3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gilbert siedział znudzony w swoim pokoju, czekając na Charlotte. Dziewczyna na śniadaniu powiedziała mu, że przed obiadem po niego przyjdzie i pójdą się uczyć. Była już jednak dwunasta, a jej jak nie było tak i nie ma.
W końcu chłopak się zdenerwował i postanowił sam jej poszukać, nie przejmując się tym, że ostatnio doradziła mu, żeby nie opuszczał sam pokoju.

Blythe najpierw przemierzył korytarz, po drodze zaglądając do pomieszczeń z otwartymi drzwiami. Następnie skręcił na skrzyżowaniu w prawo, gdzie za chwilę wszedł po schodach na drugie piętro. Tutaj jednak wszystkie pomieszczenia były zamknięte, więc zszedł na parter, gdzie mieściła się jadalnia. Tam jednak także nie było dziewczyny. W końcu, mijając się z jakąś sprzątaczką po drodze, zapytał ją gdzie znajdzie księżniczkę. Ta doradziła mu pójść do ogrodu, co od razu zrobił.

Po dziesięciu minutach spacerowania po ogrodzie, dojrzał ją między kwiatami z innym mężczyzną. Nieznajomy był wysoki, szczupły, miał blond włosy i niebieskie oczy. Wyglądał, jakby miał dobre zamiary do dziewczyny, ale Charlotte nie wydawała się być zbytnio zadowolona jego obecnością.

- Twoja matka rozmawiała wczoraj z moją. Słyszałem, że mówią o małżeństwie. - Kiedy dziewczyna się nie odezwała, wyjaśnił - twoim i moim.
- Nie obawiaj się. Obiecuję ci, że mogą tylko mówić.

Blondyn zaśmiał się, jakby nie rozumiejąc aluzji. Następnie kontynuował swoje wręcz dziecięce zaloty.

- Jeszcze nigdy nie spotkałem takiej wyjątkowej dziewczyny jak ty.
- Za to ja spotkałam pięciu, którzy mówili to samo.

Tym razem mężczyzna już zrozumiał. Jego uśmiech natychmiast zniknął. Spojrzał on na kobietę poważnie, tak jakby chodziło o sprawę śmierci i życia.

- Dlaczego jesteś taka oziębła? Jestem, możliwe, że twoim przyszłym mężem. Musisz zacząć mnie szanować, bo nie każdy na moim miejscu byłby dla ciebie tak uprzejmy.
- A ja jestem, to akurat pewne, twoją przyszłą królową. Uważaj na słowa, bo w każdym momencie możesz stracić język.

Księżniczka walczyła na spojrzenia z chłopakiem. W końcu blondyn się poddał i odszedł, z wysoko uniesioną głową. Charlotte zdążyła jeszcze przewrócić oczami, nim zauważyła Gilberta.

- Przepraszam, że po ciebie nie przyszłam. Musiałam - tutaj się zacięła na sekundę - porozmawiać z tym mężczyzną.
- Wszystko w porządku?

Gilbert był niezapokojony tematem ich rozmowy. Nie chodziło tylko o to, że dziewczyna mu się spodobała ale także i to, że jako mężczyzna powinien dbać o komfort dam, a ten facet jej się wyraźnie narzucał.

- Nie przejmuj się. Co powiesz na to, żebyśmy pouczyli się w mojej komnacie? Myślę, że tam będziemy mieć najlepsze warunki.

Brunet skinął głową, a dziewczyna ruszyła do zamku.

Po aż dziesięciu minutach znaleźli się w jej pokoju. Gilbert się rozejrzał. Pomieszczenie było dużo większe od tego, w którym on aktualnie mieszkał. Nie było tutaj ani skrawka powierzchni, do którego nie dochodziło światło słoneczne z okien. Ściany były pomalowane na biało, co jeszcze bardziej rozjaśniało sypialnie księżniczki. Łóżko, biurko i szafy były mahoniowe. Wszystkie dodatki były granatowe i czerwone, co Gilbertowi kojarzyło się z potęgą, jaką dziewczyna reprezentowała.

Charlotte od razu skierowała się do regału, gdzie zaczęła wyciągać książki. Blythe wtedy jej się przyglądał. Mimo własnej woli pomyślał, że dziewczyna pasuje do tego obrazu. Jej czerwona suknia komponowała się z resztą wystroju.

- Chcesz zostać lekarzem, więc zacznijmy od biologii. - Powiedziała, podając mu trzy duże księgi, które ten zaniósł na biurko. Dziewczyna wyciągnęła jeszcze tabliczkę i kredę, którą położyła obok reszty "pomocy naukowych".
- Co umiesz?

Brunet spojrzał jej w oczy i nagle zapomniał odpowiedzi. Jej wzrok prześwitywał jego duszę, a on sam czuł, jakby płonął. Było w jej spojrzeniu coś takiego, co sprawiało, że od razu chciałeś jej się ukłonić.

- Ja...co masz.. na myśli?
- Czego do tej pory nauczyłeś się z biologii w szkole? Układ oddechowy, krwionośny...
- Tego jeszcze nie przerabialiśmy...

Dziewczyna westchnęła, po czym zaczęła wszystko od podstaw tłumaczyć chłopakowi. Po trzech godzinach można było powiedzieć, że Gilbert to rozumie.

- Idziemy na obiad? - Zapytał księżniczkę, wyciągając w jej stronę dłoń, żeby pomóc jej wstać. Brązowowłosa po raz kolejny spojrzała na niego tym spojrzeniem, ale wyciągnęła swoją dłoń. Ta jakby idealnie spasowała do tej Gilberta, który mimo tego, że dziewczyna wstała już parę sekund temu nadal ją trzymał.
Charlotte w końcu zdziwiona uniosła brwi, po czym subtelnie zabrała swoją rękę, żeby odnieść książki.

Kiedy przyszli do jadalni, wszyscy już tam byli. Diana uśmiechnęła się, widząc swoją kuzynkę z przyjacielem.

- Jak wam idzie nauka? - Zapytała z uśmiechem królowa Luiza.
- Nie jest źle. Możemy chwilę porozmawiać? Teraz.

Kobieta zdziwiła się, ale wyszła za dziewczyną z pomieszczenia.

- Dlaczego chcesz mnie wydać za Black'a? Dobrze wiesz, że zależy mu tylko na władzy.
- Ostrzegłam cię. Nie znalazłaś sobie męża sama, więc cię wyręczę.
- Grasz nieczysto! - Charlotte krzyknęła szeptem. - Nie powiedziałaś mi ile mam czasu! Nie możesz mnie z dnia na dzień wydać za losowego mężczyznę!

Luiza zastanowiła się chwilę.

- Masz rok, dokładnie do następnego czerwca. Jeśli do tego czasu nie znajdziesz przyszłego króla... zostaniesz żoną Black'a, czy tego chcesz, czy nie.

Kobieta wróciła do jadalni, zostawiając córkę samą. Charlotte ani nie myślała teraz, żeby wrócić tam i zjeść obiad z ludźmi, którzy decydują o jej losach za jej plecami. Dlatego postanowiła wrócić do swojego pokoju, gdzie przynajmniej nikt jej nie będzie napastował.

Nikt, oprócz Gilberta - jak się okazało. Chłopak przyszedł do niej po obiedzie, zdziwiony tym, że tak bez słowa zniknęła. Trochę zawstydzony zapukał w drzwi, czując się niezwykle głupio.

- Wejdź! - Przed chwilą już miał plan odejść, ale słysząc rozkaz zostało mu go tylko wykonać.

- Gilbert? - Zapytała zaskoczona Charlotte, zauważając "kolegę".
- Wybacz, że cię nękam. Chciałem jedynie upewnić się, że wszystko w porządku. Nie byłaś na obiedzie...
- Nie miałam ochoty jeść.

Dziewczyna usiadła na łóżku, a widząc, że chłopak nie ma zamiaru odejść, poklepała ręką miejsce koło siebie. Blythe po chwili wahania na nim usiadł, nie odrywając wzroku od księżniczki.

- Chcesz wyjaśnień, prawda?

Brunet nie potwierdził, ale jego wzrok aż krzyczał "Tak!"

- Jak dobrze wiesz za parę lat mam zostać królową. Wiąże się to z wieloma obowiązkami, w tym chociażby muszę zapewnić mojemu krajowi dobrą przyszłość. Wiele osób twierdzi, że jako kobieta nie będę w stanie tego dokonać sama. Dlatego rodzice ciągle narzucają mi małżeństwo. Bo "Kim jest królowa bez króla?!" Zgadnij!
- Królową?
- Dokładnie! Ale moja matka tego nie rozumie!

Dziewczyna w tym momencie opadła na łóżko. Zaczęła obserwować sufit, jakby co najmniej miała w nim znaleźć odpowiedź na jej żale.
Gilbert po chwili położył się koło niej, a widząc, że na księżniczce nie zrobiło to żadnego wrażenia ułożył się wygodniej.

- Mogę ci jakoś pomóc? - Charlotte popatrzyła na niego z taką iskrą w oczach, że Gilbert aż się przestraszył.
- Nie masz może jakiegoś kandydata na mojego męża? Nie mam dużych wymagań. Wystarczy, że będzie mnie szanować i traktować na równi. No i mógłby mnie też pokochać, ale to już warunek do negocjacji.
- Jest jakiś haczyk?
- Musi być jakimś księciem, albo przynajmniej pochodzić z arystokracji. Da się to obejść, ale to skomplikowane.
- Jak bardzo skomplikowane?
- Są dwie opcje. Albo wkupujesz się w ten tytuł, plus kończysz uniwersytet albo odnajdujesz jakieś stare papiery na to, że twój praprapradziadek był arystokratą, na co jest małe prawdopodobieństwo.

Gilbert się nad tym zastanowił. Nie wydało mu się to być bardzo trudne, a z drugiej strony nadal nie było to łatwe. Postanowił nie wypytywać dalej. Już i tak miał wrażenie, że nadużywa cierpliwość dziewczyny. Zamiast tego zaczął ją pocieszać.

- Jesteś księżniczką Anglii. Każdy mężczyzna zabiłby, żeby zostać twoim mężem.
- Tylko dla statusu. Potrzebuję kogoś, kto najpierw zakocha się we mnie, nie w mojej fortunie i władzy.

Blythe miał ochotę krzyknąć "Potrzebujesz mnie!" Ale się powstrzymał.

- Więc masz zamiar wyjść za tego mężczyznę, którego wybiorą ci rodzice?
- Oczywiście, że nie. Nasze państwo nie odgrywa wystarczającej roli, żebym musiała małżeństwem zawrzeć sojusz. Dlatego mam odrobinę łatwiej i mam zamiar to wykorzystać. Poszukam odpowiedniego kandydata - dodała, tłumacząc. Gilbert pokiwał głową w zrozumieniu, a chwilę później zostawił księżniczkę samą. Stojąc przed drzwiami jej komnaty, przez jego głowę przemknęła jedna, podsumowująca całą sytuację, myśl:

No to się porobiło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro