rozmowę Michiego ze Stefanem Kraftem, podczas której blondyn stwierdził, że "boi się, że Gregor da mu w twarz kiedy powie mu, że go kocha". Te słowa jeszcze bardziej rozbudziły uczucie..no właśnie, jakie? Zauroczenia? Fascynacji? Zakochania? Nie wie. To uczucie zawsze może minąć szybko, ulecieć jak para wodna z herbaty. Wręczenie bukietów po raz kolejny zmusza Schlieriego do zejścia ze sfery marzeń do brutalności życia codziennego. Kolejna poza, kolejne uśmiechy, kolejne gratulacje. Czas na największe gwiazdy tego wieczoru.

"First place and Olympic Champions, Germany!"

Komunikaty wygłoszone w trzech językach tak zapadają w pamięć sportowcom, że mogliby je spokojnie wyrecytować w nocy, z prawidłowymi akcentami. Oczy pozostałych medalistów skierowane są na złotą czwórkę. Gdyby szczęście porównać do bomby, to euforia Marinusa, dwóch Andreasów i Severina byłaby równa wybuchowi bomby wodorowej. Najważniejsze nagrody i tak otrzymają wieczorem na głównym placu wioski olimpijskiej. Zdjęcie czapek i obowiązkowe poprawienie fryzur oznacza, że zaraz trzecia zwrotka "Pieśni Niemców" wybrzmi po raz pierwszy w kompleksie, a potem po raz kolejny w strefie medalowej. Uczucie wysłuchania hymnu narodowego na olimpijskim podium to chyba jeszcze piękniejsza nagroda za ciężką pracę niż ten kawałek złota i okruchów z czelabińskiego meteorytu.

Po raz kolejny wszyscy udają się do sekcji dziennikarzy, by udzielić kolejnych wywiadów o swoich życiowych sukcesach. Po wylaniu kolejnego potrzebnego dla telewizji i radia słowotoku drużyny wracają do swoich domków. Krzątanina wynikająca z przygotowania stroju, odbycia toalety i ewentualnego wzięcia nadprogramowej paczki chusteczek udziela się mieszkańcom wioski olimpijskiej. Wsiadają do podstawionego samochodu, który zawiezie wszystkich medalistów na plac medalowy. W końcu nadchodzi najważniejszy moment dla każdego z nich: otrzymanie medalu. Powtórka sceny spod zeskoku, tym razem z przedstawicielami Międzynarodowej Federacji Narciarskiej oraz jakiegoś komitetu olimpijskiego i zamiast kwiatków oficjele mają medale. Mieszanka metali szlachetnych i odłamek meteorytu z Czelabińska - Rosjanie są jednak pomysłowym narodem. 

Komunikaty, sekwencje wejścia na podium dzieją się tak samo jak kilka godzin wcześniej. Tylko ubrania jakieś inne. Nieważne. Trzecie miejsce - Japonia. Chyba wszyscy się zgodzą, że Nori zasługuje na wszystkie możliwe nagrody, jakie są do zdobycia w świecie skoków narciarskich. Czas na Austrię. Czwórka zawodników radośnie wskakuje na podium. Każdy z nich miał swoją cegiełkę w tym jakże wielkim sukcesie. I tak wygrają Puchar Narodów, który zostanie im wręczony na zeskoku Bloudkovej Velikanki. Mentalnym zwycięzcą, wraz z japońską legendą i tak zostaje Morgi. Walka z samym sobą po upadku w Tauplitz dała wspaniały owoc w postaci kolejnego medalu. Srebro to na razie otwiera listę seniorskich medali Dietharta i Hayböcka. Lider drużyny w osobie Gregora również otrzymuje medal. Drużyna składająca się w 50% z multimedalistów IO i z 50% z debiutantów to chyba jest patent na sukces. Czas na złotych medalistów. Kto by pomyślał, że dla Severina to debiut olimpijski. I jeszcze Wellinger, cudowne dziecko niemieckich skoków już skaczące z Milką na nartach (w Pucharze Świata, oczywiście). Jednak na swoje medale zasługują jak mało kto. Każdy zasługuje na medal olimpijski. Znowu zdjęcie czapek. Znowu poprawa włosów Znowu wypowiedziana w trzech językach: angielskim, francuskim i rosyjskim prośba o wstanie i wysłuchanie hymnu Niemiec. Czas dla wszelkich fotoreporterów nastaje tuz po zakończeniu pieśni. Ukazanie medalu, ukazanie dumy - tym będzie żyć każdy zwykły zjadacz chleba. Kolejne wywiady, kolejne zdjęcia. Pora wracać do hotelu.

##

- Chłopcy, chciałbym wam podziękować za te igrzyska - zaczyna swoją mowę Pointner. - Daliście z siebie wszystko. To nie tylko moja i wasza zasługa. Cały sztab na to pracował. Nawet ci, co nie są tu z nami, zasługują na uznanie. Wyjazd na igrzyska to wielki zaszczyt. Walczyliście dzielnie, najlepszych nagrodziłem powołaniem. Wypijmy za nas - wznosi kieliszek z szampanem. Naśladuje go cała drużyna. Po wykrzyknięciu "zdrowie" i upiciu łyka napoju Alex kontynuuje. - Morgi. Pokazałeś nam, jak powinien walczyć prawdziwy sportowiec. Że nawet po najcięższym upadku można z dumą się podnieść i walczyć o najwyższe cele. Cieszę się, że mam w swoich szeregach tak wspaniałego sportowca - w tych słowach, pomimo wyraźnego wzruszenia trenera, członkowie reprezentacji wyczuli nutę obłudy. Fakt, Thomas wygrał wszystko, co było do wygrania w skokach, ale wszyscy wiedzieli, że ich stosunki nie należą do dobrych. Ale udają, że nic nie wiedzą o spięciach na linii Alexander Pointner-Thomas Morgenstern. Ale toast wznoszą. - Została mi jeszcze jedna kwestia - ledwo wstrzymuje oddech. Ta chwila następuje. - To nasz ostatni sezon - zapada cisza. Kiedyś musiało to nadejść, ale żeby już na igrzyskach? - Po zakończeniu sezonu przejmie was Heinz. To była wspaniała przygoda. Móc was trenować, obserwować, jak wygrywacie, to wszystko było piękne...

- Trenerze, to nie tylko nasza, ale i twoja zasługa - mówi Kofler. - Nie bylibyśmy na szczycie, gdyby nie Ty. To były wspaniałe lata. Ale wszystko, co dobre, czasem musi się skończyć.

- Szkoda, że kończy się w tym sezonie - Gregor, jako sztandarowy produkt Pointnera postanawia się odezwać. - Ja będę tęsknić. Nie wiem, jak wy.

- Chłopaki, czas to zrobić - odzywa się mistrz olimpijski z 2006 roku i wraz z najmłodszymi intonuje niczym kibice na Wielkiej Krokwi, wznosząc swój kieliszek - DZIĘKUJEMY!

Okrzyki te wypełniają salon domku Austriaków w tej części wioski olimpijskiej. Kieliszki w mgnieniu oka stają się puste. Kiedy trener odjedzie, jazda dopiero się zacznie.

- Jadę na chwilę do miasta coś załatwić. Macie być grzeczni! - jak dobry ojciec Alex nakazuje swojej ekipie, żeby nie przesadzili. Zabiera ze sobą również Kuttina.

- Tak jest, trenerze! - odpowiadają wszyscy. Andreas, jako najstarszy ze skoczków oraz ten znający się na pilnowaniu porządku, sprawdza czy trenerzy odeszli na bezpieczną odległość.

- Odjechali. Wiecie, co robić - tymi słowami najstarszy z kadry daje znak, że imprezę czas zacząć.

- ZACZYNAMY!! - pierwszy wyrywa się, a jakże, Diethart. Jeszcze euforia po Turnieju Czterech Skoczni zostaje w zwycięzcy ostatniego turnieju. Ogłasza się głównym organizatorem przedsięwzięcia. Morgi przesuwa stół tak, aby zrobić więcej przestrzeni oraz postara się kontrolować ilość alkoholu, jaką będą sobie wlewać do gardeł. Gregor organizuje muzykę - najlepsza zabawa tylko przy łupankach, radiowych hitach i disco polo. Kofi pilnuje porządku, ewentualnie jako pierwszy rozpije trenerów jeśli przybędą. W końcu ma wrodzony dar przekonywania. Michael wyjmuje zachomikowany w walizkach dar od Polaków za wygrywanie kwalifikacji - kilka butelek wódki. Już wielokrotnie się przekonywali, że polskie wyroby spirytusowe, zwłaszcza te mocne, są najlepsze. Czy wszystko, co najlepsze, pochodzi z Polski? 

Skrzętnie ukryte niezdrowe przekąski wyjmuje sam organizator. Techniczni muszą się podporządkować młodzieży. Pierwsze dźwięki "Ona tańczy dla mnie" rozbrzmiewają w salonie. Pierwsza kolejka wódki zostaje rozlana przez starszego Thomasa. Nagle po wypiciu jednego czy dwóch kieliszków wszyscy potrafią śpiewać. Ba, śpiewać po polsku. Imprezowanie po zawodach w Zakopanem (w Wiśle nigdy nie ma czasu) daje pozytywne efekty. Piosenki lecą, ilość wypitych kieliszków zaczyna się zwiększać. Pomimo braku Krafta, naczelnego imprezowicza drużyny austriackiej, wszyscy bawią się świetnie.

- Chłopaki - ogłasza Morgenstern. - Zróbmy jakieś show, bo zaraz padniemy. Gregor, weź to krzesło - wskazuje na mebel i natychmiast jego największy rywal w reprezentacji przynosi je na środek salonu. - Thomas, usiądź - ostatni zdobywca Złotego Orła siada na meblu. - Michi, skarbie, pokaż, jak polskie dziewczyny ostatnio na nim tańczyły - nagle blondyn oblewa się rumieńcem. Schlieri zmienia piosenkę z kolejnej łupanki na zmysłowe biadolenie. Nie wierzy w to, co usłyszał. Michi, jego Michi ma zatańczyć lap dance na biednym Dietharcie! Na nim, do cholery! To on powinien być na miejscu pana Świnki! 

Zazdrość buzuje w brunecie niesłychanie. Ale pozwala sobie obejrzeć to wielkie przedstawienie. Obserwuje, jak Hayböck powoli podchodzi do najmłodszego z ekipy. Widok, jak blondyn się porusza zaczyna go podniecać. Jest zazdrosny i pobudzony. Ale to był chyba plan Morgiego. Wzbudzić w nim zazdrość do tego stopnia, by zaciągnąć biednego dwudziestodwulatka do łóżka. Wiedział, że Tyrolczyk zakochał się w Michim niemal bez pamięci. Jedyne, co może teraz zrobić brunet, to obserwować, jak mistrz świata juniorów z 2010 roku ociera się o siedzącego na krześle Dietharta. Patrzy z zazdrością na kocie ruchy niebieskookiego. Na jego szczęście show się kończy i rozlegają się gromkie brawa.

- Jak tam nasz zakochaniec, rozbudzony? - zaczepia Gregora starszy z Thomasów. - Widzę, że chyba bardzo - chichocze mu wprost do ucha.

- Spierdalaj, Morgi - syczy ciemnooki. - Nie mam ochoty z tobą gadać - widzi satysfakcję w oczach Morgensterna. Wzbudził w biednym Gregorku zazdrość. Dokuczanie mu czasem sprawiało mu przyjemność.

- Wyglądasz uroczo, kiedy się wkurwiasz - docina mu Kofler, szczypiąc młodszego w policzek. Więc to była ich wspólna robota! Teraz Gregor nie jest tylko wkurzony, jest wręcz wkurwiony na wszystkich. Był taki rozanielony, a przez pomysł dwóch najstarszych skoczków wszystko, mówiąc wulgarnie, poszło się jebać.

- Możecie się ode mnie odpierdolić? Dziękuję, kurwa, za zrozumienie - w nieliteracki sposób kończy bezsensowną wymianę zdań i podchodzi do Hayböcka. - A ty, mój drogi, idziesz ze mną - szepcze blondynowi wprost do ucha. Sądząc po jego reakcji, chyba zadziałało. Zaciąga blondyna do swojego pokoju. Po zamknięciu pomieszczenia popycha Michaela na drzwi. Atmosfera zaczyna gęstnieć z sekundy na sekundę. Gregor wpatruje się w Hayböcka niczym turyści na Monę Lisę w Luwrze, tylko z dużo większą dozą pożądania. I lekką dozą zazdrości. Jednak nuta zawahania dociera i do jego oczu.

- Michi, ja.. - głos bruneta zaczyna się łamać. - Ja muszę to powiedzieć. Za długo trzymałem to w sobie - przerywa, by wziąć wdech i wypowiedzieć te słowa. Duma i niepokój mieszają się ze sobą. - Michi, koc...

Nagle blondyn chwyta dłońmi twarz Schlierenzauera i zbliża swoje usta do tych Gregora. Składa na nich krótki, aczkolwiek czuły pocałunek. Spokój wkracza do świadomości obu Austriaków. Tyrolczyk oddaje tę niezwykle przyjemną pieszczotę. Ich usta poruszają się w jednostajnym tempie. Brunet przenosi swoje dłonie w okolice głowy Hayböcka. Lewa dłoń przeczesuje blond włosy mieszkańca Hinzenbach, prawa delikatnie pieści jego wyeksponowaną szyję. Schlieri pomału wsuwa język do jamy ustnej blondyna. Język młodszego również dołącza do zabawy, a dłonie umiejscawia na pośladkach przyszłego kochanka. Cichy pomruk ze strony Gregora wskazuje na to, że delikatne ściśnięcie jego krągłości było dobrym rozwiązaniem ze strony Michaela. Uśmiech wkrada się na ich twarze. Odrywają się od siebie. Cisza akompaniuje medalistom olimpijskim.

- Kocham Cię - te dwa słowa wydusza z siebie ponad 40-krotny zwycięzca zawodów Pucharu Świata. Nie przypuszczał, że jego sny, jego fantazje, jego marzenia, ważniejsze nawet od zdobycia medalu spełnią się tu i teraz.

- Ja też Cię kocham, Gregor - z błogim uśmiechem Michael wyznaje mu miłość. Ponownie łączą swoje usta, tym razem śmielej. Dłonie Schlieriego wślizgują się pod cienki materiał koszulki niby przyjaciela z drużyny, a już kochanka. Chłód dłoni starszego styka się z ciepłem okalającym biodra młodszego. Doświadczenie nie ma tu już znaczenia - liczy się tylko tu i teraz. Ta jedna chwila. Chwila trwająca jak najdłużej. Następuje zmiana kierunku. Spod drzwi dwa ciała lądują na materacu niezbyt wygodnego łóżka w pokoju wioski olimpijskiej. Pierwsze pada ciało Michaela. Materac pod wpływem ciężaru jego ciała ugina się, wydając charakterystyczne skrzypnięcie. Gregor układa się nad nim, uprzednio siadając okrakiem na biodrach kochanka i umiejscawiając ciężar pośladków na jego kroczu. 

Schyla się, by ponownie, trzeci raz tego wieczora poczuć smak ust Hayböcka na swoich wargach. Znowu ich usta stają się jednością, a ich języki co jakiś czas się znajdują jamach ustnych mężczyzn. Schlierenzauer powoli i delikatnie porusza biodrami na kroczu blondyna i czuje, jak na tym płaskowyżu wyrasta górka. Zagryza dolną wargę partnera i lekko przyciąga w swoją stronę. Ciche westchnięcie ze strony młodszego można potraktować jako wyrażenie aprobaty wobec tego czynu. Tyrolczyk otwiera oczy i spogląda głęboko swoimi źrenicami okalanymi zielono-piwnymi tęczówkami w oczy Michiego, zabarwione tęczówkami o odcieniu niebieskim, tak czystym niczym niebo nad Alpami w południe. Dłońmi, które ułożył po obydwóch stronach głowy blondyna, opiera ciężar swojego ciała.

- Zawsze o tym marzyłem, Michi - szepcze brunet, głaszcząc policzek olimpijskiego debiutanta. - Ty, ja, odrobina chłodu wydobywającego się z okna i chłopaki zapewne próbujący upić trenera, choć obiecali być grzeczni. Przyznaj się, jest idealnie.

- Wiesz Gregor, właśnie w tym momencie spełniają się moje marzenia - do ostatniego słowa wkrada się jęk, odkąd celem Schlieriego stała się szyja Michaela. Przy łączeniu szyi z ramieniem starszy składa pierwszego całusa, na zachętę. Blondyn cicho wzdycha na to jakże ciekawe doznanie. Nagłym ruchem bioder daje do zrozumienia kochankowi, że pragnie więcej. - Od roku pragnę spędzić z tobą nie tylko tą noc, ale i resztę życia - nagle jego głos więźnie w gardle, kiedy Gregor w tym miejscu podgryza jego skórę.

- Ciiii.... - Schlierenzauer przykłada palec wskazujący do zaróżowionych ust partnera. Przejeżdżając palcem w dół jego warg, po chwili cofa rękę i przenosi na poprzednie miejsce: obok jego głowy. - Nie musisz nic mówić, kochanie - po raz pierwszy używa tego sformułowania wobec blondyna. - Teraz jesteś mój - i delikatne muśnięcia szyi Michaela stają się mokrymi, dzikimi pocałunkami. W okolicach jabłka Adama łapczywie wbija zęby i zaznacza malinką swoją obecność. Uznaje, że to za mało. Szybkim ruchem zdejmuje koszulkę z Hayböcka i adoruje jego ciało, jakby był jakimś Bogiem. Wystające obojczyki, zarysowane mięśnie brzucha, lekko zaznaczona linia V na biodrach - czego chcieć więcej? Naznacza jego obojczyki czerwono-purpurowymi śladami. A niech wiedzą, do kogo należy Michael Hayböck: do Gregora Schlierenzauera. Po chwili zmienia miejsce pobytu swoich ust i zębów na sutki blondyna. Wiedząc z różnych źródeł, że to jeden z czułych punktów na ciele mniej utytułowanego Austriaka, zaciska usta na prawej brodawce, a lewą stymuluje dłonią. Zduszone jęknięcie wydobywa się z ust młodszego. 

Tortury zdają się nie mieć swojego kresu, odkąd "przypadkowo" Gregor ociera się swoim kroczem o to niebieskookiego. Obydwaj mruczą przez otwarte usta na to doznanie. Na szczęście ciemnooki kończy tortury wymierzone w kochanka i przenosi swoje usta na jego podbrzusze. Jednocześnie dłonie starszego urządzają swoją własną wędrówkę wzdłuż boków perfekcyjnego ciała Michaela, by pozwolić jednej dłoni zakończyć swą podróż na kroczu partnera. Ciepło obezwładnia każdą komórkę ciała Hayböcka. Również u Schlierenzauera podniecenie przekracza każdą możliwą normę. Jak bardzo pragną zgrzeszyć tu i teraz, tak muszą się odpowiednio rozpalić, by mógł nastąpić Wielki Wybuch. Dłonie bruneta jednak spotykają się na zapięciu spodni blondyna. Guzik i zamek błyskawiczny zostają w mgnieniu oka rozpięte. W myślach Schlieri dziękuje Bogu, że Michi nie miał paska. Kolejny problem z głowy. Zwinnym, acz powolnym ruchem ściąga dżinsy z nóg niebieskookiego. Swoimi długimi palcami zahacza o gumkę z bokserek kochanka. Obydwa materiały dołączają do chaosu, jaki się utworzył na podłodze. Teraz to Gregor dopełni dzieła.

Najwolniej, jak to tylko możliwe, odpina guziki swojej koszuli, torturując Michaela. Zrzuca ją na podłogę. Równie mozolnie odpina guzik swoich spodni oraz zsuwa zamek błyskawiczny, by jednym ruchem je zdjąć. Teraz ten bałagan jest jeszcze bardziej artystyczny. Nachyla się do roznegliżowanego partnera i spogląda w piękne oczy swojego partnera. Dłoń Hayböcka, nagle i niespodziewanie ląduje na kroczu Gregora. Już teraz pragnie go dotknąć, mieć tylko dla siebie, choć ma na uwadze, że teraz to Tyrolczyk rządzi. Dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli jednak odpycha rękę blondyna od wyraźnie odznaczającego się penisa, ostro przebijającego się przez materiał bokserek. Schlieri jednak lituje się nad kochankiem i pozwala mu jedynie na zdjęcie zbędnego materiału z bioder jego. Teraz są ubrani jedynie w odrobinę wstydu, cienką warstwę potu i czerwone plamy lekko naznaczające ich skóry. 

Patrzą sobie w oczy i cicho dyszą wprost do swoich ust. Światło księżyca szkicuje sylwetki sportowców, sprawiając, że ten moment mógł spokojnie być uchwycony przez obiektyw aparatu znanego fotografika lub uwieczniony na płótnie wybitnego malarza i wystawiony w jakiejś dużej galerii sztuki w Wiedniu lub w Londynie podczas wernisażu pt. "Zimowi kochankowie". Hayböck śmiało rozchyla nogi, zapraszając Gregora tam, gdzie być powinien: pomiędzy nimi. Szybkie oddechy i stłumiona muzyka wydobywająca się z pomieszczenia obok to jedyne dźwięki otaczające ta scenerię. Cisza panująca między dwoma Austriakami to najlepszy komentarz do tej sytuacji. Dwa młode, spragnione siebie ciała, oczy spoglądające głęboko w duszę i dłonie nieśmiało eksplorujące ciało kochanka. Prawa dłoń Schlierenzauera gładzi lewy policzek Michaela, dając mu do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze.

- Komoda - wydobywa z siebie mistrz świata juniorów z 2010 roku, przełamując milczenie rozlegające się w pokoju. Brunet, zainteresowany tym słowem i faktem złamania ciszy, sięga tam, gdzie poprosił, a sadząc i po tonie głosu, to wręcz rozkazał swym szeptem jego partner. W komodzie znajduje saszetkę z lubrykantem i opakowanie z prezerwatywami. Zabiera to pierwsze opakowanie i na oczach Michaela otwiera paczuszkę. Młodszy zagryza dolną wargę na widok Gregora rozgrzewającego świeżo wyciśniętą porcję żelu w swoich dłoniach. W końcu tak jest zalecone na opakowaniu. Schlieri zanurza palec wskazujący w ciasnym wnętrzu blondyna. Ile razy marzył, by się kochać z Michim, tak teraz marzenie staje się rzeczywistością. 

Czuje, jak mięśnie zwieracza młodszego zaciskają się wokół jednego palca. Przez moment spokojnie porusza nim i obserwuje, jak mimika twarzy jego kochanka zmienia się z każdym ruchem. Dokłada drugi palec. Relaks zmienia się w mocne uderzenie przyjemności. Mowa twarzy Hayböcka równie mocno się zmieniła. Błogość i pragnienie większych doznań gości na jego obliczu. Usta jego rozchylone, oczy zamknięte, dłonie zaciśnięte na pościeli. Gregor przyspiesza swoje ruchy i dostrzega, jak Michi wydobywa z siebie dość głośne mruknięcie, a jego plecy delikatnie się uginają w przypływie rozkoszy. Uświadamia sobie, że znalazł kolejny czuły punkt w ciele Michaela. Pojedyncze ukłucie w okolicach prostaty zmienia się w sekwencję rytmicznych uderzeń. Brunet daje swojemu kochankowi ogrom przyjemności i prowadzi go do upragnionego celu. Dokłada trzeci palec i zmienia ruchy opuszków na masowanie tego jednego punktu. Słyszy, jak oddech Hayböcka staje się cięższy, jak jego skomlenia przemieniają się w jęknięcia ubarwione w chrypę. I tak muzyka skutecznie zagłusza działania z tego pokoju w salonie. Jedyna rzecz, na którą aktualnie stać mieszkańca Hinzenbach, to powstrzymywanie się przed nadciągającą falą orgazmu, która w każdej chwili może uderzyć. 

Dosłownie moment przed szczytem Schlieri uznaje, że wystarczająco rozciągnął mięśnie odbytu młodszego. Wyjmuje palce z niego i wyciera dłoń o kołdrę. Zabiera saszetkę, by ponownie rozgrzać lubrykant w swoich dłoniach. Michael, pomimo bycia półprzytomnym, sięga do komody, by zabrać z niej prezerwatywy. Po chwili namysłu Gregor zabiera opakowanie z rąk kochanka i z kartonika wyjmuje drugą paczuszkę, tym razem zawierającą charakterystyczny lateks mający zabezpieczyć przed ubrudzeniem pościeli, przed przenoszeniem chorób wenerycznych lub w przypadku par heteroseksualnych, przed niechcianą ciążą. Ostrożnie rozrywa opakowanie i cieszy się, ze Michi "przypadkiem" wziął te prążkowane. Jakie idealne przypadki na nich spadły. 

Zakłada prezerwatywę będącego w stanie gotowości członka. By dodatkowo się pobudzić i nawilżyć, stymuluje swojego penisa dłonią, wodząc nią na całej długości. Michael przygląda się temu dziełu sztuki, które klęczy między jego nogami i kolokwialnie mówiąc, robi sobie dobrze. Doprawdy, gdyby teraz się dotknął, niemal momentalnie wszedłby na nowy poziom rozkoszy. Po chwili, ku rozpaczy Hayböcka, Gregor przerywa czynność. Po raz drugi musi wytrzeć dłonie z resztek lubrykantu o pościel. Biedne sprzątaczki, będą mieć więcej pracy ze spieraniem substancji i ewentualnych plam nasienia. Ale kogo to teraz obchodzi, kiedy liczy się tylko osiągnięcie największej rozkoszy? 

Schlierenzauer nachyla się nad swoim kochankiem. Łączy swoje usta z tymi Michaela. Rozchyla jego nogi nieco szerzej, by mieć więcej przestrzeni. Hayböck mimowolnie przenosi je tak, by znajdowały się po obu stronach bioder starszego. Splata swoje dłonie na karku bruneta. Jednym zdecydowanym, acz powolnym ruchem Gregor wsuwa swojego członka do wnętrza odbytu blondyna. To uczucie, tak nowe, tak cudowne wprawiło mężczyzn w stan bliski euforii. Właściwości prezerwatywy tylko podbijają nieokiełznane bezkresy przyjemności. Cichy jęk, który nagle opuszcza spuchnięte usta niebieskookiego, wypełnia sypialnię, by odbić się echem i wrócić niczym bumerang do ich uszu. Schlieri porusza biodrami niezwykle ostrożnie, próbując nie uszkodzić swojego ideału, który leży tuż pod nim. Spokojne, acz stabilne ruchy wystarczają.

- Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze, Greg - szepcze Hayböck, gładząc policzek bruneta. Wreszcie odnalazł szczęście. Niesamowite, ile jedna osoba może zmienić życie o 180 stopni. Michi kusi spojrzeniem, zagryza dolną wargę, dłońmi poznaje strukturę skóry na plecach Gregora. Wbijając paznokcie w umięśnione plecy Schlieriego, bez potrzeby użycia jakichkolwiek słów, prosi o więcej doznań. Prośba ta dociera do starszego mężczyzny. Brunet niemal jak na zawołanie przyspiesza stopniowo swoje ruchy. Westchnięcia jego partnera to najlepsze podziękowanie za dawanie mu tej niezwykłej przyjemności. Blondyn, jak oparzony, przenosi prawą dłoń z pleców, by zacisnąć pięść we włosach Schlierenzauera. To pobudza mistrza świata z 2011 roku. Jeszcze szybciej porusza się w Michim. Westchnięcia zamieniają się w jęki pomieszane z imieniem Gregora. Nagle niebieskooki zaciska dłonie tam, gdzie one się aktualnie znajdują, zagryza wargę, odchyla swoje plecy i zamyka oczy, kiedy czuje ukłucie w okolicach prostaty. Preejakulat moczy umięśniony brzuch Michaela, by po chwili zastygnąć. Obydwaj doprowadzili siebie nawzajem na krawędź. Niby blisko, a jednak tak daleko. 

Hayböck przenosi jedną nogę na ramię kochanka i czuje dłoń starszego na udzie drugiej nogi. Wiązanka bezsensowności oraz wszelkich fantazji, wypowiedziana przez Schlieriego wprost do ucha Michaela, zostaje ledwo zakodowana w umyśle młodszego. Jedyne, co ma teraz w głowie to Gregor i ogrom rozkoszy, jaką mu teraz daje. Wtem dłoń starszego znajduje się na członku jego kochanka. Zbyt przyjemne, by było prawdziwe. Oddechy ich, jak ruchy dłoni Schlierenzauera na prąciu Michaela, stają się coraz szybsze, mroczki zasłaniają ich obraz rzeczywistości, szkarłat oblewa ich policzki, szyje, podbrzusza. Czerwone stają się również tymczasowe szramy na plecach starszego Austriaka, odkąd to Michi postanawia zaznaczyć swoją obecność. Jęki, westchnięcia, mruknięcia, wszystko staje się bezsensowną papką, kiedy wszystko zaraz eksploduje. Eksplozja następuje. 

Pierwszy do raju wstępuje, a jakże, Hayböck. Niemal na bezdechu szepcze imię Gregora, odkąd to były jedyne słowo, jakie pamiętał. Zmysły się blokują, zostaje wielka fala orgazmu wstrząsająca jego ciałem. Czuje, jak nasienie brudzi jego brzuch, klatkę piersiową. Strugi spermy barwią jego blada skórę jak farba płótno. Już teraz wygląda jak dzieło sztuki, z naznaczonym całym ciałem. Próbuje ustabilizować oddech, ale orgazm obezwładniający Schlierenzauera skutecznie wyprowadza go z równowagi. Sposób, w jaki brunet porusza się, by mocniej przeżyć ten charakterystyczny stan, zaciska oczy, wbija paznokcie w udo młodszego, zagryza wargę, by powstrzymać się od krzyku i mruczy gardłowo, skutecznie go nakręca. Pustka. Nic nie istnieje. Świat się wyłącza. Tylko oni w swoim małym świecie. 

Oddychają przez otwarte usta. Patrzą sobie głęboko w oczy. Podziwiają swoje ciała, które stały się jednością, a teraz znowu są dwoma osobnymi bytami. Gregor wstaje, by wyrzucić prezerwatywę i inne opakowania. Zabiera mokre chusteczki i ponownie wskakuje na łóżko. Ostrożnie ociera Michaela z potu i nasienia, niczym Weronika ocierająca pot i krew z oblicza Chrystusa. Wyrzuca wszystko do kosza. Nakrywa ich kołdrą.

- Dziękuję - szepcze Hayböck i składa pocałunek na czole ukochanego. - Uprzedzając twoje pytanie, z chęcią zostanę twoim chłopakiem. Na trzeźwo też nim zostanę - przenosi usta swe na te Gregora. Uśmiecha się na to doznanie. Tak bardzo go kocha, że nie obchodzi go fakt, że obudzą się w swoich ramionach i z bólem głowy będącym skutkiem ubocznym picia alkoholu.

- Cieszy mnie to, kochanie - to jedyne słowa, jakie Tyrolczyk potrafi wypowiedzieć w tym momencie. Wystarczyła jedna intryga wyknuta przez Morgiego i Koflera, by huragan uczuć zaatakował tak nagle, tak niespodziewanie. - Dobranoc, mój miły - odwraca się plecami do Michaela, by ten mógł się wtulić w jego plecy.

- Dobranoc, Gregorku - mruczy Hayböck i przenosi swoje dłonie na biodra ukochanego. Opiera głowę o jego łopatkę. Obydwaj zasypiają.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro