Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pov. Stark

Zerknąłem na chłopca, gdy ten lekko się poruszył. Spał jak kamień. Odwróciłem więc wzrok spowrotem do laptopa. Była już druga w nocy, ale ja nie mogłem spać. Myślałem tylko o tym, kto i dlaczego skrzywdził dzieciaka. Nie mogłem przestać, nie mogłem się z tym pogodzić. On przecież na to nie zasługiwał. Nie powinien zostać tak potraktowany. Przez nikogo.

Włamanie się do systemów kamer miejskich było banalne. Szybko też odnalazłem odpowiednie miejsce i czas. Oszczędziłem sobie oglądania pobicia chłopca, nie chciałem tego widzieć. Przewinąłem więc do momentu, w którym mężczyźni zostawili dziecko na chodniku, a sami uciekli. Łatwo było ich śledzić. W Queens było dużo kamer, ze względu na wysoką przestępczość.

Nie było ich jednak wystarczająco dużo. Mężczyźni zniknęli w końcu z mojego zasięgu. Wypuściłem powietrze. Sprawdziłem jeszcze kamery dookoła, ale nie udało mi się ich już znaleźć.

Wpisałem w internet krótkie hasło.

Spider Man

Było o nim mnóstwo artykułów. Filmiki, zdjęcia, nawet teorie spiskowe, ale nie żadnych przydatnych informacji. No i, na szczęście, żadnych groźnych informacji, które ktoś mógłby wykorzystać, takich jak dane dzieciaka.

-May!- usłyszałem nagle jęk chłopca i podniosłem głowę. Odłożyłem laptop na kanapę, wstałem i podszedłem do łóżka. Było ciemno, ale wystraszoną twarz dziecka oświetlało ciepłe światło z korytarza.

-Hej, dzieciaku- szepnąłem, ale młodszy zdawał się mnie nie zauważać.

-May!- zapłakał brunecik. Przełknąłem ślinę, nie wiedząc co mam robić. Dzieciak rozejrzał się po sali niewidzącym wzrokiem, płacząc cicho- boli, May... ciociu...- jęczał, szlochając. Zacisnąłem usta, wyglądając na korytarz. Gdzie były pielęgniarki, kiedy były potrzebne?

-Hej, nie, przestań- powiedziałem cicho, ostrożnie dotykając jego ramienia- dzieciaku, ja tu jestem, Tony, pamiętasz?- spytałem. Peter spojrzał na mnie ze łzami w oczach, a ja miałem wrażenie, że moje serce przestało bić. W jego oczach było tyle... rozczarowania. Jakby nagle zdał sobie sprawę z tego, że to naprawdę ja, a nie jego ciocia.

Chłopiec przełknął ślinę, odwracając wzrok i ewidentnie walcząc z ustami wyginającymi się w podkówkę. Zacisnąłem usta, nie wiedząc co zrobić. Powinienem odejść. Zostawić go w spokoju, żeby nie czuł się skrępowany moją obecnością.

Wstałem, w momencie, w którym chłopiec obrócił głowę w moją stronę.

-Tony?- spytał cicho, a ja zatrzymałem się.

-Tak?

Dzieciak zacisnął usta, patrząc na mnie tak smutno, jak jeszcze nigdy. Wciągnął powietrze, zaciskając dłonie na kołdrze.

-Czy...- zaczął słabo, ale nie skończył. Odwrócił wzrok i zacisnął szczękę.

-Czy co?- spytałem, podchodząc bliżej. Kilka łez spłynęło po policzkach dziecka.

-Czy możesz mnie... przytulić?- wyszeptał, zerkając na mnie. Przełknąłem ślinę.

-Dzieciaku... nie, ja... nie, nie, d-daj spokój, ja...- zacząłem mamrotać.

-Proszę...- przerwał mi cicho. Wypuściłem głośno powietrze, zerkając na boki, choć dobrze wiedziałem, że nikogo tu nie było.

Westchnąłem, podchodząc do łóżka. Usiadłem na skraju i zacisnąłem usta, czując, jak zalewa mnie fala wstydu. Przecież to nie tak, że nigdy wcześniej nikogo nie przytulałem. Przytuliłem go już dwa razy, ale teraz... nagle to było trudniejsze. Czułem się tak dziwnie, tak bardzo niezręcznie. To był głupi pomysł. W ogóle nie powinno mnie tu być.

Peter wyciągnął do mnie ręce, a ja pochyliłem się i pozwoliłem mu objąć swoją szyję. Przytuliłem chłopca do siebie, podnosząc go delikatnie i pozwalając mu oprzeć swój ciężar ciała na moich rękach. Poczułem, jak spięte są wszystkie mięśnie młodszego. Dzieciak przełknął ślinę, gdy odłożyłem go ostrożnie na materac. Pokręcił głową ze łzami w oczach, łapiąc mnie za rękaw bluzy jak małe dziecko. Westchnąłem.

-Co mam zrobić?- spytałem cicho. Chłopiec pociągnął mnie, przesuwając się lekko na łóżku.

-O nie, nie, dzieciaku, przestań, nie mogę- powiedziałem szybko, ale młodszy się tym nie przejął. Znów posłał mi łamiące serce spojrzenie, na co wypuściłem głośno powietrze, samemu nie dowierzając, że daję sobie tak grać na emocjach.

Położyłem się obok chłopca, całkiem sztywny, a on bez żadnego skrępowania przylgnął do mojej klatki piersiowej, zamykając oczy. Ostrożnie ułożyłem dłoń na plecach dziecka. Nie protestował, więc zostałem w tej pozycji. Poczułem, jak chłopiec zacisnął ręce na mojej marynarce. Zamrugałem, zaciskając usta.

W pewnym momencie, młodszy westchnął cicho, a ja poczułem, jak jego mięśnie rozluźniają się, a ciało dziecka staje się nieco bezwładne. Przytulił się do mnie zupełnie swobodnie, kuląc się pod kołdrą.

-Zmarzniesz- szepnął, nakrywając kołdrą moją klatkę piersiową. Teraz, młodszy leżał na mojej klatce piersiowej, a ja czułem jego ciepło. Nie mogłem się powstrzymać przed przytuleniem go do siebie. Policzek dzieca leżał na moim ramieniu, a on dość szybko wyrównał oddech i zaczął cichutko pochrapywać.

Zacząłem delikatnie głaskać młodszego po plecach i ramieniu. I nagle, w moich oczach zawirowały łzy. Żal ścisnął moie gardło na myśl o tym, jak dużo takich chwil straciłem. Moje życie mogło wyglądać tak zupełnie inaczej, gdybym nie był samolubnym pracoholikiem. Uciekałem z nałogu w nałóg, nie potrafiłem sobie z tym wszystkim poradzić. Dzieciak płacił za to, że miałem tak wielkiego pecha. Przytuliłem go mocniej na tą myśl, i chowając twarz w jego lokach, zacząłem bezgłośnie szlochać, robiąc co w mojej mocy, żeby go nie obudzić.

***

Pov. Peter

Przeciągnąłem się lekko, po czym, nie otwierając oczu, wtuliłem się mocniej w przyjemne ciepło obok mnie, kuląc się przy tym. Było mi przyjemnie. Tak bardzo, że ból prawie mi nie przeszkadzał.

Otworzyłem oczy i zamrugałem.

Oh...

Przytulałem się do pana Starka.

Zacisnąłem usta, zastanawiając się, na ile to było w porządku dla milionera. Choć on zdawał się być dość zrelaksowany. Ja też się odprężyłem, wypuszczając powietrze.

Pan Stark westchnął przez sen i przekręcił się lekko, po czym objął mnie ramionami. Przytulił mnie do siebie, przez co znalazłem się w ciepłym gniazdku stworzonym z jego ramion i kołdry. Uniosłem kąciki ust, wtulając się w niego. Zamknąłem oczy. Mogłem dalej spać. Pan Stark na pewno nie zamierzał budzić się w najbliższym czasie. Ja też nie zamierzałem.

***

Pov. Stark

Odpaliłem silnik i wdepnąłem gaz, odjeżdżając ze szpitalnego parkingu. Cieszyłem się, że w końcu wypisali dzieciaka. Nie lubiłem szpitali i nie chciałem spędzać w nich więcej czasu niż to konieczne. Zerknąłem na dziecko leżące na tylnych siedzeniach.

-Wygodnie ci tam?- rzuciłem.

-Mhm...- mruknął młodszy, wtulając się w kocyk, którym był owinięty.

Nie rozmawialiśmy w czasie drogi, ale to nie było nic nowego. Rzadko rozmawialiśmy poza warsztatem. Choć wiedziałem, że jeśli Peterowi coś się spodobało, zaczynał trajkotać jak mała dziewczynka i nie skończył, jeśli nikt go nie uciszył.

W połowie drogi, chłopiec zaczął przysypiać, a gdy dojechaliśmy do domu, lekko pochrapywał. Lekarz powiedział, że Peter ma dużo odpoczywać, więc starałem się jechać powoli, żeby go nie obudzić.

Wysiadłem z samochodu i po cichu zamknąłem drzwi. Następnie, otworzyłem tylne drzwi. Kucnąłem, wypuszczając powietrze. Delikatnie pogłaskałem chłopca po ramieniu. Młodszy jęknął cicho, po czym rozchylił oczy i podniósł wzrok.

-Hmm?- jęknął.

-Jesteśmy w domu- powiedziałem- chodź, położysz się do łóżka i będziesz mógł spać ile chcesz.

Dzieciak sennie zarzucił mi ręce na szyję, ściskając mocno kocyk, gdy ostrożnie wyciągnąłem go z samochodu. Co prawda mógł już chodzić, ale nie miałem serca kazać mu iść, był taki zmęczony. Zaniosłem go więc do windy i oparłem się o ścianę, gdy wjeżdżaliśmy w górę.

-Nie chcę spać- szepnął chłopiec, na co uśmiechnąłem się z politowaniem. Młodszy ledwo dawał radę utrzymać rozchylone oczy, nie mógł nawet trzymać głowy prosto.

-Dobrze, nie musisz. Ale położysz się na chwilę, żeby odpocząć, okej?- spytałem, a Peter sennie pokiwał głową, znów przymykając oczy.

Wysiedliśmy z windy i od razu skierowałem się do pokoju dzieciaka. Żałowałem, że nie pomyślałem o funkcji otwierania drzwi przez Jarvisa, bo musiałem przez chwilę mocować się z klamką.

Ostrożnie ułożyłem chłopca w łóżku i otuliłem go kołdrą. Młodszy wtulił się w poduszkę i natychmiast zasnął. Mógł mówić co chciał, ale wciąż był zmęczony.

-Jarvis, opuść rolety- poleciłem. Usłyszałem szum, a potem w pokoju zrobiło się ciemno. Pogłaskałem jeszcze dzieciaka po włosach, po czym wyprostowałem się. Cieszyłem się, że wróciliśmy do domu. Nie lubiłem szpitali i miałem szczerą nadzieję, że nie będziemy musieli do niego wracać przez bardzo długi czas. Byłem już zmęczony tym ciągle napięciem. Poza tym, marzyłem o tym, by położyć się w swoim wygodnym łóżku i niczym się już nie przejmować. Od tak dawna nie spałem w wygodnym miejscu.

W pewnym momencie, zdałem sobie z czegoś sprawę.

Peter spędził w szpitalu osiem dni.

Od ponad tygodnia nie ruszyłem alkoholu. Byłem tak zajęty dzieciakiem, że nawet nie miałem czasu o tym pomyśleć.

Oczywiście, gdy tylko sobie o tym przypomniałem, natychmiast poczułem wielką ochotę, by napić się whisky, ale nie przejąłem się tym. Uśmiechnąłem się, spuszczając wzrok na śpiące dziecko. Znów pogłaskałem go po włosach, tym razem znacznie czulej. Ja... kochałem go. Kochałem tego dzieciaka.

*****

1388 słów

Hejka!

Głupi lukier.

Trzeba to wszystko teraz filmowo rozjebać.

Spóźnione, ale wszystkiego najlepszego, kochani! Mam nadzieję, że Wasze święta były ciepłe i rodzinne, a karp pyszniutki❤️

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro