Rozdział II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- W przeciwnym razie co? Flowey, wysłów się - powiedziałam zniecierpliwiona.

Kwiatek prawdopodobnie specjalnie przedłużał, ale nie chciałam mu tego wypominać. Kiszki grały mi marsza i jedyne czego pragnęłam to zjeść coś pożywnego. Posłałam towarzyszowi mordercze spojrzenie, a ten skulił się. Nigdy wcześniej nie widziałam, aby badylki mogły wyrażać swoje emocje.

- W przeciwnym razie zginiesz... i już nigdy nie powrócisz - odparł w końcu.

Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Słowa roślinki odbijały się echem po mojej zmęczonej głowie. Usiadłam po turecku na ziemi i przyciągnęłam kolana pod brodę. Próbowałam dokładnie przeanalizować wypowiedź Flowey'a, ale gdy tylko zaczynałam, czułam pulsowanie pod czaszką. Wyjęłam z kieszeni naszyjnik z wisiorkiem w kształcie gwiazdy i przyglądnęłam się mu. O dziwo, łeb przestał dawać o sobie znać pod postacią bólu. „Nigdy nie powrócisz". Co to mogło znaczyć? Uznałam, że najrozsądniejszym rozwiązaniem było wypytanie o to chwaścika.

- Jak to „Już nigdy nie powrócę" - wyszeptałam, odkładając naszyjnik.

- Posiadasz coś w rodzaju DETERMINACJI. Sam też kiedyś ją miałem. Pozwala ona na dowolne manipulowanie liniami czasowymi. Wiesz... Restarty i Kontynuacje. Dawniej, do Podziemia spadła dziewczynka, o podobnym imieniu co ty. Przedstawiła się jako Risk. Za każdym razem, gdy jakieś zakończenie jej się nudziło, ona niszczyła je i robiła to gorsze - wzdrygnął się - w którym wszyscy giną.

- Ale co to ma wspólnego ze mną?

- Twoja DETERMINACJA umożliwia ci powracanie za każdym razem, gdy nastąpi twój zgon. Ale przez szkody wywołane dzięki Risk, zostałaś nosicielką klątwy kwiatów.

- Klątwy kwiatów? Do czego zmierzasz?

- Słuchaj, w innej linii czasowej była osoba z podobnym przypadkiem. Nie dotarła na powierzchnię, a wcześniej zginęła sporo razy. Zawsze wracała. Kwiaty obrosły jej ciało, była słaba, aż w końcu... - przerwał, widząc zbierające się w moich oczach łzy. - Ej, Frisk, nie płacz.

- To nic... - obtarłam rękawem słone krople z policzków. - Proszę, kontynuuj.

- Jesteś pewna? - Kiwnęłam twierdząco głową. - Więc, w końcu sama się w nie zmieniła. Wraz z jej odejściem, timeline zostało wymazane. Przez następne lata wiele ludzi z DETERMINACJĄ trafiało tutaj. Każdy umierał przez klątwę, nim zdołał nas uratować. Aż w końcu pojawiłaś się ty, Frisk.

Nie mogłam dłużej powstrzymać łez. Gorzkie potoczki wylewały się z moich oczu i kapały na grunt. Flowey oplótł się wokół mojej ręki i delikatnie liściem pogłaskał mnie po poliku. Od razu zrobiło mi się cieplej na duszy. A skoro o niej mowa, to podczas walki z Froggitem objawiło mi się serce. Gdy byłam w polu, jedynym kolorem jaki się wyróżniał, był czerwony. Czy taką barwę miała moja DETERMINACJA? Możliwe. Badylek potwierdził moje przypuszczenia, gdy go o to spytałam. Tak, zapytałam go o to. Nie był zbyt zadowolony moim wścibstwem, ale przecież skoro tu chodzi o moje życie, to powinnam to wiedzieć, prawda? Nie zastanawiając się już nad tymi przykrymi wiadomościami, wstałam i przeszłam do sali obok. W podłożu tkwiły ostrza, tym razem wyższe od tamtych. Było ich znacznie więcej, cały pokój, nie licząc wyjścia, był nimi nafaszerowany. Badylek chwycił mnie za dłoń i popchnął przed siebie.

- Co robisz?! - zdołałam krzyknąć, nim spostrzegłam, iż kolce wsunęły się. O co tu chodzi?!

- Idź tam, gdzie cię poprowadzę - zarządził Flowey.

Nie kwestionowałam jego rozkazu. Na pewno spędził w Ruinach o wiele dłużej czasu niż ja. Nie wiedziałam nic o tym miejscu. Nawet dokąd zmierzaliśmy.

- A właściwie, dokąd my idziemy? - spytałam, patrząc pod nogi, aby się nie potknąć.

- Do wyjścia z tego piekielnego lokum. Niestety... Jest ono w Jej domu - jego łodygą zatrzęsły dreszcze.

- Jej? Jakiej Jej?

- Jesteś nieznośnie ciekawska, wiesz? Jest woźną aka strażniczką Ruin. Zawsze przychodziła tu i wypatrywała świeżej ofiary. Jest niebezpieczna.

Zanim zdołałam o cokolwiek innego zapytać, zostałam zaatakowana przez płaczącą ćmę. Nie mając pomysłu co mogłabym zrobić zamiast się z nią bić, przytuliłam ją. Przeprosiła mnie, sama nie wiem za co (przecież nie skrzywdziła mnie). Dookoła mnie poczęły fruwać białe motyle. Aby ich uniknąć, musiałam tylko nie ruszać się z miejsca. Kiedy owady odleciały, podeszłam do Whimsun - bo tak na imię miał stworek - i powiedziałam jej, żeby przestała płakać. Uciekła, a pole wyparowało.

YOU WON!

You earned 0 XP and 2 gold.

Stworzonko zgubiło kilka monet. Zawołałam za nim, gdyż chciałam mu je zwrócić, ale było za daleko. Schowałam pieniądze do plecaka i skinięciem głowy zachęciłam chwaścika do biegu. Ścigaliśmy się przez długi korytarz aż do białego filara. Wygrał, bo oszukiwał. Ale mówi się trudno. Pytać go dalej... czy na pewien czas dać sobie spokój? Nie miałam zamiaru denerwować go. Jeszcze by mnie zostawił samą na pastwę losu. Nawet nie zauważyłam, gdy doszliśmy do pomieszczenia z wyłożoną na czymś w rodzaju stoliczka tacką. Leżały na niej cukierki. Znów burczenie w brzuchu. Nabrałam parę słodyczy, ale przypadkowo naczynie ześlizgnęło się i rozbiło. Zaczerwieniłam się ze wstydu, gdy spostrzegłam karteczkę z napisem „weź jedno".

Na kępce czerwonych liści była druga złota gwiazdka. Podreptałam do niej i włożyłam w nią rękę. Działo się to samo, co za pierwszym razem. Napełniona DETERMINACJĄ ruszyłam dalej. Atakowały mnie następne potwory, ale jakoś wychodziłam z tego cało. Przy okazji zarobiłam całkiem pokaźną sumkę. Rozwiązaliśmy z Floweym jakąś zagadkę z przesunięciem kamienia, po czym przystanęliśmy na odpoczynek w sali z roślinnością pokrywającą podłogę. Opowiadałam akurat towarzyszowi o człowieczych świętach, gdy poczułam, że grunt osuwa się spod moich stóp. Zaorałam twarzą w ziemię. Otrzepałam buzię z trawy i błota, po czym skierowałam wzrok w górę.

- Frisk! Żyjesz? Odpowiedz mi! - wołał badylek.

- Żyję! Zaraz tam wejdę - odkrzyknęłam, rozglądając się w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogło być pomocne w wydostaniu się.

Jedynym wyjściem był szyb prowadzący na zewnątrz. Nie mało wysiłku musiałam poświęcić, aby wdrapać się. Ciężko dysząc oparłam się plecami o ścianę i zjechałam wzdłuż niej. Usiadłam na podłożu. Wyciągnęłam zabrane cukierki i z wielkim apetytem zjadłam wszystkie, nie zostawiając nic w swoim ekwipunku. Ruszyliśmy dalej. Już wiedziałam jak przejść spokojnie przez te cuda natury. Powoli spacerując napotkaliśmy znów sporo potworków, które chciały mnie zabić. Niestety, jednemu się to udało. Powtórzyłam cały schemat i zmęczona dotarłam do Flowey'ego. Moje ciało i tym razem było paskudnie urządzone. Siniaki, zadrapania... Ale chociaż oszczędziłam te istotki! Kwiatek nie był zbytnio zachwycony, w porównaniu do mnie. Drugi jaskier na moim czole sprawił mi wielki ból.

- Obiecuję, że niedługo zatrzymamy się gdzieś, abyś mogła się przespać - zapewnił mnie chwaścik, patrząc na moje blade oblicze. - Wstawaj, zrobimy postój jak wyjdziemy z tych koszmarnych Ruin!

- Najpierw odpowiedz mi na kilka pytań - zażądałam, krzyżując ręce na piersi.

- O rany! Niech ci będzie. Pytaj.

- Dlaczego ta cała strażniczka jest niebezpieczna?

- Udaje miłą i słodką, kiedy tak naprawdę już przy niewinnych przewinieniach mordowała swoich podopiecznych. Dalej poznasz więcej szczegółów, ale na razie chodź rzesz.

Spotkaliśmy kamień, który z jakiegoś powodu nazwał mnie dynią. Zmarnowaliśmy nasz cenny czas na przekonywaniu go, aby „przysiadł" na przycisku. Znaleźliśmy kolejną gwiazdę w pokoju zaraz obok! Idealnie, gdyż miałam już okropne zawroty. Znów wypełniła mnie DETERMINACJA. Postanowiłam mimo pośpieszeń Flowey'a zatrzymać się przy stoliku i spróbować oderwać od niego ser. Stał tam jednak tak długo, że przykleił się do blatu. Wmaszerowałam do następnej lokacji, a na ziemi tuż przed nami dostrzegłam śpiącego ducha. Z jego ust ulatniały się czerwone literki „Z". Co miałam zrobić? Blokował nasze przejście!

- Rusz go siłą - polecił mi badylek. Nie... To był zły plan. - Wiesz, że on udaje, że śpi, racja?

Zamiast pchnąć ducha, lekko stuknęłam go. Może kwiatek jednak dobrze mi doradzał? Popchnęłam zjawę z całej siły. Pożałowałam tego. Znalazłam się w polu! Chciałam chwycić cokolwiek, co pomogłoby mi obronić się przed agresywnym przeciwnikiem. Przez wszystko przenikałam. Czarny upiór ze świecącymi się na złoto ślepiami wydawał się... płakać? Tak. Każda jego łza, która upadła na mnie, wywoływała ogromne pieczenie. Na mojej skórze zostały ślady jak po oparzeniach. Gdzieś w moim łbie zadźwięczało mi imię potwora. Napstablook. Musiałam dowiedzieć się dlaczego był smutny. Zostało mi niewiele życia. Nie chciałam walczyć.

HP 3/20

- H-hej! Blooky! Dlaczego płaczesz? - powiedziałam, odskakując jak najdalej, aby parzące krople mnie nie dosięgły.

- N-nie twoja sprawa! - odparła zjawa, roniąc coraz więcej łez.

HP 1/20

- Blooky, ja chcę ci tylko pomóc - rzekłam, przeszukując plecak. Miałam nadzieję, że znajdę... teraz to praktycznie cokolwiek!

- Nie będziesz umiała. Nie będziesz umiała - powtarzał, przestając pociągać „nosem". Posłałam mu przyjazny uśmiech, co on odwzajemnił. - Nikt nie umie mi pomóc...

- Pozwól mi spróbować. Razem coś wymyślimy - zbliżyłam się do potworka.

Ten jednak znów wypuścił kolejne łzy.

HP 0/20


Hejka, kochani. I jak Wam się podoba? Mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie moje nowe FF. Tym razem mam je całe zaplanowane i nie piszę go na chybił trafił. Także raczej będzie dobrze.

~zmienna3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro