10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Miło cię poznać... - Zaczęła Charlotte, kłaniając się królowi Włoch. Ten jednak wydał się być bardziej zainteresowany Gilbertem, niż nią.
- Jak się nazywasz? - Zapytał, wskazując palcem na zdziwionego chłopaka.
- Gilbert Blythe, wasza wysokość.
- Skąd pochodzisz?
- Z Avonlea. To na Wyspach Księcia Edwarda.
- Nieistotne. Dokąd zmierzasz?

Blythe nie wiedział co odpowiedzieć. Król jednak czekał na odpowiedź, więc Charlotte postanowiła zaingerować.

- Jest moim towarzyszem. Zmierza tam, gdzie ja.
- A gdzie ty zmierzasz?
- Prosto po władzę.

Dziewczyna uśmiechnęła się sarkastycznie, a król westchnął teatralnie i szepnął pod nosem coś, co niepokojąco zabrzmiało jak "ach te kobiety".

- Wasz pokój jest prosto, w górę, w prawo i na lewo. Pierwsze drzwi na początku końca korytarza. Napewno znajdziecie! Jak coś, to będę gdzieś indziej! - Mężczyzna mówiąc to odwrócił się i odszedł. Gilbert popatrzył na Charlotte z miną "wracajmy do domu", ale ta była zmotywowana.

- Mam po swojej stronie Francję, ale to nie wystarczy. Hiszpania jest ewidentnie przeciwko nam, więc muszę zawalczyć o Włochy. Koniec, kropka. - Tłumaczyła, idąc korytarzem zamku. Blythe biegnął kawałek za nią, próbując ją dogonić mimo tego, że ciągnął za sobą ciężkie bagaże. W końcu, po paru minutach poszukiwania znaleźli swoją komnatę. Nie była ona ogromna, ale za to iście bogato wystrojona. Na samym środku stało duże łoże małżeńskie ozdobione złotymi elementami. Po obu jego stronach stały szafy z książkami, a na przeciwko była komoda, za pewne na ubrania.

Gilbert najbardziej ucieszył się z łóżka, na które od razu się rzucił. Charlotte zachichotała na to cichutko, nim zabrała ubrania na zmianę.

W łazience, do której wchodziło się od strony korytarza, przebrała się i uczesała. Teraz miała na sobie granatowo-czarną suknię. W tym stroju poszła razem ze swoim towarzyszem na kolację.

Król już tam był, i ku ich zdziwieniu jadł. W innych krajach wszyscy czekali z rozpoczęciem posiłku na gości, ale tutaj widocznie było inaczej.

- Nie krępujcie się - odezwał się, widząc, że jego goście nie wiedzą co ze sobą zrobić. Kiedy jednak usiedli, postanowił kontynuować rozmowę.
- Charlotte, powiedz mi co u twojego taty? Nadal jest taki sztywny?

Dziewczyna musiała spuścić głowę, żeby nie wybuchnąć śmiechem na słowa mężczyzny. Pierwszy raz słyszała, żeby ktoś mówił tak o jej ojcu. Jej szacunek do króla Włoch w tamtym momencie wzrósł o jeden stopień.

- Niestety. Ale bez obaw, odziedziczyłam poczucie humoru po matce.
- I mam się tym nie obawiać?

Tym razem nawet Blythe się zaśmiał. Sposób, w który król się wypowiadał był tak sarkastyczny, że aż zabawny. Charlotte postanowiła, że dopasuję się ten jeden raz do mężczyzny i też nie będzie udawać normalnej.

- Ironia najczęściej jest czyjąś postawą, ale u ciebie to już sztuka. Jak długo malowałeś ją w swoim charakterze?
- Wystarczająco. Lubię sposób, w jaki mówisz - dodał, przyglądając się dziewczynie. Powiedział to czysto przyjacielsko, ale Blythe i tak zacisnął pięści. Król widząc to zmarszczył brwi zaskoczony, a po paru sekundach analizy, roześmiał się głośno.

- A ja myślałem, że czekasz na rycerza w lśniącej zbroi na białym jednorożcu, jak te wszystkie naiwne księżniczki.

Charlotte prychnęła oburzona. Nie była jednak zła przez fakt, że mężczyzna odkrył ich mały sekret, a przez to, że uznał ją za naiwną.

- Nie jestem jakąś niezdarną księżniczką, która potrzebuję pomocy księcia. Jestem niebezpieczną królową, która w każdej chwili może uciąć ci łeb.
- To była groźba? - Zapytał mężczyzna, ale wydawał się być rozbawiony.
- Ostrzeżenie.

Król spoważniał słysząc głos dziewczyny. Po chwili ciszy zwrócił się do Gilberta, wracając do swojego normalnego stanu bycia.

- Kobiety są potężne, ale złe kobiety są niebezpieczne. Uważaj na tą tu, i pamiętaj, że kiedy kobieta nadchodzi, to dżungla drży.

Gilbert uśmiechnął się na słowa mężczyzny, ale popatrzył na Charlotte, myśląc sobie, że ma on świętą rację.

- Wybaczcie panowie, ale muszę się położyć. Jestem wykończona - stwierdziła dziewczyna, wstając. Miała na ten dzień dosyć gadki Włocha. Nim wyszła dała Blythe'owi buziaka w policzek, doprowadzając go tym do uśmiechu. Pierwszy raz mógł przestać się ukrywać.

- Napijesz się? - Zapytał chłopaka król, podchodząc do barku, kiedy tylko dziewczyna wyszła. Gilbert zgodził się, ignorując fakt, że będzie tego żałował.

- Każdy chłopak marzy, żeby taka wariatka jak ona zmarnowała mu życie. Ale czy aby napewno jesteś na to gotowy? Żona albo zdrowie, wybór należy do ciebie.

- Kiedyś chciałem zostać lekarzem. Po prostu. Nic wielkiego. A później mój ojciec umarł, sprawy się przez to pokomplikowały - tutaj starszy mężczyzna napił się już z butelki, dochodząc do wniosku, że na trzeźwo tej historii nie zrozumie. - i trafiłem na dwór królewski. Charlotte miała mnie przygotować do egzaminów, a później miałem wyjechać i nigdy więcej jej nie zobaczyć.
- I co poszło nie tak?
- Zakochałem się w niej.

Król wziął kolejnego, dużego łyka.

- Jak palili czarownice, to Charlotte musiała im zwiać. - Skomentował po chwili. Gilbert, pijąc już trzeci kieliszek, przyznał mu rację.

- Kocham ją i chcę zostać jej królem.
- Macie moje błogosławieństwo! - Krzyknął mężczyzna, chichocząc przy tym. - Ale na ślubie ma być wino. Dużo wina!

Tymczasem Charlotte leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. Czekała na swojego "towarzysza", ale ten nadal nie przyszedł mimo, że krótsza wskazówka zegara zdążyła się przesunąć o trzy miejsca.

- Zamorduje. Przez trzy dni na wycieraczce będzie spał. - Mówiła do siebie, zła. Kiedy minęła kolejna godzina, właśnie to zrobiła. Wstała, zamknęła drzwi na klucz, po czym wróciła do łóżka. Dopiero wtedy spokojnie zasnęła.

Gilbert przyszedł tam dopiero o pierwszej w nocy, sam się dziwiąc, że w ogóle tutaj trafił. Kiedy jednak mimo wielu prób, nie mógł otworzyć drzwi, zapytał jakąś sprzątaczkę o drogę do komnaty króla. Tam też się skierował, a kiedy mężczyzna zaskoczony otworzył drzwi, usłyszał od Blythe'a:

- Masz może kawałek podłogi dla zagubionego wędrowca?

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Trzy dni później król urządzał bankiet, na który zaprosił Charlotte i Gilberta. Nie wiadomo kto był bardziej zaskoczony, że mężczyzna organizuje coś tak... poważnego. Kiedy jednak usłyszeli, że ma być tam alkohol, to wszystko stało się jasne.

Księżniczka, wchodząc do sali za rękę z Blythem, zrobiła furorę. Każdy mężczyzna zamilkł, wpatrując się w nią jak w kawałek mięsa. Nie do końca wiadomo, czy to przez jej urodę, czy raczej czerwoną suknię, która odkrywała trochę więcej niż zwykle. Była jednak pewna, że musi być tutaj ostrożniejsza niż wcześniej. Król Włoch pomyślał to samo, ale na szczęście był na tyle inteligentny, żeby odciągnąć uwagę wszystkich.

- Panowie, ależ ostrożnie. Każdy diabeł ma piękną twarz. Dlatego lepiej skupić się na winie! - Dodał, wyciągając za pazuchy butelkę. Mężczyźni idąc w jego ślady zaczęli głośno rozmawiać, a raczej krzyczeć do siebie. Gdzie nie gdzie ktoś uderzał się po plecach, a inni posyłali sobie mordercze spojrzenia.

Jeśli to jest bankiet, to ja jestem boginią.

Godzinę później większość osób nie pamiętała jak się nazywa. Przynajmniej tak myślała Charlotte, która postanowiła pójść do łazienki. Już kiedy z niej wracała, wiedziała, że coś jest ewidentnie nie tak. Było zbyt cicho na korytarzu, jak na to, co przed chwilą się tu działo. Chciała zachować wzmożoną ostrożność, ale jak się okazało, niewiele jej to dało. Kiedy wchodziła do sali, ktoś złapał ją w pasie jedną ręką, a drugą zatkał jej usta.

Dziewczyna od razu zaczęła się szarpać, ale mężczyzna był silniejszy. Zaniósł ją do środka sali, a jej jedynie mignęła przed oczami sytuacja, która tu miała miejsce. Król i Gilbert byli trzymani przez jakiś rycerzy, którzy ewidentnie nie należeli do jego armii. Większość dyplomatów która tu była została zatrzymana przez innych rycerzy, od tego samego króla, sądząc po identycznym ubiorze. Wszyscy byli związani, oprócz Blythe'a i gospodarza. Widocznie im pozwolono zachować godność.

Charlotte została położona i przyciśnięta do stołu. Dopiero wtedy mogła zobaczyć swojego "porywacza". Zajęło jej zaledwie sekundę skojarzenie twarzy.

Król Hiszpanii.

A to dupek.

- Czego chcesz? - Warknęła, szarpiąc się. Doskonale znała jednak odpowiedź, która wcale jej się nie podobała.
- Twojego tronu, kochanie. Ale, zanim to dostanę! Dlaczego by nie wykorzystać tej sytuacji w której się znaleźliśmy?

Rycerze zarechotali, kiedy król położył ręce na talii księżniczki.

- Nie dotykaj jej - Warknął Gilbert.
- Nic jej nie zrobisz - dodał król Włoch, wściekły. Hiszpan jednak nie przejął się nimi za bardzo, a zamiast tego nadal się droczył.

- Ciekawe, co wyjdzie tym razem? Syna już mam.

Po raz kolejny po zamku rozniósł się podły śmiech jego rycerzy. Charlotte wiedziała, że tym razem nie ma co liczyć na mężczyzn, więc musi poradzić sobie sama. Kątem oka popatrzyła na stół, i nagle ją olśniło.

- Ile lat ma twój syn? - Zapytała, rozkładając ręce na boki, i starając się o nie oprzeć. Mężczyzna jednak znowu przycisnął ją do stołu, na co cicho jęknęła z bólu.
- Kochanie, to nie jest teraz wcale ważne. - Wyszeptał, całując jej szyję.
- Dla mnie jest.
- Siedem.
- Odziedziczy po tobie tron?

Dopytywała, podczas kiedy mężczyzna już podnosił dół jej sukni, jeżdżąc dłonią po jej udzie.

- Oczywiście. Po mojej śmierci.
- A więc pozwól, że przyświadczę mu przysługę. - Powiedziała, po czym w ułamku sekundy złapała nóż leżący kawałek od niej na stole i podnosząc się, wbiła mu go w tętnice szyjną. Było to ogromne ryzyko, bo nie była pewna, czy jest on wystarczająco ostry, więc kiedy krew trysnęła z rany, odetchnęła z ulgą. Nie na długo jednak, bo wykorzystując sytuację, dorwała miecz mężczyzny który miał przewiązany przy pasie, i wbiła mu go w brzuch. Metal przeszył jego ciało na pół, co dało jej pewność, że nie przeżyje.

Wstała ze stołu, wyciągając swoją aktualnie jedyną broń z ciała wroga. Jego ryczerze byli w tak ogromnym szoku, że ani drgneli. Natomiast dyplomaci i Włoscy żołnierze byli mądrzejsi, i od razu zaczęli się ruszać, byleby tylko uwolnić się z więzów i pomóc księżniczce. Gilbert i król wyrwali się z ich łapsk bez większej trudności, i od razu podbiegli do Charlotte, która jednak była w swoim żywiole.

Widząc, że mężczyźni powoli wychodzą z szoku, podniosła zakrwawiony miecz, i oznajmiła:

- Wasz król jest martwy. Niech żyje królowa Anglii...

Jej sarkastyczny uśmiech, ale powaga w oczach sprawiły, że wszyscy rycerze uklękli przed nią, kłaniając się. Król Włoch i Gilbert stali kawałek dalej, obserwując sytuację. Po minucie rozkoszowania się zwycięstwem, Włoch zaczął od nowa rządzić:

- Gdzie do diabła jest reszta straży!? Na co czekacie idioci, odwiążcie ich! Serdecznie przepraszam wszystkich moich gości za tą nieoczekiwaną sytuację. Musicie zrozumieć, że zakończę w tym momencie bankiet.

Dyplomaci coś tam pomarudzili, inni skinęli głową ale w każdym razie wszyscy wyszli. Król kazał straży sprzątnąć ciało Hiszpana, i zająć się sobą. Po kolejnych paru minutach oni także wyszli, zostawiając Charlotte, Gilberta i króla samych.

Dziewczyna w końcu spojrzała na swojego towarzysza, który tylko na to czekał. Widząc jej wzrok podszedł do niej, i objął jej drżące ze strachu ciało. Do dziewczyny dopiero teraz dotarła powaga sytuacji, i to, że przed chwilą mogła zginąć. Król widząc romantyczną scenę która się przed nim dzieje, zrobił skrzywioną minę.

- Będę... gdzieś indziej - powiedział, nim zrobił to, co każdy szanujący się kawaler w tej sytuacji. Ulotnił się.
- Spokojnie. Już jesteś bezpieczna. Nie pozwoliłbym, żeby coś ci się stało.
- Ale przed chwilą...
- Razem z królem Włoch mieliśmy już plan. Zrobilibyśmy wszystko, żeby nic ci się nie stało.

Dziewczyna znowu wtuliła się w chłopaka, który delikatnie głaskał ją po włosach. Nie wiedziała, czy mówi on prawdę. Cieszyła się jednak, że znowu może być w jego ramionach.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Nie chcę się żegnać. - Stwierdziła Charlotte, przytulając króla Włoch. Stali na dworze, przed powozem który miał ich odwiedź na prom. Oboje z Gilbertem byli ubrani w bardzo ciepłe ubrania, ale ich nastawienie do podróży było raczej zimne. Mimo tego co wydarzyło się tutaj na bankiecie, to polubili Włochy i ich władcę.

- Ja też, ale za niedługo się zobaczymy. Obiecuję.

Król ten jeden raz zrezygnował z sarkazmu. Sam bardzo polubił dziewczynę, pewnie przez to, że widział w niej swoją młodszą, damską wersję. Trochę zagubioną dziewczynę której pomaga przetrwać ironiczne podejście do życia i władza. Brunetka uśmiechnęła się delikatnie, i weszła do powozu. Teraz Blythe podszedł do mężczyzny, podając mu rękę. Ten jednak przyciągnął go do męskiego uścisku.

- Dobre dziewczyny dają lepsze prezenty, ale złe dziewczyny są najlepszym prezentem. A prezentów się pilnuje.

Blythe zaśmiał się cicho, i poklepał króla po plecach. Następnie ostatni raz się pożegnał, i zniknął w wozie. Siadając koło księżniczki przyjrzał się jej. Delikatny uśmiech zdradzał, że jest szczęśliwa. Gilbert uniosł brwi oczekując wyjaśnień, z którymi dziewczyna natychmiast pospieszyła.

- Mam po swojej stronie Francję i Włochy, a Hiszpanię na razie mam z głowy.
- Osiągnęłaś swój cel...
- Więc powinnam dostać nagrodę. - Stwierdziła, przygryzając wargę. Blythe przewrócił oczami, ale przyciągnął ją na swoje kolana, wpijając się w jej usta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro