one

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Komentujcie!:)

***

Londyńskie jesienie były zmiennie. Raz słońce, a raz deszcz ze śniegiem. Zresztą to chyba norma we wszystkich krajach które "posiadały" ta porę roku. I Louis naprawdę z całego serca jej nienawidził.

Nienawidził wiatru, deszczu i zimna a wszystko naraz to jak bomba atomowa na jego układ odpornościowy. Był bardzo chorowity i może kiedyś w szkole to uwielbiał. Mama zabraniała mu chodzić do szkoły, całe dnie leżał w łóżku a Jay latała wokół niego żeby nic mu nie zabrakło. Teraz kiedy już nie mieszkał z mama - "jestem za stary, mam 23 lat i za niedługo pójdę na emeryturę i nadal nie będę miał własnego domu" - i chodził do pracy, również to nienawidzi. Nienawidził zakładania kurtek, rękawiczek i czapek w których czuł się jak bałwan (dosłownie). Może Louis miał lekką tendencję do przesadzania ale wierzcie na słowo, że tak było.

Teraz kiedy biegł przez deszcz prosto z pracy, pociągając co chwilę nosem miał ochotę się zabić. Jego wszystkie papiery, które miał w torbie przemokły i wiedział, że będzie musiał pisać je od nowa co zajmie mu przynajmniej jeden cały wolny dzień.

Pociągnął nosem poraz enty i skręcił w uliczkę prowadząca do jego ulicy. To była sekunda kiedy potknął się o coś i poleciał do przodu. Zdążył się złapać wystającego prętu w ścianie - skąd to się tam do cholery wzięło? - przed upadkiem i odwócił się do powodu jego wypadku. Mały grymas widniał na jego twarzy kiedy zauważył, że nie potknął się o coś a o kogoś. Ktoś patrzył na niego przekrwionymi oczami z lekkim strachem. Trząsł się jak galaretka i w ręku trzymał chusteczkę. Louis stwierdził, że to chłopak, który nie mógł mieć więcej niż 16 lat. Gruba poplamiona i mokra czapka widniała na jego głowie z pod której wystawały brązowe loki. Czarna kurtka, zmoknięte spodnie i zniszczone buty. Chciał iść dalej i zignorować nastolatka, naprawdę, ale jakiś głosik w głowie nie pozwalał mu zostawić tego bezdomnego chłopca, prawie umierającego z zimna i był pewny, że z głodu pewnie też.

Podszedł bliżej i spojrzał na niego z góry. Serce łamało mu się na ten widok. Nie mógł go zostawić, po prostu nie mógł. Musiał mu pomóc i się nim zaopiekować. Karma ponoć wraca a jego mama zawsze powtarzała, że trzeba być dobrym człowiekiem i pomagać. Wyciągnął w jego stronę rękę, jednak chłopak skulił się jeszcze bardziej.

-Nie bij, proszę - wyszeptał tak słabo, że sam szatyn ledwo co to usłyszał, walące o ziemię krople deszczu wcale nie pomagały. Poczuł dziwny uścisk w żołądku i zachciało mu się płakać. Ten chłopak naprawdę myślał, że chce mu coś zrobić. Louis nie potrafił nawet zabić pająka i zawsze wołał do tego Zayna.

-Nic ci nie zrobię obiecuję - uśmiechnął się jednak ten tego nie odwzajemnił, posmutniał ale próbował dalej - Jak masz na imię?

-Harry - pierwszy raz spojrzał w oczy Louisa i szatyn stwierdził, że były najpiękniejsze jakie kiedykolwiek widział. Zielone oczy ze strachem oglądały każdy ruch szatyna bojąc się, że naprawdę zaraz mu coś zrobi.

-Ja jestem Louis. Mieszkasz tu? - zapytał zanim zdążył zorientować się jak bardzo źle to brzmi - To znaczy...

-Tak, mieszkam tu.

-Wstawaj - powiedział wstając na nogi. Brunet pokręcił głową nadal kuląc sie z zimna. Louis przetarł mokre czoło i spróbował jeszcze raz.

-Harry nie zrobię ci krzywdy. Chce cię tylko wziąć do ciepłego domu, dać coś do zjedzenia i może jakieś ubrania na zmianę.

Po chwili zastanawiania pokiwał powoli głową i złapał za jego rękę. Z obawą wstał i utykając na jedną nogę zaczął iść za Louis'em. Szatyn pomógł mu iść, widział, że stawianie kroku sprawiało mu ból i zapamiętał żeby to później sprawdzić. Dziwiło go też to, że chłopak tak szybko mu zaufał. Równie dobrze mógłby był morderca albo gwałcicielem i wywieźć go do lasu.

-Gdzie idziemy? - zapytał nieśmiało podczas gdy Louis otwierał drzwi od jego średniej wielkości domu. Wszedł do środka i zamknął je za Harry'm.

-Jesteśmy u mnie. Dam ci coś do ubrania, umyjesz się a ja w tym czasie zrobię coś do jedzenia. Później ci wszystko wytłumaczę - i właśnie wtedy pierwszy raz Harry się uśmiechnął. Tak prawdziwie, z dołeczkami i zmarszczkami wokół oczu. Chciał widzieć to częściej.

-Rzuć ubrania na podłogę, raczej nic już z nich nie będzie.

Kiedy Harry ściągał swoje ubrania, które rzucał na kupkę i został w samych majtkach, Louis wszedł do łazienki i położył czyste ubrania i ręcznik na pralce. Na chwilę zatrzymał wzrok na siniaki na brzuchu i nogach, Harry spuścił głowę. Wyszedł z łazienki wracając do kuchni.

Cieszył się, że miał obiad z poprzedniego dnia bo teraz nie miał czasu robić czegoś na nowo, mimo tego, że chłopaka nie było ponad 40 minut. Kiedy wrócił jego włosy były mokre i o wiele dłuższe niż sobie wyobrażał. Czarna koszulka była odrobinę za dużą tak samo jak szare dresy na nogach. Louisowi podobało się jak wyglądał w jego ubraniach.

Usiadł nieśmiało przy stole a jego oczy zaświeciły się widząc kurczaka. Dosłownie. Miał wrażenie, że miał w nich jakieś światełka albo wsypał sobie brokat do oczu.

-Nie jedz tak szybko, bo będzie bolał cię brzuch - zwrócił mu uwagę i cholera, Louis nie pamiętał kiedy ostatni raz się tak o kogoś troszczył. Harry zarumienił się i zaczął jest trochę wolniej ale nadal szybko, szatyna skręcało żeby nie zwrócić mu uwagi drugi raz.

Do wieczora nie odzywał się prawie wcale. I Lou nie miał mu za złe. Był dla niego obcą osoba która postanowiła go uratować i on też potrzebował czasu. Chodził i oglądał wszystkie pokoje z podziwem i kiedy był w pokoju gościnnym, Lou powiedział mu, że to teraz jego pokój. I szatyn kompletnie się nie spodziewał, że loczek wpadnie mu w ramiona i zacznie cicho płakać ze szczęścia. W końcu po długim czasie mógł spać w ciepłym miejscu, w czystych ubraniach i zjeść normalne jedzenie. Lou objął go mocniej i położył na łóżko gdzie brunet zasnął wtulony w jego boku.

Miał jeszcze dużo pracy do zdobienia, chciał móc zostać w łóżku i spać ale nie mógł. Powoli wyszedł z ucisku Harry'ego, przykrył go kocem i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Wyciągnął zamoczone papiery z torby i westchnął. Czarny tusz rozlał się na kartce prawie całkowicie się zamazując. Musiał bardzo się przyjrzeć jeżeli chciał cokolwiek z tego wyczytać. Jak najciszej wyciągnął komputer i podłączył do drukarki.

Nie wie nawet ile zajęło mu przepisywanie dokumentów. Był blisko końca kiedy zobaczył, że niebo na dworze było prawie czarne a lampy na ulicy już się świeciły. Sprawdził zegarek i przeraził się widząc godzinę 9 p.m. Westchnął i oparł się o rękę przecierając oczy. Był tak zmęczony, że miał wrażenie, że mógłby zasnąć na stojąco. Wstał od stołu i poszedł w stronę kuchni by zrobić sobie kolejny kubek kawy, jednak przystanął widząc na schodach zaspanego bruneta. Ubrania były trochę bardziej pogniecione niż wcześniej a loczki rozsypane po całej twarzy. Wyglądał uroczo, i jeśli Lou miałby go widzieć takiego codziennie rano to z pewnością pozwoliłby mu u siebie mieszkać. No właśnie, co miał z nim zrobić? Nie przemyślał tego, ale to nie znaczy, że żałował. Czasami po prostu pochopnie podejmował niektóre decyzję. Na razie miał zostać u niego. Mógł pomóc znaleźć mu pracę, ale na ten moment nawet nie wiedział ile brunet ma lat.

-Obudziłem cię?

-N-nie ja tylko... - zatrzymał wybijając wzrok w swoje palce.

-Możesz - czuć się jak u siebie w domu, chciał dokończyć - robić tu co chcesz. Jak nie wiesz gdzie co jest to wołaj - puścił mu oczko, sprawiając, że Harry się zarumienił.

-Czemu to robisz... Louis? Czemu wziąłeś jakiegoś śmiecia do domu zamiast mnie zwyzywać, pobić i zostawić na ulicy? - powiedział na granicy płaczu. Jego przeszklone oczy szukały w odpowiedzi w oczach szatyna, cóż... nie za bardzo wiedział co powiedzieć.

-Nie mogłem cię zostawić na ziemi żebyś zmarzł, nie chciałem. Tak po prostu - wzrusza ramionami. Harry ziewnął przeciągle, siadając na stołku.

-Ile masz lat? - pyta nagle. Niebieskooki prawie wypuszcza z rąk czujnik nalewając wodę do kubka słysząc nagłe pytanie.

Odechciało mu się kawy. Mógł wstać następnego dnia półgodziny szybciej i wszystko dokończyć a teraz nawet kawa by nie pomogła. Jego powieki dosłownie same opadały i siłą próbował nie zamknąć oczu. Czuł się trochę jak poszkodowany, kiedy ciągle w głowie słyszał "nie zamykaj oczu, nie zamykaj oczu" Nie pamiętał kiedy ostatnim razem był tak bardzo zmęczony.

-23, wiem jestem stary - zaśmiał się.

-Nieprawda, jesteś tylko 7 lat starszy ode mnie - wzruszył ramionami.

Wylał zawartość kubka do zlewu i wzdychając poszedł w stronę schodów po drodzę łapiąc bruneta za przedramię i pociągnął z powrotem na górę.

-Dobranoc Harry.

-Dobranoc, dziękuję.

I może ta pochopnie podjęta decyzja była jedną z najlepszych w jego życiu?

***

Piątek był wyjątkowo ciekawy jak na nudną rutynę Louis'a. Wstał wcześniej, o dziwo wyspany, a kto budząc się o 6 rano czuje się wyspany? Oddał by duszę za dodatkowe pięć minut snu, a to wszystko było jego winą, przez te cholerne papiery.

Wstając z łóżka skrzywił się słysząc jego strzelające plecy i kolano. Przetarł piąstkami posklejane oczy i ruszył do łazienki. Przemył twarz zimna woda i oparł się rękoma o blat, oglądając jak woda spływa po jego brodzie i opada na dywan.

Niebieskie, bardziej szare oczy bez żadnych emocji, spory zarost, który swoją drogą powinien już dawno zgolić, wyraźne kości policzkowe i wąskie, suche usta. Nie wyróżniał się z tłumu, przynajmniej tak uważał.

Połowa osób które mijał na ulicy oglądała się za nim kiedy nie widział. Kobiety i mężczyźni gdyby mogli rzucili by sie na niego, i zabrali dla siebie. Jego interesowali niestety/stety tylko mężczyźni.

Wzdychając wyprostował się i zaczął robić te wszystkie poranne czynności jak prysznic czy mycie zębów. W pokoju założył na nogi czarne rurki a na górę siwą koszulę w kratę. Miał szczęście, że jego szef był najlepszym szefem jakiego miał i był strasznie miły dla Louisa i nie musiał codziennie ubierać na siebie tego sztywnego gówna zwanego garniturem - może przez to, że dał się mu pieprzyć raz albo trzy, nie pamięta. Za każdym razem był pijany i zapewne było to na jakiejś firmowej imprezie. Will był przystojny ale był po 40-tce i zdecydowanie był za stary według Louisa.

Wracając...

Po drodze na dół musiał wejść do pokoju bruneta o którym nawet przez chwilę zapomniał. Nie był przyzwyczajony, że ktokolwiek u niego był a tym bardziej spał i mieszkał.

Harry leżał na łóżku, w rozwalonej śnieżno białej kołdrze z małymi różowymi kwiatkami. Wyglądał jak księżniczka i szatyn naprawdę nie chciał go budzić. Był pewien, że to pierwszy raz od bardzo długiego czasu kiedy mógł spać w normalnych warunkach.

-Harry? - szepnął cicho i delikatnie potrząsnął jego ręką. Harry tylko mruknął coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok pociągając kołdrę bardziej do góry przy okazji uderzając ręką w nos szatyna.

-Harry proszę - znowu nie zareagował, na następnie 5 razy też, więc, zrezygnowany niebieskooki wyciągnął kartę z szuflady wraz z długopisem. Nabazgrał coś swoim okropnym pismem i położył ją na komodzie.

"Jestem w pracy, wrócę o 15 i mam niespodziankę. Możesz włączyć telewizor, komputer albo coś. Czuj się jak w domu L"

Zdążył jeszcze włączyć grzejnik i przykryć dokładniej bruneta, który zaczął drżeć z zimna i nawet nie chciał myśleć, co chłopak musiał przeżywać, spiąć na ławkach w parku w taka pogodę. Zastanawiał się skąd brał jedzenie albo od jak dawna tak żył, ale nie chciał przestraszyć go tym jak bardzo wścibski potrafił być.

Zbiegł po cichu łapiąc torbę w rękę, ubrał adidasy na swoje stopy i czarną parkę. Wszedł z domu i poczuł się naprawdę paskudnie, że przez chwilę pomyślał o Harry'm jako złodzieju okradającego jego mieszkanie pod jego nieobecność i uciekającego przez okno. Zbeształ siebie za to w myślach. Harry był za niewinny na takie rzeczy, chyba, że dobrze grał.

***

I Harry naprawdę nie wie gdzie jest i co tam robi. Pierwszą myślą po obudzeniu jest to, że może ktoś podczas snu uprowadził go i zamknął ale, kiedy przypomina sobie cały wczorajszy dzień wzdycha i opada z powrotem na poduszki. To nie tak, że nie chciał tam być i wolał by łazić po brudnych kamienicach, poniekąd tak było ale w innym sensie. Miał wrażenie, że będzie tylko zawadzał i nie chciał nikogo wykorzystać. Harry był zdziwiony, że szatyn bez żadnego zastanowienia pozwolił mu u siebie spać, sam pewnie gdyby był w takiej sytuacji nie wziął by ze sobą takiej wielkiej kupy nieszczęścia, brudu i smrodu. Dla siebie był śmieciem nie wartym niczego. Miał ochotę za to całować jego stopy, buty, ręce i wszystko co możliwe, żeby pokazać jak bardzo był wdzięczny.

Wstał przyciągając swoje plecy i nie pamiętał kiedy spał tak dobrze. Może była to ostatnia noc w domu dziecka zanim uciekł a może noc, kiedy jedna "dobro duszna" starsza kobieta pozwoliła mu spać na jej bujanym fotelu z białym jak śnieg kotem, przy okazji oglądając nocny maraton "mody na sukces".

Wstając powoli uważając na prawdopodobnie zwichniętą kostkę, podszedł do komody na której leżały przyszykowane dla niego ubrania. Biała, luźna koszulka w paski i wczorajsze dresy, pasowało mu to jak najbardziej a w porównaniu do ubrań które nosił wcześniej te były prawie, że luksusem, jeżeli można to tak nazwać.

Złapał biała, oberwana karteczkę i zaczął czytać literka po literce, było to trudne bo pismo starszego było naprawdę okropne i spokojnie mógł by je porównać z pismem lekarza. Nie domyślał się nawet jakiego miała być ta niespodzianka i trochę się zdenerwował, bo ich nie lubił.

Zaburczało mu w brzuchu i biegiem pobiegł do kuchni, otwierając lodówkę i opierając rękę na biodrze. Zastanawiał się nad zwykłymi kanapkami a omletem, wybrał to drugie dlatego chwile później wyciągnął wszystkie potrzebne składniki i wyłożył je na blacie, zastanawiając się od czego zacząć, żeby nie spalić kuchni. Gotował dobrze i z chęcią mógłby gotować codziennie obiady dla Louisa, żeby chociaż trochę mu się odwdzięczyć.

Chwilę później z jajkiem w ręku, pokuśtykał do salonu, położył talerz na stolik przed kanapą, sam na niej siadając. Oparł się i ułożył wygodnie, siadając po turecku.

Ten pokój zdecydowanie był w jego stylu. Był prosty a właśnie to podobało mu się najbardziej. Beżowe ściany rozjaśniały pomieszczenie, podobnie jak duży taras z widokiem na podwórko. Przy ścianie naprzeciwko niego, wisiał płaski telewizor, pod nim półka z dosyć pokaźną kolekcją filmów i różnego rodzaju świec. Na prawo, tuż obok drzwi wisiał obraz, który wyglądał trochę jakby ktoś puścił pawia na płótno, ale kim on był, żeby oceniać sztukę, której i tak nigdy nie rozumiał.

Pochylił się do przodu po pilot i włączył telewizor, zostawiając pierwsza lepsza stacje i zaczął jeść to co wcześniej przygotował. To było według niego wspaniałe. Budzić się rano i nie martwić się czy ma się coś do zjedzenia albo czy może ktoś będzie dobroduszny i da mu na chleb. Niektórzy czasami sami dawali mu jakieś kanapki, czy batoniki i naprawdę było mu miło, że mógł czymś zapchać żołądek.

Nawet nie pamięta kiedy zasnął. Obudził się z nogami wyciągniętymi na poduszki po drugiej stronie kanapy a talerz jakimś cudem leżał na stoliku. Podniósł się, przeciągając plecy i sięgnął po koc leżący na oparciu kanapy. Było mu chłodno a Louis przecież powiedział mu żeby czuł się jak w domu więc, podszedł leniwie pod ścianę i pochylił się odkręcając grzejnik. Telewizor wciąż był włączony a zegar wskazywał chwilę po 13. Za dwie godziny miał wrócić szatyn, a Harry miał zrobić obiecany sobie obiad. Może to było trochę trudniejsze niż myślał...

***

Louis trochę szybciej niż zawsze wraca do domu. I to nie dlatego, że wypuścili go wcześniej, skończył o tej co zawsze, tylko dla tego, że ktoś czekał na niego w domu. Szatyn zamiast iść pieszo wsiadł do taksówki która zawiozła go prosto pod dom. Podziękował, zapłacił i potykając się o powietrze wszedł do domu. Ściągnął przekroczona kurtkę i powiesił na wieszaku a buty skopał do rogu.

Coś mu nie pasowało, skrzywił się na dziwny zapach, który był wyraźnie odczuwalny. Wyprostował się orientując, że to zapach spalenizny i pobiegł przerażony w stronę kuchni. To co tam zastał całkowicie go zdezorientowało. Nie wiedział o co chodzi i dlaczego Harry szlochał siedząc na podłodze z rękami przy twarzy. Szczerze to był przygotowany na zastanie spalonej kuchni a nie nastolatka w opłakanym stanie. Jedyne co było spalone to coś leżące na patelni, nie przypominające już niczego co było by dobre do zjedzenia.

-Harry co się stało? - zapytał podchodząc bliżej. Kucnął przy jego boku, pocierając delikatnie miejsce pomiędzy łopatkami. Harry się spiął i kolejna fala łez popłynęła po jego różowych policzkach.

-Harry powiedz mi o co chodzi, proszę - szepnął miękko.

-Bo ja chciałem zrobić ci obiad, ale nie wyszedł. Proszę nie wyrzucaj mnie, jestem beznadziejny - szepnął cicho do Louisa nie patrząc mu w oczy. Pokręcił głową i uśmiechnął się przytulając do siebie bruneta. Harry był bardzo emocjonalny i nawet zwykłe spalenie "czegoś" co miało być makaronem, powodowała u niego histerię. Mieszkał na ulicy, powinien przecież być silny.

-Nie mów tak proszę, zamówię pizzę i ją zjemy okey? - brunet pokiwał głową - a tą patelnie i tak zamierzałem wywalić bo jest chujowa - dodał powodując cichy śmiech Harry'ego, przez który serce Louisa się topiło - kolejny raz.

-Przepraszam, chciałem chociaż trochę się odpłacić za to, że mnie zabrałeś i nie chciałeś mnie pobić - czknął.

-Przestań Harry nie gniewam się, a tym bardziej nie mam zamiaru cię wywalać.

***

Louis nie był cierpliwy. Cierpliwość to była ostatnia rzecz która mógł by o sobie powiedzieć. Chciał
znać Harry'ego chociaż trochę, chciał znać jego historię i wiedzieć co takie kruche ciałko trzyma w sobie. Co takiego się stało, że wylądował na ulicy i dlaczego nikt mu jeszcze nie pomógł. Obiecał sobie, że poczeka aż brunet sam zacznie mówić. Nic się nie stanie jeżeli spróbuje.

-Harry? - zapytał cicho wpatrując się w profil chłopaka. Poprawił koc spadający na ziemię i oparł się głową o zagłówek. Razem postanowili, że po zjedzonej kolacji obejrzą jakiś film. Louis skończył na kanapie oglądając "zanim się pojawiłeś" przyglądając się spokojnej i skupionej twarzy nastolatka, by tylko za bardzo nie wczuć się w film. Nie chciał płakać przy Harry'm i pokazywać jak bardzo jest emocjonalny. Zawsze próbował zgrywać rolę "twardziela" a tak naprawdę nawet małe dzieci sprawiały, że się rozczulał.

Zdążył jeszcze przed filmem posmarować jego nogę jakimś kremem i owinąć bandażem. Noga na pewno nie była złamana, ale powiedział młodszemu, żeby uważał na nią i jeżeli będzie jeszcze boleć ma od razu wiedzieć.

-Tak? - odpowiedział nie odrywając wzroku od telewizora. Naprawdę Harry'emu spodobał się film i miał wielką ochotę go wyłączyć, żeby tylko nie widzieć smutku na jego twarzy po śmierci jednego z głównych bohaterów. Sam oglądał ten film z dwa razy i wył jak dziecko.

-Pogadasz ze mną? - brunet pokiwał głową bez namysłu i odwrócił się bardziej w stronę starszego. Louis schylił się do stolika po pilot i zatrzymał film, na co Harry zrobił niezadowoloną minę. Poprawił się na kanapie, łapiąc szary koc w dłonie i zaczął go miętolić. Przegryzł wargę szukając odpowiednich wyrażeń i pytań, ale tak jakby dostał chwilowej amnezji i wszystkie rzeczy o które chciał zapytać bruneta w sekundę wyleciały z jego głowy. Harry siedział cierpliwie i przyglądał się Louisowi jak by był jakimś eksponatem na wystawie w muzeum. Harry'emu bardzo bardzo podobał się starszy i trudno to było przyznać ale w pewnym sensie pociągał go fizycznie. Ciągle myślał o jego szaro-niebieskich oczach, kościach policzkowych i bardzo drobnym i krętym ciałku. Odkąd dzień wcześniej zabrał go ze sobą domu, zastanawiał się jak by było poczuć usta szatyna na swoich, to według niego było nierealne i starał się o tym nie myśleć. Louis nigdy nie spojrzał by na Harry'ego w ten sposób, nie na osobę która praktycznie żyła na śmietniku i była siedem lat młodsza. Niby wiek to nie liczba. Właśnie Harry nie wiedział nawet jakiej jest orientacji! To, że miał taka budowę ciała, "bardzo" męską grzywkę, kręcił swoim tyłkiem na wszystkie strony kiedy chodził i miał gejowski nadgarstek nie świadczyło o tym, że wolał facetów.

-Jak to się stało, że żyłeś na ulicy? - w końcu wydukał - jeżeli nie chcesz nie odpowiadaj.

-Nie, jest w porządku - uśmiechnął się delikatnie zanim zaczął mówić - moja matka sprzedawała narkotyki i w końcu ją złapali, ojca nawet nie znałem. Miałem 15 lat, kiedy policja przyjechała pod dom i zakuli ją w kajdanki. Nie myśląc wiele uciekłem tylnymi drzwiami. Nie miałem niczego prócz plecaka, który zdążyłem zabrać. Był początek wiosny a ja miałem na sobie tylko jakieś dresy i sweter.

-Co później zrobiłeś?

-Chodziłem w tą i z powrotem - zaśmiał się, lecz Louis nie widział w tym nic śmiesznego - znalazłem jakiś portfel, nie było dokumentów tylko same pieniądze. Wziąłem je. Wiem, że to kradzież ale naprawdę ich potrzebowałem. Kupiłem jakieś ubrania w lumpeksie i jedzenie. Na trochę wystarczyło, później zarabiałem.

-Jak? - szatyn zaniepokoił się, przez myśl przeszło mu, że chłopak mógł robić jako męską prostytutka. Naprawdę nie chciał myśleć, że jacyś obleśni, starzy faceci mogli by dotykać Harry'ego. Louis też niby był starszy ale to inna sprawa. Ostanie co by chciał to skrzywdzić młodszego.

-Śpiewając - szatyn odetchnął co nie obeszło uwadze Harry'emu - śpiewałem w tunelach, przy metrze albo w innych miejscach. Niektórzy naprawdę sporo dawali, a niektórzy dawali wpierdol, dosłownie - znowu się zaśmiał.

-To przez to, ta noga?

-Nie - pokręcił głową - spadłem ze schodów.

Louis nie wytrzymał, pociągnął Harry'ego za rękę a młodszy wtulił się w jego szyję cicho szlochając. Louis nawet nie próbował ukryć łzy która spływała po jego policzku. Wszystko przez co przeszedł Harry... nawet nie potrafił sobie wyobrazić jak to jest nie mieć gdzie wrócić na noc, nie mieć co zjeść albo nie mieć nawet bliskiej osoby do rozmowy. Louis był trochę aspołeczny ale na dłuższą metę nie wytrzymał by sam, miał Liama, Zayna i Nialla których kochał nad życie tak samo jak całe swoje sześcio-osobowe rodzeństwo.

-Harry nie pozwolę żebyś tak dłużej żył, okej? - szepnął do jego ucha, głaszcząc chłopca po plecach. Oczy młodszego zaświeciły się niebezpiecznie, schował głowę w szyji Louisa i kolejna fala łez spłynęła po rozgrzanym policzku młodszego.

-Naprawdę nie wiem dlaczego to robisz - wyszeptał pociągając nosem. Koszulka Louisa była cała mokra i zasmarkana, ale oboje zdawali się tym nie przejmować. Louis nie odpowiedział. Pochylił się do przodu po pilot i włączył dalszą część filmu. Leżał tak ze śpiącym Harry'm przytulonym do jego boku, aż sam nie zasnął.

***

To był ten dzień kiedy mieli iść do sklepu po nowe ubrania dla Harry'ego. Razem stwierdzili, że nie będą kupować kurtki, bo Louis z chęcią oddał mu jedną z jego nie noszonych kurtek. W jego szafie przeleżała by pół wieku, a Harry'emu na pewno by się przydała.

Harry czuł się źle ze świadomością, że starszy wyda na niego swoje pieniądze, ale sam się na to zgodził. A nawet gdyby nie to Louis zapewne zaciągnął by go siłą i kupił byle co, żeby tylko było.

Buty Louisa były trochę za małe, i obcierały go, kiedy szedł do samochodu. Nie mógł założyć swoich bo już dawno leżały na dnie kontenera na śmieci razem z resztą ubrań. Czarne spodnie, podobne jak u Louisa opinały jego nogi a szara koszulka widoczna była przez nie zapiętą zieloną parkę. Louis wyglądał podobnie, niebieska bluza i czarne spodnie obcisłe spodnie.

Harry'emu podobało się jak starszy w nich wyglądał, i jak dobrze wyglądał z papierosem w ustach oparty o samochód. Louis zdecydowanie był piękny dla Harry'ego.

-Zamknąłeś drzwi? - zapytał odpalając samochód.

-Tak.

-To dobrze. Po drodze zajedziemy na chwilę do mojej pracy bo muszę coś zanieść.

-Okej - odpowiedział i odwrócił się do okna oglądając widoki za oknem. Na dworze mimo tego, że było zimno, świeciło słońce a wiar był wyjątkowo słaby. Zastanawiał się przez chwilę, gdzie by teraz był, gdyby nie dobre serce Louisa. Może był by teraz na placu zabaw, który właśnie widział z daleka albo siedział pobity na ławce w parku? Pokręcił głową wyrzucając wszystkie myśli z głowy, skupiając się bardziej na piosence lecącej w radiu. Louis posłał mu ciepły uśmiech i nim się obejrzał zatrzymał samochód pod sporej wielkości budynkiem. Wydawało mu się, że był już kiedyś w tym miejscu.

-Zostaniesz? Będę za minutkę - nie czekając na odpowiedz, wyszedł z samochodu i pobiegł do wyjścia. Domyślała się, że posiedzi tu dłużej bo minutka zazwyczaj znaczyła pięć albo dziesięć minut.

Podparł głowę na dłoni rozglądając się, jego wzrok zatrzymał się na schowku. Bez zastanowienia wyciągnął rękę i otworzył a jego oczom ukazała się sporą kolekcja płyt. Było ich z dwadzieścia zaczynając na Justinie Bieberze - którego uwielbiał - kończąc na zespołach, o których nigdy nie słyszał, ani nie kojarzył.

Jedna płyta wyleciała mu z ręki, kiedy usłyszał pukanie w szybę a chwilę później otwieranie drzwi. Pośpiesznie schował płyty i zamknął schowek w akompaniamencie głośnego śmiechu Louisa.

-Możesz włączyć jeżeli chcesz - powiedział poprawiając włosy i odpalając samochód. Brunet pokiwał głową a chwilę później jechali przez miasto z Sia w głośnikach. Harry już dawno nie czuł się tak dobrze.

***

Harry zasnął w drodze do galerii. Louis nie chciał go budzić, ale inaczej musiał by czekać z dwie godziny aż brunet raczył by się obudzić. Zdążył zauważyć, że Harry ma strasznie mocny sen już poprzedniej nocy. Nawet kiedy rano wydostawał się z pod jego uścisku, nawet nie drgnął.

Przysunął się do chłopaka i delikatnie potrząsnął jego ręką, co niestety nie zadziałało, więc spróbował mocniej, Harry tylko mruknął coś po nosem i spał dalej. Louisowi wpadł do głowy, może nie najmądrzejszy pomysł, ale innego wyjścia nie miał.

Wyciągnął rękę do przodu, w sekundę włączył radio i ustawił je jak najgłośniej. W głośnikach huknęła muzyka tak, że nawet Louis podskoczył a Harry krzyknął.

-hfhgddj co? - Louis wybuchnął śmiechem patrząc się przepraszającym wzrokiem na zaspanego Harry'ego. W oczach zebrały mu się łzy, które od razu wytarł kciukami.

-Przepraszam, musiałem - powiedział i z uśmiechem wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Harry z nadal lekko przyćmionym wzrokiem i stróżką śliny, która spływała po jego brodzie (starł ją, kiedy starszy nie widział) wyszedł z samochodu, poczekał aż Lou zamknie samochód i ramię w ramię ruszyli do galerii.

-Harry! - chłopak usłyszał wołanie i odrazu odwrócił się w danym kierunku. Przy dużej ścianie siedziało dwóch bezdomnych mężczyzn w podeszłym wieku. Louisowi nie spodobali się, tym bardziej, że jeden z nich trzymał w ręku puszkę piwa. Skrzywił się i już miał łapać chłopaka za rękę i pociągnąć w stronę wejścia ale Harry zaczął iść w stronę mężczyzn.

-Harry chodźmy ju...

-Spokojnie - szepnął i uśmiechał się uspokajająco.

Louis stał i patrzył jak chłopak coraz bliżej podchodzi do ściany i zatrzymuję się. Mówili coś między sobą ale byli za daleko żeby mógł cokolwiek usłyszeć. Widział jak Harry wkłada ręce do kieszeni kurtki i przeszukuje je. W końcu z lekkim uśmiechem wyciągnął coś małego - zapewne pieniądze - i podał bezdomnemu.

-Znasz ich?

-Tak, pomogli mi kiedy, nie ważne, chodźmy - szatyn domyślił się, że to trudny temat więc postanowił więcej o to nie pytać. Zamiast tego pociągnął Harry'ego do H&M i kazał mu przymierzać wszystkie wybrane przez siebie ubrania.

Harry stał w przymierzalni z czerwona koszula w kratę na ramionach i czarnymi obcisłymi spodniami. Spodnie mu się podobały, gorzej z góra. Wszystkie ubrania wybrane przez Louisa nie bardzo mu pasowały. Nie to, że były brzydkie, wręcz przeciwnie, były bardzo ładne ale nie w nie jego stylu. On wolał coś... innego? Nawet nie wiedział czego chce!

-A ta? Co myślisz? - powiedział wychylając się przed drzwi od przymierzalni, kompletnie nie zwracając uwagi na krzywa minę chłopaka. Harry pokiwał głową na nie i oparł się o ścianę wzdychając z bezsilności.

-Nie? Jak to nie? Przecież...

-Mogę coś sobie sam sobie wybrać? - zapytał z wyrzutem od razu żałując swoich słów. Louis zmarszczył brwi nie do końca wiedząc o co chodzi. Harry już zaczął myśleć, że szatyn zastanawia się czy nie wywalić go z domu. Twarz chłopaka nagle złagodniała, zabrał wszystkie ubrania z wieszaka i przewiesił je na stojak przed przebieralnią, złapał zdziwionego Harry'ego (wciąż był w nie swoich spodniach) i poprowadził na środek sklepu.

-Masz pół godziny, wybieraj co chcesz, skąd chcesz i wracaj do szatni - pochylił się lekko całując pulchny policzek nastolatka i odbiegł od niego zanim Harry zdążył by coś powiedzieć. Wpatrywał się w miejsce gdzie przed chwilą zniknął Louis i z czerwonymi polikami zaczął przeszukiwać półki.

Nawet jego zdaniem 30 minut na zakupy, to było zdecydowanie za mało.

***

Prawa ręką opierała się na jego biodrze a oczy skanowały sylwetkę w odbiciu lustrzanym. Wyglądał dobrze i nareszcie czuł się dobrze w przeciwieństwie do ubrań które wybierał mu Louis.

Po 40 minutowym (oops) przeszukiwaniu wieszaków w celu znalezienia czegoś ładnego i nie drogiego, wrócił do Louisa. Chłopak siedział na krzesełku z telefonem w ręku, słysząc kroki podniósł wzrok na Harry'ego, który od razu zbeształ go i kazał zamknąć oczy, kiedy obok niego przechodzi, by nie widział co brunet trzymał w rękach.

To nie było do końca prawda. Harry bal się, że Louis wyśmieje go i będzie uważał za dziwaka. Połowa rzeczy które wybrał były z damskiego działu i naprawdę bał się reakcji Louisa.

-Już? - usłyszał.

Odetchnął głęboko ściskając materiał pudrowego i puszystego swetra. Powoli otworzył drzwi stojąc wprost przed starszym. Louis na początku, widocznie był lekko zdziwiony lecz po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech przez co serce młodszego rozpływało się. Nie pamięta czy już o tym mówił ale uśmiech Louisa był najpiękniejszym widokiem na świecie.

-Wyglądasz pięknie - powiedział z błyskiem w oku. Przegryzł wargę jeszcze raz skanując ciało chłopaka z góry do dołu aż młodszy nie wycofał się pozwoli chowając się z powrotem w przebieralni.

Później poszło szybko. Po serii przymierzania kupili różowy sweter, czarne i błękitne obcisłe rurki, kilka koszulek, bluzę i czarne legginsy. W sklepie z butami kupił mu czarne sztyblety, pasowały do niego i do tego mógł w nich chodzić w zimę. Wystąpili jeszcze do kosmetycznego ponieważ Louisowi skończył się szampon i pianka do golenia. W czasie kiedy Lou rozglądał się po sklepie, Harry dopadł się do wyprzedaży lakierów do paznokci i za zgodą Louisa kupili cztery.

-Zadowolony z zakupów?

-Tak, dziękuję - pochylił się nad fotelem i nieśmiało pocałował policzek szatyna, opadł z powrotem na siedzenie i zapiął pasy. Byli w połowie drogi kiedy wpadł mu pewien pomysł do głowy.

-Lou?

-Podoba mi się.

-Co? - zmarszczył brwi.

-To kiedy mówisz do mnie Lou. To urocze.

-O-okej, pojedziemy na zakupy? Lodówka święci pustkami, dosłownie jedyną rzeczą jaką dzisiaj tam znalazłem był keczup i ser.

-To nie moja wina, że tyle jesz! - szatyn wykrzyknął z udawaną złością ale nuta rozbawienia go zdradziła.

-Nie prawda! Ty jesz praktycznie co dwie minuty - wytknął mu język i założył ręce na klatce z udawana złością.

***

Tego samego dnia, prosto po powrocie z zakupów i zaraz po tym jak Harry poukładał swoje nowe ubrania w szafkach, oboje postanowili coś upiec. Louis wyciągnął stare przepisy jego mamy z przeróżnymi słodkościami i za namową młodszego postanowili na początek upiec babeczki.

Nie obyło by się bez zrobienia bałaganu. Wzór paneli na podłodze był prawie nie widoczny przez warstwę mąki. Podobnie było z blatem i półkami które wyglądały jak po śnieżycy. Wszystko to przez Louisa (niemożliwe) który postanowił wysyłać garść proszku na włosy Harry'ego, ten za to wziął całe opakowanie i wysypał prosto na twarz szatyna. Czasami zastanawiali się, czy to na pewno Louis ma 23 lata a Harry 16 a nie na odwrót. Mimo to, babeczki wyszły dobre, a nawet lepsze niż obaj spodziewali się, że będą.

-Wiesz co? - Harry przerwał cieszę przełykając ciasto. Jego twarz była całą pokryta białym kolorem, oprócz ust, które mimo wszystko wciąż pozostawały naturalnie różowe. Pasemko włosów wpadało mu w oczy, ale szybko poprawił je ręką, przez przypadek brudząc czoło białą mąka.

-Co, kochanie? - odpowiedział przeżuwając. Uśmiech poszerzył się na jego twarzy, kiedy policzki Harry'ego przybrały kolor piwonii​ na zdrobnienie jakie użył.

-Chciałbym, żeby było tak już zawsze.

***

*6 lat później*

-Taaatoooo! Tatoooo! - dziwięk małych stópek uderzanych o panele rozniósł się po pokoju. Sekundę później, kołdra podniosła się a małą głowa pełna ciemnych loków, wyłoniła się z pod pierzyny.

Harry przetarł oczy i wyciągnął rękę, przyciągając do siebie małe ciałko swojego 3-letniego syna do siebie. Ten odrazu wtulił się w nie, zamykając niebieskie po Louisie oczy.

-Co się stało kochanie? - zapytał szatyn, wkładając rękę we włosy chłopca. Ten jednak nic nie odpowiedział, tylko mocniej wtulił się w bruneta.

-Chyba śpi - zaśmiał się cicho. Wolną ręką poprawił spadające na czoło włosy swojego narzeczonego.

-Zastanawiałeś się kiedy, co by było gdybym cię wtedy nie zabrał?

-Nie wiem - westchnął - Nie chce o tym myśleć. Zapewne prędzej czy później, ktoś by mnie zabił, albo sam umarł bym z głodu. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczny, za każdym razem, kiedy o tym myślę kocham cię jeszcze bardziej, chociaż myślałem, że bardziej się nie da. Dałeś mi wszystko czego nie miałem, dom, jedzenie za nic z mojej strony a najważniejsze dałeś mi miłość i Iana a to jest najważniejsze. Kocham was i nawet nie żałuję, że żyłem na ulicy, bo inaczej bym cię nigdy nie poznał.

-Poznał byś, w innej sytuacji czy miejscu, ale poznał byś. Jestem tego pewien. Kocham was najbardziej na świecie.

-Ale z nas baby - zaśmiał się Harry wycierając mokre poliki.

-Przepraszam bardzo, ale jestem 30-letnim bardzo, ale to bardzo męskim mężczyzna a to, że czasami sobie popłacze nic nie zmienia! - krzyknął szeptem. Próbował udawać złego jednak uśmiech na twarzy go zdradził.

-Dobrze Lou - podniósł głowę, uważając na syna i pocałował go  krótko.

-Idę spać jest trzecia, a jutro ważny dzień.

-Tak, nareszcie będziemy oficjalnie małżeństwem a ja będę miał twoje nazwisko - wyszeptał. Harry pokiwał głowa, dwa dołeczki w policzkach były widoczne a jego serce wybuchało ze szczęścia.

KONIEC

**************

Mam nadzieję, że chociaż komuś spodobał się ten one shot, mimo tego, że był zmieniamy kilka razy. To mój pierwszy skończony one shot więc proszę o wyrozumiałość.

Możecie zostawić coś po sobie, będzie miło:)

Lots of love. x.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro