○Epilog○

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiem że pewnego dnia ponownie będziemy razem

Jasne światło. Jego blask oślepiał przez co Hannah nie mogła nic zobaczyć. Jednak po chwili zniknęło, a ona mogła normalnie widzieć. Rozejrzała się i zdała sobie sprawę że stała w kuchni ubrana w błękitną sukienkę. Była pewna że to nie była Alexandria. Zegar na ścianie wybił dwunastą przez co lekko się wystraszyła, ale wtedy zauważyła ramki z zdjęciami na wiszącej pod zegarem półce. I wtedy ją olśniło. Znajdowała się w jej dawnym rodzinnym domu, w którym zamieszkała razem z bratem i jego rodziną.

-Hannah, wszyscy już czekają na ciebie.- Rick stanął w progu wejścia do kuchni. Miał na sobie jasną koszulę, ciemnie spodnie i idealnie ogoloną twarz. Wyglądał na szczęśliwego. Brązowowłosa spojrzała na niego nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Ze łzami w oczach zerwała się z miejsca i wpadła w objęcia brata.- Już dobrze. W końcu możemy być razem.

-Nie rozumiem. Przecież ty... - zawahała się patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnął się delikatnie i wypuścił ją z objęć.

-To ten dzień. Miałem nadzieje że nie nadejdzie tak wcześnie.

-Tato?

Przez drzwi wyjściowe wszedł do domu Carl. Zauważając ich w progu przystanął na krótki moment aby po chwili podbiec do Hannah i ją przytulić. Kobieta oddała uścisk dłuższą chwilę przytrzymując go przy sobie. Nie mogła uwierzyć że ich widzi. Do końca nie rozumiała co się dzieje, ale wspomnienia nagle wróciły. Była w ramionach Daryl'a, Siddiq tamował jej ranę, niedaleko stał Aaron patrząc na nią z łzami w oczach, były też inne osoby, ale widziała ich jakby przez mgłę. Umarła. Puściła Carl'a cofając się.

-Nie bój się. Teraz będzie dobrze.- Rick wziął ją za rękę, a Carl za drugą.

- Możemy być razem, możemy być szczęśliwi.- powiedział Carl. Hannah uśmiechnęła się choć w oczach miała łzy. Pozwoliła by zabrali ją na zewnątrz. Przed domem byli ludzie. Rozmawiali, śmiali się, siedzieli przy stole lub stali. Znała ich wszystkich. W tle grała spokojna muzyka z radia, słońce świeciło wysoko na niebie. Było ciepło.

Glenn zamachał do niej gdy ją zauważył. Beth również gdy zobaczyła gdzie on patrzy, obok nich stał Hershel. Gdzieś indziej dostrzegła Lori, która rozmawiała z Shanem. Była też Sasha i Abraham, Tdog, Dale, Tyreese, Noah oraz inni.

Czyżby na prawdę Niebo istniało? Jeśli tak, to była szczęśliwa. Uczucie niepokoju, które wcześniej czuła zniknęło jakby nigdy nie istniało. Razem z Rick'em i Carl'em podeszła do innych, którzy radośnie ją przywitali. Znalazła lepsze miejsce. Znalazła w końcu spokój. Teraz nie potrzebowała nadziei, miała to co pragnęła.

Zatrzymaj mnie tutaj, moje serce jest blisko dzięki miłości, która odeszła
Powiedz prawdę, moje serce jest nowe dzięki miłości, która odeszła
W porządku, wiem, że pewnego dnia będę z tobą

Brama Alexandrii została otwarta. Daryl na motorze wjechał do osady, a za nim Aaron z Siddiq'em, Rositą i Eugene na powozie.

Judith jako pierwsza ich zauważyła, krzyknęła radośnie, że już wrócili i pobiegła w ich kierunku chcąc przywitać się z ciocią i nimi. Michonne trzymając RJ za rękę ruszyła w ślady córki. Niektórzy mieszkańcy zwrócili na nich uwagę i zaczęli się im przyglądać. Negan uniósł głowę odrywając się od wyrywania chwastów z ziemi. Podniósł się powoli i wyprostował. Wzrokiem szukał Hannah, ale nigdzie jej nie dostrzegł.

Michonne zmarszczyła brwi wyczuwając że coś się stało. Gdy schodzili z pojazdu ich twarze były smutne. Siddiq wziął Rosite i ruszył z nią w kierunku lecznicy, a za nimi poszedł Eugene kuśtykając. Nawet nie chcieli spojrzeć na Michonne.

-Gdzie ciocia Hannah?- zapytała Judith. Aaron spojrzał na Daryl'a. Cisza a szczególnie brak odpowiedzi był niczym chodzenie na boso po drobnych kawałkach szkła.

Kusznik skinął głową do Aarona, który wrócił do powozu. Michonne podeszła do niego. Daryl zatrzymał Judith i RJ odsuwając ich za siebie by nie zobaczyli tego co chciał pokazać mężczyzna. Aaron chwycił za materiał leżący na tyle powozu, który coś przykrywał. Michonne nagle złapała go za dłoń zatrzymując, nie była pewna czy chce zobaczyć to. Mężczyzna spojrzał na nią, ale ona zabrała dłoń i skinęła głową by kontynuował. Gdy tylko Aaron odciągnął materiał pokazując co pod nim było Michonne poczuła jak nogi się pod nią uginają.

-Nie!- krzyknęła zalewając się łzami. Aaron złapał ją przytrzymując by nie upadła.

Judith słysząc krzyk swojej mamy wyrwała się Daryl'owi i podbiegła do powozu. Zobaczyła powód załamania Michonne i sama zaczęła płakać. Ciemnoskóra oprzytomniała gdy zauważyła, że Judith zobaczyła ciało Hannah. Przytuliła córkę odciągając ją od powozu by nie musiała dłużej patrzeć. Aaron ponownie przykrył ciało Hannah. Wszyscy domyślili się co się stało. Nikt na głos nie musiał tego mówić.

Hannah Grimes nie żyje.

Negan upadł na kolana czując nagłą niemoc. Nie mógł w to uwierzyć. Ona odeszła. Gdy usłyszał że przyjechali jeźdźcy z Wzgórza informując że Rosita została ranna, a kilka osób wśród których była Hannah ruszyli na poszukiwania Eugene czuł niepokój. Ona miała tylko odwieźć nowych na Wzgórze i wrócić. Tyle razy wychodziła poza mury Alexandrii i wracała, cała i zdrowa. Ale nie tym razem. Umarła zostawiając go samego. Po utracie Sanktuarium i jego ludzi, nie miał nic ważnego oprócz jej. Miał z nią otworzyć nowy rozdział. To ona pokazała mu że może się zmienić, być lepszym człowiekiem, odpokutować swoje winy, dała mu nadzieje. Ale razem z jej śmiercią ta nadzieja również umarła. Gniew pojawił się znowu, pragnienie roztrzaskania czyjejś czaszki ponownie dało o sobie znać. Bo nie było już jej i potwór, który w nim niegdyś siedział przebudził się ponownie. Zapragnął zemsty, ktokolwiek przyczynił się do jej śmierci zginie w bardzo bolesny i okrutny sposób. Nie okaże nikomu litości bo nikt nie okazał tego jej. Odebrali mu ostatnią cząstkę dobroci, która była w jego sercu. Teraz była tam tylko pustka, czarna dziura bez dna.

○●○●○●○●○●○●○●○●

Gabriel wygłosił pożegnalną mowę gdy ją pochowali. Jej grób był obok grobu jej brata i Carl'a.

Zginęła chroniąc swoich ludzi. Osłaniała ich by mogli uciec, pomogła Jezusowi, ruszyła na poszukiwania Eugene. Była dowodem prawdziwego poświęcenia, oddania dla bliskich i ratowania innych. Tak samo jak Rick oraz Carl. Każdy z nich poświęcił własne życie aby komuś pomóc, ochronić innych. A teraz spotkał ich taki sam los. Każdy Grimes kończył tak samo.

Ludzie zaczęli rozchodzić się. Wtedy zaczął padać deszcz. Zrobiło się szaro, ponuro i morko co bardziej potęgowało przygnębiający nastrój.

Krople deszczu zwilżały ziemię, która tak niedawno zasypała grób Hannah. Daryl podszedł do wbitego w ziemię krzyża. Nie zważał na deszcz, nie martwił się że cały zmoknie. Wyjął z kieszeni naszyjnik z wisiorkiem w kształcie kwiata. Hannah zawsze go nosiła od chwili gdy matka go jej podarowała. Gdy coś ją denerwowało albo stresowało bawiła się wisiorkiem próbując skupić swoją uwagę na czymś innym. Ale już nigdy więcej nie zobaczy jak ona to robi. Nigdy więcej nie zobaczy jej uśmiechu, jej pięknych błękitnych oczu, nie usłyszy jak się śmieje, nie zapali z nią papierosa, nie porozmawia. Musiał się pożegnać i ruszyć dalej, tego ona by chciała.

Położył trzymane w dłoni chabry na jej grób po czym podniósł się z klęczek. Ostatni raz spojrzał na wbity w ziemię drewniany krzyż i pożegnał się.

Skrzyp otwieranych drzwi rozniósł się echem w pomieszczeniu. Negan siedział w kącie na łóżka kryjąc się w cieniu. Daryl stanął przed celą patrząc na niego chłodnym spojrzeniem. Po co tu był? Sam nie był pewien, ale przyszedł.

-To nie pora na jedzenie.- odezwał się czarnowłosy pozostając w cieniu.

-Przyszedłem w innej sprawie. To należało do niej.- wyjął z kieszeni naszyjnik Hannah i włożył rękę między kraty pokazując mu rzecz.

-Chcesz mi to dać? Aż taki hojny jesteś by dać mi jedyną pamiątkę po niej?- zakpił, ale od razu spoważniał. Nie spodziewał się czyjejś wizyty, tym bardziej jego.

-Niech jej próba zrobienia z ciebie dobrego człowieka nie pójdzie na marne.- zawiesił naszyjnik na klamce od wyjścia z celi po czym cofnął się chcąc wyjść z pomieszczenia.

-Czy cierpiała?

Daryl stanął gwałtownie w miejscu.

- Tak, ale krótko.

-Wiesz kto ją zabił?

-Nie, ale mamy nowego wroga, ludzi noszących skórę trupów niczym maski. Zapłacą za to co zrobili. Będą żałować że nas spotkali.- powiedział po czym wyszedł.

Negan wstał wychodząc z cienia i podszedł do krat. Dotknął wisiorka, który niegdyś zdobił jej szyję. Uśmiechnął się smutno. Puścił naszyjnik po czym obrócił się chwytając krzesełko i ogromną wściekłością rzucił o ścianę. Oddychał ciężko. Spojrzał na wiszący naszyjnik, poczuł jak samotna łza spływa mu po policzku, szybko ją starł. W takim życiu nie było szczęśliwych zakończeń. Było tylko krew, ból i łzy.

Czy da radę pozostać dobrą osobą, którą ona chciała by był?

Nie był pewien czy to w ogóle było możliwe.

Powiedz mi prawdę, moje serce jest
smutne przez miłość, która odeszła
W porządku, wiem, że pewnego dnia będę z tobą
W porządku, wiem, że pewnego dnia będę z tobą

○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro