○33. Słońce zachodzi by ponownie wzejść○

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

6 lat później

Hannah siedziała na huśtawce, a na jej kolanach siedział RJ. Chłopiec przysłuchiwał się jej gdy czytała mu bajkę "Czerwony kapturek". Nie odrywał wzrok od książki, którą trzymała w dłoniach. Słuchał i jednocześnie oglądał obrazki, które w skrócie ilustrowały przebieg historii Czerwonego Kapturka, złego wilka, babci oraz Myśliwego.

-... Myśliwy rozciął wilkowi brzuch. W tym momencie wyskoczyła z niego babcia, a zaraz potem Czerwony Kapturek. Myśliwy szybko przyniósł sprzed domku worek kamieni i zaszył go w brzuchu wilka. Wtedy zwierzę zbudziło się ze snu i odkrywszy, co się stało, chciało uciec, niestety kamienie były zbyt ciężkie i sprawiły, że wilk padł martwy na ziemię. Myśliwy, babcia i Czerwony Kapturek cieszyli się, że wszystko skończyło się dla nich dobrze. Dziewczynka postanowiła, że już nigdy nie zrobi wbrew woli swojej mamusi i tak też się stało. Koniec historii.

Brązowowłosa zamknęła książkę i odłożyła ją na bok. RJ chwilę myślał po czym spojrzał na swoją ciocię.

-Dlaczego Myśliwy pozwolił umrzeć wilkowi? Uwolnił Kapturka i babcię, mógł pozwolić mu żyć.

-Wilk był zrobił złe rzeczy, krzywdził niewinnych. Gdyby darował mu życie mógłby skrzywdzić kogoś jeszcze. Czasami trzeba robić rzeczy, które wcale nie są łatwe.

-A gdyby dostał szansę? Wilka można oswoić.

-Można, ale dzikiej natury zwierzęcia nie da się pozbyć. Źli ludzie rzadko kiedy się zmieniają. Czasami głęboko pragnąc by stali się dobrzy, sami zaczynamy być źli. Tłumaczymy sobie że robimy, to by im pomóc, ale sami siebie okłamujemy. Ludzkiej natury nie da się zmienić, ale można z tym walczyć i starać się postępować słusznie.

-Dlatego tata poświęcił się dla innych? 

-Był dobrym człowiekiem, chciał chronić swoich bliskich. Gdy kogoś kochamy dbamy o tą osobę, chcemy by był szczęśliwy i bezpieczny. Ale to wymaga czasem dużego poświęcenia.

-Nie przeszkadzam Grimes'om?

Hannah spojrzała przed siebie gdzie zobaczyła Negana, który wszedł na werandę. Mężczyzna uśmiechnął się i pomachał do RJ, który mu odmachał.

- Co tu robisz?

-Drake powiedział że mogę dostać chwilę przerwy bez nadzoru. Postanowiłem zobaczyć co u ciebie. No i chciałem zobaczyć twoją minę. Czemu cię to dziwi? Gdyby nie ty, nadal siedziałbym w celi i zdychał tam niczym pies.

-Bo robiłeś złe rzeczy jak wilk.- odezwał się RJ.

-Wilk?- zapytał Negan nie rozumiejąc o co chodzi chłopcu.

-Czytałam mu bajkę o Czerwonym Kapturku.- wyjaśniła Hannah.- Bardzo zainteresował go los złego wilka z tej bajki. RJ weź książkę i odłóż do pokoju, zaraz do ciebie przyjdę.

-Dobrze ciociu.- chłopiec zszedł z jej kolan po czym biorąc książkę wszedł do domu.

Negan usiadł na huśtawce obok brązowowłosej.

- Młodemu spodobała się bajka, hm?- czarnowłosy zerknął na Hannah rozciągając ramiona w taki sposób, że teraz opierał je o zagłowię huśtawki.- A tak z innej beczki, ładnie ci w czerwonym.

Hannah wywróciła oczami. Uśmiechnął się zawadiacko przyglądając się jej.

-To tylko zwykła czerwona bluzka, taka jak inne.- stwierdziła wzruszając ramionami. 

-Może, ale lepiej ci w czerwonym niż w niebieskim. Widziałem kwiaty w wazonie.- dodał. Gdy wchodził na werandę przez okno zauważył w salonie chabry stojące w wazonie, wyglądały na świeże.

Hannah westchnęła. Ostatnie parę lat było ciężką pracą nad zmianami tego miejsca oraz nad poprawą pewnych relacji czy po prostu ujmując, pokazaniu innym że zły człowiek może się poprawić i czynić dobro. To było bardzo trudne i wciąż jest. Nikt nie zapomniał tego co zrobił, ale można było dostrzec w nim zmianę. Z upływem czasu Negan mógł wychodzić z celi, oczywiście pod ciągłym nadzorem, pracował, pomagał, starał się jak mógł by zasłużyć na drugą szansę. Niektórzy zaczynali to doceniać, inni wciąż nie, ale na wszystko potrzeba czasu.

-Jesteś zazdrosny?- zapytała z małym uśmieszkiem.

- Nie, czemu miałbym? Przecież jestem świetnym, charyzmatycznym i piekielnie przystojnym facetem.- jego wargi rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, który ukazywał rząd białych zębów. Wciąż wpatrywał się w nią jakby widok przed nim sprawiał, że nie potrafił oderwać wzroku.

-Jesteś.- przybliżyła swoją twarz do niego. Oczywiście że był zazdrosny. Daryl przebywał z nią tyle czasu ile chciał, jadali razem kolacje, wychodzili za mury Alexandrii, przynosił jej kwiaty. Był wstanie dać jej więcej niż on i właśnie dlatego miewał obawy. Ona zasłużyła na kogoś dobrego kto szczerze będzie ją kochać i da jej wszystko, a on nie pasował do takiej osoby. Nie miał nic jej do zaoferowania, a jednak  wciąż chciała z nim być.

-Może trochę.- czekał aż Hannah pokona te kilka centymetrów między ich twarzami. Przymknął gdy myślał że za chwilę poczuje jej usta na swoich, ale to nie nadeszło. Brązowowłosa odsunęła się. Otworzył oczy zawiedziony.- Nie zasłużyłem na buziaka?

- Nie zawsze dostajemy, to co chcemy. Muszę iść do RJ'a. Michonne wróci dopiero za parę godzin.- wstała z huśtawki.- A ty masz swoje obowiązki. Pracuj ciężko a dostaniesz nagrodę.- uśmiechnęła się. Negan również wstał i zbliżył się do niej.

-Ja zawsze dostaję, to co chcę.- wziął jej twarz w dłonie po czym pocałował ją. Zachwiała się lekko, zaskoczona, ale odwzajemniła pocałunek.

- Nie zaprzeczę temu, ale czas iść.

-Chętnie bym został, ale skoro mnie wyganiasz.- zrobił urażoną minę, na co Hannah krótko zachichotała.

-Nie przeciągaj tego.

Negan westchnął, a następnie niechętnie zszedł z werandy. Gdy oglądał się za ramię aby spojrzeć na Hannah prawie wpadł na Daryl'a, który niespodziewanie zjawił się.

-Zawsze pojawiasz się nie wiadomo skąd.- stwierdził czarnowłosy mijając kusznika.

-Powinieneś siedzieć za kratami.- powiedział Daryl. 

Hannah spojrzała jednoznacznie na czarnowłosego, który już szykował jakąś kąśliwą ripostę, ale odpuścił po czym po prostu odszedł. Grimes odetchnęła, wolała nie słuchać kolejnej kłótni.

-Obyś miała czas bo jest problem.- powiedział kusznik. 

○●○●○●○●○●○●○

Problemem okazała się być nowa grupa ludzi. Aaron z Rositą, Eugene oraz Judith, którzy byli w lesie napotkali na kilka osób, które otoczyli sztywni. Pomogli im po czym przyprowadzili do Alexandrii. Z początku Aaron twierdził że to był jego pomysł, ale okazało się że to Judith nalegała aby ich zabrać. W tej nowej grupie były trzy kobiety, mężczyzna oraz nastolatka. Na pierwszy rzut oka wydawali się nie groźni, jedna z nich była ranna w głowę, zaoferowali jej pomoc medyczną. 

Hannah nie była zbytnio tą sytuacją zadowolona, ale rozumiała okoliczności. Sama nie mogła zadecydować o ich losie. Gdy tylko Michonne wróci do Alexandrii powie o nowych. Czarnowłosa najprędzej będzie chciała się ich pozbyć i pewnie jej się to uda, ale była jeszcze rada, która również mogła zadecydować.

Zaprowadzili ich do domu, którym na razie będą mogli spać. Uprzednio zabrali im broń, która składała się głównie z ostrzy i łuku, nie mieli broni palnej. 

Zanim jednak Michonne wróci, czas przed jej powrotem Hannah wykorzystała na rozmowę z nowymi. Twierdzili że nie mają lidera, że współpracują na równi. Najmłodsza z nich była Kelly, młoda ciemnoskóra dziewczyna, ma starszą siostrę Connie, która jest głucha. Jedyny mężczyzna w ich grupie to Luke, który miał nadzwyczajne upodobanie do muzyki. Była jeszcze Yumiko oraz Magna, ta druga wydawała się być podejrzana. Widać było że była nieufna. Jako policjantka Hannah musiała nauczyć się odczytywania ludzi by wiedzieć czy kłamią, jacy są i czy można im zaufać. Tak więc z nich wszystkich najbardziej nie przypadła je do gustu Magna. Ale przez jedną osobę nie mogła skreślić wszystkich. Szczególnie gdy opowiadali że było z nimi kiedyś więcej osób, niestety nie wszyscy przeżyli. Traktowali się jak rodzina, dbali i wspierali bo nic innego im na tym paskudnym świecie nie pozostało.

Hannah piła sobie herbatę gdy Michonne weszła do domu. Spojrzała na nią bardziej prostując się na krześle. Czarnoskóra marszczyła brwi jakby coś mocno analizowała. Właśnie wróciła po przesłuchaniu nowej grupa, sama chciała z nimi osobiście porozmawiać i z tego co słyszała od rady, która była przy tym, nie poszło to najlepiej. Okazało się że nie oddali całej broni, Magna miała schowany nóż w pasku od spodni.

-Jeśli powiem że to tylko jeden nóż, a przecież nie znają nas więc mają prawo nam nie ufać, to nie będziesz krzyczeć?- zapytała niewinnie Grimes popijając ciepłą herbatkę. Michonne spojrzała na nią gniewnym wzrokiem.- Zgaduje że nie.- dodała trochę ciszej.

-Nie zostaną tu. Nie ważne co jutro członkowie rady powiedzą. Choć pewnie i tak poprą moje zdanie po tym co Magna zrobiła. Odeślę ich stąd.

-Gdzie? Na Wzgórze? Tam na pewno przydadzą im się dodatkowe pary rąk. Do Królestwa lepiej nie bo by ich też odesłali, sami ledwo dają sobie radę. Słyszałaś że mają problemy z czystą wodą? Królestwo się sypie.

-Nie próbuj zmienić tematu.

-Nie próbuje. Skoro powiedziałaś że ich odsyłasz, to zdania nie zmienisz, sprawa zamknięta. Wracając do Królestwa. Warto by było wspomóc ich na przyszłych targach.

-Nie. 

-Dlaczego? Gdyby byli obcymi ludźmi to rozumiem cię, ale oni nas potrzebują. Wszyscy siebie potrzebujemy. Królestwo może upaść.- zdenerwowała się. Michonne tak po prostu powiedziała nie, bez namysłu, jakby to nic nie znaczyło.

-Nam też nie jest łatwo, powinni być samowystarczalni.

-Wiesz co? Nie mam ochoty tego słuchać. To nasi przyjaciele, pomogę im. Jak tak to sama zabiorę się tam. W końcu po coś hoduję zające.- odłożyła kubek po czym szybkim krokiem wyminęła Michonne i po prostu wyszła z domu. 

Nadszedł wieczór. Zrobiło się chłodniej niż za dnia więc dobrze że wychodząc po drodze wzięła kurtkę. Ruszyła chodnikiem w pewne miejsce. Gdy doszła do domu usiadła na schodku przed drzwiami niedaleko okna prowadzącego do piwnicy gdzie była cela. Wyjęła z kurtki paczkę papierosów i zapaliła jednego. 

Zaciągnęła się tak mocno że po chwili zakaszlała wypuszczając dym z ust. Była zła na Michonne choć rozumiała, że troszczy się o mieszkańców Alexandrii, ale zapomniała że przecież mają przyjaciół też gdzieś indziej, o nich też powinna dbać. 

-Raka płuc dostaniesz.

Zachichotała na jego komentarz i jak na złość ponownie mocno się zaciągnęła dymem. Mimo że to było szkodliwe, to relaksowało ją, pomagało poukładać myśli.

-Dobry rak niż ugryzienie. Choć obie te rzeczy są chujowe.

-Panno Grimes aż więdną mi uszy gdy słyszę takie słowa z twoich ust. Jedyne co ciągle chciałbym słyszeć to twoje jęki i jak krzyczysz moje imię.

Hannah pochyliła się i znalazła gdzieś na chodniku odłamany mały kawałek kostki po czym rzuciła go w okno między kraty. Nie trafiła w Negana, ale przynajmniej dało jej to trochę satysfakcji. 

-Nie trafiłaś.

-Mogę spróbować jeszcze raz, ale wezmę całą kostkę.

-Kapituluję. Wolałbym zachować moją twarz w całości. Więc kto lub co cię wkurzyło?

-Ktoś, ale nie chcę mi się o tym mówić. Po prostu posiedźmy w ciszy.

-Nie przepadam za ciszą. Można powiedzieć że czuję się wtedy nieswojo.

-Więc ja pomilczę, ty możesz mówić dalej.

Brązowowłosa westchnęła, zaciągnęła się papierosem po czym spojrzała w niebo gdzie słońce prawie zniknęło za horyzontem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro