15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dzień dobry! - Parę obudził krzyk królowej Luizy. Blythe widząc kobietę, na pół przytomny mocniej narzucił na siebie i swoją narzeczoną kołdrę.
- Mamo, wyjdź! - Zajęczała Charlotte, chowając twarz w klatkę Gilberta. Była ona zmęczona po wczoraj, a sytuacja w której się znaleźli wcale nie była komfortowa.
- Sądząc po was wczorajszy wieczór się udał...

Kobieta zaśmiała się, kiedy oboje się zarumienili. Gilbert odruchowo jeszcze mocniej naciągnął na nich ich jedyne nakrycie, podczas kiedy Luzia odsłoniła kurtynę w oknie.

- Czyż nie jest dzisiaj piękny dzień na planowanie ślubu? - Zapytała uśmiechnięta.
- Świetny, ale proponuje najpierw śniadanie - odpowiedziała jej córka sarkastycznie, licząc, że jej matka wyjdzie. Tak też na szczęście się stało, ale nim wyszła z pokoju zatrzymała się jeszcze na chwilę przed drzwiami.

- To znaczy, że będę miała wnuka?

Kobieta w odpowiedzi dostała głośne "mamo!". Rozumiejąc, że więcej się nie dowie wyszła, w wyśmienitym humorze.

Kiedy tylko drzwi się zamknęły Blythe cicho się zaśmiał, doprowadzając tym swoją narzeczoną do rumieńców.

- Twoja mama widzi w tym niezły biznes. Według niej ty dodać ja równa się wnuk. - Zauważył, pozwalając jej się wtulić w jego ciało.
- Nawet mi o niej nie mów - poprosiła, a Gilbert spełnił jej prośby w zamian za kilka pocałunków.

Dopiero wtedy wstali, i zaczęli się szykować do zejścia na dół, co z kolei zrobili dopiero po godzinie. Luiza czekała na nich z niecierpliwością, a kiedy przyszli zaczęła rozmowę. A raczej monolog, bo narzeczeni nawet jej nie słuchali, skupiając się na jedzeniu.

Potok słów byłej królowej przerwał huk, z którym rycerz wbiegł do środka. Charlotte natychmiast się podniosła, i podeszła do niego, zauważając, w jakim stanie jest.

- Co się stało?
- Królowo... ja... oni... - Mężczyzna nie mógł się wypowiedzieć przez zadyszkę. Gilbert wstał i podszedł do swojej narzeczonej, uspokajając niespodziewanego gościa.
- Spokojnie, weź głęboki wdech. Chcesz się napić?

Kiedy rycerz przytaknął chłopak podał mu wodę, dzięki czemu po minucie ten zaczął mówić.

- Na rynku wybuchły protesty. Ludzie domagają się prawdziwego króla. Dowiedzieli się o pana i królowej zaręczynach.
- Skoro tak, to dlaczego nadal rzucają się o króla?
- Wiedzą też o pana pochodzeniu. Że nie jest pan z zamożnej rodziny...
- Byłem na uniwersytecie i kupiłem sobie pozycję! Przecież to miało wystarczyć...

Charlotte złapała Gilberta za dłoń, przejmując głos.

- Nie do końca. Dzięki temu możesz mnie legalnie poślubić. Nasze małżeństwo jednak nadal będzie wtedy budzić kontrowersje... uznałam, że tego i tak nie uniknę, ale nie spodziewałam się, że ludzie będą się przez to buntować. Myślałam, że będą tylko plotkować między sobą.
- Ale kto im powiedział? Przecież nie ogłosiliście jeszcze nic oficjalnie. Nie dowiedzieliby się też w niecałą dobę o twoim pochodzeniu, Gilbert - zauważyła Luiza, jak do tej pory milcząca.
- Na początku nieliczni mówili o zaręczynach - wtrącił rycerz - uważali, że to romans co oburzyło ich jeszcze bardziej. Kiedy ktoś powiedział o oświadczynach protesty trochę zmalały, ale nadal nie możemy ich opanować.

Królowa w tym momencie musiała działać szybko, ale logicznie. Dlatego po krótkim namyśle wydała rozkazy.

- Powiedzcie ludziom, że ostatnim życzeniem króla było, żebym wyszła za Gilberta Blythe'a. To powinno ich trochę uspokoić. W końcu mu ufali. Matko, napisz proszę do papieża. Potrzebujemy od niego zgody na nasze małżeństwo. Kiedy ją wyda nikt nie będzie miał nic do gadania. Do tego czasu musimy się dowiedzieć kto rozpoczął ten chaos i dlaczego.

Każdy wziął się do swojej roboty. Królowa razem z Blythe'm wyszli z jadalni, porzucając pomysł kontynuowania śniadania. Na korytarzu Charlotte zaczepiła jednego ze strażników, rozkazując mu uruchomić siatkę śledczą w całym kraju i poza nim. Powiedziała to na tyle cicho, że o ile nie trafiła akurat na zdrajcę, to nikt inny tego nie wyda.

Następnie weszli razem do komnaty Charlotte. Kobieta zdenerwowana usiadła na łóżko, a Blythe przyglądał jej się z bezpiecznej odległości.

- Kto mógł nas wydać? Ja mówiłam tylko doradcą i dyplomatą mojego ojca, ale było to tak dawno temu... gdyby mieli, to już dawno by coś powiedzieli. Mówiłeś może komuś na uniwersytecie?
- Nie bo starałem się to ukrywać, mimo, że wiedzieli, że należę do twojego dworu.

Gilbert westchnął ciężko, siadając obok narzeczonej. Przyciągnął jej ciało do siebie, mając nadzieję, że to ją rozluźni. Tak faktycznie się stało.

- Kiedy papież się zgodzi, nikt nie będzie miał nic do gadania. Musimy im jakoś pokazać, że nasza władza nie jest słaba, w końcu o to im cały czas chodzi. Być może kiedy dowiemy się kto jest zdrajcą i go ukarzemy, to będzie to dla nich wystarczający dowód.
- Wiem, ale to nie będzie takie łatwe... kiedy panują zamieszki państwo jest osłabione. Ktoś może łatwo i skutecznie zaatakować, a ja nie mam co z tym zrobić. Jestem bezradna...
- Poradzimy sobie z tym - powiedział, łapiąc jej twarz w dłonie - razem.

Gilbert jeszcze wtedy nie wiedział, że "razem" nie oznacza tylko jego i Charlotte, ale jak się okazało przez kolejny tydzień, również papieża który zgodził się na ich ślub, francuską rodzinę królewską która wypisywała do nich listy, wyrażając swoje poparcie za ich związkiem małżeńskim, Luizę która przejęła kontrolę nad siatką zwiadowczą i króla Włoch, który osobiście do nich przyjechał razem z jedną czwartą swojej armii, którą "pożyczył" Charlotte na czas strajków.

Ten ostatni wprowadził duże zamieszanie, podczas próby rozwiązania jakoś tego chaosu, który powstał. Był szurnięty, ale też najbardziej przebiegły i inteligentny. A jak wiadomo, jak szaleniec połączy swoje siły z kobietą, to może się to nie skończyć dobrze dla ich wroga.

Na to też miała nadzieję Charlotte, coraz bardziej zbliżając się do prawdy. Nie wiedziała jeszcze jednak co tak naprawdę zrobi osobie, która wypuściła tajne informacje na światło dzienne. Nie mogła jej za to w żaden sposób bezpośrednio ukarać, a więc pozostała intryga, na którą nie miała teraz zbyt wiele czasu.

Król Włoch oprócz chęci pomocy Charlotte, miał także pragnienie które ciężko było ugasić. Co dokładnie odczuł barek, który w ciągu jego pobytu zdążył sporo opustoszyć. I nie przeszkadzało to królowej do momentu, w którym mężczyzna nie zaczynał po pijaku mówić o jej ślubie. Wtedy najczęściej słyszała o tym, jakie wino powinna kupić, kogo zaprosić żeby zabawa była przednia, i czego nie robić, aby Gilbert do tego czasu nie uciekł. W takich chwilach przeważnie oddawała króla w ręce swojego narzeczonego, który lepiej go znosił. Nie do końca wiedziała dlaczego - czy przez podobieństwo gustów do alkoholu, czy raczej wspólne tematy, chociaż nie oszukując się stawiała na to pierwsze.

Były jednak też takie momenty, w których król Włoch był trzeźwy i bardziej... rozumny. Na przykład ten teraźniejszy, w którym to siedzieli w trójkę, bo z Gilbertem przy stole w jadalni. Charlotte była pewna, że wyglądają jak na sabacie czarownic ale nie zbyt ją to obchodziło, kiedy liczyło się rozwiązanie zagadki.

- Jeszcze raz. Są tylko trzy opcję osób, które mogły się wygadać. Pierwsza to straż i służba w zamku. Druga, to ja lub rodzina francuskich piesków - tutaj Charlotte posłała mu zabójcze spojrzenie - co już wykluczyliśmy. Trzecia to ktoś z zewnątrz, kto bardzo chce się na was zemścić i musiał was śledzić, i jest ona najbardziej logiczna, ale problem w tym, że nie ma na nią kandydata. Co z tego wynika?
- Że tak czy siak mamy gdzieś tutaj szpiega. - Stwierdziła Luiza, wchodząc do sali. Król Włoch wywrócił oczami, ale nie powstrzymało go to od wrednego komentarza.
- Nawet dobrze ci idzie myślenie, Luizo. Myślałaś, żeby robić to częściej?

Kobieta zignorowała go, siadając obok córki.

- Mam nowe informacje. Okazało się, że najprawdopodobniej te całe plotki zaczęły się w okolicach portu, do którego w tym czasie przypłynęło kilkunastu Hiszpanów.
- To nie ma sensu. Zabiłam króla Hiszpanii, a wątpię, że siedmiolatek, jego syn, chce się zemścić.
- Jego syn nie jest na razie stuprocentowym władcą - wtrącił Król Włoch - dopóki nie osiągnie trzynastu lat jego krajem rządzi jego wujek, brat króla.

Gilbert kontynuował rozmowę, która prowadziła do zaskakujących wniosków.

- Jaką relację miał on z bratem?
- Podobno całkiem niezłą. Byli bliźniakami, więc mieli jakąś tam więź czy coś...
- A więc myślicie, że to on chce się zemścić?
- To logiczne rozwiązanie - uznała Charlotte, wstając - ale teraz pytanie, kto jest jego szpiegiem? Czy mamy w zamku jakąś nową służbę?

Królowa spojrzała na Blythe'a, który nagle otworzył usta z zaskoczenia i zbladł. I właśnie w tamtym momencie uświadomiła sobie to, co spowodowało, że kolory odpłynęły również i z jej twarzy.

O cholera

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro