11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

((Rozdział będzie w większości z perspektywy Charlie, jednak na początku musi pojawić się inna perspektywa))

Perspektywa Alastora

Ból, przeszywający i skręcający ból przeszywał każdą komórkę jego ciała. A potem... pustka, nie czuł zupełnie nic. Był jak zawieszony w próżni. Nie wiedział, ile minęło, gdy powietrze stało się ciężkie od zapachu ztęchłej wilgoci. Wzrok przyzwyczaił się do ciemności i ukazały się kamienne, stare ściany. Gdy rozejrzał się dookoła, jego wzrok spoczął na zaniepokojonej i przestraszonej Charlie.

Perspektywa Charlie

Gdy odzyskała kontrolę nad ciałem, zaczęła rozglądać się po otoczeniu, wtedy podbiegła do niej Vaggie i przytuliła ją mocno.
- Nic ci nie jest, Charlie?!
- Wszystko dobrze... C...co to było? Ta dziewczynka?
- Niewiadomo, ale lepiej się gdzieś ukryć.
Razem ruszyły przez ciemne, zatęchłe katakumby. Kroki ich odbijały się echem od wilgotnych ścian, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny i pleśni. Przemierzając korytarze, ich oczy coraz lepiej dostosowywały się do mroku, ale wciąż musiały uważać na każdy krok, by nie potknąć się o rozsypane kości, które były wszędzie wokół.

Charlie starała się nie patrzeć na porozrzucane szczątki, ale trudno było je zignorować. Każdy krok wydawał się przypominać o śmierci i przerażeniu, które niegdyś wypełniały to miejsce. Vaggie prowadziła, trzymając Charlie za rękę, starając się dodać jej otuchy.

Minęli kilka nisz, gdzie w mroku czaiły się zarysy dawnych grobowców. Niektóre były otwarte, jakby ktoś je splądrował dawno temu, inne wciąż zamknięte, skrywające swoje tajemnice. Czasem napotykali na zniszczone inskrypcje na ścianach, ledwo widoczne w przygaszonym świetle.
Korytarze zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Każdy zakręt przynosił nowe wyzwania – wąskie przejścia, niskie stropy, gdzie musieli schylać głowy, oraz miejsca, gdzie musieli przeciskać się obok stosów kości. Charlie poczuła zimny dreszcz, gdy musiała przesunąć kilka czaszek, by móc przejść dalej.

- Musimy znaleźć jakąś kryjówkę, miejsce, gdzie będziemy mogły się schować - powiedziała Vaggie, jej głos pełen determinacji.

Przemierzając kolejne korytarze, zauważyli małe, zrujnowane drzwi w ścianie. Vaggie pchnęła je ostrożnie, a te zaskrzypiały cicho, otwierając się na małe, ciasne pomieszczenie. Wewnątrz było nieco mniej wilgotno i było mniej czuć zapach stęchlizny. Miejsce to wydawało się względnie bezpieczne, przynajmniej na chwilę.

- Tutaj powinniśmy być bezpieczni na jakiś czas - szepnęła Vaggie, pomagając Charlie usiąść na zimnej kamiennej podłodze. Oparła się o ścianę, próbując uspokoić oddech.

- Co teraz? - zapytała Charlie, patrząc na Vaggie z nadzieją w oczach.

- Teraz musimy zebrać myśli i opracować plan. Nie możemy tu zostać na zawsze, ale musimy znaleźć sposób, by przetrwać - odpowiedziała Vaggie, kładąc dłoń na ramieniu Charlie, dodając jej otuchy.

W ciszy, która zapadła, wsłuchiwali się w odgłosy katakumb. Kroki, odległe szmery, czasem dziwne echa, które trudno było zidentyfikować. Wiedzieli, że muszą być czujni i gotowi do działania w każdej chwili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro