Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Peter

Lego przyszło jeszcze tego samego dnia. Milionerzy nie czekali na przesyłki kilka dni, tak jak zwyczajni śmiertelnicy. Ale odpowiadało mi to. Nawet więcej. Zestawy były absolutnie niesamowite. Cioci nigdy nie byłoby stać, żeby kupić mi choć jeden z nich. Niektóre miały nawet po parę tysięcy elementów i dobrze wiedziałem, że były droższe niż dwieście dolarów, ale dla pana Starka przecież to nic nie znaczyło. Był bogaty. Mógł mieć wszystko.

Po tygodniu w wieży stwierdziłem, że w zasadzie zmiana nie jest wcale tak wielka jak mi się zdawało. W szkole dalej byłem wyrzutkiem i dziwadłem, choć Flash ostatnio przestał obrzucać mnie obelgami na korytarzu. A w wieży... było dobrze. Tak, tak można było to określić. Było dobrze. Pan Stark mnie tolerował. Czasami nawet próbował ze mną rozmawiać, ale choć bardzo starałem się podtrzymać konwersację, nie szło nam to. Może po prostu byliśmy zbyt różni, żeby się dogadać. Choć było naprawdę dobrze. Mój opiekun przez ten tydzień ani razu nie podniósł na mnie głosu. Raz zniknął, w nocy ze środy na czwartek, a gdy wrócił, pachniał jak bezdomny, ale poza tym wykazywał się zaskakującym opanowaniem. Problemem było tylko to, że nie wspominał słowem o obiecanej terapii i zaczynałem się obawiać, że z niej zrezygnował. Bałem się poruszyć ten temat, ale wiedziałem, że w końcu będę musiał to zrobić.

Spuściłem wzrok na małe urządzenie, nad którym pracowałem już od kilku dni. Musiałem przygotować projekt do szkoły i miałem na to czas tylko do poniedziałku, więc chcąc nie chcąc byłem zmuszony zostawić moje ukochane klocki i zająć się zadaniem.

Nagle, usłyszałem pukanie do drzwi. Ach tak, jeszcze to. Pan Stark przychodził do mnie, gdy czegoś chciał, zamiast stawać na korytarzu i krzyczeć "sierota!". Ostatnio coraz częściej zwracał się do mnie "dzieciaku", a czasem, zdarzało mu się nawet powiedzieć "Peter". Ja też powoli oswajałem się z myślą o mówieniu do swojego opiekuna po imieniu.

-Proszę!- powiedziałem, na co milioner uchylił drzwi i wszedł do środka.

-Chciałem ci tylko powiedzieć, że...- urwał, mierząc mnie wzrokiem. Uniósł jedną brew i splótł ręce na klatce piersiowej- co ty robisz?- rzucił, a ja miałem wrażenie, że w jego głosie pobrzmiała oskarżycielska nuta.

-Um... to nic, tylko... taki projekt do szkoły. Nic takiego- wymamrotałem. Milioner przez chwilę w milczeniu przyglądał się plątaninie blaszek i przewodów.

-I co to ma być?- rzucił. Zrobiłem się nieco czerwony.

-To tylko taki... uh... takie urządzenie... ono ma... uh... coś jakby głośnik, tylko...- zacząłem cicho, a mężczyzna podszedł do mnie i porwał z ziemi nabazgrany niebieską kredką projekt. Zacisnąłem usta, czując, jak rumienię się nieco bardziej. Właśnie bezpowrotnie ośmieszyłem się przed najwspanialszym umysłem technicznym tego stulecia.

Milioner obrzucił krytycznym spojrzeniem moją lutownicę. Należała do wujka Bena. Miała już dziesięć lat i była przeze mnie wielokrotnie naprawiana.

-Tym chcesz to robić?- spytał starszy, na co wzruszyłem ramionami i pokiwałem głową. Pan Stark prychnął cicho, jakbym powiedział coś wyjątkowo zabawnego- nie zadziała- rzucił, upuszczając mój projekt. Złapałem go i posłałem opiekunowi spojrzenie przepełnione niedowierzaniem, gdy ten ruszył do drzwi.

Pan Stark odwrócił się przez ramię.

-No? Idziesz?- spytał, na co uniosłem lekko brwi. Mimo to, nauczony doświadczeniem, nie pytałem dokąd mamy iść, tylko po prostu wstałem i ruszyłem za starszym- weź to wszystko- polecił. Posłusznie pozbierałem swoje rzeczy i podreptałem za panem Starkiem. Milioner przeszedł przez korytarz, wsiadł do windy, a gdy stanąłem obok niego, zjechaliśmy trzy piętra w dół. Podążyłem za milionerem przez sieć korytarzy, oświetlonych warstwą lampek led przy podłodze. Gdy stanęliśmy przed szerokimi drzwiami, rozpoznałem to miejsce.

Zbladłem nieco.

-Um... T-Tony, to...- zacząłem cicho, ale milioner nie czekał aż skończę. Wszedł do warsztatu.

-No chodź, dzieciaku- ponaglił mnie, idąc wgłąb pomieszczenia. Niepewnie ruszyłem za starszym. Pan Stark podszedł do jednego zagraconego stołu i zaczął przesuwać urządzenia- podaj mi śmietnik- polecił, wskazując jednocześnie palcem na kosz przy biurku. Podreptałem więc po niego i przyniosłem kosz milionerowi. Pan Stark odebrał go ode mnie, po czym podał mi dwa brudne kubki po kawie- a to włóż do tamtego zlewu- rozkazał. Odniosłem więc kubki, w czasie w którym mój opiekun powrzucał niektóre urządzenia i papiery do śmietnika.

Pan Stark odsunął się, gdy na stole powstało trochę wolnej przestrzeni. Postawił na nim stację lutowniczą i kilka przyborów do lutowania. Przyniósł też małą walizkę z narzędziami.

-Proszę. Tu możesz pracować- oznajmił.

-Serio?- rzuciłem głupio, unosząc brwi.

-Tak, dzieciaku. Tylko bądź cicho- powiedział, zaskakująco łagodnie, po czym podszedł do większego stołu i zajął się swoją pracą, uprzednio włączając dość głośno muzykę. Skłamałbym, twierdząc, że nie czułem ekscytacji na myśl o pracy w nowoczesnym warsztacie pana Starka, nafaszerowanym najnowszą, drogą technologią. Choć nie byłem pewien, czy potrafiłem z niej korzystać.

Podłączyłem lutownicę do prądu i rozłożyłem projekt, zastanawiając się, co mógłbym poprawić, ale nie znalazłem błędów. Postanowiłem więc najpierw dokończyć montaż, a później zorientować się, jak to poprawić. A może pan Stark się mylił? Albo po prostu chciał mi podciąć skrzydła?

Zacząłem w ciszy pracować, z najwyższą ostrożnością korzystając z narzedzi milionera. Nie chciałem sprowadzić na siebie jego gniewu teraz, gdy pozwolił mi na tak wiele. Jeszcze pół roku temu nawet nie marzyłem o tym, że mógłbym pracować w warsztacie Tony'ego Starka. A teraz, byłem tu, razem z nim, korzystając z narzędzi, które najprawdopodobniej były warte więcej niż nasze stare mieszkanie

Nagle, muzyka ucichła.

-Uhh, nie mogę na to patrzeć- jęknął milioner, odchodząc od swojego stołu. Podniosłem głowę, posyłając mu pytające spojrzenie- nikt cię nigdy nie uczył lutować?- rzucił, podchodząc do mnie.

-Um... nie- mruknąłem, znów lekko się czerwieniąc. Twarz pana Starka lekko się wygładziła, gdy obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem. Szybko ukrył je jednak za maską obojętności.

-No dobrze, to...- zaczął, po czym westchnął cicho- spójrz, łapiesz tak- pokazał mi, jak chwycić urządzenie- w ten sposób możesz nią bezpiecznie manewrować i się nie oparzysz- oznajmiła po czym podał mi lutownicę- mhm, dobrze. Nie nakładaj cyny na grot. Spójrz, robisz to tak- odebrał mi lutownicę i pokazał, jak powinienem lutować. Uniosłem lekko brwi i pokiwałem głową. Nigdy nie robiłem tego w ten sposób. Nie sądziłem, że w ogóle jest jakoś poprawny sposób lutowania. Z kolei druga część mnie była zażenowana faktem, że stawałem się w oczach pana Starka coraz bardziej niekompetentny.

-Tak?- spytałem, pokazując milionerowi co robię.

-Tak. Świetnie- pochwalił mnie, na co uniosłem lekko kąciki ust.

Mężczyzna przez chwilę stał przy mnie. Posłałem mu pytające spojrzenie, a starszy westchnął głęboko.

-No pokaż ten projekt- powiedział. Podałem mu projekt i przyglądałem się, jak milioner uważnie śledzi wzrokiem wszystkie elementy- mhm, tak jak mówiłem. Nie zadziała- podsumował. Zacisnąłem lekko usta.

-A... co jest nie tak?- spytałem cicho.

-Przede wszystkim, narysowałeś go kredką- oznajmił. Odłożył projekt, rozejrzał się po warsztacie i znów westchnął. Zerknął na mnie, obrzucając mnie spojrzeniem, którego nie rozumiałem- chodź. Zrobimy to jak należy. I od początku- oznajmił, machając na mnie ręką i podchodząc do dużego biurka. Poszedłem za nim. Milioner usiadł do komputera, uruchomił jakiś program i wstał.

-Jarvis, plan- rzucił, a nad biurkiem pojawił się hologram. Milioner zaprosił mnie do niego gestem dłoni- no, to działaj- powiedział. Podszedłem nieco bliżej, ale zanim zdążyłem oznajmić, że nie mam pojęcia co robić, na ustach pana Starka wykwitł mały, zamyślony uśmiech- a może pójdziemy nieco dalej, niż ten twój głośnik?- spytał, biegnąc wzrokiem po warsztacie. Uniosłem kąciki ust.

-Co masz na myśli?

Pan Stark zerknął na mnie, przerzucił spojrzenie na gabloty ze zbrojami, a później znów na mnie. Uniosłem jedną brew, posyłając mu pytające spojrzenie. Potrząsnąłem głową z uśmiechem, nie rozumiejąc, do czego zmierza.

-Chcesz zrobić coś ekstra?- rzucił. Uniosłem jedną brew, a pan Stark uśmiechnął się łobuzersko.

***

Pan Stark roześmiał się, gdy jeden z przewodów odgiął się gwałtownie, uderzając mnie w nos. Posłałem mu ponure spojrzenie, co tylko rozbawiło go jeszcze bardziej. Przewróciłem oczami i też się zaśmiałem.

-Uważaj, dzieciaku. Nie chcemy, żebyś stracił oko- powiedział milioner. Pokiwałem posłusznie głową- jak uruchomisz ją w szkole, nie odpalaj rakiet. Nie widzi mi się jeździć na rozmowę do dyrektora.

-W ogóle nie powinniśmy instalować rakiet, mówiłem to od początku- zauważyłem.

-Pff, a co to za rękawice bez rakiet, głupku- mruknął starszy- jeszcze mi za to podziękujesz. A teraz tu, połącz to- polecił. Pochyliłem się i zacząłem rozgrzewać lutownicą wskazane miejsce. W pewnym momencie, zbytnio przesunąłem dłoń do grota. Syknąłem z bólu, gdy dotknąłem palcem jego końcówki. Pan Stark natychmiast pojawił się u mojego boku. Zanim zdążyłem w ogóle zastanowić się nad tym co się stało, milioner wyciągnął mi z ręki lutownicę, ujął moją dłoń i dokładnie obejrzał.

-Nic mi nie jest, Tony, to tylko...- zacząłem.

-Mój warsztat, moje zasady. Chodź- rzucił jedynie starszy, po czym pociągnął mnie w stronę zlewu. Bez słowa podstawił moją dłoń pod strumiem letniej wody- poczekaj- rozkazał. Zastygłem, gdy on podszedł do jednej z szafek, otworzył ją i wyciągnął ze środka kilka przedmiotów.

-Chodź tu- polecił, a gdy znalazłem się przy panu Starku, mężczyzna chwycił delikatnie moją dłoń i spryskał ją środkiem chłodzącym. Ból niemalże natychmiast ustąpił. Milioner znów obejrzał zaczerwienione miejsce.

-Już dobrze? Nie boli?- spytał, na co uniosłem brwi. Jego ton był taki... czuły. Tak zaskakująco czuły. On też zdał sobie z tego sprawę, a co więcej, chyba wcale nie chciał tak zabrzmieć. Zacisnął usta, puścił mnie i cofnął się o dwa kroki, odwracając wzrok. Przełknąłem ślinę.

-Um... jest dobrze. Dzięki- wymamrotałem. Starszy kiwnął głową, odchodząc do swojego pierwotnego stanowiska i odchrząknął.

-Idź już sobie. Koniec na dziś. Później dokończymy- powiedział cicho, a ja uniosłem lekko brwi, widząc, że jego dłonie znów lekko drżą. Uchyliłem usta.

-Tony...

-Powiedziałem "koniec na dziś"!- krzyknął nagle, uderzając ręką w blat. Wzdrygnąłem się. Zagryzłem wargę, po czym kiwnąłem lekko głową i po cichu wyszedłem z warsztatu, po czym uciekłem do pokoju.

Co zrobiłem nie tak?

*****

1586 słów

Hejka!

Bądźcie łagodni dla Tonysia, facet się dopiero uczy xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro