●26. Miłość przezwycięży wszystko, prawda?●

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Walczyłam z demonami, które nie pozwalały mi spać

Nawoływałam do morza, lecz mnie porzuciło

Ale nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie

Nie, nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie

Hannah siedziała przy kuchennej wysepce w dłoniach trzymając kubek z herbatą, która zdążyła już wystygnąć zanim mogła ją wypiła do końca. Wpatrywała się w kubek jakby w nim mogła znaleźć podpowiedź na problem, który powinna rozwiązać.

-Wiedziałaś o tym?- zapytała przerywając cisze w kuchni. Michonne siedząc po drugiej stronie blatu wysepki kuchennej spojrzała na nią.

-O czym?

-O tym co Daryl do mnie czuje.- oznajmiła zauważając jak czarnoskóra westchnęła domyślając się o czym ta rozmowa będzie.

-Wiesz jaki on jest. Nie mówi o swoich uczuciach, właściwie to niezbyt dużo mówi. Ale nie musiał. To w jaki sposób na ciebie patrzy, zawsze upewnia się czy jesteś cała i bezpieczna, to mówi wiele.

-O Carol też bardzo dba i troszczy się. Są ze sobą tak blisko, że wygląda to jakby łączyło ich znacznie więcej niż tylko przyjaźń.

-Ale ty nie jesteś Carol. Powiedział ci?

-Nie wprost, ale nie musiał mówić tych słów. Rick wiedział?

-Pewnie tak. Co zrobisz?

-Nie mam pojęcia. Podjęłam dziś decyzję, ale to chyba nie było właściwe, zwłaszcza po tym czego dowiedziałam się.

-Jaką podjęłaś decyzję?

- Daryl'owi się to nie spodobało więc tobie raczej też nie. Byłam dziś u Negana, rozmawiałam z nim. Wiesz z czym się borykam. Postanowiłam z tym nie walczyć i dać szansę.

- Chcesz spróbować z nim być? Hannah, to zły pomysł, bardzo zły.- stwierdziła czarnoskóra. Z pewnością nie przypadło jej to do gustu.

-Widzisz, Daryl też był tego zdania. Starałam się zwalczyć uczucia, ale nie udało się.

-Będziesz przez niego cierpieć.

-Już cierpię. Nie rozumiecie tego? To niszczy mnie od środka. Cokolwiek zrobię to kończy się źle. Nie wiem już co powinnam zrobić. Biegam jak w jakimś porąbanym labiryncie. Czemu nic nie może być proste?

-Uczucia nigdy nie były proste.

-Więc co mam zrobić by było lepiej? To i tak skończy się cierpieniem kogoś albo moim. Czasami zazdroszczę martwym, oni przynajmniej nie muszą martwić się takimi rzeczami. Mają proste życie albo raczej nie życie, pragną tylko pożerać nic innego nie jest dla nich ważne.

-Szczerze to nie wiem co powinnam ci doradzić. Twoje serce kieruje ci w innym kierunku niż rozum. Współczuje ci. Ale w takiej sytuacji, cokolwiek zdecydujesz, to zaakceptuje to nawet jeśli nie będzie mi się to podobać. Będę cię wspierać.

-Dziękuje Michonne.

-Nie masz za co mi dziękować. Zrób to co podpowiada ci serce. Spróbuj być szczęśliwa.- posłała jej szczery uśmiech, który brązowowłosa odwzajemniła.

-Mamusiu, przeczytaj mi bajeczke.

Kobiety obróciły się gdy usłyszały jak Judith wchodzi do pokoju trzymając w ręku swojego pluszaka. Była już późna pora więc dziewczynka chciała już spać.

-Oczywiście skarbie. Idź do łóżka, za chwilę przyjdę.- powiedziała Michonne wstając z swojego miejsca. Judith wyszła z salonu kierując się na schody.- Mam nadzieje że dobrze zdecydujesz. Idziesz spać?- zapytała patrząc na brązowowłosą.

-Jeszcze nie.

-Okay więc dobranoc.

-Dobranoc.

Nie pozwolę ci się stłamsić

Odbiję się od dna, gdy się na nim znajdę

Oh, nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie

Nie pozwolę ci się stłamsić

Odbiję się od dna, gdy się na nim znajdę

Oh, nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie

Znajdę odpowiednią drogę, trafię do domu, oh, oh, oh


Michonne wyszła z salonu zostawiając ją samą. Hannah przyglądała się kubkowi w ciszy. Wydawać by się mogło że nie ma zbytnio wyjścia z tej kiepskiej sytuacji. Ale przecież już jakąś decyzje podjęła. Chciała być szczęśliwa, a przynajmniej spróbować. Więc to że dowiedziała się czegoś nowego nie powinno zmienić tej decyzji, a jednak teraz rozważała inne opcje. Wyznanie Dary'a bardzo namieszało. Ale mimo to uczucia jej nadal pozostały takie same, tylko rozsądek podpowiadał coś innego. Jak wybrnąć z tego nie krzywdząc nikogo. Skrzywdzić mogła w zasadzie dwie osoby siebie albo Daryl'a, choć może i Negana jeżeli czuje do niej coś szczerego i prawdziwego. Więc wychodzi że mogą cierpieć trzy osoby. Jednym z sensownych wyjść było poczekać, odczekać trochę czasu zanim spróbuje być z Negan'em. Może wtedy coś się zmieni albo wymyśli jak inaczej rozwiązać tą sytuację. Ale na razie powinna porozmawiać z Daryl'em. Wtedy przed budynkiem pozwoliła mu odejść po tym co powiedział, a powinni byli porozmawiać o tym.

Hannah podniosła się z krzesełka. Była już późna pora więc możliwe że Daryl już poszedł spać, ale lepiej to sprawdzić. Wyszła na korytarz, zdjęła kurtkę z wieszaka po czym wyszła z domu. Założyła ubranie idąc w kierunku domu gdzie kusznik mieszka. Po drodze widziała że jeszcze w niektórych domach palą się światła co oznacza że niektórzy wciąż nie śpią.

Prześladuje mnie odległa przeszłość

Wezwałam niebo, ale było zachmurzone

Ale nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie

Nie, nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie

Gdy szła z oddali zauważyła że lampka na werandzie domu Dixon'a świeci się, a on sam stoi opierając się plecami o drewnianą ramę. Palił papierosa i ewidentnie nad czymś rozmyślał ponieważ nie zwrócił uwagi gdy Hannah podeszła bliżej. Dopiero gdy stanęła na pierwszym stopniu by wejść na werandę mężczyzna usłyszał ją.

-Można dołączyć?- zapytała niepewnie. Daryl skinął jedynie głową. Hannah weszła na werandę i ustała obok niego opierając się przodem o balustradę.

-Chcesz?- wyciągnął w jej kierunku paczkę papierosów.

-Jasne.- wzięła jednego wkładając go do ust. Kusznik podpalił go zapalniczką. Brązowowłosa zaciągnęła się głęboko przez co gdy wypuszczała dym zakaszlała. Z strony Daryl'a usłyszała cichy chichot, a sama uśmiechnęła się lekko.- No co? Ostatnio nie miałam czasu palić, wyszłam z wprawy.- powiedziała żartobliwie choć po części była to prawda. Jednak ta chwilowa przyjemna aura ulotniła się szybko. Oboje po prostu stali w ciszy i palili. Żadne z nich nie chciało odezwać się pierwsze. Ale przecież Hannah po coś tu przyszła. Chciała z nim porozmawiać, choć gdy tu teraz stoi to zdała sobie sprawę, że nawet nie przemyślała tego w jaki sposób ma przebiec ta rozmowa. Ale zacząć trzeba więc zaciągając się dymem a następnie powoli go wypuszczając z ust zebrała się aby odezwać się jako pierwsza.

-To co powiedziałeś...

-Zapomnij o tym.- wtrącił nagle przez co spojrzała na niego marszcząc brwi.

-Nie.- oznajmiła stanowczo.- To jeszcze bardziej namieszało więc nie zapomnę o tym. Może gdybym wiedziała wcześniej, to może wszystko potoczyłoby się inaczej. Może nie pokochałabym kogoś kogo nie powinnam, tylko kogoś kto na to zasłużył. Chciałabym aby tak było, ale...

-Tak się nie stanie.- spojrzał na nią. W jego błękitnych oczach mogła zobaczyć ten ból, który próbował ukryć.- Myślałem nad tym. Nie powinienem był mówić bo teraz jest ci trudniej. Schrzaniłem. Wiem że chciałabyś postąpić słusznie nawet jeśli zraniłoby to ciebie. Dlatego to ja zdecyduje. Wybierz jego.

- Daryl posłuchaj...

-Nie. Spróbuj być szczęśliwa, a jeśli ci się to uda, to ja też będę. To mi wystarczy.

-Nie mówisz chyba poważnie. Wolisz cierpieć? Nie chcę tego dla ciebie.

-Wiem. Ale sęk w tym, że nie można zmusić kogoś do pokochania. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, dosłownie wszystko. Gdybym mógł umarłbym za ciebie, za Carl'a, za Rick'a.

-Daryl ja... - zacięła się czując jak gardło zaciska się jej od emocji, a łzy pojawiły się w jej oczach. To co powiedział za razem było tak bardzo wzruszające, ale też sprawiało jej ból ponieważ przełożył jej dobro ponad własne. Wolał poświęcić własne szczęście na rzecz jej. To co chciał zrobić dla niej było wyjątkowe, że pomyślała czy w ogóle zasługuje na to.

-To nic. Będzie dobrze. Poradzę sobie.

-Ale nie wiem czy ja sobie poradzę. Dlaczego tak musi być?

Daryl przytulił ją gdy zobaczył jak jej oczy błyszczą od łez, które po chwili zaczęły spływać jej po policzkach. Gdy ją objął Hannah mocno się w niego wtuliła. Całe życie starała się być dobrą osobą, pomagać innym, postępować słusznie, starła się z całych sił więc czym sobie zasłużyła na to że pokochała złego mężczyznę, który możliwe że nigdy nie odwzajemni w pełni jej miłości zamiast pokochać mężczyznę który kocha ją i zrobiłby dla niej wszystko. To było okrutne i niesprawiedliwe. Ale nic nie mogła na to poradzić.

-Przepraszam.- szepnęła powoli odsuwając się od niego gdy poluźnił uścisk. Czuła się tak bardzo źle, że z jej powodu on musiał cierpieć choć już tyle dla niej zrobił, nie raz uratował ją i jej pomagał, a ona nie mogła mu się odwdzięczyć.

-To nie twoja wina. Świat jest po prostu popieprzony i nic z tym nie zrobimy.- stwierdził lekko drwiąc z całej tej sytuacji, ale nie w negatywny sposób. Chciał po prostu żartem złagodzić swój ból i odwrócić czymś jej uwagę by się uśmiechnęła bo serce go bolało gdy musiał patrzyć jak ona cierpi.

-Jest w cholerę popieprzony.- zaśmiała się choć wciąż czuła okropny smutek z powodu tego jak to się potoczyło.

-Chcesz drugiego?- zapytał wyjmując paczkę fajek.

-Oczywiście że tak.

Wyjęła jednego papierosa z paczki po czym włożyła go do ust, a on podpalił go. Sam też wziął fajka i go podpalił. Przez resztę wieczoru stali w ciszy paląc papierosy doceniając wzajemną obecność mimo tego co się wydarzyło.

Nie pozwolę ci się stłamsić

Odbiję się od dna, gdy się na nim znajdę

Oh, nigdy się nie poddam, nigdy się nie poddam, nie

Znajdę odpowiednią drogę, trafię do domu, oh, oh, oh

Nie poddam się, nie poddam się

Nie poddam się, nie poddam się

○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○

Podobał wam się rozdział?

I jak żyjecie? Cała ta epidemia dała w kość na pewno nie tylko mi. Oby szybko to minęło, byśmy mogli wrócić do wcześniejszego życia i mogli normalnie funkcjonować.
Mam nadzieję że nic wam nie jest oraz waszym bliskim. U mnie w miarę jest dobrze, choć to co mówią w telewizji i co czyta się na internecie nie brzmi pocieszająco.
Trzymajcie się.

Pozdrawiam ♡♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro