Rozdział 10 - Katherine
Cały czas myślałam tylko o jednym. Kai cały czas jest uwięziony w obcym wymiarze. Z Bonnie i Damonem. A ja cały czas się o niego martwiłam. Wiedziałam, że sobie poradzi, w końcu to Malachai Parker, ale i tak iskrzyła we mnie cząstka niepokoju.
- Katherine? - zapytał w pewnym momencie Raphael, a ja dopiero teraz zauważyłam, że doszliśmy do jakiegoś samochodu. - Wszystko w porządku?
- Tak - odparłam po chwili zawahania.
- Nie martw się - pocieszył mnie i przytulił. - Kai sobie poradzi.
Wiedziałam o tym. Byłam tego pewna. Ale i tak się martwiłam.
- Dobra, wystarczy - pierwsza oprzytomniałam i odsunęłam się od chłopaka. - Czas chaosu nadszedł.
Po tych słowach oboje wsiedliśmy do auta. I ruszyliśmy do samego centrum Mystic Falls.
- Mam ochotę na rzeź - powiedziałam bardziej do siebie niż do chłopaka. - Na krwawe morderstwo. Na zemstę na wszystkich, którzy kiedykolwiek w jakikolwiek sposób zniszczyli mi życie. Na Stefanie Salvatore. Na Elenie Gilbert. Na Caroline Forbes. Na Alaricu Saltzmanie. A przede wszystkim na Bonnie Bennett i Damonie Salvatore, którzy zostali w tamtym wymiarze.
Raphael spojrzał na mnie, jak na wariatkę, ale już po sekundzie na jego twarzy zawitał uśmiech.
- Jestem za - przytaknął, uśmiechając się złowrogo. - Dodałbym jedynie Joshuę Parkera. Ale czy nie lepiej dokonać tego z moim kochanym bratem? Kai na pewno by się ucieszył z możliwości zabicia naszego ojca.
- Z pewnością - uśmiechnęłam się. - Punkt pierwszy naszego planu: chaos wśród bliskich Damona. Niech zapłacą.
Raphael obrał kurs do centrum Mystic Falls, w stronę komisariatu policji, na którym pracuje Matt Donovan. Od niego warto zacząć.
Po paru minutach dotarliśmy do celu. Pospiesznie wysiedliśmy z auta, po czym brunet za pomocą magii otworzył z impetem drzwi. Wszyscy policjanci zwrócili oczy w naszą stronę. Niektórzy z przerażeniem, niektórzy z fascynacją, a jeszcze inni z zakłopotaniem czekali na reakcję innych.
Nagle z tłumu wyłoniła się szeryf Elizabeth Forbes. Bingo.
- Elena? - zapytała mnie.
Przewróciłam wymownie oczami. Znowu to samo.
- Czemu każdy myli mnie z tą cholerną żałosną kopią mnie? - zapytałam retorycznie z irytacją. - Nie czas na gierki.
Nie mówiąc nic więcej, skręciłam szeryf kark, co wywołało totalny zamęt na komisariacie.
Ciało blondynki bezwładnie opadło na ziemię, a kilku funkcjonariuszy od razu rzuciło się jej na pomoc. Na którą oczywiście było już za późno.
- Kto chce następny? - uśmiechnęłam się szyderczo.
Wszyscy spojrzeli na mnie z przerażeniem, co satysfakcjonowało mnie jeszcze bardziej.
- A teraz niech ktoś mi powie, gdzie jest Matt Donovan - nakazałam i nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
***
Wbiliśmy do pokoju służbowego Donovana równie niespodziewanie, jak poprzednio na komisariat.
- Matty, Matty - westchnęłam. - Nic się nie zmieniłeś.
- El... - zaczął, a ja już wiedziałam, co zamierzał powiedzieć. Posłałam mu mordercze spojrzenie. - Katherine - poprawił się z jadem w głosie.
- Cudownie. Rozpoznałeś mnie - uśmiechnęłam się, udając dumę. Podbiegłam do niego w wampirzym tempie, po czym uderzyłam jego głową w biurko. - Na twoje nieszczęście twoi znajomi zaleźli mi za skórę. Czas się odpłacić.
- Kim jest ten twój cholerny przydupas? - obolały spojrzał na mojego towarzysza.
- Raphael Parker - odpowiedział z uśmiechem. - I jeszcze raz nazwiesz mnie cholernym przydupasem, a sam się nim staniesz.
- No tak, nazwisko mówi samo za siebie - prychnął. - Czego chcecie?
- Zemsty - przybliżyłam swoją twarz do jego i spojrzałam mu prosto w oczy. - Chcę. Tylko. Zemsty.
Podniosłam blondyna do pionu, po czym wbiłam się w jego tętnicę szyjną. Nie wypiłam dużo, jedynie taką ilość, aby stracił przytomność. Opuściłam go bezwładnego na ziemię.
- Zwiąż go - nakazałam Raphaelowi, za co on od razu się zabrał. Kucnęłam przy nim, nadgryzłam delikatnie swój nadgarstek, po czym podałam trochę do ust chłopaka. - Potrzebujemy go żywego.
***
- Więc... - zaczął Raphael. - Jaki masz plan?
- Zawsze działam bez planu - uśmiechnęłam się. - Chcę tylko zaleźć Elenie za skórę jak ona zalazła mi.
Matt obudził się po paru minutach.
- Obudził się nasz śpiący królewicz - powiedziałam z udawanym współczuciem, przekrzywiając lekko głowę.
- Suka wróciła - prychnął zirytowany.
- A żebyś wiedział - powiedziałam ani trochę nie urażona jego stwierdzeniem i wbiłam nóż w jego udo, na co on zawył z bólu. - Suka wróciła. - powtórzyłam.
- Czego chcesz, Katherine? - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Hmm... Czego chcę? - udałam zamyśloną. - Zemsty - odparłam głosem pozbawionym uczuć.
Odwróciłam się od chłopaka i postanowiłam wykonać jeden telefon.
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie identyczny głos, jak ten mój.
- Hej, Elenko - powiedziałam radośnie.
- Katherine - wypowiedziała moje imię z jadem w głosie. Jak każdy.
- Za dziesięć minut na komisariacie. Albo twój kochany przyjaciel Matty zginie - powiedziałam bez cienia emocji. - Możesz wziąć Stefcia - uśmiechnęłam się.
- Nie przychodź, Elena! - usłyszałam z tyłu głos Donovana. - To pułapka!
Raphael zręcznie wykręcił mu rękę, po czym usłyszałam tylko głośny trzask kości i wrzask chłopaka.
- Tik tok, Elena - po tych słowach rozłączyłam się.
Podeszłam z uśmiechem do obolałego Matta.
- Za dziesięć minut będziemy mieli towarzystwo - uśmiechnęłam się. - A tymczasem mamy trochę czasu dla siebie. Co ty na to, żeby się trochę... hmm... zabawić?
- O to ci chodzi, tak? - powiedział blondyn przez zaciśnięte usta. - Abym cierpiał. I aby Elena przez to cierpiała. Bez uczuć jak zawsze.
- Nie wiesz, co się stało w tamtym wymiarze - wkurzona wbiłam mu nóż w drugie udo. - Nie wiesz, jak to jest, kiedy na twoich oczach ginie ktoś, na kim ci zależy. - przekręciłam nóż w ciele chłopaka, który ponownie krzyknął z bólu.
- Mam pewne wątpliwości co do tego... - Donovan nadal nie stracił pewności siebie.
- Przestań! - rozkazałam i podłożyłam nóż pod jego gardło. - Albo nie będę czekać na przyjście Eleny i zwyczajnie z tobą skończę.
- Zrobisz to i tak - prychnął chłopak. - Nieważne co teraz powiem. Więc co to dla mnie za różnica?
- Katherine... - od tyłu złapał mnie Raphael. - Nie daj się ponieść emocjom. - wyszeptał mi do ucha. - Nie pokazuj słabości.
Odsunęłam się od Matta i nóż wypadł mi z ręki. Raphael miał rację. Dałam się ponieść emocjom. Zdecydowanie za bardzo.
- Matt... - usłyszałam zza siebie przerażony głos Eleny i to kazało mi wrócić do rzeczywistości.
Chwyciłam Raphaela i w wampirzym tempie razem z nim opuściłam budynek komisariatu, zostawiając w tyle osłupiałą Elenę i Stefana.
Zanim zacznę moją zemstę muszę opanować swoje emocje. A to nie będzie możliwe, dopóki nie będę miała pewności, że Kai jest bezpieczny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że nie było mnie tu od wieków i nie wiem, czy w ogóle ktoś jeszcze będzie miał ochotę to czytać, ale tak mnie wzięła wena na kwarantannie i oto jest rozdział. Teraz spróbuję się tu pojawiać znacznie częściej :D
Życzę wam wszystkich wesołych świąt, abyście mimo odizolowania spędzili je smacznie i radośnie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro