Rozdział 2 - Katherine

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szłam opustoszałymi ulicami Mystic Falls, poszukując któregokolwiek z braci Salvatore. Obiecali pomóc mi w zdjęciu ze mnie zaklęcia, które rzucił na mnie ten przeklęty czarownik Silas. Jeśli jakaś czarownica nic z tym nie zrobi, umrę w ciągu zaledwie doby.

- Katherine - usłyszałam za sobą głos Stefana.

Obróciłam się i zobaczyłam obu braci z dwoma nieznajomymi mi osobami.

- Nareszcie - westchnęłam z ulgą. - Szukałam was po całym mieście. Gdzie wy byliście?

- Szukaliśmy wiedźmy, która zdejmie z ciebie to całe zaklęcie, więc okaż trochę wdzięczności. - powiedział Damon.

- Czemu nie mówiliście, że wampirzyca, której mamy pomóc to Katherine Pierce? - zapytała blondynka z kręconymi włosami, która stała obok Salvatorów.

- To ma jakieś znaczenie? - zapytał Damon.

- I to jakie - przyznał blondyn, który był bardzo podobny do towarzyszącej mu dziewczyny. Pewnie byli rodzeństwem.

- Coś nie tak? - zapytałam rozglądając się po każdym z nich.

- Liv, Luke, dajcie spokój - zachęcał Stefan. - Nie możecie zdjąć jednego prostego zaklęcia?

- Nie pomożemy komuś takiemu jak Katherine Pierce - stwierdził definitywnie Luke.

Podeszłam do niego w wampirzym tempie i chwyciłam go od tyłu za szyję.

- Zdejmij to zaklęcie albo twój brat zginie - zwróciłam się do Liv.

- Nie rób tego, Liv - wyszeptał chłopak.

- Zamknij się - rozkazałam i ścisnęłam go mocniej. - To jak, Liv? - znowu zwróciłam się do dziewczyny. - Pomożesz mi i uratujesz brata, czy może poświęcisz jego życie? - widać było, że czarownica się waha. - Koniec czasu - powiedziałam, jednocześnie skręcając kark chłopakowi.

- Nie! - krzyknęła Liv.

Chłopak upadł martwy przede mną, a dziewczyna od razu do niego podbiegła.

- Luke, Luke, obudź się - bezskutecznie próbowała go obudzić.

- Wybacz, kochana - powiedziałam z fałszywym uśmiechem. - Trzeba było się zgodzić - mówiąc to, odwróciłam się na pięcie i odeszłam.

Postanowiłam znaleźć wiedźmę Bennett, może ona będzie w stanie mi pomóc. A jeśli nie, wykorzystam... może Jeremiego? Bonnie na pewno nie zaryzykuje jego życia.

Nagle poczułam straszny ból głowy. Byłam pewna, że to Liv. Jak ja nienawidzę tych wiedźm. Zawsze tylko się rządzą i uważają za lepsze tylko dlatego, że mają magię.

Odwróciłam się i zobaczyłam tuż przed sobą Stefana. Trzymał w ręce strzykawkę, której zawartość chwilę później wstrzyknął mi w szyję. Zrobiło mi się słabo i czułam tylko, jak nogi się pode mną uginają i ląduję w ramionach Salvatore'a. Werbena.

***

Obudziłam się w jakimś nieznanym mi domu. Nade mną stali bracia Salvatore i Liv. Od razu wszyscy się na mnie spojrzeli.

- O, nasza śpiąca królewna się obudziła - powiedział starszy Salvatore z sarkastycznym uśmieszkiem na twarzy.

- Zamknij się, Damon - odparłam jeszcze nie do końca przytomna.

Wtedy uświadomiłam sobie, co się stało. Damon i Stefan mnie oszukali. Od początku mieli taki plan, aby zaciągnąć mnie tutaj. Tylko co oni teraz chcą zrobić?

- Gdzie ja jestem? - zapytałam.

- W naszym domu - odpowiedziała blondynka.

- Po co, do cholery, mnie tu przynieśliście? - mówiąc to, próbowałam wstać, ale zauważyłam, że przywiązali mnie linami do łóżka. - I po co to? - wskazałam moje związane ręce.

- Mój ojciec się uparł - Liv przewróciła wymownie oczami. - Stwierdził, że skoro zabiłaś kogoś z naszej rodziny, lepiej z tobą uważać.

- Tak to już jest, jak nie wykonuje się moich próśb. - warknęłam.

- Zamknij się, Katherine, i tak zaraz zginiesz - Damon oczywiście musiał się wtrącić. Nie wiem, jak on mógł myśleć, że kiedykolwiek go kochałam. Nie dorównuje do pięt swojemu bratu.

- Zaraz, co? - zapytałam zaskoczona. - Co masz na myśli mówiąc, że zaraz zginę?

- To co słyszysz, moja droga Katerino - starszy Salvatore specjalnie użył bułgarskiej formy mojego imienia. - Umrzesz. No wiesz, zabijemy cię, a ty przejdziesz na drugą stronę. Albo i nie. Na tym to polega. Kompletnie zapomniałem, że słowo ,,śmierć" nie widnieje w twoim słowniku.

- Wiem, co to śmierć, umarłam kiedyś. Ale nawet nie myśl, że zabijecie mnie na stałe. Nie pamiętasz? Jestem tą, która przeżyje wszystko. Nawet śmierć.

- To się jeszcze okaże - odparła Liv.

- Gdzie jest ta dziewczyna? - nagle do pomieszczenia wszedł jakiś siwy mężczyzna. Podejrzewałam, że to ojciec tych wiedźm. - Jak jej było? Petrova? Czy może Pierce? Pogubiłem się.

- Pierce - odparłam zirytowana. - Katherine Pierce. Katerina Petrova umarła w 1492.

- Mniejsza o to - skomentował krótko mężczyzna. - O jacie, gdzie moje maniery? Jestem Joshua Parker, ojciec chłopaka, którego zabiłaś. Luke, pamiętasz go jeszcze? - zapytał ironicznie. - Nie wiem, czy wiesz, ale surowo karzemy tutaj osoby, które zranią kogoś z naszej rodziny. Już nie wspominając o zabiciu kogoś.

- Co pan chce zrobić? - zapytał Stefan. - Nie taki był plan. Mieliśmy ją zamknąć w naszej piwnicy, aby nie stwarzała zagrożenia. I tak niedługo umrze.

- Ona nie zasługuje na śmierć - powiedział sucho Joshua i patrzył na mnie morderczym wzrokiem. - Jedynie na to.

Parker wyciągnął rękę i zaczął szeptać jakieś zaklęcie. Poczułam przeszywający ból głowy. Na szczęście trwało to bardzo krótko, ale kiedy chciałam spojrzeć w stronę Salvatorów, nie było ich tam. Nie było nikogo - Liv i Joshua też zniknęli.

Wyszłam przed dom, ale nikogo tam nie zastałam. Na ulicy również panowała martwa cisza. Chyba Joshua wysłał mnie do jakiegoś innego wymiaru. Ale co ja teraz zrobię? Za dobę umrę przez zaklęcie Silasa, a nie wydaje mi się, aby pojawiła się tutaj wkrótce jakaś wiedźma. Świetnie.

Skoro jestem sama w tym wymiarze, w sumie mogę robić, co chcę. Postanowiłam pójść do Mystic Grill, w końcu nic lepszego do roboty nie miałam.

Weszłam do baru, gdzie, jak wszędzie, były pustki. Poszłam za ladę, włączyłam muzykę i zaczęłam wybierać alkohol, który mogłabym wziąć. Hmm... tequila czy burbon? W ostateczności postanowiłam wziąć i to i to. Po co się oszczędzać? Po pierwsze, jestem tutaj sama, a po drugie, przecież i tak zaraz umrę. Muszę to wykorzystać.

Po jakimś czasie zaczęłam tańczyć. Chyba musiałam być naprawdę pijana, bo wzięłam miotłę, która służyła mi jako partner. Obracałam miotłę wokół siebie, popijając tequilę na zmianę z burbonem.

- Hej - w pewnym momencie usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się, rzucając miotłę w kąt. Zobaczyłam przed sobą przystojnego chłopaka, niedużo ode mnie starszego. To znaczy fizycznie. - Jestem Kai Parker, a ty?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro