●36. Ból kiedyś minie●

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szykowali się do powrotu do Alexandrii gdy bramy Wzgórza zostały nagle otwarte. Do środka wjechali Aaron i Jezus na koniach, ale był z nimi ktoś jeszcze. Aaron wiózł nieprzytomną Rosite.

-Co się stało?- zapytał wystraszony Siddiq gdy podbiegli do nich. Ciemnoskóry pomógł Aaron'owi ściągnąć kobietę z konia.- Trzeba ją opatrzeć i zbadać.- stwierdził mężczyzna. Rosita miała ranę na głowie.

-Zajmij się nią.- powiedziała Hannah. Siddiq skinął głową. Dwóch mieszkańców Wzgórza przywołanych przez Jezusa pomogło zabrać Rosite  do punktu medycznego.- Co się dzieje? I co ty tutaj robisz Aaron?

-Spotkał się ze mną. Trenuje go. Wspomagam Alexandrię by mogli dołączyć na targi.- wyjaśnił Jezus.

- Teraz już wiem gdzie czasem znikałeś.- stwierdziła Grimes patrząc na Aarona.

-Co z Rositą?- zapytał Daryl.

- Miała razem z Eugene zainstalować nadajnik radiowy na wieży między osadami abyśmy mogli kontaktować się przez radio. Gdy to zrobili zaskoczyło ich stado. Musieli uciekać. Jedyne co nam Rosita powiedziała zanim zemdlała, to to że zostawiła Eugene w stodole.- powiedział Aaron.

-Musimy mu pomóc. Jeśli stado za nimi szło, to możemy nie mieć zbyt dużo czasu. Lepiej się pośpieszmy.- powiedziała Hannah.

- Będziecie potrzebować wsparcia.- podeszła do nich Magna razem z Yumiko.- Możemy zabrać się z wami. 

-Chcemy udowodnić że nie pożałujecie przyjmując nas tu.- powiedziała Yumiko.

- Dziękujemy za wasze wsparcie. Za piętnaście minut spotkajmy się przy bramie. Solidnie się przygotujmy.- oznajmił Jezus po czym rozeszli się. Jedynie Hannah i Daryl zostali ponieważ oni byli już gotowi.

○●○●○●○●○●○●○●

Rosita była nieprzytomna, oprócz lekkiego wstrząsu mózgu nic innego jej nie dolegało. Ale niestety nie mogli dopytać jej dokładnie gdzie może przebywać Eugene. Musieli sami ustalić gdzie mógł się ukryć. Rosita mówił o stodole więc przy pomocy mapy ustalili gdzie i w jakiej odległości od wieży, w której montowali nadajnik może znajdować się stodoła. Mapa wskazywała na tylko jedno miejsce znajdujące się w okolicy między wieżą a Wzgórzem. Dlatego właśnie tam postanowili się udać.

Ukrywali się na skraju lasu obserwując stodołę wokół której chodziły trupy. To było dość dziwne. Wyglądało to jakby czegoś szukały.
Czekali na chwilę kiedy będą mogli przedostać się do drewnianego budynku.

Udało im się przemknąć gdy jedna strona była bardziej odsłonięta i trupów tam nie było. Dostali się do stodoły, ale w środku wydawało się jakby nikogo nie było. Nie mogli głośno zawołać Eugene gdyby był gdzieś schowany bo sztywni na zewnątrz mogli by to usłyszeć.

-Może to nie ta stodoła.- powiedziała Magna gdy przeszukali wnętrze. 

-To musi być tu. Nigdzie po drodze nie było innej stodoły.- stwierdził Aaron.

-Sztywni byli już w środku. Są ślady wielu stup.- Hannah przykucnęła przyglądając się podłodze, na której widniały niezbyt wyraźne ślady odcisków podeszw butów.

-Trupy były w środku, ale nie znalazły Eugene dlatego krążą wokół stodoły jakby go szukały.- powiedział Jezus.

-To brzmi jakby miały własny rozum. Nie podoba mi się to.- odezwała się Yumiko.

-Minęły lata. Może sztywni zmutowali.- zaproponował Aaron. Wszytko było przecież możliwe.

-Skupmy się na tym, że nie znalazły go tu. Eugene musiał się gdzieś ukryć. Gdzieś gdzie trup się nie domyśli.

- Trupy przecież w ogóle nie myślą.

-Brzmi dziwnie skoro te na zewnątrz wydają się jakby myślały.

-Bądźcie cicho.- powiedziała Hannah. Wszyscy na raz umilkli. Brązowowłosa usłyszała dziwne skrobanie. Ostrożnie ruszyła w kierunku źródła cichego hałasu. Przystanęła przy słomie. Szuranie dobiegało spod podłogi. Zaczęła odgarniać słomę, reszta jej w tym pomagała. Okazało się że pod tym była klapa. Otworzyli ją. Mogli być zadowoleni bo właśnie znaleźli Eugene. Pomogli mu wyjść z ukrycia.

-Nic ci nie jest?

-Noga mnie boli i chce mi się pić.- powiedział Eugene. Aaron podał mu wodę z swojego plecaka. Hannah przyjrzała się jego kostce, która była opuchnięta.

-Lekarzem nie jestem, ale chyba skręciłeś kostkę.

-Fatalnie.

-Na zewnątrz sztywnych zrobiło się więcej.- podeszła do nich Magna, która jeszcze chwilę temu razem z Yumiko obserwowały przez okna okolicę.

-Będziemy musieli poczekać. Eugene nas spowalnia więc nas zauważą. Wymkniemy się wieczorem. Większe prawdopodobieństwo że wtedy nas nie zobaczą.- powiedziała Hannah.

-Lepsze to niż iść prosto w ogień.- stwierdził Aaron.

-Długo czekać nie musimy. Za jakieś trzy godziny zacznie się ściemniać.- powiedział Daryl.

Trzy godziny minęły im w trochę napiętej atmosferze. Eugene twierdził że gdy uciekał z Rositą słyszeli jak sztywni między sobą coś szeptali. Brzmiało to absurdalnie, ale musieli zrozumieć że ten świat przecież nie jest normalny. Można się spodziewać wszystkiego. 

-Nic nie widzę.- stwierdził Aaron. Mężczyzna odszedł od okna.

-Wschodnia strona wydaje się być czysta, ale będziemy musieli przejść przez cmentarz.- stwierdził Jezus odchodząc od innego okna. Musieli upewnić się, która strona jest czysta by mogli wyjść.

-Skoro tak, to musimy iść tędy.- stwierdziła Hannah. Reszta tylko przytaknęła.

Zebrali się w kupkę, osłaniając siebie na wzajem i wyszli z stodoły. Przez panujący na zewnątrz mrok nie mogli dostrzec każdego możliwego zagrożenia. Tym bardziej nie widzieli że ktoś obserwuje ich z zarośli. 

Przedostali się przez las, ale wchodząc na cmentarz spotkała ich niemiła niespodzianka. A do tego mgła nie pomagała im w tej sytuacji. Sztywni zaczęli schodzić się z różnych stron. Nie mieli dokąd uciec, zostali otoczeni. Ale mimo że byli w tragicznym pomożeniu nadal walczyli. Nie mogli się tak po prostu poddać.

-Tutaj!

Pośród półmroku i mgły usłyszeli czyjś znajomy głos. To była Tara, ale nie była sama. Razem z nią był również Siddiq, Alden, Connie oraz troje mieszkańców Wzgórza. Tara machała by ruszyli w ich stronę. Sami do nich nie mogli się zbliżyć ponieważ ogrodzenie na cmentarzu im to utrudniało. Mocowali się z bramą aby ją otworzyć.

-Biegnijcie!- krzyknęła Hannah machając ręką by reszta pobiegła w ich stronę. Magna i Yumiko pomogły Eugene, a Aaron z Daryl'em torowali im drogę. Za to Jezus i Hannah osłaniali tył.

Mimo że dostali wsparcie, to sztywnych wydawało się być coraz więcej. Hannah widziała jak Jezus mocował się z sztywnym, który zaszedł go niespodziewanie od tyłu gdy zabijał innego trupa. Podbiegła mu pomóc. Przebiła czaszkę trupa po czym pomogła wstać mężczyźnie. Lekko go pchnęła dając mu znać by ruszył do bramy. Sama została trochę w tyle. Sztywni szli w jej stronę, ale ona sprawnie przebijała ich czaszki maczetą. Upadali jeden po drugim. Ale coś się wydarzyło. Jeden z umarlaków gdy ona się zamachnęła zrobił unik. Nie trafiła w jego głowę co ją zaskoczyło. Jednak to co nadeszło później było jeszcze większym zaskoczeniem. Sztywny chwycił ją, a po chwili poczuła okropny ból, który przeszył jej ciało.

-Nie należysz już do tego świata.- szepnął jej na ucho po czym puścił ją i wyjął z jej ciała długie ostrze.

-Hannah!

Brązowowłosa upadła na kolana jedną ręką łapiąc się za ranę nad jej brzuchem. Ból był nie do zniesienia, a krew płynęła jak z strumienia. Reszcie udało się w końcu otworzyć bramę, wybiegli ruszając w jej stronę. Zabijali trupy, które o dziwo zaczęły się wycofywać.

Daryl uklęk przy niej łapiąc ją przed upadkiem. 

-Siddiq pomóż jej.

Ciemnoskóry ukucnął przy nich. Podwinął jej bluzkę by zobaczyć obrażenia. Rana była głęboka i dość szeroka co wskazywało, że dźgnięto ją dużym ostrzem. Siddiq nie miał przy sobie specjalnego sprzętu, który w tej chwili był koniecznie potrzebny. Rana potrzebowała profesjonalnego zabiegu, sam nie poradził by sobie. Krew uchodziła zbyt szybko z jej ciała by mogli zdążyć dotrzeć na Wzgórze. Zatamowanie nie pomogłoby bo prawdopodobnie zostały również uszkodzone wewnętrzne organy.

-Czemu nic nie robisz? Wykrwawi się.- powiedział przerażony Aaron. Nie tylko on się martwił. Wszyscy stali w okół obserwując sytuację.

-Musimy zabrać ją na Wzgórze. W takich warunkach nawet nie jestem wstanie zatamować krwawienia.- oznajmił Siddiq wstając.- Daryl, musimy ją podnieść.

-Wykrwawi się zanim wrócimy.- powiedziała Tara.

- Musimy spróbować, innego wyjścia nie ma.

Daryl razem z Siddiq'em wzięli Hannah pod ramię i prowadzili. Reszta otaczała ich i pilnowała okolicy ponieważ sztywni mogli wrócić. 

Hannah czuła jak pot ją zalewa. Miała lekkie drgawki. Ledwo trzymała się na nogach, ledwo udawało jej się znieść przeszywający ból, który z każdą chwilą zdawał się potęgować. To było oczywiste że nie dotrą na czas, nie było warto nawet tamować krwotoku bo rana była zbyt poważna i najlepiej byłoby gdyby chirurg się tym zajął, ale nie mieli chirurga.
Nie miała sił iść dalej. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. I gdyby nikt jej nie trzymał runęła by twardo na ziemię.

-Hannah.

Daryl i Siddiq położyli ją na ziemi.

-Nie możesz zamknąć oczu. Walczy z tym. Daryl podeprzyj ją. Spróbuję zatrzymać krwotok.- powiedział Siddiq. Kusznik podciągnął ją delikatnie do góry by była w pół siadzie. Trzymał ją obejmując ją ramieniem. Nie mógł pozwolić jej umrzeć, nie w taki sposób. 

-Mówiłeś że to nie pomoże.- odezwała się Tara.

- Bo nie pomoże, ale nie poddam się bez walki. Hannah, ty też. Nie zasypiaj. Daryl, nie pozwól by zamknęła oczy.- oznajmił Siddiq. Kusznik skinął głową.

-Pójdę po pomoc. Może uda nam się zdążyć.- zaproponowała Tara.

-Pójdę z tobą.- powiedziała Yumiko.- Zostań z nimi i ich osłaniał. Niedługo wrócę.- powiedziała do Magny po czym razem z Tarą ruszyły biegiem w kierunku Wzgórza.

-Skup się na mnie. Nie możesz zasnąć.- powiedział Daryl. Hannah lekko się uśmiechnęła mimo że sytuacja była tragiczna. Może uda się Siddiq'owi podtrzymać ją przy życiu i Tara z Yumiko wrócą z pomocą. Była szansa, mała, ale przynajmniej była. Mieli nadzieję.

-Przepraszam... - mruknęła słabym głosem brązowowłosa. Starała się skupić na Daryl'u. Walczyła z zmęczeniem i silną ochotą zamknięcia oczu. Zrobiło się jej chłodno przez co zarżała.

-Za co?

-Że nie potrafiłam odwzajemnić tego co do mnie czujesz. Zasługujesz na najlepsze. Cokolwiek się stanie, pamiętaj że mi na tobie zależało, kocham cię choć nie w ten sposób co ty mnie. Przepraszam... - załkała czując jak łzy spływają jej po policzkach.

-Nie, wytrzymasz. Musisz, proszę.- czuł jak głos mu się załamuje gdy na nią patrzył. Była blada, taka słaba. Nie mógł pojąć że mimo że trzyma ją w ramionach, to traci ją. Myśl że straci ją tak jak Rick'a czy Carl'a łamała mu serce. Pozwolił by pojedyncze łzy spłynęły po jego twarzy. 

-Nadzieja umiera ostatnia. Znajdź szczęście, obiecaj że chociaż spróbujesz.

-Obiecuję.

Hannah podciągnęła się trochę do góry nie przejmując się bólem, który zwiększył się gdy ruszyła się. Czuła jak jej ręce i nogi dziwnie drętwieją. Ale wysiliła się unieść jedną rękę. Dotknęła jego policzka, gładząc delikatnie jego twarz. Położył dłoń na jej by docisnąć jej dotyk, by móc dłużej go poczuć, by móc zapamiętać to uczucie. Brązowowłosa przybliżyła twarz do niego i czule złączyła ich usta. Nie zdążył nawet odwzajemnić pocałunku ponieważ poczuł jak jej dłoń wyślizguje się z jego, a jej ciało opada bezwładnie w jego ramiona.

Siddiq odsunął się przerywając próbę zatrzymania krwotoku.

-Reanimuj ją.- powiedział Daryl kładąc ją na ziemi. Siddiq sprawdził jej puls, ale gdy go nie wyczuł wstał odsuwając się i gwałtownie zaczął wycierać zakrwawione dłonie we własne ubranie. To było miażdżące uczucie.- Reanimuj ją!

Ale gdy Siddiq nie ruszył się z miejsca kusznik sam przystąpił do reanimowania jej. Wykonał dwa wdechy, a później trzydzieści ucisków. I gdy chciał ponowić czynność choć to nie miało sensu podszedł do niego Aaron. Położył dłoń na jego ramieniu. Daryl spiął się i spojrzał na Aarona. I mimo że mężczyzna nic nie powiedział, to wiedział. Wszyscy wiedzieli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro