[6]: Melancholijny klejnot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od tego dnia, Gilbert nie miał pojęcia co myśleć o słowach Charliego. Myśl, że Ruby i reszta dziewczyn go lubi mieszała mu w głowie. Nie wiedział jak na to odpowiedzieć, szczególnie Ruby.

On i Gillis nigdy nie byli przyjaciółmi, ale znali się od dzieciństwa. Dziewczyna była słodka i głupiutka, nie chciał jej zranić. Jednak wiedział, że nie może pozwolić jej na kontynuację tych uczuć. To nie byłoby odpowiednie.

Blythe był rozkojarzony przez wszystkie lekcje, wiedział jednak co musi zrobić zaraz po szkole.

— Ruby, mogę z Tobą porozmawiać? — Gilbert zapytał przytrzymując drzwi.

Jej oczy nagle rozjaśniały, a usta ułożyły się w uśmiech.

— Słyszałem plotkę, że uh... lubisz mnie. — Gilbert próbował powiedzieć to tak miło i bezboleśnie jak się tylko dało.

— Oh, tak. To prawda. — Odparła. Nie miała zdolności do kłamania, a blask nadziei w jej środku był nadal widoczny.

— Sądzę, że jesteś bardzo miła i schlebiasz mi, ale nie jestem odpowiednią osobą dla Ciebie. Przepraszam, ale pewnego dnia znajdziesz kogoś, tą osobą po prostu nie jestem ja. — Wyjaśnił.

— Oh. — Zachlipała. W sekundę poczuła jak jej serce się rozbija i każdy pierwiastek nadziei, który miała, został zniszczony. Błysk nadziei, jak i ten w jej oczach, zgasł.

— Możemy zostać przyjaciółmi? — Zapytał jak najbardziej szczerze.

— Tak, z wielką chęcią. — Ruby udała uśmiech i pobiegła do Diany. Fala łez zaszkliła jej oczy jak nigdy przedtem.

Dziewczyny udały się do fortecy w lesie gdzie zazwyczaj miały spotkania klubu książki. Ania i Diana usiadły obok siebie, a Ruby płakała na kolanach. 

— Lubi kogoś innego. — Łkała. — Będę sama już na zawsze.

— To nieprawda! Nie powiedział przecież, że lubi kogoś innego. — Dodała Diana.

— Poza tym, jest masa chłopców, którzy są smutniejsi i przystojniejsi od Gilberta, i którzy szczególnie uwielbialiby bycie twoją sympatią. — Ania wyszeptała delikatnie.

— Naprawdę? — Ruby zapytała wycierając swoje łzy.

— Oczywiście. — Uśmiechnęła się Ania.

Ruby przyciągnęła przyjaciółki do uścisku i coś zmieniło się w tej pięknej blondynce. Utknęła w fazie całkowitej agonii i melancholii.

Przez następne kilka dni nie rozmawiała z Gilbertem, ani o nim. Nie dyskutowała u ukochanych i miłości, o czym zazwyczaj ciągle myślała.

— Potrzebujemy czegoś, co ją pocieszy. — Powiedziała Diana do Ani, gdy siedziały w ławce.

— I chyba mam nawet pomysł. — Odparła Ania przyglądając się rysującemu coś Cole'owi.

— Zawsze masz takie dobre pomysły Aniu. — Diana uśmiechnęła się.

Podeszły do chłopca i przedstawiły mu pomysł.

— Proszę, proszę, proszę. — Ania błagała.

— Co? — Cole zaśmiał się.

— Narysuj Ruby! — Diana krzyknęła.

— Była taka smutna od tamtej sytuacji z Gilbertem i jestem pewna, że portret poprawiłby jej humor. — Dodała Ania z błagalnym wzrokiem.

— W porządku. — Cole potrząsnął głową i zaczął rozglądać się po pokoju. Jego talent był nadzwyczajny, a skończenie rysunku zajęło mu jedynie kilka minut. 

— Proszę bardzo. — Powiedział podając obrazek.

—Dziękujemy. — Ania i Diana pisnęły wdzięcznie. Posiadanie Cole'a jako przyjaciela było bardzo przydatne.


Tego dnia po szkole Ania i Diana zrobiły ramkę z polnych kwiatów i napisały list do przyjaciółki. Zostawiły go dla niej przed drzwiami, licząc, że znajdzie.


Następnego dnia, zanim lekcje się zaczęły,zauważyły Ruby zanim ta weszła przez drzwi.

— Czy otrzymałaś nasz prezent? — Diana zapytała.

— Był bardzo kochany, dziękuję wam. — Ruby powiedziała tak uprzejmie, jak tylko potrafiła, po czym weszła do środka.

Diana zaczęła iść za Anią, ale ta zatrzymała ją na słówko.

— Było tyle smutku w jej wypowiedzi, nie sądzisz?

Diana pokiwała smutnie.

Weszły do klasy i zajęły ich miejsca. Panna Stacy prowadziła lekcję historii, a Ania była całkiem zaintrygowana Londynem. To miasto zawsze było jednym  z miejsc, o których odwiedzeniu marzyła. 

Dźwięk kredy upadającej na podłogę obok niej poruszył ją.  Spojrzała poprzez przejście i ujrzała Gilberta rzucającego w nią kredą tak jak w dzień, gdy się poznali.

W jego dłoni znajdował się pomięty kawałek papieru. Rzucił kolejnym kawałkiem kredy, na co Ania nagle się odwróciła.

— Kreda, czyż nie? Czy muszę znów wziąć moją tabliczkę, slateface*? — Ania krzyknęła, gdy reszta klasy się śmiała.

— Nie, jestem gotowy. Marchewko. — Gilbert uśmiechnął się, co wprawiło całą klasę w jeszcze większy śmiech.

Nagle, to trzepoczące uczucie wróciło. Ania zaczęła się zastanawiać, dlaczego nie była taka zła na Gilberta nazywającego ją marchewką. Chwila, nazwał mnie marchewką — pomyślała.

Ania była bliska wzięcia swojej tabliczki po raz kolejny.

— Uczniowie, uspokójcie się. — Rzekła panna Stacy poruszając dłońmi w górę i w dół. Na szczęście Ania zajęła swoje miejsce.

— Masz szczęście, Blythe. — Dodała Ania zanim usiadła.

Ania spojrzała znów na Ruby, która nadal była smutna. — Oh, jak tragicznie. — Wyszeptała do siebie.


Później tego dnia, Ania podeszła do dziewczynki. — Ruby, wszystko w porządku?

— Tak, po prostu potrzebuję czasu. — Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Wydaje się, że to mogło być naprawdę szczere wyznanie.

Gdy czas płynął, Ruby miała kilka kryzysów. Głównie dlatego, że przez ostatnie 3 lata, Gilbert był obok jej całego świata, a teraz wydawało się, jakby zniknął.

Jakimś cudem całe to doświadczenie sprawiło, że Ruby dojrzała. Nauczyła się, że czasem mogą być rzeczy ważniejsze od chłopców no i Gilberta Blythe'a.

———————

Wybaczcie, że dopiero teraz. Zaczęłam kurs na prawo jazdy i ledwie co ogarniam wszystko, ale mam jeszcze trochę rozdziałów na zapas.

Jak wam mija dopiero co rozpoczęty tydzień? Jak wrażenia odnośnie wirusa w Polsce?

Miłego wieczoru, ja wracam do nauki niemieckiego

iza x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro