19. Nigdy więcej...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W tym momencie Toby spadł z sufitu... Dosłownie.

- Toby? Co robiłeś na suficie? - zapytałam.

- Montowałem kamery.

- A po co montowałeś kamery? - Nie dawałam za wygraną.

- Żeby jutro zobaczyć co się nagrało. - Po tych słowach zniknął w tłumie.

- Proszę o uwagę. - Rozległ się w mojej głowie głos Slendermana.

- Zebraliśmy się tu z powodu dołączenia do naszej rodziny Nightmare. Karoline, podejdź tu do mnie.

Karoline podeszła do "sceny" (stołu). Slender wciągną ją na stół.

Muzyka, Of!


Oczami Jeffa:

Z głośników poleciała muzyka. Niestety Ben zniknął gdzieś w tłumie, a Jack poszedł gdzieś z Karoline. Co ja będę robił??? Odpowiedź jest prosta... i właśnie stała przede mną.

- Jeff, możemy pogadać? 

Amy...

WOW. Ale ona ładnie wygląda. Po prostu zabrakło mi słów.

- Jeff? Wszystko dobrze?

- Tak, ładnie wyglądasz.

- Dzięki.

- Pójdziesz ze mną w jedno miejsce?

- Okej.

Pociągnąłem ją schodami w górę. Nie wspominałem o tym, ale zapytałem Karoline o wskazówki dotyczące wyboru miejsca na randkę i jestem z siebie dumny. 


Oczami Amy:

Jeff zaciągną mnie na dach. To był bardo przyzwoity dach. Było kilka minut po 20. Słońce chyliło się ku zachodowi. Dom stał w samym środku lasu, więc dookoła nas był las, las i jeszcze las...

- I jak? zapytał Jeff. 

- Brak mi słów.

Jeff usiadł na krawędzi dachu. Dosiadłam się. Wpatrywaliśmy się w zachód słońca.

- Amy...

- Ciiii... przerwałam mu wiem, co chcesz powiedzieć, przystopuj i posłuchaj, co ja mam ci do powiedzenia.

- Naprawdę? - Uniósł brew - Zamieniam się w słuch.

Promienie zachodzącego słońca padały pomarańczowym blaskiem na jego twarz. Wszystkie fungirls Jeffa zabiją mnie za to, co teraz powiem.

- Kocham cię.

Te dwa słowa wystarczyły aby się uśmiechnął. Przyciągną mnie do siebie i pocałował.

Jakieś kilka sekund później siedzieliśmy wtuleni w siebie wpatrując się w zachód słońca.

- Amy? - Jeff przerwał ciszę. - Mam bardzo ważne pytanie.

- Jakie?

- Czy zostaniesz moją dziewczyną?

- Tak.


Oczami Jane:

Amy i Jeff gdzieś poszli, Karoline i Jack też. A ja sobie siedzę przy stole z Tobym i cekinowym Benem (on na pewno skończy tą imprezę na suficie) i pijemy... znaczy ja i cekinowy Ben pijemy, Toby je gofry. Podeszli do nas wstawieni Masky i Hoody.

- Idziecie tańczyć? - powiedział jeden z nich, nie wiem, który ponieważ obydwoje mają maski.

Spojrzałam na Bena i Toby'ego.

- Idziemy - powiedziałam.

Nie mogę już patrzeć na Toby'ego i te biedne pożerane przez niego gofry. Po chwili wszyscy tańczyliśmy do piosenki Cool Me Down autorstwa Margaret.

Oczami Amy:

Zeszliśmy na dół. Jack i Karoline zdążyli się już upić, bo całowali się pod schodami. W tłumie tańczących wypatrzyłam Jane, ona też była pijana. Tak samo, jak Masky, Hoody, Toby oraz Ben. Wszyscy już są pijani, a nie było nas może 40 minut. Poszłam do kuchni, więcej pijaków. Laughing Jack siedział przy stole z Clockwork... ta dziewczyna mnie przeraża... W każdym razie ledwo trzymali się na krzesłach. Dosiedliśmy się. Jack usiłował wlać alkohol do kieliszków, ale coś mu nie wyszło, Jeff go wyręczył. 

Jak już pogadaliśmy z Jackiem i Clockwork o pogodzie i sporcie, to poszliśmy tańczyć. Co z tego, że ledwo trzymałam się na nogach? Jeff posłużył mi jako podpórka. Tańczyliśmy chwilę, ale nogi odmówiły nam posłuszeństwa. Nim się obejrzałam Jeff leżał na mnie. Zaśmiałam się i zepchnęłam go. Wstaliśmy. W jednej chwili stanął między nami Toby.

- Gracie W butelkę? - zapytał.

Spojrzałam na Jeffa. Pokiwał głową na tak.

- Okej - powiedziałam.

Toby zaprowadził nas do pokoju Eyeless Jacka. Był na tyle duży, że wszyscy się tam zmieściliśmy.

Wszyscy, czyli: Ja, Jeff, Jack, Karoline, Jane, Toby i Ben. Najbardziej trzeźwą
osobą w tym pokoju był Toby.

- Dobra, zasady są takie: ktoś kręci butelką, ten, na którego wypadnie musi wykonać zadanie wymyślone przez tego pierwszego. - powiedział Toby. 

- Skończ gadać i kręć - powiedział Ben.

Usiedliśmy w kole. Toby zakręcił butelką. Wypadło na... (dramatyczna pauza) mnie! No oczywiście, Amy idzie na pierwszy ogień, mogłam się tego spodziewać. Toby popatrzył na zebranych tu ludzi. Wniosek jest taki: Wszyscy pijani. Przyjrzał się mi. Potem znowu tym pijakom. W końcu powiedział:

- Pocałuj Jeffa w usta.

Ale mi zadanie. Nachyliłam się do Jeffa. Chyba coś było w tym alkoholu, bo świat był różowy i widziałam podwójnie. Pocałowałam go. Ten pocałunek był stanowczo za długi. W końcu oderwałam się od Jeffa i zakręciłam butelką. Wypadło na Jane. Kiwała się do przodu i do tyłu. Hmm... Ona chyba piła to, co ja. A świat nadal jest różowy. 

- Pomaluj Bena.

W tym alkoholu naprawdę coś było...

- Nie-na-wi-dzę, jak się upijasz. Po co? Przecież można się bawić bez alkoholu.

Silena - głos rozsądku. Zignorowałam ją.

Jane umalowała Bena. Wyglądał... eeee... ładnie? Nie oszukujmy się, to był błąd. Janie nie była w stanie narysować prostej kreski! I dlatego to było takie zabawne.

Jane zakręciła butelką. Wypadło na Jacka. Jane chyba przesadziła z tym alkoholem. Wstała, zatoczyła się i upadła na łóżko Jacka. Ona już do niczego się nie nadaje. Następnie wybuchła kłótnia o to kto teraz ma kręcić butelką. Jeff był wyraźnie znudzony.

- Skończmy granie w butelkę - powiedział.

- Okej, masz pomysł co robić? - powiedział Ben. 

Jeff uśmiechną się chytrze. 

- Możemy powiesić ciebie na suficie.

Ben po chwili zrozumiał o co chodzi i chciał uciec, ale Toby był szybszy. Złapał go. Ben próbował się wyrwać z jego uścisku, ale mu nie wyszło. Toby powiesił go na lampie. Jeff zgasił światło. Zapaliłam małą lampkę stojącą na biurku i skierowałam jej światło na Bena. Światło odbijało się od cekinów rzucając na nas kolorowe plamy. Jack włączył muzykę. Zaczęliśmy tańczyć... a raczej się gibać, wszyscy ledwo trzymali się na nogach.

***

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Byłam wtulona w Jeffa. Ostatnie co pamiętałam, to chlanie z Clockwork i Laughing Jackiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro