6. Toby.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka dni później

Ile ja tutaj siedzę?! Zaczynam wariować. Dosłownie. Złamałam się na duszeniu samej siebie. To bardzo niedobrze. Jak dalej ta pójdzie to... Wolę o tym nie myśleć. Muszę kogoś zabić.


Oczami Jane

Gdzie ona może być? Przeszukałam już całe miasto. Chyba muszę poprosić o pomoc. Ale kogo? Na pewno nie policję. Nie wydam im Amy. Zostaje tylko... Slenderman. Tylko weź go znajdź. Najlepiej by było iść w nocy do lasu.

Chodzę po tym lesie już kilka godzin i nic! Już miałam iść do domu, gdy usłyszałam szelest. Obejrzałam się. Nikogo nie zobaczyłam. Chyba się przesłyszałam. Odwróciłam się a przede mną stał... Nie mam zielonego pojęcia, kto to jest. Nie zdążyłam mu się przyjrzeć, ponieważ dostałam mocno w głowę. Metalową rurą, jak się później okazało. W każdym razie straciłam przytomność.

***

Obudziłam się w jakimś pokoju. Podniosłam się.

- Śpiąca królewna się obudziła. - To był głos Jeffa. Niewiele myśląc rzuciłam się na niego.

Trochę tarzaliśmy się po podłodze. W końcu rozdzielił nas jakiś gościu.

- Żadnych bójek - powiedział.

- Czy my się znamy? - Zapytałam.

To ten sam chłopak, którego widziałam w lesie.

- Ticci Toby.

- Jane The Killer.

- Nie chcę przerywać tej wzruszającej chwili - wtrącił Jeff, - ale Slenderman już czeka.

- Chodźmy - powiedział Ticci Toby.

Wyszedł z pokoju. Jeff pokazał, abym szła pierwsza. Nie ufam mu, ale poszłam przodem. Toby zaprowadził nas do gabinetu Slendera.

- Jane, miło cię widzieć - odezwał się Slender w moim umyśle.

- Raczej nie - odpowiedziałam.

- Co cię do nas sprowadza?

- Kojarzysz dziewczynę, którą dziennikarze nazywają Sorry?

- Tak.

- To moja przyjaciółka, zaginęła kilka dni temu. Szukałam jej wszędzie, ale nie znalazłam. Chciałam prosić o pomoc w odnalezieniu jej.

- Hmm, interesujące. Cztery dni temu zaginął Ben. A wczoraj Jack.

- Czy myślisz o tym samym, co ja?

- Obawiam się, że tak. Pomożemy ci, ale pod jednym warunkiem.

- Jakim? - Zawsze musi być jakiś haczyk.

- Musisz pogodzić się z Jeffem.

- Co?! - Jeff i ja krzyknęliśmy jednocześnie.

- To co słyszeliście. Decyzja należy do ciebie Jane.

Mogłam się tego domyślić. Slenderman nigdy by nie dopuścił do przedwczesnej śmierci Jeffa.

- Dobrze.

- Świetnie! Podajcie sobie ręce na zgodę.

Niechętnie wyciągnęłam rękę w stronę Jeffa. Potrząsnęliśmy rękami. Oślepił nas błysk flesza.

- Kolejne zdjęcie do albumu. Toby pokaż Jane pokój.

Slender mnie przeraża.

- Ok - odpowiedział Toby, - chodź Jane.

Poprowadził mnie schodami do góry. Po drodze mruknął coś o gofrach. Zatrzymał się pod drzwiami z numerem 14.

- Masz klucz - powiedział.

- Yyy... dzięki?

- Za co?

- Za zdzielenie mnie metalową rurą.

Kochany sarkazm.

Weszłam do pokoju zostawiając go na korytarzu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro