Rozdział X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dobra, czytelnicy, jest sprawa. Potrzebuję, aby ktoś na jeden rozdział przygarnął Reda do siebie, jako że jeszcze nie widział części X. (A nie chcę, aby ciągle jęczał mi do ucha, żebym mu go pokazała i, cytuję go, "weź mnie w końcu spiknij z Frisk!". Na wszystko przyjdzie czas~)

Jeżeli czytaliście o nim te "20" faktów, to domyślicie się czemu nie chcę mu go pokazać [a, i kto zauważył tam pewien drobny szczegół też dostanie nagrodę XDDD]

Red: Ahahaha, dobre :'D *wymierza oskarżycielski palec w stronę z3* Co ty kombinujesz?

Ja? Nic... Chyba~ 8)

Jeżeli jest ktoś chętny do wzięcia go na ten jeden czy dwa chaptery niech zgłosi się w komentarzu. Tylko, wiecie to takie "kto pierwszy ten lepszy". Chyba, że ruszę dupę, napiszę kartki z loginami i wylosuję kogoś

Red: *myśli* Obym trafił w dobre ręce...

*myśli* Oby trafił w złe ręce...

Nagrody za nawiązanie lecom do:

Nevermore100040 

Enderia220032

Simply_Liv

Resoyani

Nagrody za obrazek, a jednocześnie sprawienie, że zaczął boleć mnie brzuch lecom na skrzydłach do:

alicja_kat

Nevermore10040

Resoyani

Simply_Liv

MeiSnowrock

(Jak kogoś pominęłam niech zgłosi się w komentarzu)

Biercie co chcecie

Lub... Marihuanina według Reda

Skąd to wziąłeś?

Red: Mam znajomości B]

Nie pytam

Na razie nie będzie żadnego nawiązania i zadania, bo nie będę miała Reda do pomocy

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

OSTRZEŻENIE! KOŃCÓWKA ROZDZIAŁU NIE DLA WRAŻLIWYCH! 

Red: Po co to mówisz, skoro i tak z ciekawości przeczytają

Żeby nie jojczyli, że nie ostrzegałam



– Już poszli. Możecie wyjść – rzekł Enri, otwierając drzwi.

To światło było okropne. Oczy zaczęły mnie szczypać, co chwilę nimi mrugałam, aby zmniejszyć „ból". Z pomocą lisa wyszłam ze schowka, po czym od razu spojrzałam na siedzącą pod ścianą Ali. Jej ślepia właśnie dosłownie przestały płonąć, a ręka zmieniła kolor z czarnego na normalny. Zerknęłam na Floweya. Jego żółte kwiatki były postrzępione, zaś łodyga lekko powyginana. Najwyraźniej przytulanie się do niego, gdy jest się wystraszonym nie jest najlepszym pomysłem. Enrique zaprowadził mnie do kuchni, gdzie od razu usiadłam na kanapie. Położyłam kwiatka na kolanach, a ten tylko parsknął i oparł się o mój sweter. Lubi go bardziej niż mnie, hah. Zaraz potem do pomieszczenia weszła Alicja. Zajęła miejsce obok mnie i oparła nogi na jednym z krzeseł.

– Huff... Puff... Gorzej być nie może – westchnęła, wpatrując się w lustro przed nami. – Jak to dobrze, że cię nie znaleźli.

Już chciałam jej powiedzieć o Sansie, ale... zawahałam się. Zdenerwowałabym ją jeszcze bardziej, a już i tak narobiłam jej wiele kłopotów. Jej i En. Przecież opatrzenie nogi „kalece" to nie lada wyczyn. A oni jeszcze od razu zamiast mnie wygonić stamtąd w cholerę zatrzymali mnie u siebie.

– Dlaczego twoja dłoń zmieniła się? – zapytałam, przerywając głuchą ciszę, która zapanowała w całym mieszkaniu.

– Hmm? W sensie? – odparła, wciąż przypatrując się swojemu odbiciu w tafli zwierciadła. – Aaa, rozumiem... Hm, jakby ci to wyjaśnić...? To po prostu moja moc.

– Moc? – powtórzyłam, głaszcząc chwaścika po płatkach.

– Tak. Niektóre potwory też ją posiadają. Moja to telekineza. Raczej wiesz co to jest, wątpię, aby na powierzchni nie było takiego terminu. – Kiwnęłam twierdząco głową. – Enri przykładowo też ma jakąś tam zdolność. Potrafi zmieniać się w lisa. Wtedy jest o wiele ładniejszy niż pod zwykłą postacią.

– Ej! – wtrącił się wyżej wspomniany i poczochrał swoją siostrę po czarno-białej czuprynie. – Lubisz jak ci się tak robi, prawda? – spytał z przekąsem, owijając jedno pasemko wokół swojego palca.

Chłopak nagle uniósł się. czarno-zielone płomienie otoczyły go z każdej strony. Zaczął się wyrywać, a Demonka tylko zacisnęła dłoń mocniej. Podleciał jeszcze wyżej, tym samym uderzając łbem o sufit. Zaskomlał, po czym podjął próbę uwolnienia się z, że tak to ujmę, „pułapki". Zachichotałam, patrząc na jego nieudolne starania. To było śmieszne. To po prostu było bardzo śmieszne!

– A ty lubisz jak ci się TAK robi, prawda? – powiedziała, kładąc nacisk na słowo „tak". Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. – Widzisz, En? Nawet Frisk ma z ciebie bekę. Przegrałeś, dwa – zero.

– Trzy – zero – dodał Flowey, wycierając „twarz" o moje ubranie. Ty mały...

– Ali? A dasz radę sprawić, że pewne nieprzyjemne badylki też będą latać? – zapytałam, a dziewczyna tylko wyszczerzyła się, ukazując dość ostre zęby.

I takim oto sposobem mój przyjaciel został pierwszą na świecie fruwającą roślinką. Ze śmiechu aż zaczął mnie boleć brzuch. Nim się zorientowałam wylądowałam na podłodze, tarzając się po niej jakbym miała atak padaczki. Zarówno Enrique jak i kwiatek starali się wyrwać, ale nic z tego. W końcu płomień zniknął, a obaj jego „więźniowie" upadli z łoskotem... Na mnie i Ali. Wtedy właśnie role się odwróciły – to oni byli tymi, którzy chichotali ostatni. Mieli z nas niezły ubaw. Obie biłyśmy brata Demonki po plecach, a chwaścika zwaliłyśmy na dywan. Gdyby ktoś w tamtej chwili wszedł do domu, zapewne zadzwoniłby po egzorcystę lub policję. To nie było ani trochę normalne. Zachowywaliśmy się jak naćpani.

– Dobra... – syknęła w końcu Alicja, spychając z siebie bruneta. – Już wystarczy, bo się tu wszyscy podusimy.

Dziewczyna stanęła na równe nogi jako pierwsza. Podała mi dłoń, aby pomóc mi wstać, gdy nagle przypomniałam sobie o jednym – ciągle nie czułam poranionej nogi. Straciłam równowagę, a następnie potknęłam się o... dywan... Takie rzeczy chyba tylko mi się przytrafiają. W ostatniej chwili chwyciłam Demonkę za rękę, przez co obie runęłyśmy na En. Znowu śmiech, bolące brzuchy i tym razem to tamta wcześniejsza dwójka leżała pod nami. Flowey chciał już wypełznąć spod nas, ale uniemożliwiła mu to moja głowa, która wylądowała na jego korzeniach.

– Do-dobra, na-naprawdę trzeba się ogar-ogarnąć – powiedziałam, ciągle nie mogąc się opanować.

– Racja. Jeszcze chwilę, a jakiś przechodzień pomyśli, że mamy tu czworokąt – odpowiedział Enri. Teraz to przegiął.

Wzięłam z kanapy poduszkę, na której wcześniej spałam i uderzyłam nią bruneta po twarzy. Pierze rozsypało się wokół nas, a ja zebrałam je i rzuciłam nim w badylka. Zakaszlał, spojrzał na mnie z pogardą i oplótł korzenie wokół mojej szyi. Pierwsza myśl – Jezus Maria, on chce mnie udusić. Jednak po reakcji Ali i jej brata (a raczej BRAKU reakcji z ich strony) wywnioskowałam, że nic poważnego mi nie zrobi. Zamiast spodziewanego uduszenia kwiatek drugim korzeniem złapał rozerwaną poduchę i walnął mnie nią w twarz. Enrique prawdopodobnie postanowił zemścić się na mnie, ponieważ wziął z szafki niewymyty talerz po zupie i nałożył mi go na włosy. Jedzenie spłynęło po moim czole i policzku, zaznaczając na nich swoją drogę.

– Zażartujesz tak jeszcze raz, a nie będzie miło – zagroziła Alicja, chichocząc jak opętana. – Frisk, jesteś cała mokra.

– Tak działam na kobiety, nic nie poradzisz – parsknął Enri, krzyżując ręce w górze, aby osłonić się przed uderzeniem jego siostry.

– Nie w tym sensie, zboczeńcu. Chodź, Frisk, musisz się umyć – rzekła, biorąc mnie pod ramię i powoli idąc ze mną na korytarz.

Zaprowadziła mnie do łazienki, która znajdowała się tuż obok schowka. I znowu przypomniał mi się Sans. Moja mina momentalnie spoważniała. Czemu mnie nie wydał? Dlaczego okłamał swojego brata? Kolejne pytania bez odpowiedzi – są! Wystarczy teraz znaleźć czas na zapisanie ich. Właśnie. Zapis. Koniecznie musiałam jak najprędzej dotknąć gwiazdy. Nikt przecież nie wie co w trakcie różnych wydarzeń może się stać. Przywołałam swój pasek życia.

HP 15/28

Szczerze? Myślałam, że będzie gorzej, a tu? Ponad połowę. Te rodzeństwo to jacyś czarodzieje czy jak? Usłyszałam dźwięk zasuwanych szuflad, który przerwał moje rozmyślenia. Demonka wyjęła z szafki jakieś płyny.

– Gdybym była na twoim miejscu, to jest musiała przejść przez całe Ruiny aż do Snowdin bez ciepłej kąpieli, byłabym wściekła – uśmiechnęła się, czytając naklejkę na opakowaniu po szamponie. – Pomogę ci wejść do wanny, a resztą zajmiesz się sama, okay? Tutaj masz płyn do umycia ciała, a ten jest do włosów.

Dziewczyna chwyciła mnie pod pachy i lekko uniosła w górę. Przełożyłam najpierw zranioną nogę, a następnie tę zdrową. Moja nowa przyjaciółka wyszła, zostawiając mnie całkiem samą w wielkiej, czerwono-czarnej łazience. Odłożyłam ubranie na stoliczek, który stał obok umywalki i odkręciłam wodę. A gdyby tak... Wzięłam z szafki całą butelkę szamponu i dolałam go do wody. Nad wanną zaczęły latać kolorowe bańki mydlane. Ehh, aż przypomniały mi się moje zabawy z moją bliźniaczką, które kiedyś organizowałam. Oparłam się o brzeg wanny i zamknęłam oczy. Cisza. Po prostu cisza. Nikt nie darł się, nikt nic nie mówił. Brakowało mi tylko słuchawek i odtwarzacza muzyki.

„Tylko nie zaśnij, bo się utopisz"

Ten cholerny głos. Już myślałam, że w końcu dał mi spokój. Odkąd tylko go słyszałam poważnie zastanawiałam się nad opcją bycia chorą na schizofrenię. To mogło okazać się słuszne, z jednym szczegółem – zazwyczaj osoba chora nie ma pojęcia, że w ogóle taka jest.

Czyżbyś przestał mnie wyśmiewać?

„<Przestał>... Ahh, odkąd pamiętam nienawidziłam, gdy ludzie mylili mnie z mężczyzną~"

Zamarłam. To nie mogła być... Nie, nie, to się nie trzymało kupy.

Risk?

„A któżby inny? Co jest, Frisk, zdziwiona? Potrafię zaskoczyć, prawda? Wiesz, znudziło mi się to ciągłe patrzenie jak moje ofiary zdobywają nowych znajomych, tworzą nowe więzi, zakochują się... To już jest nudne! Co powiesz na odejście trochę od schematu!"

Zanim zdołałam jakkolwiek jej „odpowiedzieć" wychyliłam się z wanny i sięgnęłam do toaletki. Na półce pod lustrem leżały nożyczki. Pochwyciłam je i spojrzałam na nie z przerażeniem w oczach. Nie mogłam w ogóle sama się poruszyć. Coś przejęło władzę nad moim ciałem. Mimowolnie rozłożyłam niebezpieczny przedmiot i przyłożyłam go do nadgarstka. Zacisnęłam je, a krew pomieszała się z wodą. Chciałam krzyczeć, wić się z bólu lub po prostu zaprotestować. Jednak nic z tego nie mogłam zrobić. Przesunęłam je wyżej, na swoje palce. Moje oczy zapewne wielkością dorównywały talerzom. Przecięła w połowie wskazujący. Wciąż nie mogłam wrzeszczeć, jedynie syczałam z bólu. Kawałek palca wpadł do wody. Nożyczki ponownie poszły w ruch, tym razem przyłożyłam je do... swojej szyi.

„O D K I E D Y T O T Y B Y Ł A Ś W K O N T R O L I , F R I S K ...?

Ostra „broń" zacisnęła się.

***

– Ahh, Risk, Risk, Risk, Risk. Nie bez powodu wybrałem akurat ciebie do pomagania mi. Masz prawdziwy talent, dziewczyno.

– „Może trochę ciszej? Ona nas słyszy."

– Doprawdy? Oh, to przeuroczo. Zatem... Nadal pamiętasz o naszej umowie?

– „Jak mogłabym zapomnieć?! Przypominasz mi o niej przy każdym spotkaniu! Nie musisz się niczym zamartwiać, zdobędę czego pragniesz i wyjdziesz z tego miejsca."

Już dawno przestało zależeć mi na ucieczce stąd, moja droga. Dlatego mam do ciebie, Risk, tylko jedną prośbę... Przyprowadź ICH tu... Żywych...





~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hahaha. Nie mówcie, że nie ostrzegłam ;-;

Dobra, kto nie spodziewał się takiego obrotu spraw niech napisze w komentarzu CO.

En: To ja zacznę ⬇


(Mema zrobiłam ja, pozdro dla kumatych xD)

Tiaaak, napiszcie dokładnie tak jak na memie. Wait, Enrique, skąd ty...?

En: Magia

Aham ._.

             

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro