○21.Przynajmniej próbuję○

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hannah przekazała informacje Michonne, która przez radio'odbiornik przekazała to Rick'owi, który był w obozie nad rzeką gdzie budują most. Ale Grimes nie chciała tego tak pozostawić by sprawa jakoś sama się rozwiązała. Chciała się też przydać więc postanowił udać się nad rzekę. Zabrała jednego z koni i wyruszyła z Alexandrii, oczywiście powiedziała Michonne gdzie się udaje aby nie martwiła się o nią. 

Droga zleciała jej dość szybko choć rzeka wcale zbyt blisko nie była położona od Alexandrii. Ale gdy tylko dotarła do obozu zauważyła, że coś jest nie tak. Część ludzi zabierała swoje rzeczy i zaczęli odchodzić, opuszczali obóz. Hannah zsiadła z konia i przywiązała go do drzewa. Przy dużym namiocie zauważyła brata, który rozmawiał z Carol oraz Daryl'em, podeszła do nich.

-Co się dzieje?- zapytała zwracając tym na siebie uwagę całej trójki.

- Co tu robisz? Powinnaś być w Alexandrii.- powiedział Rick.

-Pomyślałam że przyda się wam pomoc. A widzę że nie jest najlepiej.

- Rozwiązaliśmy sprawę, dzięki tobie. Ale niestety wszystko się wydało. Zbawcy postanowili odejść, nie chcą już naszej pomocy, a szczególnie nie chcą abyśmy nimi rządzili.- powiedziała Carol.

-A most? Bez nich budowa się opóźni.

- Może nawet całkowicie ją wstrzymamy.- stwierdził Rick.

-Czemu?

- Prąd rzeki zrobił się silniejszy. Eugene oszacował, że most tego nie wytrzyma. Moglibyśmy dać więcej umocnień, ale nie mamy wystarczająco ludzi, a czas upływa. 

- Same fatalne wiadomości. Chociaż jeden dzień mógłby być na prawdę udany.- westchnęła smętnie. Jak zawsze coś musiało się niedobrego wydarzyć, nic nigdy nie mogło pójść pomyślnie.- I co teraz?

- Zabieram swoich do Królestwa.- odezwała się Carol.- Jeśli prąd rzeki się nie zmniejszy nie będzie warto kontynuować budowy. Pójdę się spakować.- szarowłosa odeszła od nich i zniknęła w jednym z stojących pośród drzew namiotów.

-Jest cokolwiek dobrego w tym wszystkim?- zapytała brązowowłosa choć nie łudziła się, że dowie się czegoś pozytywnego.

-Stada skręciły na wschód więc miną most i społeczności.- powiedział Daryl.

-Chociaż tyle.- przynajmniej nie musieli martwić się stadami trupów, które szły w kierunku mostu. Przydzielili specjalną grupę by odwrócili ich uwagę i skierowali w innym kierunku, co na szczęście się udało.

-Musimy jeszcze sprawdzić barierę przy drodze aby upewnić się, że sztywni nie zmienią trasy.- powiedział Rick.

-Mogę ci w tym pomóc.- oznajmiła ochoczo Hannah.

-Nie, zostań tu albo najlepiej wróć do Alexandrii. Zajmę się tym z Daryl'em.- oświadczył Rick. Hannah spojrzała na niego oburzona. Chciała być przydatna, a nie musi ciągle siedzieć na tyłku bo on jej tak karze.

- Czemu mnie tak traktujesz? Mogę pomóc.

- Wiem, ale chcę abyś była bezpieczna.

- Dlatego nie pozwalasz mi opuszczać Alexandrii? Nie jestem dzieckiem, mam prawo decydować o sobie. W tym świecie nie da się być bezpiecznym. Wszędzie jest zagrożenie, nie uchronisz mnie przed tym.

-Ale przynajmniej spróbuję. Wracaj do domu.- rozkazał poważny tonem głosu. Żadne z nich nie lubiło się kłócić ze sobą, ale bywały momenty gdy emocje górowały i niekoniecznie panowali nad tym co mówili. Każdy z nich próbował postawić na swoim. Hannah miała ochotę wygarnąć mu to o czym myśli, może nawet powiedziała by coś czego nie powinna.

-Wiesz co? Car...

- Idź już, zaraz do ciebie dołączę.- Daryl przerwał jej wręcz zatykając jej buzię własną ręką gdy wyminął Rick'a aby nie zobaczył że to zrobił. Gdy spojrzał na starszego Grimes'a szybko zabrał dłoń z jej ust i dał do zrozumienia by poszedł już przygotować się do drogi. Rick skinął głową po czym odszedł od nich.- Prawie to powiedziałaś.- stwierdził z złością kusznik.

- Wiem, dzięki że mnie powstrzymałeś.- dopiero teraz dotarło do niej co tak na prawdę chciała powiedzieć Rick'owi, że mimo że próbował chronić bliskich to nie uchronił Carl'a przez co zginął. Gdyby rzeczywiście te słowa wyszły z jej ust, to brzmiałoby to jakby obwiniała go za śmierć Carl'a, jakby to wszystko było jego winą, tak jak jej zabranie przez Zbawców. A przecież nie miała pretensji do brata, starał się jak tylko mógł by ich chronić, i podziwiała go że wciąż się nie poddał.

- Rozumiem że chcesz pomóc, ale kłótnie w niczym nie pomogą.

-Masz rację, po prostu mam dzisiaj ciężki dzień. 

-Nie tylko ty. Ostatnio wiele rzeczy idzie źle, a on próbuje coś na to zaradzić.- Daryl spojrzał w kierunku gdzie Rick odwiązywał swojego konia od drzewa. Hannah również tam spojrzała.

- Czasami zapominam jak on dużo dźwiga na swoich barkach. Ale nie rozumiem czemu nie chce abym mu w tym pomogła.

-Bo to nie jest łatwe. Jeszcze zdążysz się natrudzić. Dobra, trzeba już ruszać.

- Daj mi chwilę, chcę jeszcze z nim porozmawiać. Spokojnie nie będę się kłócić.- dodała gdy zauważyła jego niepewne spojrzenie. Daryl skinął głową godząc się na to więc Hannah ruszyła w kierunku brata.

- Zaraz wrócę do Alexandrii.- powiedziała gdy podeszła do Rick'a. Mężczyzna spojrzał na nią, zauważyła że wyraz jego twarzy rozpromienił się jakby ta informacja go ucieszyła.- Wiesz że możesz na mnie polegać?

-Wiem i widzę jak się starasz pomagać. Bardzo to doceniam. I wcale nie chcę cię ograniczać, ale czuję się lepiej wiedząc że ty, Michonne i Judith jesteście bezpieczne w Alexandrii. 

-Rozumiem braciszku. Po prostu czasem zachowuję się jak idiotka i o tym zapominam.

- Wcale lepszy nie jestem. Jesteś dorosła, choć wciąż mam wrażenie że jesteś moją małą siostrzyczką.

-Zawsze nią będę, ale nie przesadzaj z tym.- uśmiechnęła się co Rick odwzajemnił.- Uważaj na siebie, nie narażaj się niepotrzebnie. 

- Ty też.

Hannah posłała jeszcze ostatni uśmiech po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie. Minęła Daryl'a mówiąc mu by na siebie uważał. Gdy dotarła do swojego konia usłyszała warkot silnika. Obróciła się i wtedy zobaczyła jak Daryl odjeżdża z obozu na motorze, a za nim na koniu podążył Rick. 

Usiadła na swoim koniu, a następnie ruszyła. Nie śpieszyła się aby wrócić do Alexandrii. Jechała spokojnie przy okazji podziwiając las gdzie pośród drzew latały ptaki śpiewając przyjemne dla ucha melodie. Ale urok natury prysł gdy z lasu na drogę wyszedł sztywny. Hannah zatrzymała konia. Trup zauważył ich więc mozolnym krokiem utykając na jedną nogę, która była wygięta w nienaturalny sposób zaczął iść w ich kierunku. Brązowowłosa zeszła z zwierzęcia. Stwierdziła że lepiej pozbyć się przeszkody, szczególnie że jest tylko jeden. Wyciągając maczetę zrobiła kilka kroków w stronę trupa. Była nim zajęta więc nie zauważyła że z lasu wyszły kolejne dwa, które od tyłu zaczęły zbliżać się do konia. Gdy Hannah wbiła maczetę w głowę sztywnego usłyszała jak koń zaczął wydawać z siebie niespokojne odgłosy. Spojrzała na zwierzę, a wtedy dwa trupy zbliżyły się do niego chcąc go dopaść. Jeden z sztywnych chwycił za siodło aby przytrzymać konia, który chciał uciec. Hannah wyciągnęła pistolet i strzeliła dwa razy, obie kulki trawiły w czaszki trupów, które po chwili padły na ziemię. Pistolet miał tłumik więc nie musiała martwić się że kolejne umarlaki przyjdą tu gdyby usłyszały hałas. Szybko podeszła do konia i zaczęła głaskać go aby go uspokoić. Sprawdziła jeszcze czy aby na pewno nie został ranny, ale nic mu nie było.

-Mało brakowało, co?- pogładziła konia po grzywie. Zwierze machnęło głową jakby chciało w ten sposób coś powiedzieć. Uśmiechnęła się do niego po czym zerknęła jeszcze przelotnie na siodło by sprawdzić czy nie rozpięło się po czym wsiadła na konia.- Wio.- machnęła lejcami przez co zwierze ruszyło przed siebie. Jednak jej jazda nie potrwała zbyt długo. Ciszę wśród drzew przerwały kilka huków wystrzałów z broni. Hannah z obawą zauważyła, że te hałasy pochodzą od strony obozu. A najgorsze było to że stado, które przechodziło niedaleko mostu na pewno to usłyszało.- Wio!- pędem ruszyła w kierunku obozu. Cokolwiek albo ktokolwiek spowodował strzelaninę nie wróżyło to niczego dobrego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro