●28. Musimy rozwijać się aby przetrwać●

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hannah stała oparta tyłem o kuchenną wysepkę i wpatrywała się w kran z którego skapywały krople wody. Była całkowicie pochłonięta przez myśli. Czekała aż potrawa, którą wstawiła do piekarnika się upiecze.

Ostatnie miesiące nie były zbyt łatwe, choć też nie było na co zbytnio narzekać. Osada się rozwijała stopniowo, nie brakowało im jedzenia ani wody, a sztywni nie stwarzali zbyt dużych problemów, z którymi nie poradzili by sobie. Ale mimo względnie panującego spokoju, to Hannah nie czuła że robi się łatwiej. Głównie to zmagała się z własnymi uczuciami. Michonne miała rację, zmieniła się trochę, nie była już taka sama jak zanim poznała Negana. Ale to nie oznaczało że stała się gorsza. Sytuacja w której się znalazła sprawiła że musiała się przystosować, zmienić. Straciła dwie ważne osoby, to też ją zmieniło. Musiała być znacznie bardziej samodzielna i wystarczalna. Pomagała Michonne w rządzeniu Alexandrią. Oczywiście była również rada, do której należało kilka osób i oni również rządzili tym miejscem. Jednak to Michonne była tą główną liderką, a Hannah ją zastępowała gdy była taka potrzeba. A po tym jak okazało się że Michonne jest w ciąży, nie mogła pozwolić by ona się przeciążała więc więcej obowiązków brała na siebie, szczególnie wychodzenie na zewnątrz, a to stwarzało więcej zagrożeń dla niej. Narażała własne życie, ale wolała to robić niż pozwolić by Michonne to robiła. Wszystko się kumulowało i musiała zmienić się aby móc sobie z tym poradzić. Zmiany pomagają nam przystosować się do nowej sytuacji, i tak właśnie było w jej przypadku.

-Chyba coś się pali.

Hannah prawie krzyknęła gdy usłyszała za sobą głos. Odwróciła się gwałtownie wyrywając się z zamyślenia.

-Nie rób tak.- spojrzała na Daryl'a, na którego twarzy zawitał niewielki uśmieszek. Hannah wywróciła oczami po czym podeszła do piekarnika. Na szczęście Daryl przyszedł w dobrym momencie bo danie było już gotowe dzięki czemu zapobiegł spaleniu ich kolacji. Wyjęła potrawę a następnie położyła ją na stół gdzie już były rozłożone talerze i sztućce.

Michonne razem z Judith dołączyły do nich więc wszyscy mogli wspólnie usiąść i zjeść kolację.

Siedzieli przy stole w ciszy przerywanej czasami przez Judith, która nie była chętna do jedzenia warzyw więc Michonne musiała ją namawiać aby to zrobiła. Hannah tylko zerkała na zmianę na każdego przy stole posyłają małe uśmiechy czy po prostu wymieniała z nimi spojrzenia. W końcu kolacja dobiegła końca. Grimes zadeklarowała że posprząta zanim Michonne zdążyła zaproponować że ona to może zrobić, więc razem z Judith po jedzeniu od razu poszły na górę. Jedynie Daryl z nią został twierdząc, że chce jej pomóc choć nie było za wiele do sprzątania.

Hannah myła w zlewie naczynia a następnie mokre podawała Daryl'owi, który przecierał je ściereczką po czym chował do szafki.

-Nie czujesz się samotnie mieszkając sam?- zapytała jakby od niechcenia i zerknęła na niego aby zobaczyć jego reakcję. Mężczyzna wzruszył ramionami pozostając przy swojej typowej minie twarzy więc brązowowłosa nie była pewna co mógł rzeczywiście myśleć o tym. Mieszkał sam w domu w Alexandrii, martwiło ją to bo mógł czuć się samotny, a wcześniej nie myślała zbytnio o tym. I gdyby rzeczywiście czuł się samotny, to byłoby to odpowiedzią dlaczego zawsze zgadza się przyjść na obiad czy kolację gdy go zaprosi.

-Nie, mam ciszę i spokój.

-I to ci nie przeszkadza?

-Nie.

Przewała mycie talerza, którego trzymała w dłoniach i spojrzała na kusznika gdy on wycierał szklankę, którą chwilę temu mu podała. Nie było łatwo z nim normalnie rozmawiać, szczególnie gdy odpowiadał zaledwie kilkoma słowami.

-Mógłbyś się tu wprowadzić. Jest dużo miejsca, miałbyś moje towarzystwo na co dzień.

-Kusząca propozycja, ale pasuje mi tak jak jest.

Oboje usłyszeli ciche miauknięcie przez co spojrzeli w dół gdzie Lucky, kot Hannah którego wzięła z Sanktuarium zaczął ocierać się o nogi Daryl'a.

-Lucky chce byś się wprowadził, ja też . I Judith spędzała by więcej czasu z swoim wujkiem.- uśmiechnęła się.

-Zawadzałbym wam. A niebawem pojawi się nowy Grimes więc dla niego potrzebujecie miejsce, a nie dla mnie.

-To duży dom. I tak dość często wyjeżdżasz do Królestwa czy na jakieś wypady więc też nie ma cię zbyt często.

-Po co to robisz?- odłożył wytartą już szklankę i spojrzał prosto w jej oczy. Hannah westchnęła i odwróciła wzrok. Po prostu chciała aby najważniejsze dla niej osoby były blisko niej.

-Nie chcę byś był sam. 

-Nie jestem. A to że mieszkam sam nie znaczy że czuję się samotnie. Czasami muszę odpocząć od ciebie.- zażartował na co Hannah zareagowała uśmiechem.

-Skoro tak wolisz, to się narzucać nie będę. Ale jak zmienisz zdanie, to daj znać. Jutro wybierasz się do Królestwa?- zapytała schodząc na inny temat. Daryl przytaknął głową.

-Na kilka dnia. Możesz jechać ze mną.

- Muszę tu przypilnować parę spraw. No i mamy nowych więc będę miała na nich oko.

-No tak. Masz obowiązki.

-Jak każdy, nie da się bez tego żyć.

○●○●○●○●○●

Następnego dnia Hannah obserwowała jak brama Alexandrii jest otwierana, a później słychać warkot silnika motoru. Daryl wyjechał z osady. Prawdopodobnie wróci za kilka dni tak jak zawsze gdy wyjeżdżał do Królestwa. Brązowowłosa odwróciła wzrok gdy strażnicy zamknęli bramę. Podniosła klatki z zającami po czym przeniosła je w miejsce gdzie rozpoczęła budowę większej klatki z wybiegiem dla tych zwierząt. Miała dużo materiałów, ale nie było chętnych którzy jej pomogą ponieważ każdy miał własne obowiązki. Ale ona to rozumiała i stwierdziła że sama sobie poradzi. Konstrukcja planowo nie miała być zbyt duża więc raczej nie powinna mieć z tym większego problemu.

Jak na początku myślała że  w pojedynkę poradzi sobie, to gdy zaczęła budować zrozumiała że sama nie da rady, do tego potrzeba przynajmniej dwóch osób. Ale los się do niej uśmiechnął ponieważ Jack, ten nowy którego znalazła razem z Daryl'em podszedł do niej i zaoferował swoją pomoc. Oczywiście nie mogła odmówić skoro ktoś sam zgłosił się by jej pomóc. 

Jack wydawał jej się być sympatycznym mężczyzną. I przede wszystkim łatwiej jej było budować razem z nim niż samej. Dawał nawet porady jak lepiej ocieplić na zimę klatkę by zające nie zamarzły więc Hannah była bardzo zadowolona z jego towarzystwa. Był też dowcipny dzięki czemu gdy żartował odwracał jej uwagę od faktu, że budowanie jest ciężkie i męczące. Miło spędzała z nim czas.

-Ogrodzenie nie powinno być zbyt niskie.- powiedział Jack gdy wbijali kołki w ziemię aby ogrodzić miejsce wokół klatki.

- Nie mamy zbyt dużo siatki.

-Dlatego z jednej strony użyjemy desek. Dzięki temu w zimę  śnieg nie będzie zbytnio zawiewał tego miejsca.

-Dobry pomysł. Znasz się na tym. Byłeś inżynierem?

We dwoje podnieśli prostokątną deskę i przenieśli ją na drugą stronę klatki. Postawili ją przy wbitych pali po czym Hannah przytrzymywała ją, a Jack wbijał gwoździe aby przybić deskę do pali.

-Robiłem przy budowach domów, zakładaniu instalacji, wylewkach betonowych i przy wielu innych rzeczach.

-Więc znasz się na rzeczy. Dobrze że cię znalazłam. Przydałaby się pomoc przy wodociągu, ostatnio zaczął coś szwankować.

-Chętnie pomogą. I jeszcze raz dziękuje za uratowanie i przyjęcie do tego raju.- uśmiechnął się brunet.

-Nie ma sprawy.- Hannah odwzajemniła gest.

Po paru minutach ogrodzenie i cała klatka była całkowicie skończona. Hannah mogła wpuścić zające do klatki. Gdy to zrobiła zwierzęta od razu zaczęły pałętać się po ich nowym domu.

-Po co to w ogóle?- zapytał Jack gdy przyglądali się zającom, które zaciekawione chodziły po wnętrzu klatki.

-Będziemy hodować zające. Dzięki temu będziemy mieli mięso i skórę. Nie będziemy musieli na nie polować na zewnątrz więc mniej osób będzie narażać swoje życie.

-Pomysłowe. Zauważyłem że macie konie. Sprytne, są lepsze niż samochody. 

-O to chodzi. Apokalipsa odebrała nam wiele rzeczy. Musimy zaczynać od nowa, rozwijać się aby przetrwać. Bo jeśli tego nie zrobimy, ten świat nas pochłonie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro