●30. Po co łudzić się tymi kłamstwami?●

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przez parę chwil stali w milczeniu, ale w końcu czarnowłosy otrząsnął się.

-Idziemy.- rozkazał machając ręką aby ruszyła się. Hannah wciąż była zaskoczona więc bez większego sprzeciwu ruszyła w kierunku który wskazał.

Negan prowadził ją gdzieś. Szli w ciszy. Jedynie co jakiś czas zerkała na niego. Najwyraźniej przeżywał to bardziej niż ona. W końcu wyznał że mu na niej zależy i że coś do niej czuje choć nie powiedział że faktycznie ją kocha. Ale to i tak pokazywało, że on jednak ma serce i nie jest bezuczuciowym dupkiem.

Hannah zerknęła na niego uśmiechając się delikatnie, w tym samym czasie on spojrzał na nią, ale odwrócił wzrok wracając do patrzenia przed siebie. Nawet przestało ją interesować gdzie ją zabiera i po co bo interesowało ją coś innego.

-Chcesz porozmawiać o tym?- zapytała mając na myśli to co wyznał. 

-Nie.- powiedział krótko. Nie miał ochoty na tłumaczenie się, a nie chciał palnąć czegoś jeszcze. Jednak nie mógł poradzić że przy niej miękł. Zerknął na nią i jego kąciki ust drgnęły do góry gdy przyglądał się jej twarzy, na którą padały promienie słońca. Błękitne oczy błyszczały, a na ustach widniał lekki uśmiech. Wyglądała na szczęśliwą choć jeszcze niedawno widział w jej oczach strach. Serce dziwnie go zakuło. Mógł próbować walczyć ze samym sobą i z tym co zaczął do niej czuć, ale to nie była łatwa walka. Przy niej czuł się inaczej, jakby wcale nie musiał pokazywać na co go stać i że jest kimś silnym oraz niebezpieczny, nie musiał jej tego udowadniać bo nie za to go kochała.

○●○●○●○●○●

Hannah była zaskoczona gdy doszli na miejsce. Negan przyprowadził ich do Sanktuarium, które teraz wyglądało tragicznie. To miejsce było opustoszałe i zaniedbane co oznaczało, że od dawna nikt tu nie mieszka.

-Wygląda na to że miałaś rację, nie ma już Zbawców.- powiedział bezbarwnym głosem. Był zawiedziony widokiem jego dawnego imperium. Miał cichą nadzieje że gdy tu dotrą, to ktoś tu jeszcze będzie, ale zawiódł się. Jego ludzie odeszli, nie był już przywódcą.

Weszli do środka. Wszędzie walały się różne śmieci, zapach w środku był duszący i niezbyt przyjemny. Nie było śladu by ktoś tu był, a przynajmniej nikt żywy. 

Negan wszedł po schodach na wzniesienie gdzie wielokrotnie stał i przemawiał do swoich ludzi. Teraz patrzył na pustą halę, na zgliszcza tego co kiedyś zbudował.

- Za mój upadek mogę podziękować twojemu braciszkowi.- spojrzał na brązowowłosą gdy ta rozglądała się po hali.

-Sam się do tego przyczyniłeś. Gdybyś nie zabił Glenna, Abrahama i wielu innych oraz nie szantażował osad, to wciąż miałbyś władzę.

-Pierwsi zabiliście moich ludzi. Odwdzięczyłem się tylko.- zaczął schodzić po schodach i kierować się w jej stronę. 

-Dalej tak sobie wmawiaj. Nawet gdybym ci tłumaczyła to wiele razy, to nadal upierałbyś się przy swoim.

- Tak by było. Ale to już przeszłość. Zajmijmy się tym co jest teraz.- podszedł do niej.

Hannah za każdym razem gdy robił krok do przodu i naruszał jej komfortową strefę cofała się, ale niestety w końcu natrafiła na jakieś biurko stojące za nią. Nie miała jak się od niego odsunąć. Patrzył jej prosto w oczy, ale po chwili zjechał niżej przez co poczuła się skrępowana.

- Nie masz stanika.- stwierdził ponownie patrząc w jej oczy.

-Co? - zapytała lekko zdezorientowana. Uśmiechnął się złośliwie i poruszył brwiami zerkając na jej biust. Dopiero teraz zdała sobie sprawę skąd wiedział, że nie ma na sobie biustonosza. Zawstydzona skrzyżowała ramiona na piersiach zakrywając w ten sposób sutki, które sterczały, a miała na sobie przyległą do ciała koszulkę więc były one dość widoczne. Policzki zaczęły ją piec. Nikt inny nie sprawiał, że czuła się taka nieśmiała i skrępowana.

-Przynajmniej będziesz miała jedną rzecz mniej do ściągania.

- Przestań.

-Przecież nic nie robię. A i to już doprowadza cię do takiego stanu. Do twarzy ci w czerwonym.- uśmiechnął się złośliwie. Hannah wyminęła go chcąc się stąd wydostać.- Dokąd uciekasz?

- Jak najdalej od ciebie.- już chciała wejść w korytarz, ale wtedy z wnętrza skąpanego w pół mrok korytarza wyszedł sztywny. Rzucił się prosto na nią. W ostatniej chwili złapała go za ramiona chcąc od siebie odepchnąć, ale jak na trupa był dość silny. Gdy się z nim ciągała przewróciła się, a sztywny upadł na nią. 

Huk rozniósł się echem po hali, a trup upadł obok brązowowłosej z dziurą w głowie. Negan podszedł do niej i pomógł jej wstać.

- Widzisz co się dzieje gdy próbujesz ode mnie uciekać.- chwycił ją za ramiona i sprawdził czy nie została ugryziona. A gdy się upewnił że jest w porządku puścił ją. Wtedy zauważył że się na niego patrzyła.

- Wystraszyłeś się.

-Nie wiem o czym mówisz.- powiedział przybierając postawę obojętności.

-Dzięki.- uśmiechnęła się lekko. Czarnowłosy spojrzał na nią odwzajemniając gest. Instynktownie zbliżyli się do siebie, ale coś ich rozproszyło.

Usłyszeli jakieś szmery i spojrzeli w korytarz skąd wydostał się wcześniej trup. Po chwili szmery przerodziły się w coraz głośniejsze charczenie, a oni mogli zobaczyć jak szwędacze wyłażą z korytarza.

-Cholera.

Negan złapał Hannah za rękę po czym biegiem ruszyli w przeciwną stronę niż skąd zaczęli wychodzić szwendacze. Wbiegli w inny korytarz i zamknęli za sobą drzwi. Ale to nie było wystarczające by powstrzymało aż tyle trupów więc ponownie zaczęli biec. Czarnowłosy prowadził ponieważ to on znał to miejsce najlepiej. 

Po kilku minutowym biegu znaleźli się w innej części budynku, którą Hannah kojarzyła. Negan otworzył jedne z wielu drzwi po czym oboje tu weszli. I teraz brązowowłosa zrozumiała skąd to miejsce się jej kojarzyło. Byli w dawnym mieszkaniu czarnowłosego.

- Wybrałeś to miejsce? Mogliśmy wydostać się z budynku, a nie w nim zostać.

-Robi się coraz później więc stwierdziłem, że lepiej mieć gdzie przenocować. 

-Nie jesteśmy aż tak bezpieczni.

-Ale to lepsze niż nocowanie na zewnątrz. 

-W tym masz racę.

Pomieszczenie pozostało takie jak dawniej, ale teraz było zakurzone. Brązowowłosa podeszła do okna gdzie był widok na posesję za budynkiem. Na zewnątrz chodziło kilku sztywnych, nic poza tym ciekawego nie było. Powoli zbliżał się wieczór. Mieszkańcy Alexandrii na pewno już zauważyli zniknięcie Negana oraz jej. Michonne pewnie odchodzi od zmysłów uznając, że ich zniknięcie jest powiązane i miała by rację uważając tak. Z tego wszystkiego możliwe że powiadomiła o tym Królestwo gdzie przebywał Daryl. Przecież jest świetnym tropicielem więc poprosiłaby go o pomoc aby pomógł ich znaleźć.  

-Cholera, ile tu kurzu.

Hannah spojrzała na czarnowłosego, który zdjął jedno z nakryć na łóżku i rzucił je na ziemie. Zauważyła że na stoliku postawiona była butelka z alkoholem oraz dwie szklanki. Mężczyzna zauważył gdzie się patrzy.

- Chyba nie myślałaś że będę tu siedział na trzeźwo.

- Raczej o tym bym nie pomyślała.

- Siadaj skarbie.

Zdecydowali że rozsiądą się na łóżku, kanapa była cała w kurzu więc nawet nie opłacało jej się czyścić. Hannah siedziała po turecku i przyglądała się szklance, która była w połowie pełna. Negan siedział opierając się plecami o wezgłowie łóżka. Napił się trzymanego w dłoni trunku patrząc przed siebie.

-Po co tu przyszliśmy? Nie rozumiem tego. Mogłeś wybrać każde inne miejsce. Dlaczego?

-Każdy czasem wraca na stare śmieci. Chciałem się upewnić czy faktycznie to miejsce przepadło, tak jak wszystko inne co zbudowałem.

- Brzmi kiepsko.

- Ta, dzięki twojemu bratu.

-Przestań go obwiniać. Zasłużyłeś na to. Każdy z twoich ludzi dostał szansę na dołączenie do którejś z osad. Większość się na to zgodziła i jest im teraz dobrze. Może czas abyś i ty to zrobił. Zacznij od nowa.

-To nie dla mnie.

-A właśnie że tak. Dostałeś drugą szansę. Carl chciał by wszyscy się pogodzili dlatego Rick ostatecznie cię nie zabił. Wszyscy mieli żyć w zgodzie.

- I co z tego wyszło? Oboje nie żyją.

-Przestań. Czemu nigdy nie przestajesz gdy cię o to proszę?

-Bo w środku wiesz że mam rację. Nie chcesz tego słuchać bo to bolesna prawda.

-Więc skłam by nie bolało. 

-Gdybym mówił kłamstwa też miałabyś pretensje, więc po co łudzić się tymi kłamstwami?

- Od tego alkoholu gadam głupoty.- stwierdziła tracąc ochotę na dalsze picie.- Odstawisz?- podała mu swoją szklankę, którą wziął po czym postawił na nocny stolik. Westchnęła bo to wszystko było bardzo zagmatwane. Właściwe odkąd poznała Negana nic nie było proste.

-Wyglądasz na wykończoną. Pomasować cię?

- Od kiedy zrobiłeś się taki pomocny?

-Powiedzmy że ktoś ma na mnie duży wpływ.

-Ciekawe kto.

- Przysuń się.

Hannah usiadła przed nim tyłem. Czarnowłosy wciąż siedząc pochylił się lekko nad nią i położył dłonie na jej ramionach zaczynając ją masować. Grimes przymknęła oczy czując jak to ją relaksuje, a alkohol we krwi potęgował to uczucie. Westchnęła cicho, jego dotyk był tak przyjemny że zapragnęła więcej. Powoli otworzyła oczy i odwróciła się.

- Utrudniasz mi masowanie cię.

-Wiem.

Brązowowłosa przybliżyła się do niego nagle łącząc ich wargi. Poczuła jak przez pocałunek Negan uśmiechnął się po czym bardziej naparł na jej usta. Jęknęła gdy jego język przejechał po jej dolnej wardze prosząc o dostęp, który natychmiast dostał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro