17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*LAURA*

Minęło już ponad pół roku. Wiele się wydarzyło, wszyscy już to wiedzieli, to że Jasiek jest chory. Jednak każdy chciał pomóc. Janek przyjmował chemie. Lekarze byli dobrej myśli, jeszcze jakieś dwie terapie i będzie mógł przejść operacje, potem to już będzie zależało jak jego organizm to przyjmie i tylko kwestia czasu kiedy wróci do pełni sił. Wtedy powinno być już dobrze. Cały czas byłam przy nim, jego rodzice nam pomagali, znajomi. Tego dnia szliśmy do szpitala na kolejną chemie.

- To co możemy jechać co nie? - spytał się mnie Jasiek.

- Oczywiście. Tylko wezme portfel i telefon. - odpowiedział tylko okey i skierował się do wyjścia.

Wziełam te rzeczy i do niego dołączyłam. Skierowaliśmy się do metra i byliśmy już w drodze. W metrze spotkaliśmy Maje. Rozmawialiśmy cały czas. Często się spotykaliśmy we trójke. Prawie ominęliśmy szpital przez tę pogawędke. Majka jechała gdzie indziej więc się pożegnaliśmy. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do lekarza i  chwile później Jasiek leżał już w sali. Posiedziałam z nim troche, po czym musiałam wyjść, pojechać do domu i wrócić za kilka dni. Zrobiłam tak jak mi kazano, przyzwyczaiłam się już do tego. Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, czy możemy się spotkać. Byłyśmy umówione w centrum, za 15 minut. Byłam chwile wcześniej bo tak przyjechał tramwaj. Chodziłyśmy po sklepach. Kupiłyśmy pare rzeczy i na koniec wstąpiłyśmy do StarBucksa na kawe. Postanowiłyśmy wrócić. Pojechałam na te kilka dni do Majki, czyli jak zwykle. Włączyłyśmy telewizje, z racji tego że totalnie nie było tam nic co mogło by skupić jakąkolwiek uwagę, zaczęłyśmy rozmawiać. Wspominałyśmy czasy od dzieciństwa, jak to się wygłupiałyśmy razem. Czasem miałam wrażenie, że niektóre historie były psychiczne. Ale cóż dzieci to dzieci, ale jakie dziecko wbija drugiemu metalowy gruby drut w noge? Wtedy to był przypadek, a teraz jakbym tak zrobiła, i to specjalnie i jeszcze się śmiała, wyglądało by to dziwnie. Co i rusz szłyśmy rok dalej, albo dwa, to zależało od tego czy działo się coś ciekawego w naszym życiu. Nagle doszłyśmy do momentu jak szłyśmy tego pięknego dnia i wpadłam na tego uroczego brązowookiego bruneta. Tyle się wydarzyło i to w tak krótkim czasie. Od tamtego czasu już minął ponad rok. Minął rok od incydentu z Filipem. No oczywiście, wspominanie nie może obyć się bez śmiechu, jak również płaczu.

- On musi z tego wyjść, bez niego nie będzie to samo. Nie będzie mnie. - powiedziałam uraniając jedną łze

- Nie martw się masz jeszcze mnie, wszystko będzie jak dawniej. Niedługo będzie siedział tu z nami i się śmiał.

Rozmawiałyśmy tak troche a ja czekałam na jakiś znak od Janka. Nawet nie wiem kiedy poszłam spać.

Już dziż szłam do Jasia. Majka pojechała ze mną. Ogarnęłyśmy się i wyszłyśmy. Po killunastu minutach byłyśmy. Do Maji ktoś zadzwonił wiec odebrała i została na zewnątrz. Ja poszłam do sali.

- Cześć kochanie jak się czujesz? - powiedziałam przytulając się do niego.

- Hej kotek, nie jest źle, tylko trochę zmęczony jestem. - powiedział cicho, uśmiechając się do mnie.

Mimo że mówił, że jest ok tylko jest zmęczony to nie wyglądał dziś dobrze. Po prostu prawie wrak. No nic siedziałam tak przy nim.

- Laura możesz mi coś obiecać?

- Janek oczywiście - złapaliśmy się za ręce

- Jakbym tego już nie przeżył, jakby miało mnie nie być, - zeszkliły mi się oczy, bo przecież on nie może, on musi żyć - to obiecaj że będziesz szczęśliwa, że znajdziesz sobie takiego faceta który będzie cię kochał tak mocno jak ja i będziesz szczęśliwa.

- Nie, ja nie mogę, bez ciebie nie dam rady, Jasiek wszystko tylko nie to. - wtedy już płakałam

- Prosze, nie chce żebyś się użalała. Chce byś była szczęśliwa.

- Ale... Nie wiem... Spróbuje. Ale nadal będę o tobie pamiętać. Po za tym wierze że nie zostawisz mnie tu, samej na tym świecie. Kocham cię - przytuliłam się do niego a on również powiedział że mnie kocha.

Po długiej rozmowie poszłam po picie, niestety Majka musiała gdzieś iść i tylko napisała sms. Jasiek czuł sie dobrze. Wróciłam i usiadłam. Rozmawialiśmy, ale nie długo, bo Jasiek usnął. Za chwile usłyszałam *piiiiiiiiiiiik* nie przestawało.

- Jasiek! Jasiek, obudź się Jasiek!

Za chwilę weszli lekarze, kazali mi wyjść, ja nie chciałam, płakałam. Wychodząc usłyszałam tylko 'jedziemy na operacyjną, tracimy go!'. Totalnie się załamałam. Wyjechali z nim z sali i kierowali się w strone sali operacyjnej. Nic nie mogłam się dowiedzieć. Lekarze zniknęli za drzwiami, dalej wejść nie mogłam. Usiadłam na siedzeniu i płakałam. Dzwoniła Majka, czy jeszcze jestem w szpitalu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro