16. Mop jest jednak do czegoś przydatny.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wygramoliłam się ze schowka. Moja towarzyszka stała nad policjantem. Jej jasne Włosy spadały na twarz. Podniosła głowę.

- Jestem Karoline, nie przedstawiłam się.

- Amy - powiedziałam z uśmiechem. - Masz jakąś broń?

Otworzyła szerzej zielone oczy i pobiegła do rupieciowego schowka. Po kilku minutach wyszła z szerokim uśmiechem na twarzy, prawie takim jak mój . Pokazała mi swój nóż.

- Bez niego nigdzie się nie ruszam.

- Dobra, skoro mamy noże to chodźmy po Jeffa, chciała bym wrócić przed wschodem słońca.

- Dlaczego?

- Powiedzmy, że moja przyjaciółka źle znosi stres.

Poszłyśmy korytarzem do celi Jeffa. Strażnicy nadal tam stali i gapili się na przeciwną ścianę.

- Ty bierzesz tego po prawej, a ja tego po tej drugiej prawej - powiedziałam.

- Czyli którego?

- Tego po lewej!

- Nie rozumiem.

Uderzyłam się ręką w czoło .

- To zrobimy tak, ty odwrócisz ich uwagę, a ja wyciągnę Jeffa z więzienia - powiedziałam.

- Da się zrobić.

Wybiegła zza rogu i pomachała strażnikom. Zaczęli ją gonić. Pobiegłam do drzwi.

- Jeff! - krzyknęłam.

- Amy, co ty tu robisz?! - Usłyszałam głos Jeffa.

- Ratuję cię.

Spojrzałam na zamek. Otworzenie go zajmie mi chwilę. Jak ja to lubię. Mocowałam się z zamkiem kilkanaście minut. W końcu udało mi się go otworzyć. Otworzyłam drzwi i przede mną stał cały i zdrowy Jeff.

- Masz. - Rzuciłam mu nóż. - Dzięki... - urwał.

Zobaczyłam Karoline biegnącą w naszym kierunku, a za nią nie wiadomo ilu policjantów. Złapałam Jeffa za rękę i pobiegliśmy korytarzem.

- Jakieś pomysły? - zapytałam.

- Biegniemy na oślep i szukamy wyjścia? - powiedział Jeff.

- Możemy ich pozabijać - dodała Karoline.

- Jest ich za dużo - powiedziałam. - Musimy się rozdzielić.

Dobiegliśmy do rozwidlenia korytarza. Karoline pobiegła prosto, Jeff w lewo, a ja w prawo.

Mijałam kolejne cele. Przydał by się jakiś zakręt, abym mogła się schować. Zamiast tego były schody do gory. Też dobrze. Wbiegłam na nie... Wyjrzałam zza poręczy. Strażnicy biegli za mną. Jakby było ich trzech to bym dała radę, ale nie musiało być sześciu. Pod ścianą stał mop. Mopem nikogo nie zabiję, ale mogę ich opóźnić. Zrzuciłam mop razem z Wiadrem ze schodów. Woda się rozlała. Strażnicy ślizgali się na schodach. To moja szansa. Porwałam mop z podłogi. Zepchnęłam dwóch strażników ze schodów, jeden walną tyłem głowy w parapet. Zostało pięciu. Następny był policjant z wąsem. Skoczył na mnie. Zrobiłam uniki skoczyłam na niego z nożem. Zostało czterech. Porzuciłam mop i pobiegłam dalej korytarzem. Schowałam się za rogiem Strażnicy biegli prosto W moje ręce. Pierwszemu podstawiłam nogę, przeleciał kilka metrów i zatrzymał się na ścianie. Następny miał bliskie spotkanie z nożem, utkwił mu w szyi. Zostało trzech. Teraz zaczęła się prawdziwa zabawa. Zabrałam martwemu strażnikowi tę plastikową pałkę i zdzieliłam nią brodatego w głowę. Potem poderżnęłam mu gardło. Zostało dwóch: Ten z pod ściany zaczął jęczeć. Na razie martwiłam się tym stojącym przede mną. Rzucił się na mnie, ale zapomniał, że mam w ręku nóż. Został jeden. Po chwili leżał martwy W kałuży krwi. Podeszłam do tego pod ścianą. Nieźle oberwał w głowę. Po prostu poderżnęłam mu gardło i poszłam szukać przyjaciół.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro