Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pov. Peter

Wyszedłem ze szkoły z małym uśmiechem na twarzy. Ten dzień był zaskakująco dobry. Wczoraj skończyliśmy projekt i dziś mogłemi zaprezentować go w szkole. Nauczycielka zabroniła mi go co prawda uruchamiać, ale dostałem najwyższy stopień i to się liczyło. Poza tym, ostatnie dni w ogóle były... inne. Pan Stark przełknął w końcu te krępujące chwile słabości i teraz byliśmy... jakby bliżej. Milioner zaprosił mnie do warsztatu, raz, żeby dokończyć projekt, a raz żeby po prostu popracować. I to było naprawdę miłe. Pokazał mi swój projekt, nad którym pracuje. Oczywiście, znów zawstydził mnie swoim geniuszem, ale zupełnie nie celowo, nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Przecież to nie była jego wina, że jest tak nieprzyzwoicie zdolny.

Poszedłem też do psychologa. Pan Stark mnie zmusił. W zasadzie, nie, zmusił nie było dobrym określeniem. On po prostu kazał mi wsiąść do samochodu, zawiózł do przychodni i podprowadził pod sam gabinet. Czekał przed drzwiami całą godzinę, ale nie rozmawialiśmy o tym, gdy wracaliśmy. Stało się za to coś innego, co znaczyło dla mnie znacznie więcej, niż jakakolwiek rozmowa. Pan Stark poklepał mnie po ramieniu, gdy wyszedłem z gabinetu. Po tym, co stało się ostatnio, milioner nie rozmawiał ze mną zbyt często. Unikał mnie, a czasem miałem wrażenie, że wręcz chował się przede mną. Mi też było trochę głupio, ale gdy wchodziliśmy do warsztatu, całe zakłopotanie znikało. Jakbyśmy przekroczyli magiczną barierę, za którą nic nie miało znaczenia.

Otworzyłem drzwi jasnego audi i wsiadłem do środka.

-Cześć, dzieciaku- rzucił milioner. Odpowiedziałem krótkim "cześć", po czym posłałem starszemu niepewny uśmiech, starając się rozszyfrować w jego oczach jaki ma dzisiaj humor, zanim ośmielę się zacząć jakąś rozmowę. Pan Stark był pod tym względem bardzo trudny. Czasami mogłem rozmawiać z nim zupełnie normalnie, ale kiedy nie miał nastroju, stawał się drażliwy i wszystko mogło go rozwścieczyć. Nie miałem na to ochoty.

Milczeliśmy w drodze do wieży, ale zdawało się, że pan Stark nie będzie zachowywać się dziś jak rozkapryszona księżniczka. Dlatego w końcu odważyłem się odezwać.

-Dostałem dobrą ocenę za nasz projekt- powiedziałem cicho. Milioner zerknął na mnie z uniesioną brwią, po czym kiwnął lekko głową.

-A mogło być inaczej?- rzucił, na co uśmiechnąłem się.

Pan Stark zaparkował, a ja wysiadłem z samochodu. W milczeniu wsiedliśmy do windy, a ja spuściłem lekko głowę. Wypuściłem spokojnie powietrze.

-Odłóż plecak i chodź do kuchni- polecił milioner, gdy wysiedliśmy z windy. Uniosłem lekko brwi, jednak posłusznie odłożyłem plecak na ziemię i ruszyłem za starszym. Pan Stark gestem dłoni wskazał mi stołek, a ja usiadłem przy wysepce.

-Co to jest?- spytałem, gdy starszy wyciągnął z lodówki małą, jasną buteleczkę.

-Koktajl. Dla ciebie. Ma dokładnie tysiąc kilokalorii. Kucharz, którego wynająłem, będzie codziennie przysyłał je dla ciebie. Pięć dziennie, to pięć tysięcy kilokalorii, według lekarzy Tarczy powinno wystarczyć na początek. Porcje są małe, więc dasz radę. Kucharz będzie powoli zwiększał twoją dzienną dawkę kalorii. Nie martw się, podpisał umowę. Nie zna szczegółów, ale jeśli domyśli się, że nie gotuje dla zwykłej osoby i się wygada, nie wypłaci się do końca życia. Poza tym, przygotowuje koktajle dla wszystkich pracowników Stark Industres, więc nic nie grozi twojej tożsamości.

Zamrugałem, wpatrując się w starszego. Spuściłem lekko wzrok na jego dłonie, gdy pan Stark wlał różowy koktajl do szklanki i postawił przede mną.

-Um... Tony, ja...- zacząłem cicho, gdy poczułem, jak mnie mdli- uh, dziękuję, ale...

-Żadnych "ale", dzieciaku. Ta kwestia nie podlega dyskusji. Musisz prawidłowo się odżywiać. Jesteś przecież bystry, wiesz o tym- powiedział starszy. Westchnąłem głęboko, spuszczając wzrok. Zacisnąłem usta. To nie tak, że nie chciałem jeść. Ja... po prostu naprawdę czułem, że jeżeli cokolwiek przełknę, natychmiast zwymiotuję. Mdliło mnie na myśl o jedzeniu.

-A ty... będziesz tu siedział?- spytałem. Starszy mruknął jedynie ciche "mhm", siadając naprzeciwko mnie. Zacisnąłem lekko usta- Tony, ja nie mogę...- wymamrotałem. Starszy westchnął, opierając się przedramionami o blat.

-Dzieciaku, uh, przecież... rozmawiałeś o tym z psychologiem?- rzucił, na co pokręciłem głową- uh, cholera- sapnął- posłuchaj, ja wiem, że...

-Nie, to nie jest... ty nie rozumiesz. Ja nie mogę, Tony- zacząłem, opierając się o blat- nie dam rady tego wypić. Zwymiotuję, rozumiesz? Nie mogę...

-To jedyna droga, wiesz o tym. To, albo szpital, ale żaden z nas tego nie chce, prawda?- spytał starszy, na co natychmiast pokręciłem głową. Westchnąłem głęboko, biorąc do ręki szklankę. Przełknąłem ślinę, podnosząc ją do ust i, pokonując mdłości, z zamkniętymi oczami upiłem łyk. Koktajl był dobry. Więcej niż dobry. Słodki, czuć było wyraźny smak wiśni i gruszek. Ale to niczego nie zmieniło. Mój organizm był zbyt przyzwyczajony do nie przyjmowania posiłku, więc i tym razem stanowczo zaprotestował. Skrzywiłem się, czując jak zbiera mi się na wymioty.

-Oddychaj, Pete- usłyszałem łagodny głos starszego i zamrugałem ze zdziwieniem, jednak szybko spełniłem jego polecenie. Zacząłem spokojnie oddychać, uspokajając się. Mdłości po chwili ustąpiły, a ja powoli opróżniłem szklankę. Przetarłem usta rękawem i westchnąłem głęboko. Mimowolnie uniosłem kąciki ust- no, świetnie- rzucił milioner, wstając.

-To... mogę iść?- spytałem niepewnie. Starszy pokręcił głową.

-Nie. Przez godzinę chcę mieć cię na oku, dzieciaku- oznajmił, na co zmarszczyłem lekko brwi- twój psycholog powiedział mi, że wszystko siedzi ci w głowie, więc trzeba cię teraz czymś zająć. Nawet wiem czym- powiedział, wychodząc z kuchni i dając mi znak ręką, żebym szedł za nim. Posłusznie więc wstałem i podreptałem za milionerem.

-Co mam zrobić?- mruknąłem.

-Mam dość ciekawy projekt do opracowania. Chcesz mi pomóc?- spytał pan Stark, a ja natychmiast rozpromieniłem się, wsiadając za nim do windy.

-Tak!- rzuciłem od razu.

-Tylko żadnych kredek. Robimy go po mojemu- oznajmił zapobiegawczo. Roześmiałem się, będąc nieco zawstydzonym tą uwagą, ale to szybko poszło w zapomnienie. Spuściłem wzrok, uśmiechając się pod nosem. Jeśli to miało zawsze tak wyglądać, byłem gotowy walczyć z zaburzeniami. Zerknąłem na milionera, który też wyglądał na dość zadowolonego, wybierając piętro, na którym znajdował się warsztat.

Pov. Stark

Uniosłem kąciki ust, widząc radość chłopca. Dzieciak był rozbrajający, z tymi swoimi oczami łani i szczebiotliwym śmiechem, choć chyba nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.

Byłem zadowolony, bo czułem, że po raz pierwszy od dawna coś rzeczywiście mi się udało. Dzieciak wypił koktajl, przyswajając potrzebną dawkę kalorii i witamin. I pochwaliłem go, dokładnie tak jak kazał psycholog, choć nie zauważyłem, żeby zrobiło to na chłopcu jakiekolwiek wrażenie. Ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze było to, że w końcu udało mi się zrobić coś dobrze. Może nawet sprawdzić jako opiekun? I wcale nie było tak trudno. A teraz, dzieciak był tak rozanielony, że prawdopodobnie całkiem zapomniał, że w ogóle coś jadł.

Skłamałbym też, twierdząc, że praca w warsztacie z dzieciakiem miała służyć tylko dystrakcji. Ja też czerpałem z tego przyjemność. Od zawsze trudno przychodziło mi znajdowanie towarzystwa, które mnie nie nudziło. I nigdy nie pomyślałbym, że prawdziwej stymulacji intelektualnej doświadczę w towarzystwie czternastolatka. A jednak, dzieciak był bystry, zabawny, a czasem, gdy po paru godzinach pracy udawało mu się rozluźnić, okazywało się, że ma też całkiem cięty język, co bardzo mi odpowiadało. Dzieciak był po prostu, po ludzku fajny, choć jego rówieśnicy prawdopodobnie nie podzielali mojej opinii. Nikt nie lubił geniuszy. Znałem to z autopsji własnego dzieciństwa.

Roześmiałem się, gdy drzwi windy otworzyły się, a chłopiec podskoczył z ekscytacji. Ewidentnie zrobił to nieświadomie, bo natychmiast posłał mi pełne niezrozumienia, nieco zawstydzone spojrzenie. Pokręciłem jedynie głową, roztrzepałem dziecku włosy i poszedłem przodem. Chłopiec z uśmiechem podreptał za mną, a ja pozwoliłem mu się dogonić. Oczywiście, nie wytrzymałem. Zacząłem opowiadać mu o projekcie jeszcze przed drzwiami warsztatu.

*****

1220 słów

Hejka!

Dum dum duuuuum!

Rozdział xD

Tonyś jest ostatnio takim słoneczkiem, nie uważacie? Chyba trzeba trochę im podciąć skrzydełka, bo zaczynają latać za wysoko.

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro