2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Charlotte, odprowadź Dianę i Gilberta do ich komnat.

Księżniczka popatrzyła na swoją mamę, co najmniej jakby ta kazała jej skoczyć przez okno. Mimo to, posłusznie wykonała jej polecenie.

Bez słowa weszła do zamku, szybkim krokiem kierując się w stronę części mieszkalnej, gdzie mieli swoje pokoje jej goście. Diana i Gilbert ruszyli za nią, pobieżnie przyglądając się pomieszczeniom które mijali. Brunet pomyślał sobie, że pewnego dnia chciałby przejść po nich wszystkich spokojnie i powoli, tak, żeby mógł obejrzeć wszystko. Bowiem jego zafascynowanie tym miejscem rosło z minuty na minutę. Obudziło się w nim coś, co ludzie wprost nazwaliby pragnieniem bogactwa.

Księżniczka wyrwała chłopaka z zamyślenia, kiedy nagle się zatrzymała i głośno otwarła dwuskrzydłowe drzwi.

- Diano, to twój pokój. Dodałam do niego parę dodatków w twoim stylu. Mam nadzieję, że ci się spodoba...

Wywołana dziewczyna z uśmiechem weszła do środka, posyłając jeszcze pocieszające spojrzenie Gilbertowi. Brunet postanowił zacząć rozmowę, nie mogąc już dłużej wytrzymać niekomfortowej ciszy.

- Jak się tutaj nie zgubić, księżniczko? - Zadał chyba najgłupsze pytanie, jakie mógł. Mentalnie walnął sobie z liścia. To twoja przyszła królowa, idioto! - Krzyczał w myślach.

- Nie wychodź z komnaty, to się nie zgubisz. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. Po chwili jednak dodała:
- Będę po ciebie przychodzić przed posiłkami, żeby zaprowadzić cię do jadalni. Nie chcemy żebyś zabłądził.

W ostatnim zdaniu pojawił się gram złośliwości, przez który Gilbert delikatnie się uśmiechnął. Nie przyznałby tego na głos, ale kręciło go to, że dziewczyna nie jest delikatną księżniczką, a potężną (przyszłą) królową.

Minutę później znaleźli się pod drzwiami jego pokoju. Charlotte bez słowa odeszła, nim Gilbert zdążył jej podziękować. Chłopak jeszcze bardziej się wyszczerzył, po czym wszedł do środka.

Komnata była cztery razy większa od jego pokoju w domu. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to ogromne łóżko, które wyglądało na najwygodniejsze w całym kraju. Obok łoża stała duża, drewniana szafa ze zdobieniami. Naprzeciwko był regał z książkami, obok którego znajdowały się drzwi. Chłopak zaciekawiony je otworzył, ze zdziwieniem zauważając, że ma własną, prywatną łazienkę.

Czy to napewno nie jest sen?

Chwilę później w drzwi jego nowego pokoju zapukał mężczyzna, który bez słowa podał mu torbę, do której Gilbert się zapakował. Z nudów rozpakował swoje ubrania i rzeczy, a następnie zainteresował się książkami na regale, które wręcz prosiły żeby je przeczytać.

Ze zdziwieniem zauważył, że jeszcze nigdy nie czytał żadnej z nich. Na dzisiaj wybrał "Duma i uprzedzenie" Jane Austen. Położył się z nią na łóżku, już przebrany w piżamę i czytając tekst, który przekładał się w jego głowie na niesamowite obrazy, zasypiał. Zaledwie na pięćdziesiątej stronie Morfeusz porwał go w swoje objęcia, pozwalając mu resztę wydarzeń z książki obejrzeć w snach.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Charlotte stała pod drzwiami komnaty Gilberta. Pewna siebie głośno w nie zapukała, ale nie usłyszała odpowiedzi. Po kolejnej próbie zdecydowała się wejść do środka.

Blythe słodko spał na łóżku, a na podłodze leżała książka "Duma i uprzedzenie". Księżniczka widząc to podniosła brwi zaskoczona. Nie wiedziała jak ma się w takiej sytuacji zachować.

Po krótkim zastanowieniu uznała, że obudzi chłopaka. Stanęła koło łóżka i położyła dłoń na jego ramieniu, delikatnie go ściskając.

- Pobudka, królewiczu! - Krzyknęła, a chłopak się skrzywił.
- Jeszcze pięć minut...

Charlotte puściła go w szoku. Blythe po paru sekundach jednak uświadomił sobie chyba gdzie jest, bo gwałtownie otworzył oczy podrywając się do siadu.

- Księżniczka?
- A kto jest równie bogaty?

Dziewczyna dopiero teraz zobaczyła, że chłopak nie ma koszulki a jedynie bieliznę. Spłonęła rumieńcem, szybko oznajmiając:

- Ubierz się, czekam pod drzwiami.

Następnie jak najszybciej się dało wyszła z komnaty, głośno trzaskając drzwiami. Stojąc na korytarzu przez chwilę starała się opanować swoje zawstydzenie, a kiedy jej się to udało Blythe do niej dołączył, już w pełni ubrany.

- Piękny dziś dzień, prawda, księżniczko? - Zapytał, z wyśmienitym humorem. Brunetka uśmiechnęła się, postanawiając, że zlituje się nad chłopakiem i przestanie być taka oschła.
- Owszem i mam zamiar z niej skorzystać.
- To znaczy?
- Jeszcze nie wiem. Przejdę się po ogrodzie, albo pojeżdżę konno... to zależy od okoliczności.

Brunet skinął głową, zaskoczony tym, jak dziewczyna jest dla niego uprzejma. Postanowił jednak o to nie pytać, pamiętając, że przecież to księżniczka i pytanie "Dlaczego masz taki dobry humor?" nie byłoby na miejscu. Po za tym, właśnie stanęli przed jadalnią.

Pierwsza weszła do niej Charlotte, jak zwykle pewna siebie. Bardziej nieśmiało zrobił to Gilbert, który zajął swoje miejsce - jak się okazało - naprzeciw księżniczki.

- Witaj, Gilbercie. Jak twoje samopoczucie? - Zapytała królowa Luiza, uśmiechając się uprzejmie.
- Dobrze, dziękuje. Czy wasza wysokość już wie, co mogę zrobić, żeby zostać lekarzem?

Królowa zamrugała szybko oczami, jakby zaskoczona pytaniem. Król widząc to, odpowiedział za nią.

- Gdybyś chodził normalnie do szkoły, to za rok zdawałbyś egzaminy, po których mógłbyś starać się dostać na jakąś uczelnię. Jako jednak, że masz spore zaległości, proponuję ci, żebyś je najpierw nadrobił, w przyspieszonym tempie. Po tym jak zdasz egzaminy będziemy myśleć co dalej.
- Jak mogę zrobić to wszystko w tym "przyspieszonym tempie", wasza wysokość?
- Przemyśleliśmy to i uznaliśmy, że skoro są wakacje i nie ma szkoły to potrzebujesz prywatnej nauczycielki, bo będzie ci się ciężko uczyć samemu. Jako jednak, że nasza pałacowa guwernantka, Emily, ma problemy zdrowotne i w pałacu pojawia się rzadko, myślimy, że Charlotte mogłaby ci pomóc.

Wspomniana dziewczyna o mało nie zakrztusiła się herbatą.

- Ojcze, ja...
- Masz wystarczające umiejętności. Poza tym, na razie i tak nie masz większych obowiązków. Decyzja należy do ciebie, ale pamiętaj, że losy Gilberta w tym momencie zależą od ciebie.

Charlotte napotkała w tym momencie niekomfortową sytuację. Jej ojciec powierzył jej poważną decyzję, sugerując jednak, że powinna podjąć się tego wyzwania. Jej matka patrzyła na nią zaciekawiona, z delikatnym uśmiechem. Natomiast sam Blythe złapał z nią kontakt wzrokowy, chociaż wyglądał na zestresowanego. Księżniczka widziała też wzrok Diany i swoich wujków, którzy od początku liczyli na to, że pomoże chłopakowi.

- Zgoda - powiedziała po chwili zastanowienia.

Obym tego nie żałowała.

Na twarzy wszystkich w pomieszczeniu pojawił się uśmiech. Tak jakby tylko czekali na taką odpowiedź. Charlotte była samą sobą zdziwiona. Przeważnie nie zgadzała się na takie rzeczy, wiedząc, że ktoś po prostu ją w ten sposób wykorzystuje. Tym razem czuła jednak, że powinna to zrobić. Dlaczego?

Wychodząc z jadalni, pośpiesznie rzuciła do Gilberta krótkie "zaczynamy od jutra". Następnie skierowała się do swoich komnat, żeby jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję i przygotować potrzebne rzeczy na pierwszą "lekcję".

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Gilbert zamyślony oparł głowę na dłoni, wpatrując się w okno. Widok bowiem był piękny, gdyż pokazywał on cały królewski ogród z góry. Blythe wyrwał się z stanu zamyślenia, kiedy zauważył księżniczkę, przechadzającą się koło fontanny. Natychmiast wstał, chcąc lepiej widzieć.

Dopiero teraz zwrócił uwagę na dzisiejszy wygląd dziewczyny. Charlotte była ubrana w różową suknie, chaftowaną złotymi wzorami. Na palcu miała złoty, rodowy pierścień, a na szyi dumnie błyszczał złoty naszyjnik. Jej głowę zdobił diadem, dobrany kolorem do reszty biżuterii. Jednak to jej twarz była najpiękniejsza. Teraz tak łagodna, delikatnie uśmiechnięta wydawała się być aniołem, kiedy wąchała kwiaty. W końcu usiadła na ławce, z zerwaną różą w ręku, którą głaskała po płatkach.

Chłopak nie spuszczał z niej oka, co trwało przez dziesięć minut, aż do przyjścia króla. Gilbert wtedy skupił się jeszcze bardziej, pragnąc dowiedzieć się, o co chodzi. Jedyne co mógł zrobić, to czytać z mimiki dziewczyny. Nie było to takie trudne, bo tym razem nie starała się ona ukrywać emocji.

- Musisz się pospieszyć.

Charlotte skrzywiła się, słysząc słowa swojego ojca. Po raz kolejny nalegał, żeby jak najszybciej znalazła męża i objęła tron.

- Dlaczego muszę za kogoś wychodzić? Przecież dobrze poradzę sobie sama.
- Jaka jest królowa bez króla?
- Z historycznego punktu widzenia? Lepsza.

Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie, a jej ojciec westchnął. Król nie chciał zmuszać córki do małżeństwa, ale jego żona pragnęła, by ta sprawa jak najszybciej się rozwiązała.

- Zapytam inaczej. Jaka byłaby Julia bez Romeo?
- Żywa.

Dziewczyna nie popuszczała. Żeby podkreślić swoją postawę do sprawy wstała z ławki i stanęła przed ojcem, wpatrując mu się prosto w oczy spojrzeniem, które u większości powodowało ciarki.

- Jestem najsilniejsza sama i dobrze o tym wiesz.
- Jeśli sama nie znajdziesz męża, zrobi to za ciebie matka.
- Życzę jej powodzenia. Nikt nie zechce zostać moim mężem, znając mój charakter i temperament.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro