Rozdział 8 - Katherine

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odeszłam od Kaia i zostawiłam go z nowymi towarzyszami z jednego powodu - nie chciałam przebywać w obecności Damona. W ciągu tego jednego dnia spodobało mi się tutaj. No, może nie jestem zachwycona, ale zaakceptowałam to. To, że zostanę tu na zawsze. I nie przeszkadzało mi to. Czas zdecydowanie umilał mi Kai, a jego brat też wydaje się warty zaprzyjaźnienia. Obaj tacy psychopatyczni jak ja. Lecz co? Nagle, ni stąd ni zowąd, pojawia się wiedźma Bennett i jak się okazuje to ona jest kluczem do wyjścia stąd. A kto jest z nią? Damon, który mnie zdradził i przez którego tutaj jestem.

Postanowiłam wrócić do Kaia i ustalić z nim, co zamierzamy teraz zrobić.

Lecz to, co zobaczyłam, odjęło mi mowę. Parker leżał na ziemi z siekierą wbitą w pierś.

- Kai! - krzyknęłam przerażona.

Podbiegłam do niego i przy nim kucnęłam. Nie, tylko nie on. Kai był jedną z niewielu osób, na których mi zależało. Mimo że właściwie był psychopatą, który zabił swoje rodzeństwo, rozumiałam go. Potrafiłam dostrzec w nim coś, czego inni nie dostrzegali. Dobro. Miłość. A nie tylko szaleństwo i niezrównoważenie.

- Kai - szepnęłam pochylając się nad nim. Uścisnęłam delikatnie jego rękę. Poczułam, że on ostatkiem sił odwzajemnił uścisk.

- Będzie dobrze - wyszeptał, rozluźnił uścisk i wydał ostatnie tchnienie.

,,Będzie dobrze"? Jak ma być dobrze? Kai zostawił mnie z Bonnie i Damonem. Jedyną osobą, która jest teraz po mojej stronie, jest Raphael, którego ledwo znam.

Domyśliłam się, że za śmiercią czarownika stoi Salvatore. Nie mogłam mu tego darować.

- Nie wiecie jeszcze, że nie zadziera się z Katherine Pierce? - zapytałam ze złowrogim uśmieszkiem.

- Ten chłopak coś dla ciebie znaczył? - zapytał wampir drwiąco. - On? Psychopata? Dla ciebie? Psychopatki? Ciągnie swój do swego...

On zabił ważną mi osobę, więc odpłacę się tym samym. Ale ta osoba zginie w męczarniach.

Podbiegłam w wampirzym tempie do brunetki.

- Teraz nie uratujesz swojej kochanej Bonnie - powiedziałam z morderczym uśmieszkiem na twarzy. - Nic mnie nie powstrzyma od zabicia jej. Ale najpierw... trochę się z nią pobawię. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

Uciekłam z dziewczyną w wampirzym tempie do domu Salvatore'ów. Damon nawet nie zdążył się nad niczym zastanowić, kiedy my już zniknęłyśmy.

Na miejscu zastałam Raphaela, który popijał whisky ze szklanki. Nie zwracając na niego uwagi, usadowiłam Bonnie na krześle i przewiązałam linami.

Postanowiłam na razie nie mówić nic Raphaelowi o jego bracie. Dopiero ponownie go spotkał, a ten już umarł. Nie chcę przysparzać mu przykrości.

- Kto to jest? - zapytał czarownik. - I co ona tu robi? Gdzie Kai?

Spojrzałam na chłopaka.

- Wszystko ci wyjaśnię. Ale nie teraz.

Spojrzałam ponownie na mulatkę, aby upewnić się, że nie uciekła. Oczywiście dziewczyna nie miała na to szans i nadal siedziała grzeczna i trochę wkurzona na krześle.

- A więc, Bonnie... Od czego zacząć? Może... - rozerwałam jej bluzkę. - To.

Wzięłam ze stołu nóż i zaczęłam delikatnie jeździć nim po brzuchu dziewczyny. Po chwili przestałam się z nią cackać i przebiłam ostrzem skórę. Widziałam, że Bonnie ledwo powstrzymywała się od krzyku. I dobrze.

Po kilku nakłuciach postanowiłam skorzystać z okazji. Odchyliłam jej głowę i przejechałam palcami po jej szyi w poszukiwaniu ładnej żyły.

- O, ta będzie idealna - powiedziałam bardziej do siebie. Wysunęłam kły i wbiłam w jej skórę, po czym zaczęłam rozkoszować się pyszną krwią.

- Katherine? - usłyszałam za sobą głos... Kaia? Ale jak to? On przecież nie żyje.

Odwróciłam się z niedowierzaniem i spojrzałam w miejsce, z którego dochodził głos. Rzeczywiście, Parker stał tam i patrzył na mnie zaniepokojony.

Szybko skręciłam brunetce kark. Skoro Kai żyje, nie będę jej męczyć, ale życia i tak jej nie daruję.

- Kai! - krzyknęłam uradowana i do niego podbiegłam. Zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno go przyciągnęłam. - Ty żyjesz! Ale... jak?

- Mówiłem, że będzie dobrze - odpowiedział krótko. - W tym wymiarze nie da się umrzeć. Myślisz, że tego nie próbowałem?

- Nigdy więcej mi tego nie rób - powiedziałam i uścisnęłam go jeszcze mocniej.

Nagle do domu wszedł Damon.

- Co tu...? - nie dokończył pytania i spojrzał na mnie i Kaia, a potem na Raphaela. Na koniec przeniósł wzrok na martwą, przynajmniej na razie, Bonnie. - Bonnie... - wyszeptał i podbiegł do niej w wampirzym tempie. - Co ty jest zrobiłaś?! - krzyknął do mnie wkurzony.

- To, co ty Kaiowi - odparłam beznamiętnie.

Damon spojrzał na mnie jeszcze wścieklejszy. Chciał rzucić się na mnie, jednak gdy stał tuż przede mną, złapał się za głowę. Spojrzałam na Raphaela. Oczywiście to on za tym stał.

- Zostaw ich - powiedział spokojnie, jednak z odrobiną grozy w głosie.

- Kim ty, do cholery, jesteś? - wycharczał Damon.

- Raphael Parker, ten najstarszy - odpowiedział chłopak, podchodząc bliżej.

Salvatore patrzył na niego zdziwiony. Pewnie nie spodziewał się, że jest jeszcze jeden psychopatyczny Parker.

Brunet kucnął przy Damonie i bacznie mu się przyglądał.

- I ten drugi psychopatyczny - dodał po namyśle i za pomocą magii skręcił chłopakowi kark. - Zwiewajmy stąd - nakazał, po czym wszyscy wrócili w stronę wyjścia.

- Czekajcie - Kai nagle stanął w progu.

Oboje spojrzeliśmy na niego zdziwieni.

- Krew wiedźmy Bennett - wyjaśnił.

Od razu załapałam, o co mu chodzi. Krew Bonnie była jedynym brakującym elementem wydostania się stąd. Pobiegłam po jakieś niewielkie naczynie do kuchni, aż w końcu znalazłam małe plastikowe pudełko z pokrywką. Następnie popędziłam do nieprzytomnej brunetki i wlałam do pojemnika trochę świeżej krwi ściekającej z jej brzucha.

- Teraz możemy zwiewać - rzuciłam w pośpiechu, podchodząc do braci Parker.

Już po chwili wszyscy pędziliśmy na drugi koniec Mystic Falls, gdzie Damon i Bonnie nie będą w stanie nas znaleźć.

Wybraliśmy pierwszy lepszy dom w odległym zakątku miasta. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się prosto do salonu. Na stole położyłam pudełko z krwią czarownicy.

- Kai, masz ascendent? - zapytałam z nadzieją, że nie okaże się, że ten został u Salvatore'ów.

- Oczywiście, że tak - powiedział chłopak i sięgnął do kieszeni dżinsowej kurtki, czym mnie uspokoił.

Szatyn położył urządzenie obok pudełka krwi i razem z Parkerami zaczęliśmy się wgapiać w te dwie rzeczy, które mogły być naszym wybawieniem. Ale mimo tego nie wiedzieliśmy, co robić.

- A więc - zaczął Raphael. - Pytanie brzmi: chcemy stąd wyjść, czy nie?

Jednak nikt nie odważył się na nie odpowiedzieć.

~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że rozdział dodaję dopiero teraz. Miałam dodać wcześniej, ale w liceum niestety jest sporo nauki i już mam dość tej szkoły XD Rozdział na moje urodzinki 😊

Buziaczki, katherine02221

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro