Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeśli chodzi o randki, które organizuje Akinori, mogę śmiało stwierdzić, że są świetne i za każdym razem inne. Tym razem na przykład, gdy się przebierałem, on przygotował kosz piknikowy, a gdy wszedłem do kuchni, on przygotowywał kanapki.

-Daj mi jeszcze kilka minut. Za ten czas możesz iść po kask. Zrobimy sobie wycieczkę- uśmiechnął się brunet.

-Zrobimy piknik? -Uśmiechnąłem się szeroko, a gdy brunet potakująco kiwnął głową przytuliłem go od tyłu.

Kiedy skończył i wszystko spakował do koszyka, podał mi go i razem poszliśmy do garażu. Chłopak odpalił motocykl, by rozgrzać silnik, a chwilę później kazał mi usiąść z tyłu, trzymając kosz z przysmakami.

Około pół godziny trwała sama jazda, na obrzeża Tokio, a następne dwadzieścia minut, na jakieś mało zaludnione miejsce.

***

Po udanym pikniku, który odbył się kilka kilometrów za miastem, poprosiłem mojego chłopaka, żebyśmy odwiedzili dom dziecka.

Wystarczyła tylko jedna prośba, a już niecałe dwadzieścia minut po wjeździe do centrum miasta, brunet zaparkował maszynę, pod wcześniej wspomnianym miejscem.

-Idziesz ze mną, kochanie? -Zapytałem, schodząc z dwukołowego pojazdu, a następnie ściągając kask, w tym samym momencie co brunet.

-Jeśli ta dziewczyna co kiedyś, się na mnie nie rzuci z nożem, to tak- zaśmiał się. Wtedy coś, a raczej ktoś mnie zaniepokoił. Mianowicie był to na ciemno ubrany mężczyzna, z kapturem na głowie, który zachodził od tyłu mojego chłopaka.

-Aki...? O-odwróć się... Szybko!

Gdy ten wykonał polecenie, postać mężczyzny złapała go za kołnierz koszulki i pociągnęła nieco ku górze.

-Kolega chyba jest mi coś winien-usłyszałem niski i bardzo zachrypnięty głos, a Akinori otworzył oczy szeroko. Szczerze mówiąc zdębiałem, a na plecach poczułem zimne, a wręcz lodowate ciarki.

-To chyba jakaś pomyłka-widziałem, że chłopak silił się na spokojny ton głosu, jednak w duchu był spanikowany i przerażony zupełnie jak ja. Gdybym to ja był w takiej sytuacji, brunet na pewno stanąłby w mojej obronie i spuścił facetowi manto. Jednak ja to ja i moja cholerna natura sparaliżowała mnie. Nie byłem w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Chociażby kiwnąć palcem.

- Nie pierdol głupot, bo widziałem przecież twój dowód. Mnie się nie oszukuje. A ci co próbują, źle kończą. Dil był łatwy. Ja ci daje towar, a ty w ciągu trzech dni dostarczasz mi kasę. A tu już mamy czwary dzień i nic-słuchałem jego wypowiedzi z galopującym sercem. -I co z tym zrobimy?

-M-my? Ale to pomyłka... Naprawdę! -Po tych słowach, facet uderzył Akiego, a moje serce omal się nie pokruszyło.

-Słuchaj gościu. Masz czas do jutra. Jak nie wykminisz mi całej sumki, temu chłoptasiowi coś się stanie-wskazał na mnie, a ja walczyłem że swoimi nogami, które niemal zrobiły się jak z waty. Widzimy się na opuszczonych ruinach w lesie- mężczyzna zmierzył wzrokiem Akinoriego, a później mnie, po czym jak gdyby nigdy nic odszedł.

-J-ja już nie mam ochoty na te odwiedziny. Aki! Jesteś cały?! Jedziemy do domu! I nie myśl sobie, że ze względu na to, że oberwałeś, odpuszczę ci wyjaśnienia-po tych słowach brunet wszedł na maszynę. -Ja prowadzę-powiedziałem zanim odpalił silnik.

***

Gdy dotarliśmy do domu i już opatrzyłem mu krwawiący nos, który na szczęście okazał się tylko stłuczony, stanąłem na przeciw niego.

-O co mu chodziło?

- Nie wiem-odpowiedział. -Pojebane to jak kilo gwoździ.

-Do cholery jasnej jak to nie wiesz?! Masz mi powiedzieć prosto z mostu, jak na pierdzielonej spowiedzi, czy bierzesz jakieś kurewskie dragi!

- Nie biorę! Przysięgam! Yoshida, uwierz mi!

-To jak mi wytłumaczysz tamtą sytuację? I jak inaczej mógł widzieć twój dowód?!

-No, bo ja zgubiłem...

- Co kurwa zrobiłeś?! To ty nie wiesz, że z takimi sprawami idzie się do urzędu?!

-Myślałem, że jest gdzieś w szafce treningowej!

-Jesteś pewien, że mówisz prawdę? -zapytałem zdenerwowany sytuacją. Nie miałem bladego pojęcia, czy Akinori mówi prawdę, czy rzeczywiście zaczął brać narkotyki. -Jeśli tak, to idziemy na policję. Teraz.

-Więc chodźmy. Powiem im dokładnie to co tobie.

-Chodźmy, w takim razie.

Wyszliśmy z domu zaraz po decyzji o pójściu na komisariat. Do celu udaliśmy się pieszo. Idąc obok ciemnych uliczek przeszywały mnie zimne dreszcze. Na szczęście komenda policji znajduje się w centrum, które zawsze tętni życiem. Mimo to co chwilę odwracałem głowę do tyłu.

W pewnym momencie, przed samym komisariatem zaniepokoił mnie odgłos kroków centralnie za mną. Zanim zdążyłem odwrócić głowę, poczułem naprawdę mocny ból w okolicach potylicy, a później wszystko zaczęło się rozmazywać, aż do momentu, gdy przed oczami miałem jedynie czerń.

__________

Ojojoj... Co tu się porobiło...
Oj, Aki, Aki...
Biedny Yoshida...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro