●24. Mam tego dość●

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy drzwi zostały otwarte blask światła wpadł przez nie do środka, ale chwile później ten blask zniknął gdy drzwi zamknęły się za brązowowłosą kobietą. Hannah weszła do środka, podeszła do krat i położyła tackę z jedzeniem obok na ziemi. Stuknięcie metalu o beton był jedynym dźwiękiem, który zabrzmiał w pomieszczeniu.

-Czas na jedzenie.- mruknęła smętnie patrząc za kraty gdzie Negan leżał na łóżku i czytał książkę. Mężczyzna zerknął na nią, nie śpiesząc się odłożył książkę i usiadł. Parę chwil przyglądał się jej aż w końcu podniósł się i podszedł do krat aby wziąć jedzenie.

Hannah patrzyła jak on bierze swój posiłek po czym wrócił na łóżko i postawił tackę na małą komodę obok. Najczęściej wychodziła w tym momencie, nie zostawała tu dłużej niż musiała, ale gdy spojrzała na drzwi wyjściowe skrzywiła się. Jeśli wyjdzie ponownie zacznie się to samo co trwało już ponad dwa dni. Ludzie ciągle mówili że im przykro z powodu tego co się stało, że rozumieją jej ból, posyłali smutne uśmiechy jakby to miało jej pomóc. Mieszkańcy starali się pokazać że są z nią i chcą ją wesprzeć, ale to było po części tylko na pokaz. Bo gdy usłyszała od kogoś najszczersze kondolencje przy których twarz tej osoby wyrażała smutek, a chwilę później gdy skończyli rozmawiać widziała tą osobę jak się śmieje z innymi i żartują sobie w najlepsze, coś sprawiało że była wściekła. Miała dość tych ich pocieszeń, tych ich współczujących spojrzeń, to wcale nie pomagało jej, a sprawiało że było gorzej bo nie mogła przez nich zapomnieć. Zamiast pozwolić jej w spokoju to przeboleć, oni ciągle swoimi gadkami otwierali jej rany i przypominali o tym co się wydarzyło. A to było nie do zniesienia. Więc zaczęła bardziej unikać ludzi. Nie wszystkich bo niektórzy rozumieli że potrzebuje czasu i nie nachodzili jej jeśli tego nie chciała. Dlatego gdy teraz patrzyła na drzwi, które prowadziły na zewnątrz, nie chciała jeszcze stąd wychodzić. Podeszła do ściany i usiadła na ziemi przy kratach opierając plecy o ścianę.

Negan podniósł wzrok gdy nie usłyszał otwieranych, a później zamykanych drzwi, które oznaczały że Hannah wyszła. Zamiast tego zobaczył jak usiadła przy kratach. Przeżuł kęs kanapki i połknął ją, a resztę odłożył na tackę leżącą na komodzie.

-Słyszałem co się stało.- odezwał się przerywając dziwną ciszę, która między nimi panowała. Hannah nic nie odpowiedziała, ani nie spojrzała na niego.- Te okno jest lepsze niż telewizor.- zerknął na moment na okno po czym ponownie na nią spojrzał.- Czasem ludzie odpierdalają na zewnątrz takie cyrki, że śmiać mi się chce. Odwalają tak absurdalne rzeczy, że czasami zapominam że gnije za kratami. Ale to rzadko się zdarza, przeważnie mówią o błahostkach, które są na prawdę żałosne. Zachowują się jakby zapominali o sztywnych. A oboje wiemy jak takie zachowanie się kończy.- powiedział żartobliwym tonem, ale odkaszlną poważniejąc gdy nie zauważył aby na jej twarzy zawitała choćby najmniejsza oznaka rozbawienia.- Miło że dotrzymujesz mi towarzystwa przy tym jakże cudnym posiłku, te pomidory są takie smaczne, a szynka to niebo w gębie. Pochwała dla kucharza.- powiedział radośnie.

-To tylko kanapka. Zwykłe jedzenie.- mruknęła obojętnym głosem Hannah.

-Może i to tylko zwykła kanapka, ale sprawia mi radość bo jest pyszna. Trzeba doceniać nawet najmniejsze rzeczy, trzeba się nimi cieszyć.

-Musimy cieszyć się każdą chwilą bo czas i tak upłynie nawet jeśli nie będziemy tego chcieli.

-Jeśli zapytam czemu tu siedzisz, to nie wywoła to gniewu u ciebie?

-Gniewu?- spojrzała na niego.- Przynajmniej tu mam spokój.

-Spokój? Myślałem że moje towarzystwo cię wkurwia.

-Bo tak jest, ale wolę siedzieć tu z tobą niż słuchać ich gadania ciągle o tym samym, jak to im przykro, że jaka to tragedia nas spotkała bla bla bla... Mam tego dość.- zmarszczyła gniewnie brwi ściskając dłonie w pięści.

-Załapałem. Więc jeśli powiem że mi przykro z powodu tego co się stało to...

-Byłoby to kłamstwem.- przerwała mu.- Pewnie cieszysz się że Rick nie żyje. Był twoim wrogiem, który pokonał cię, ośmieszył i zamknął w celi abyś w niej zgnił. Te słowa w twoich ustach nic nie znaczą.- nie oczekiwała od niego żadnego współczucia bo wiedziała jaki jest i co łączyło go z jej bratem. Nie musiał niczego udawać, to było niepotrzebne.

- Nie do końca to prawda.

-Co masz na myśli?- spojrzała na niego marszcząc brwi.

Negan wstał po czym zbliżył się do krat. Usiadł przy ścianie tuż obok gdzie obok za kratami siedziała Hannah. Oparł plecy o ścianę i spojrzał na nią.

-Cierpisz.- stwierdził na co ona zareagowała nerwowym chichotem.- I właśnie z tego powodu jest mi przykro. Nie musisz mi wierzyć że boli mnie widok gdy jest ci źle.

Hannah rozchyliła lekko wargi jakby chciała to jakoś skomentować, ale gdy poczuła jak niechciane łzy napływają jej do oczu odwróciła wzrok od niego i się nie odezwała.

-Przykro mi Hannah. Masz pieprzonego pecha w życiu.- gdy to mówił brzmiał szczerze i prawdziwie, a to było nie podobne do niego.

-Mam cholernie popieprzonego pecha.- westchnęła przyciągając kolana do klatki piersiowej.

- Ludzie potrafią zamęczyć. Nie dziwie się że potrzebujesz spokoju, miejsca gdzie nie będziesz musiała udawać że jakoś się trzymasz i uśmiechać na siłę. Wypłakanie się pomaga wyrzucić z siebie złe emocje więc nie krępuj się przy mnie. I tak nie mam komu wygadać, że przyszłaś tu popłakać. Nie powiedziałbym nawet gdybym miał komu bo przestałabyś przychodzić gdybym zdradził ten sekret.- zażartował co tym razem przyniosło jakiś skutek bo na twarzy Hannah pokazał się przez chwilę mały uśmiech.

-Mógłbyś występować w kabaretach, ale za dużo przeklinasz.

-Śmiech jest najlepszym lekarstwem, każdy ci to powie.

Zapadła między nimi cisza. Hannah przez chwilę jeszcze się uśmiechała gdy wydawało jej się że poprawił jej humor, ale szybko spoważniała gdy przygnębienie nagle znowu uderzyło. Nic nie mogła poradzić na pojawiające się w jej oczach łzy, próbowała z tym walczyć, ale nie udało jej się. Zaczęła cicho szlochać. Nie miała już sił kryć się z faktem, że jest jej ciężko. Brązowowłosa poczuła nagle większą dłoń, która chwyciła jej dłoń. Spojrzała na Negana, który smutno się uśmiechnął, w jego oczach mogła dostrzec że był z nią szczery, że na prawdę bolało go to że ona cierpi.

-Jesteś silna Hannah, nie wątp w to. Z czasem będzie bolało mniej. Pamiętaj że nie jesteś sama. Wciąż masz rodzinę, której na tobie zależy i innych. Cholernie ci tego zazdroszczę. Gdybym mógł zmieniłbym wiele rzeczy i...

Hannah nagle przysunęła się bliżej krat wkładając za nie rękę. Chwyciła zaskoczonego Negana za koszule i przyciągnęła go jak najbliżej się dało do krat po czym pocałowała go.

-Wow, to było... wow. Zaskoczyłaś mnie.- powiedział gdy odsunęli się od siebie.

-Zanim moje życie dobiegnie końca, chce je przeżyć, chce być jeszcze szczęśliwa, chce przestać żałować i martwić się że inni nie zrozumieją tego czego potrzebuję.

-Co chcesz przez to powiedzieć?

-Że... chyba dam nam szansę. Może się to nie uda ze względu na okoliczności i fakt że zrobiłeś wiele złych rzeczy. Ale nie potrafię zwalczyć moich uczuć więc się im oddam. Szczerze to wolałabym pokochać kogoś innego, ale skoro stało się tak a nie inaczej... Spróbuję, ale to działa w dwie strony. Jeśli ty nie chcesz, to nie będę próbować na siłę. Cholera, czuje się jakbym wygadywała głupoty.- westchnęła żałując że dała się ponieść chwili. Może nie powinna była tego mówić, ale właśnie tak myślała. Nie potrafiła odkochać się, nawet jak z całych sił z tym walczyła.

-To nie głupoty skarbie.- uśmiechnął się przez co i ona mimowolnie uśmiechnęła się.- Myślę że warto spróbować, a może uda ci się nawet mnie naprawić i stanę się dobry. Miłość przecież działa cuda.

- Podobno tak.

- Zobaczymy co przyniesie nam los.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro