○27. Oby nie zmienił cię na gorsze○

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka miesięcy później

Dwoje ludzi szło przez las. Mężczyzna z kuszą szedł tuż za brązowowłosą kobietą, która prowadziła go w tylko sobie znanym kierunku.

-Daleko jeszcze?- zapytał Daryl. Hannah zerknęła na niego przez ramie posyłając lekki uśmiech.

-Bądź cierpliwy. To niedaleko. 

-To samo mówiłaś jakieś pół godziny temu.- stwierdził na co ona głośno westchnęła. Strasznie niecierpliwił się jakby miał lepsze rzeczy do roboty, choć to nie prawda bo bardzo lubił spędzać z nią czas.

-Zaraz dojdziemy. Może przy okazji coś upolujesz bo moich zająców nie dostaniesz.

-Jeżeli w ogóle się złapały.- mruknął pesymistycznie, ale to nie zmniejszyło entuzjazmu Hannah.

-Na pewno się złapały. O to tam.- dodała gdy rozpoznała okolicę po czym wskazała miejsce przy niewielkich krzaczkach. Gdy tam podeszli zobaczyli że w drewnianej prostokątnej pułapce coś siedziało w środku. 

Hannah ukucnęła przy pułapce i zajrzała do środka gdzie znajdowały się trzy dorosłe zające. Zadowolona spojrzała na kusznika, który mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Uważał że jej pomysł na pułapkę, która miała służyć do łapania zwierząt żywcem nie zadziała, ale okazało się inaczej i teraz on wyszedł na niedowiarka. Brązowowłosa odczepiła sznurek od krzaka i podniosła klatkę razem z złapanymi zającami.

-Aż trzy. Oby wśród nich był samiec i samica, to będziemy mogli je rozmnażać. Wtedy nie będziemy musieli chodzić do lasu i polować na nie, będziemy mieli własną hodowle. Widzisz miałam rację, czasem warto uwierzyć.- uśmiechnęła się zwycięsko.

-Ta jasne.- burknął.

-Weź się nie obrażaj. Powinieneś być dumny w końcu od ciebie uczyłam się polować. 

-Tyle że ja zabijam.

-No i co z tego? Polowanie to polowanie. Dla mnie żadna to różnica.

-Dla mnie tak. Ile jest jeszcze tych pułapek?

-Dwie. Powinniśmy iść chyba w... - rozejrzała się szukając kierunku w którym powinni podążyć. Wszędzie były drzewa i krzaki. Nie łatwo było jej dokładnie zapamiętać miejsca gdzie zastawiła pułapki bo wszystko było do siebie bardzo podobne.-... tą stronę.- stwierdziła choć szczerze, to nie była do końca pewna.

-I ty twierdzisz że umiesz polować choć nawet nie pamiętasz gdzie są pułapki?

-Co ja poradzę że te drzewa wyglądają prawie tak samo.- oboje ruszyli we wskazanym przez nią kierunku.- I dlatego wzięłam ciebie ze sobą. W razie gdybym zgubiła się, to ty znajdziesz drogę powrotną.

-Jestem twoim zabezpieczeniem?

-Raczej towarzyszem, który w razie potrzeby może pomóc. Bez ciebie byłoby mi trudniej.

Po kilku minutach marszu znaleźli drugą klatkę, która niestety została zepsuta przez sztywnego który pozostawił tylko resztki zająca którego zjadł. Nie było to zbytnio pocieszające, ale przynajmniej mieli już trzy zwierzaki. Ruszyli dalej aby znaleźć ostatnią pułapkę, która na szczęście okazała się być cała, a do tego w środku znajdowały się dwa złapane zające. To dawało bardzo dużą szansę, że hodowla się uda. 

Po zabraniu klatek ruszyli w drogę powrotną do Alexandrii. Jednak gdy szli usłyszeli czyjeś wołanie o pomoc. Nie mogli przejść obojętnie więc postanowili sprawdzić to. Gdy tylko zauważyli jak czworo ludzi walczy z grupką trupów i niezbyt sobie z nimi radzą postanowili pomóc. A raczej było to tak że Hannah odłożyła na ziemię klatki i wyciągając maczetę z pochwy ruszyła im na pomoc. Daryl wiedząc że jej nie zatrzyma ruszył za nią. 

Dość szybko i łatwo wybili sztywnych. Gdy skończyli Hannah mogła dokładniej przyjrzeć się nieznajomym, którzy nie wyglądali najlepiej. Było ich czworo, jedna kobieta, dwóch dorosłych mężczyzn oraz chłopak na około szesnaście lat. Oprócz zwykłych noży, nie mieli innej broni ani żadnych dodatkowych rzeczy typu na przykład plecak czy cokolwiek innego. Byli zaniedbani i brudni. Widać było że byli zmęczeni i możliwe że głodowali.

-Dziękujemy za pomoc.- odezwał się najstarszy z nich. Miał czarne włosy i krótką brodę.- Jestem Col, to Jack - wskazał na bruneta z piwnymi oczami.- a to Jasmine - pokazał kobietę o krótkich rudych włosach, a następnie wskazał chłopaka o ciemnych blond włosach.- oraz Tyler. Jeszcze raz dziękuję.

-Trzeba pomagać ludziom w potrzebie. Jestem Hannah, a to Daryl.- odezwała się brązowowłosa uśmiechając się do nich przyjaźnie co nieznajomi  odwzajemnili tym samym gestem.

Hannah zerknęła na Daryl'a pytając go w niemy sposób czy mogą zabrać ich do Alexandrii. Mężczyzna nie był zbytnio przychylny temu pomysłowi, choć przydali by się im w osadzie nowi do pracy bo liczba mieszkańców była niewielka, więc głównie z tego tylko powodu zgodził się.

Wypytali ich najpierw o kilka najważniejszych spraw. Twierdzili że parę tygodni temu stracili obóz, który został zniszczony przez sztywnych a reszta ich grupy zginęła, przetrwali tylko oni. W zasadzie przed apokalipsą nie znali się, dopiero później gdy dołączyli do swojej dawnej grupy zapoznali się. Oczywiście zadali im trzy najistotniejsze pytania. W sprawie ilu zabili sztywnych nikt z nich nie podał konkretnej liczby ponieważ nawet nie liczyli ile zabili trupów. A w przypadku ilu zabili ludzi Col przyznał że czterech ponieważ próbowali skrzywdzić jego i jego bliskich, Jasmine zabiła troje w samoobronie, Jack dwoje ponieważ zostali ugryzieni, a Tyler nie zabił nikogo.  Po skończeniu zadawania im pytań, na które chętnie odpowiadali zdecydowali zabrać ich ze sobą.

○●○●○●○●○●

Ledwo po przekroczeniu bramy Alexandrii pojawiła się Michonne jakby cały czas wyczekiwała ich powrotu. Gdy zobaczyła że nie wrócili sami nie była zadowolona. Zaczęła mówić że to może być ryzykowne, ale rozumiała że chcieli im pomóc. Liczebność mieszkańców Alexandrii nie była zbyt duża więc nowi mogli być dobrym wsparciem w utrzymaniu tego miejsca. Więc po rozmowie Michonne stwierdziła że mogą zostać, ale muszą mieć na nich oko. W razie gdyby zachowywali się podejrzanie lub coś będą kombinować zostaną wyrzuceni, a w najgorszym wypadku zabici.

Wyznaczyli im dom gdzie od teraz będą mogli zamieszkać i pozostawili ich aby mogli w spokoju zjeść i ogarnąć się.

-Wydają się być w porządku.- stwierdziła Hannah gdy razem z Daryl'em wyszli z domu gdzie zostawili nowych. Brązowowłosa zerknęła przez ramie i spojrzała w okno budynku gdzie widać było jednego z nowych.

-Może są albo i nie. Z czasem się okaże. A co z twoimi zającami?- zapytał kusznik zmieniając temat.

-Jutro zabiorę się za budowę większej klatki z wybiegiem. Dziś już za późno na to. Wpadniesz dzisiaj na kolację?

-Nie wiem czy mam czas.

-A co masz do roboty?- zapytała zerkając na niego. Daryl uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami przez co wiedziała że tylko się z nią droczy.

-Mam napięty grafik.

-Może znajdziesz czas między polowaniem na wiewiórki a roztrzaskiwaniem czaszek trupom? 

-Jeszcze zobaczę.

-Czyli widzimy się wieczorem.

-Pewnie tak.

Hannah uśmiechnęła się do niego, a następnie skręciła w lewo. Daryl ustał na chwilę w miejscu obserwując jak oddala się od niego po czym wchodzi na werandę swojego domu i znika za drzwiami. 

Grimes gdy weszła do domu zdjęła kurtkę i odwiesiła ją na wieszak. Przeszła do salonu gdzie Judith siedziała przy kawowym stoliku i rysowała sobie. Podeszła do niej i poczochrała jej włosy na co dziewczynka zareagowała chichotem. Minęła ją po czym odpinając pasek z bronią usiadła przy stole i położyła pasek na blacie.

-Żadnej broni na stole.

Michonne weszła do kuchni. Hannah zaśmiała się krótko, ale widząc stanowcze spojrzenie czarnoskórej westchnęła i zabrała broń ze stołu po czym odłożyła ją wysoko na szafkę.

-Oczywiście, ty tu rządzisz.

-Tą bronią zabijasz sztywnych, to niehigieniczne by kłaść ją na stole.

-W sumie racja.- brązowowłosa oparła podbródek o dłoń, a palcem drugiej zaczęła kreślić na blacie małe kółeczka.

Michonne przystanęła na chwilę i przyjrzała się jej. Wyczuła że coś ewidentnie nie było w porządku z nią. Podeszła bliżej i usiadła na przeciw niej.

-Hannah...

-Pokłóciliśmy się.- powiedziała nagle przerywając czarnoskórej zanim zdążyła zapytać co się stało.- Powiedział coś głupiego co mnie zdenerwowało i nie chciał za to przeprosić. Nie widziałam się z nim od wczoraj.

-Już myślałam że siłą będę musiała wyciągnąć z ciebie co się stało.

- Jest taki arogancki. Denerwuje mnie. Nie odwiedzę go przez kilka dni, może się ogarnie i postanowi przeprosić. W sumie to nie twój problem. Lepiej powiedz, jak się czujesz. Czy mały RJ daje ci w kość?- zapytała z uśmiechem. Michonne odwzajemniła gest. Spojrzała na swój dość okrągły brzuch, pogładziła go delikatnie po czym ponownie spojrzała na Hannah.

-Czuję się dobrze, mały też. Już tak nie kopie jak wczoraj. A w sprawie Negana...

Hannah westchnęła gdy wypowiedziała jego imię. Odwróciła wzrok i wróciła do kreślenia kółek na blacie. Ostatnio miała go dość ponieważ zachowywał się wrednie i był cholernie wybredny, to chleb zbyt suchy to pomidor zbyt nie dojrzały. Cały czas coś mu nie pasowało. Zachowywał się gorzej niż kobieta w czasie okresu. A to co powiedział ubiegłego dnia przelało szalę. Więc dopóki nie przeprosi to nie odwiedzi go, nawet jeśli znowu zacznie głodówkę.

- Nie chcę o nim rozmawiać. I tak w ogóle, to Daryl wpadnie na kolację więc muszę przyrządzić jedzenie.- powiedziała chcąc odwrócić uwagę od tamtego tematu. Wstała i szybkim krokiem podeszła do kuchennego blatu chcąc przygotować posiłek.

-Nie próbuj zmienić tematu. Daryl przychodzi tu prawie codziennie. Zdziwiłabym się gdyby nie przyszedł na kolację. Myślę że powinnaś rozważyć temat Negana i...

-Przestań drążyć.- powiedziała zdenerwowanym tonem, ale nie podnosząc głosu. Odwróciła się gwałtownie w jej stronę przez co łokciem zrzuciła z kuchennego blatu słoik z przyprawą.

Słoik roztrzaskał się na podłodze robiąc hałas przez co obie wzdrygnęły się.

-Cholera.- mruknęła brązowowłosa kucając przy zbitym słoiku. Zaczęła zbierać kawałki szkła.

-Uważaj bo się pokaleczysz.

-Nie podchodź, sama to posprzątam.

-Zmieniłaś się Hannah.- powiedziała nagle Michonne. 

Brązowowłosa nie spojrzała na nią tylko kontynuowała sprzątanie będąc przy tym ostrożną by się nie pokaleczyć.

-Tak czasem bywa.- mruknęła brązowowłosa.

-Oby nie zmienił cię na gorsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro