17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

^ (Zamiast Franciszka (tego blondyna) wyobraźcie sobie Gilberta)

- Zamierzasz się żenić... - Król Włoch podszedł do Gilberta, nie ukrywając swojego rozbawienia.
- Nie, no coś ty. Skąd ten pomysł? - Odpowiedział sarkastycznie Blythe, pokazując na ołtarz. Ceremonia miała się rozpocząć za pięć minut, z czego z każdą sekundą jego stres się powiększał. Tym bardziej, że nie miał przy sobie Charlotte.

- Gdzie moja panna młoda?
- Pewnie obmyśla ucieczkę.
- Czy możesz chociaż przez chwilę być poważny?
- Mogę, ale tak jest zabawniej.

Gilbert wydał z siebie niezidentyfikowany dźwięk, coś pomiędzy warknięciem a eksplozją wulkanu. W tym samym czasie Charlotte stała przed kościołem razem ze swoją matką, która poprawiała jej welon.

- Co ty w nim widzisz? - Zapytała Luiza, nie mogąc powstrzymać złośliwości. Oczywiście cieszyła się, że jej córka wychodzi za mąż, ale nie potrafiła uciszyć swojego charakteru który kazał jej powiedzieć coś wrednego.
- Cały świat i jeszcze niebo. Jest jedynym mężczyzną, który pokochał mnie za to jaka jestem, a nie za mój status i majątek.

Luiza prychnęła pogardliwie, ale uśmiechnęła się delikatnie. Muzyka zaczęła grać, więc szybko odeszła, zostawiając córkę samą. Na szczęście nie nadługo, bo po chwili dwóch rycerzy otwarło drzwi kościoła, a brunetka powoli weszła do środka, patrząc na ołtarz.

Gilbert kiedy zauważył kobietę uśmiechnął się delikatnie, starając się odgonić łzy które uparcie chciały wypłynąć na powierzchnię. Był to moment, w którym zdał sobie sprawę z tego gdzie tak naprawdę się znajduje. Za chwilę zostanie mężem kobiety która jest jego pierwszą, prawdziwą miłością. Jednocześnie jest ona królową, a on będzie jej królem.

Królem Anglii, której mieszkańcy zebrali się tutaj, żeby oglądać ceremonię, która właśnie się zaczęła. Muzyka przestała grać zaraz po tym, jak Filip przyniósł obrączki a Charlotte stanęła przy Gilbercie z wielkim uśmiechem. Papież zaczął mówić typową formułkę, której żadne z nich nie słuchało wpatrzone w siebie. Dopiero sakramentalne "tak" wyrwało ich z letargu, w który wpadli ponownie podczas pocałunku. Ludzie zaczęli wiwatować, a najgłośniej z nich król Włoch, który już wyobrażał sobie stoły zastawione alkoholem.

I w istocie - kiedy dotarli na zamek sala balowa była udekorowana specjalnie dla nich w czerwono białe barwy. To w niej zatańczyli swój pierwszy taniec, a następnie zjedli tort i otworzyli prezenty. Ich przyjaciel w końcu dostał swój upragniony alkohol, a oni mogli się dyskretnie ulotnić do sypialni, w której dokończyli świętowanie.

Blythe leżąc obok swojej żony cieszył się chwilą, w której mógł bezkarnie wpatrywać się w jej oczy bawiąc się kosmykiem jej brązowych włosów. Czuł radość tak ogromną, że nawet najgorsze wieści by go nie zasmuciły. To samo czuła Charlotte, która analizowała całą ich relację. Nagle z siłą tornada uderzyło w nią, że tak naprawdę nigdy nie powiedziała wprost mężczyźnie co do niego czuję. I może to była szybka i ulotna myśl, ale uznała, że to jest odpowiedni moment żeby w końcu mu to wyznać.

- Kocham cię...

Blythe zatrzymał się na sekundę, zdziwiony.

- Co? - Brunetka zaśmiała się, nim powtórzyła swoje słowa. Mężczyzna uśmiechnął się i wpił się jej usta, zaczynając kolejną serię pocałunków.
- Ja ciebie też, kochanie. - Odpowiedział, przytulając mocniej kobietę, którą w końcu mógł nazwać swoją.

Był tym tak zaślepiony, że nie mógł nawet pomyśleć, żeby coś się jej stało. Dlatego, kiedy w środku nocy usłyszał dziwne dźwięki z łazienki, a obok siebie nie znalazł kobiety, wystraszył się nie na żarty. W ciągu sekundy znalazł się przy Charlotte, która zwracała swoją zawartość żołądka. Blythe złapał jej włosy, czekając zmartwiony aż przestanie wymiotować.

- Co się dzieje, kochanie? - Zapytał, kiedy dziewczyna wstała z klęczek.
- Niedobrze mi...

Mężczyzna szybko dał jej buziaka w czoło, i odprowadził do łóżka, nie pozwalając jej się nigdzie ruszyć. Sam natomiast rozkazał strażnikowi, który był w pobliżu, pobiec po lekarza, który zjawił się w ciągu kolejnych piętnastu minut.

Mężczyzna zrobił wszystkie badania, wypraszając Gilberta z pokoju, który spięty czekał pod drzwiami. Po upływie trzydziestu minut chciał już wejść do środka, ale nim zdążył otworzyć drzwi, wyprzedziła go Charlotte. Kobieta wyglądała na zestresowaną, ale jednocześnie szczęśliwą. Mężczyzna zaraz dowiedział się dlaczego, kiedy na jednym wydechu oznajmiła:

- Będziesz tatą...

+++++++++++++++Koniec++++++++++++++

Najprawdopodobniej jutro wstawię jeszcze mały bonus... Oczekujecie nieoczekiwanego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro